poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 11

Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Niechętnie przetarłam oczy i przekręciłam się na drugi bok.
- Spieprzaj - westchnęłam kiedy telefon zabrzęczał ponownie.
Jednak kiedy komórka dała mi znać o tym, że ktoś próbuje zadzwonić już po raz trzeci niechętnie usiadłam na łóżku i zdziwiona zarejestrowałam, że była dopiero godzina 6.45.
Kto normalny dzwoni o tej porze?!
Fuck logic.
Powolnym ruchem podniosłam telefon i szczerze zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam szczęśliwą mordkę Hope jako zdjęcie kontaktu.
- Musisz mieć bardzo dobry powód, żeby dzwonić do mnie o tej porze - ostrzegłam przyciągając słuchawkę do ucha.
Usłyszałam płacz po drugiej stronie.
- Hope?
- Ja... Ja nie powinnam do ciebie dzwonić - jęknęła.- Ale tata umarł i ja nie wiem co mam zrobić.
Dziwnie się czułam słuchając jak płacze i wydało mi się niestosowne by pytać co się stało z jej ojcem.
- Jak to nie żyje?- ciekawość wygrała.
- Był zamach - zaszlochała.- Właściwie to umarł przed wczoraj, ale czuję się taka rozbita... Nie spałam od tamtego czasu. Miałam zadzwonić do ciebie i zapytać czy przyjdziesz na pogrzeb...
Nie miałam wątpliwości, że jej ojciec umarł nie przez swoje interesy, a przeze mnie.
Przecież...
Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, zajęczałam tylko cicho i poczułam jak po moim policzku płynie potok łez. Kolejna osoba umarła z mojego powodu.
Czego ten psychopata ode mnie chciał?
Zwinęłam się w kłębek na rogu łóżka i zaczęłam cicho płakać. Wszyscy, którzy umarli, a zbierał się już dosyć pokaźny klub takich osób - umarli z mojej winy.
Pan Clark, Lily i ... Harry.
Zaraz...
Umarł przed wczoraj...
Dzień w który wyjechaliśmy.
Kurwa!
Ale mieliśy szczęście! Jak znam życie najpierw był u mnie w domu, a dopiero później rozwścieczony tym, że mnie nie było postanowił zabić pierwszą lepszą osobę, którą znałam.
Niech to szlag!
Co by się stało gdybym była jeszcze w domu?
Pewnie to ja zamiast pana Clark'a byłabym w tej chwili martwa.
Nie lubiłam ani jego ani Lily, no ale kurcze. Umarli przeze mnie. Nie mogłabym być kompletnie bez serca i uznać, że właściwie nie ma żadnej straty, bo była. Oni umarli, a to, że ich nie lubiłam czy nie tolerowałam mnie nie usprawiedliwiało, a nawet robiło ze mnie ostrą i wredną szmatę.
Czasami zastanawiałam się nad sensem życia, nad tym po co tu jesteśmy i co mamy zrobić. I ciągle jestem przekonania, że jeśli nie dokonasz tych najważniejszych rzeczy w życiu to śmiało można uznać, że nie żyłeś, a jedynie egzystowałeś. Myślenie bez ładu i składu, owszem. Ale zakładając, że na przykład nie zakochałeś się, nie miałeś przyjaciela i rzeczy tego typu i nagle umrzesz nie przeżywając swojej pierwszej przyjaźni czy miłości, czy coś takiego można nazwać życiem? Jasne, że nie. Przecież każdy rodzi się by czuć. Nie ważne co. Może to być ból, smutek, miłość czy zapach konteneru na śmieci, nie ważne, ale nie czując tych rzeczy twoje życie jest bezsensowne. Dążąc do upragnionej przyszłości i omijając to co dzieje się teraz też nie wykażesz się za bardzo życiem. Żyć trzeba tu i teraz, nigdy nie masz pewności czy następnego dnia się obudzisz. I dlatego też trzeba wybaczać, po prostu trzeba. Gdybyś pokłócił się z kimś i następnego dnia ta osoba by umarła, jak byś to przyjął? Że ta osoba umarła będąc na ciebie złą, że nie zdążyliście pogodzić się zanim śmierć zabrała jej duszę. Życie jest bezcenne, a ja mam wielki dług biorąc pod uwagę, że przeze mnie umarły trzy osoby. Tą bez cenność życia wymierzają właśnie uczucia innych osób względem tego człowieka, bo ktoś musiał cię kochać, ktoś musiał cię lubić. I ten ktoś zostaje z wielką pustką w sercu jeśli nagle ktoś postanowi odebrać ci życie. Więc co to jest życie? Życie to uczucia.
- Rose - Hope niemal piszczała do słuchawki.- Rose, jesteś tam?
Powoli odciągnęłam telefon od ucha i rozłączyłam się.
Jeśli Mathew dopadł jej ojca, to ją też musiał mieć na oku i skoro do mnie zadzwoniła to po jej reakcji można było wywnioskować, że jej coś powiedziałam. Wtedy musiała się martwić, ale nic nie wiedząc była bezpieczna.
Nie mogłam dopuścić do tego by ktokolwiek inny umarł z mojej winy. Życie jest zbyt cenne by tracić je przeze mnie.
Zmobilizowana do nie-uśmiercania-ludzi znów położyłam się do łóżka i po pół godzinnym opłakiwaniu zmarłych z mojej winy znów zasnęłam.




