środa, 29 lipca 2015

Rozdział 2

- Chodź, chodź!- Zawołała mnie przyjaciółka, zabawnie machając rękami. Chwilę potem odwróciła się i zgrabnie pobiegła przed siebie w zupełnie mi nieznanym kierunku.
Chwilę potem odwróciła się i zażenowana, ale z uśmiechem znów nakazała mi iść za sobą na niewielkie wzgórze, przed którym stałyśmy. 
Moje ramiona otulał lekki, ciepły i przyjemny, wiosenny wietrzyk. Bawił się moimi ciemnymi włosami, wywołując tym na mojej skórze delikatne ciarki i o dziwo, podobało mi się to. Powolnie stąpałam po niesamowicie zielonej trawie, idąc w kierunku Kim, która wciąż radośnie szczerzyła do mnie swoje śnieżnobiałe zęby. W pewnym momencie, podczas wspinania się pod górę, wiatr zrzucił mi z głowy mój żółty kapelusik, rozplątując przy tym kucyka n

a mojej głowie. Czarne kosmyki moich włosów wydostały się na wolność i łaskotały moją twarz, wywołując tym uśmiech nie tylko u mnie, ale i u brunetki, stojącej na wzgórzu. 
- Rose - zawołała, zwracając tym moją uwagę.
Stała tam, wyglądała jak anioł. Jej zwiewna, jasno niebieska sukienka powiewała na wietrze, plątając się o jej idealne nogi. Na głowie miała wielki kapelusz w stylu lat 40 tego samego koloru, który przysłaniał jej zgrabną głowę. Widziałam przez niego tylko jej jedno oko, ale promienny uśmiech, jakim mnie obdarzała, sprawił, że na chwilę straciłam zmysły. Zaczęłam zastanawiać się, jak to możliwe, że tak piękna istota nazywana jest moją najlepszą przyjaciółką? Jak to możliwe, że Louis odtrącił ją pomimo tego piękna, mądrości i osobowości?
Kim Sanderson, moja najlepsza przyjaciółka i zarazem jedna z najpiękniejszych istot na Ziemi była ideałem. Zgrabna, zabawna, mądra, a na dodatek ze wspaniałą osobowością. Co prawda, była trochę irytująca, ale kto na tym złym świecie nie miał wad?
- Chodź - znów pomachała do mnie ręką, uśmiechając się przy tym szczerze. Jej brązowe włosy przykryły jej twarz, więc radośnie odgarnęła niesforne kosmyki i znów spojrzała w moją stronę, a ja poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.- Spóźnisz się. 
Niezgrabnie wspięłam się obok niej. Oczywiście pod koniec tej czynności musiała mi pomóc się wdrapać, ale stanęłam obok o własnych nogach i wyszczerzyłam się do niej. 
- Gdzie?- Zapytałam, przekrzywiając głowę w prawo i mrużąc powieki, ponieważ światło słonecznie nieprzyjemnie raziło w oczy. 
- Na powrót do rzeczywistości - odparła, przytulając mnie.- Inni też cię potrzebują, Rossie. Oddam im cię, jeśli chcesz. 
- Nie wiem, czy chcę - westchnęłam cicho, patrząc na nią.- Tam jest mnóstwo zła i wszystko na ogół umiera po jakimś czasie. Ja mogę być tutaj, z tobą. 
- Ja także jestem tam, w realu - odparła, a ten piękny uśmiech nie schodził jej z twarzy.- Poza tym, w rzeczywistości ktoś na ciebie czeka. Nie mogę cię powstrzymywać od powrotu, nie należysz tutaj, a tam. Wciąż żyjesz, Rose. Ja jestem wytworem twojej wyobraźni. Nie ma mnie na prawdę, nie jestem prawdziwą Kim. Ona jest gdzieś tam, czeka na ciebie. Tak samo jak Carl, Brook, Louis i inni. A przede wszystkim on na ciebie czeka. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałby, żebyś wrociła do niego cała i zdrowa. 
- Kto?
- Harry. Zależy mu. Na tobie. Na waszej przyjaźni. Na twojej miłości. Daj mu szansę, jestem pewna, że jej nie zmarnuje ponownie. 
Niepewnie spojrzałam na nieistniejącą nie-Kim dziewczynę, choć w jakimś sensie nią była. Nieśmiało skinęłam głową, a ona w przedziwny sposób rozpłynęła się w powietrzu. Pozostało po niej jedynie grzejące okropnie słońce, od którego bolały mnie oczy. Niechętnie uniosłam powieki i zdziwiłam się, kiedy nie zobaczyłam niczego ze świata, w którym wcześniej byłam.  