***



Po tym jak wstałam przez jakiś czas siedziałam w kompletnej ciszy w pokoju i rozmyślałam nad tym co zrobić by przeżyć. Co zrobić by odesłać hama do więzienia?
Nic nie jadłam, nie czułam głodu, a Niall wykazał zbyt duże zainteresowanie moją siostrą by zwrócić na mnie uwagę. Właściwie to cieszyła mnie ta sytuacja, bo jak zwykle wparowałby do pokoju ze wszystkimi jako obstawą i nie dałby mi spokoju. Potrzebowałam go trochę - potrzebowałam spokoju. Musiałam uporządkować myśli.
Doszłam do wniosku, że nie mogłam na długo zostać u Brook, zbyt ją to narażało. Musiałam jej powiedzieć co się dzieje, musiała mnie puścić, ale był jeden problem. Ona by mnie nie puściła. Nie ważne jak bardzo by mnie nienawidziła, była moją siostrą i chcąc nie chcąc mnie w jakiś sposób kochała.
Uroczo.
W końcu postanowiłam, że opuścimy mieszkanie Brooklyn dokładnie tego samego dnia i udamy się do jakiegoś hotelu. Ustaliłam nawet, że ja i Kim będziemy w jednym pokoju, a chłopcy w drugim. Chłopcy, kurcze, chciałabym ich nazwać mężczyznami, ale chyba nie zasługiwali na to miano. Kiedy zadowolona z moich ustaleń spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 13.27 postanowiłam jeszcze chwilę pobyć sama więc naciągnęłam na siebie więcej kołdry i w rękę złapałam ramkę ze zdjęciem Harry'ego.
Przejeżdżałam palcem po szkle i uśmiechałam się pod nosem widząc jego oczy, dołeczki, widząc jego twarz.
Wspomnienia same zbierały się w mojej głowie i kumulowały się do takiego stopnia, że nie byłam w stanie do innych myśli niż obwinianie się jego śmiercią.
To właśnie robiły ze mną wspomnienia plus to, że mi go brakowało. Te dwa czynniki sprawiły, że rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę.
Zanim się zorientowałam Louis wparował do mojego pokoju i usiadł na drugim końcu łóżka. Przez chwilę lustrował mnie wzrokiem, a potem zaczął mówić:
- Wiesz - podrapał się po karku.- Myślałem, że nie kochałaś go tak na serio. Nie bądź zła, powinienem dać ci to już dawno, ale obawiałem się, że to dla ciebie nic nie znaczy. Że Harry dla ciebie nic nie znaczył. Trochę mi głupio - zaśmiał się ponuro.- Taki alfons będzie ci teraz mówił o rzeczach raczej babskich.
Wytarłam mokry policzek i skupiłam się na chłopaku, który wydał mi się w tamtej chwili jak z innej planety.
- Widzisz... Harry cię bardzo lubił. Nigdy nie powiedział mi czy czuł coś więcej, ale wydaje mi się, że tak. Przy tobie był inny, zmieniałaś go. Stawał się mniej spięty, jakby nie bał się być sobą. Był szczęśliwy kiedy chociaż wspominałem twoje imię. Wydaje mi się, że to dlatego, że cię kochał.
- Pieprzysz - powiedziałam w końcu.- Harry mnie nie kochał. Kiedy ja wyznałam mu miłość w ostatnich chwilach życia on tylko stał jak kołek w miejscu, Louis. Nie wiedział nawet czym jest miłość.
- Nie będę cię przekonywać, Rose. Takie jest tylko moje zdanie. Ale mam mały dowód. Nie wiem czy wiesz, ale Harry pisał.
- Pisał?- zdziwiłam się. - Co niby pisał?
- Piosenki. Harry pisał piosenki. Zgarnąłem jego dziennik zanim policja zaczęła przeszukiwać jego pokój więc coś tam przeczytałem. Każda z nich jest o miłości i każda jest zadedykowana tobie, Rossie. Wydaje mi się, że to chyba dowód miłości. Przy każdej jest też data. Pierwszą dla ciebie napisał 30 września.
Chłopak podał mi zniszczony dziennik, a ja niepewnie wyjęłam po niego dłoń. Kiedy poczułam jego ciężar zaczęłam oglądać książeczkę. Dziennik miał okładkę z ciemno-brązowej skóry i był stary, bardzo stary. Nawet pachniał starością. Jego kartki były pożółkłe i na kilku, jak zdążyłam zeskanować podczas szybkiego przewracania, znajdowały się plamy prawdopodobnie po kawie.
Szybko zaczęłam szukać zapisek, i były tam. Znalazłam piosenkę zadedykowaną mi, z datą 30 września.
- Nie możliwe - wyszeptałam.- Znaliśmy się wtedy słabo i właściwie go wtedy bardzo nie lubiłam.
Louis zaśmiał się.
- Mówił mi, że jak się denerwujesz to w seksowny sposób marszczysz nos.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dzięki, Louis - powiedziałam cicho, a on wstał i wyszedł.


Wiem, że pewnie będę zbyt wstydliwy, żeby ci oddać tą 
książeczkę i piosenkę, ale i tak napiszę ją dla ciebie. 
Lubie cię, Rose. 

More than this - dla Rose 30.09.2014.

I'm broken, do you hear me?/ Jestem załamany, słyszysz mnie?
I'm blinded, cause you are everything I see / Jestem ślepy bo tylko ciebie widzę
I'm dancing, alone / Tańczę, sam
I'm praying, that your heart will just turn around / Modlę się, żeby twoje serce odwróciło się
And as I walk up to your door / Kiedy przychodzę pod twoje drzwi
My head turns to face the floor / Spuszczam głowę by zmierzyć się z podłogą
Cause I can't look you in the eyes and say / Ponieważ nie mogę spojrzeć ci w oczy i powiedzieć

When he opens his arms and holds you close tonight / Kiedy on otwiera ramiona i trzyma cię blisko dziś wieczorem 
It just won't feel right / Po prostu nie czuję się dobrze
Cause I can love you more than this, yeah / Ponieważ mogę cię kochać bardziej niż on, yeah
When he lays you down I might just die inside / Kiedy kładzie cię do snu, umieram wewnątrz
It just don't feel right / Po prostu nie czuję się dobrze 
Cause I can love you more than this / Ponieważ potrafię cię kochać bardziej niż on 
I can love you more than this / Kochać bardziej niż on 



Czytając tekst piosenki po moich policzkach płynęły łzy szczęścia zmieszane ze łzami tęsknoty. Jak on mógł napisać tak wspaniałą piosenkę? Jak on mógł ją napisać i zadedykować ją mnie? 
Dlaczego nie pokazał mi jej wcześniej?
Przecież nie widziałam piękniejszej, która opowiadałaby o miłości. Ta była zdecydowanie najpiękniejsza, była wspaniała, delikatna i wyrażała mnóstwo uczuć. Prawdziwych uczuć. Czegoś takiego nie napisze się ot tak sobie. 
Chłopak miał dar, miał talent, którym się nie podzielił, a teraz jego twórczość przepadła. 
Tu już nie chodziło o to, że nie było go na świecie, chodziło o to, że zmarnował szansę na życie w luksusie. Z takim talentem mógł osiągnąć co tylko chciał. 
Mógł zawojować świat. 