Biel. Widziałam białe ściany i wszystko inne. Obok mojego łóżka skuleni byli wszyscy z moich byłych przyjaciół, poza Zayn'em i Louis'em. Oni zapewne pilnowali Sereny, której także nie dostrzegłam w niewielkim tłumie zgromadzonych przy moim łóżku.
Ufać mogłam tylko Brooklyn. Ona zawsze była przy mnie, była moją siostrą, a ja kochałam ją, tak samo, jak ona mnie. Wiedziałam, że także nie była świadoma kłamstw innych zgromadzonych. Kiedy dostrzegła, że się obudziłam, szybko podeszła do mnie, choć fotel, na którym siedziała znajdował się po drugiej stronie sali szpitalnej.
Oh, a więc byłam w szpitalu.
Siostra szybko uklękła na krzesełku po mojej prawej stronie i złapała moją dłoń, o mały włos się nie rozpłakując.
- Co się stało?- Zapytałam cicho, bo dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z mojego zmęczenia.
Chcąc, nie chcąc, spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam, że na dworze było ciemno. Zmarszczyłam lekko nos, nie rozumiejąc dlaczego, skoro jeszcze wcześniej był ranek. Chwilę potem dostrzegłam zegar, który wskazywał kilka minut po północy.
- Przespałaś trzy dni - wyjaśniła Brook, tuląc do siebie moją dłoń.- Wszyscy baliśmy się, że się już nie obudzisz. Straciłaś dużo krwi...
Odruchowo spojrzałam na swój zabandażowany brzuch i zmarszczyłam czoło. Ciężko było mi sobie przypomnieć skąd bandaż się tam wziął. Zapewne odkażono mi ranę i pewnie spędziłabym w szpitalu trochę czasu, aż nie poczułabym się lepiej.
Zaraz. 'Wszyscy' bailiśmy się? Nie ma żdnych wszystkich, przecież ja ich nie obchodziłam. Skąd niby pomysł na to, że ich także martwił mój stan zdrowia? To tylko śmieszne, lub smutne, sama nie wiem.
Kiedy chciałam poprawić sobie lecące mi na twarz włosy, moja lewa ręka utkwiła w miejscu, więc nerwowo na nią spojrzałam. Zastygłam w bezruchu, widząc śpiącego Harry'ego, którego dłoń i palce splecione były z moimi. Dlaczego ten człowiek zawsze robił rzeczy, które bolały najbardziej? Dziwne było czuć jego ciepło, patrzeć na spokojną twarz.
Łzy podeszły mi do oczu i wykrzywiłam twarz w grymasie mówiącym 'rozpłaczę się'. Gorączkowo zabrałam rękę, nie budząc go przy tym. Drżącą dłonią poprawiłam włosy, które w efekcie tego czynu jeszcze bardziej zakryły mi pole widzenia. Zbyt bardzo byłam rozkojarzona, by móc zrobić coś dobrze. Zdenerwowana spojrzałam na siostrę, która obserwowała moje poczynania z niewielkim zdziwieniem.
- Mówiłam, że cię skrzywdzi - westchnęła.- Chciałam go wyrzucić, ale chyba najbardziej ze wszystkich zależało mu na pozostaniu i czuwaniu przy tobie. Dalej nie wierzę w to, że jest aż takim dupkiem, żeby zostawić i wrócić po pół roku. Oczywiście niby ma tam swoje wyjaśnienia, ale dalej jest na mojej czarnej liście... I jak widać, twojej także.
Wystraszona skierowałam swój wzrok na śpiącego słodko chłopaka.
- Nie chcę go więcej widzieć - zaskomlałam.- To za bardzo boli - Brook objęła mnie, chowając szczelnie w swoich ramionach, a ja zaczęłam cicho łkać w jej koszulkę. Siostra gładziła mnie po plecach, starając się uspokoić moje nerwy.- Chciałabym mu kazać się wynosić stąd i z mojego życia, ale nie mogę...
- Za bardzo go kochasz?- Zapytała, posyłając mi lekko smutny uśmiech.
- Nie - zaprzeczyłam.- Chcę znaleźć Kim,  ma swoje jedyne nadzieje we mnie i tych wszystkich debilach. Boję się o nią. Boję się, że coś jej się stało. A Harry ma mi pomóc, on chyba jest najbardziej przydatny.