Czasami zastanawiam się nad przyszłością
i nic nie poradzę na to, że kiedy ją sobie wyobrażam
widzę cię przy swoim boku 

Act My Age - dla Rose, 14. 10. 2014

When I'm fat and old and my kids think I'm a joke / Kiedy będę gruby i stary, a moje dzieci pomyślą, że jestem żartem
Cause I move a little slow when I dance / Ponieważ poruszam się trochę wolniej kiedy tańczę
I can count on you after all that we've been throught / Mogę liczyć na ciebie po tym wszystkim co razem przeszliśmy
Cause I know that you'll always understand / Ponieważ wiem, że zawsze zrozumiesz

I won't act my age, no I'm won't act my age / Nie będę się zachowywał tak jak przystało na mój wiek, nie, nie będę zachwowywał się tak jak przystało na mój wiek
No, I'll still feel the same around you / Nie, wciąż będę się czuł tak samo [młodo] przy tobie 
Hay! / Hej! 



Wyobrażał sobie mnie u swojego boku? Jak to? Przecież nie mógł tak myśleć! Znaliśmy się dopiero miesiąc! Z resztą, ja też się w nim szybko zakochałam więc nie będę mu tego wytykać. Jak dla mnie musiał znać jeszcze jedną Rose, taką, która byłaby z jego świata i którą byłoby dużo łatwiej pokochać niż mnie. 
Nigdy z resztą nie powiedział mi, że mnie kochał. A to, że napisał gdzieś, że wyobraża mnie przy sobie kiedy będzie stary nic nie znaczyło. Nie musiał mnie kochać, mógł mnie tylko lubić. 
Mógł zawojować świat. 
Będę to powtarzać przez całe swoje życie, kiedy ktoś mnie o niego zapyta, powiem, że mógł zawojować świat
Bo mógł. 

Szybko przewróciłam kartki i przeczytałam tylko tytuły pozostałych piosenek: 
  • Little things - 16. 10. 2014 Dla Rose
  • Night Changes - 20. 10. 2014 Dla Rose
  • Half a heart- 27. 10. 2014 Dla Rose
  • They don't know about us - 1. 11. 2014 Dla Rose
  • You & I - 13. 11. 2014 Dla Rose
  • I would - 19. 11. 2014 Dla Rose
  • Stole my heart - 25. 11. 2014 Dla Rose
  • Where do broken hearts go - 22. 12. 2014 Dla Rose
Chciałam przeczytać resztę piosenek, ale do mojego pokoju wszedł Niall więc tylko schowałam dziennik szybko pod kołdrę. 
- Stara, martwię się o ciebie - zaczął obdarzając mnie niemiłym spojrzeniem.- Całymi dniami tylko płaczesz i masz w tyłku wszystkich. Dobra, mnie. Nie pozwolę na takie traktowanie więc masz zwlec swój gruby zadek z łóżka i iść ze mną na miasto. 
Uśmiechnęłam się na te słowa pod nosem. 
- Dobra - powiedziałam.- Ale najpierw przeprowadzamy się do hotelu, mój drogi. Nie chcę żeby Brook się coś stało. Nie możemy tutaj waletować. 
Blondyn posłał mi gardzące spojrzenie i gdyby nie fakt, że był jakby nie w zasięgu ręki to dostałby w szczękę. 
- Okay, ogarniam - westchnął.- Gania za nami jakiś kolo ze spluwą i chce nas wszystkich zabić, a my uciekamy jakbyśmy bawili się w berka. A gdyby nas zabił to co z tego?
- To nigdy nie zjadłbyś hamburgera. 
- Spieprzajmy stąd. 









--------------------------------------------------------------
Yaay, mało brakowało i bym zapomniała, że przecież zapowiedziałam na dzisiaj rozdział xD dla osób które nie wchodzą na ogłoszenia parafialne - to tam go zapowiedziałam.
Kocham was <3 chce jedynie dodać, że napisałam w pizdu rozdziałów do przodu i mam takie małe marzenie czy przypuszczenie, że skończę pisać w przeciągu miesiąca całe opowiadanie, a gdy tak się stanie - rozdziały będą dodawane codziennie ^.^
No i jeszcze jedna BARDZO ważna sprawa - nie wiem czy by nie zrobić z tego trylogii, bo 2 część będzie serio dość długa, więc mogłabym ją podzielić i wtedy wyszłoby gdzieś tak 25 rozdziałów na jedną część :D kocham i pozdrawiam
BŁAGAM PISZCIE CZY JĄ ROZDZIELIĆ CZY NIE !!

1 komentarz:

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*