Mój rozdygotany wzrok skierowałam na Harry'ego, który powoli zaczął się wybudzać. Leniwie przetarł swoje oczy i rozejrzał się po sali. Nie zauważył, że nie spałam, ale dostrzegł, że nie trzyma już mojej dłoni, która w tamtej chwili leżała spokojnie obok niego. Złapał ją delikatnie w swoją rękę, a mnie przeszły dreszcze. Znów splótł nasze palce razem, ale zabrałam dłoń, sprawiając, że zmierzył się z moim wystraszonym spojrzeniem.
- O mój Boże - powiedział szczęśliwy i poderwał się z miejsca, by móc zrobić cokolwiek, był zadowolony.- Rose, jak ja się o ciebie bałem.
- O-odsuń s-się - nakazałam drżącym głosem, bo bałam się sama nie wiem czego.
On po prostu wrócił i oczekiwał, że przyjmę go z otwartymi ramionami.
- Jak się czujesz?- Zignorował mój nakaz i pszysiadł bliżej mojej twarzy, w jego oczach tańczyły zadowolone iskierki i oh, jak ja go kochałam.
- Odsuń się, proszę - powiedziałam zmęczonym głosem.
Zobaczyłam jak bardzo był zawiedziony. Chciał wszystko naprawić, a ja go pozbawiłam na to jakiejkolwiek szansy. Skinął tylko głową powoli, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, a potem wstał i odszedł kilka kroków, budząc przy tym resztę.
- To ja pójdę po lekarza - oznajmił, nie patrząc na mnie, a jedynie spuszczając zraniony wzrok. Zaraz potem, potykając się o leżącego na ziemi Niall'a, odszedł do drzwi i zniknął za ich ciemną, drewnianą powłoką.
Obudził przez to blondyna, który nawet nie przejął się tym, a widząc mój zbłąkany wzrok, zerwał się na równe nogi i dosłownie wskoczył mi na łóżko szpitalne, miażdżąc mi nogi. Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a ja otępiała nie poruszyłam się, czując jego ciepło. Brakowało mi go, zdecydowanie, ale bałam się tego, że on mnie zawiedzie, że znów sprawi, że będę cierpieć. Jak oni wszyscy, którzy zebrali się w koło mojego łóżka.
Moje życie popadło w ruinę dopiero wtedy, kiedy wszystko, czego potrzebowałam i pragnęłam, odzyskałam. Bo prawdą było, że pomimo posiadania tego nadal, ja nie byłam w stanie zaufać nikomu z osób, które wcześniej darzyłam wielkim uczuciem, nie licząc Brooklyn. Byłam zawiedziona, bo odzyskałam Harry'ego, ale wcześniej umierałam powoli w towarzystwie osób, które doskonale wiedziały o tym, że on żyje. Zostałam skrzywdzona tak okrutnie, że ciężko było mi nawet oddychać i zachwycałam się na pozór normalnymi rzeczami, błahostkami. Czy ktoś z normalnym życiem zachowywał się tak, jak ja? Oczywiście, że nie.
- Niall - szepnęłam, ale on nadal trzymał mnie w swoich ramionach.- Niall - lekko poprawiłam się w jego uścisku, a on wtedy na mnie spojrzał i jejku, był tak bardzo zraniony.
- Przepraszam - westchnął, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie o to chodzi - wywróciłam oczami i spojrzałam na swoje nogi.- Zaraz złamiesz mi jakąś z kości, ułomny człowieku.
Słysząc to, chłopak zerwał się na równe nogi, co oznaczało, że po prostu stał na moim szpitalnym łóżku. Opadł na miejsce obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Możemy ci to wszystko wyjaśnić - powiedział Liam, zwracając tym moją uwagę.
Widziałam, jak bardzo oni wszyscy chcieli, bym nie osądzała ich o rzeczy, których możliwe, że nie zrobili. Wtuliłam się w blondyna i zaprosiłam na miejsce po mojej drugiej stronie Brook, która bez zbędnych komentarzy typu 'zaraz będzie tutaj lekarz, a wtedy to się źle skończy' wgramoliła się obok i mnie przytuliła, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
- To będzie niezłe - westchnęłam ciężko i skinęłam na Liam'a głową, by mówił, co miał do powiedzenia.
- Tylko Zayn wiedział o Harry'm - powiedział ciężko.- My wszyscy nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia, przysięgam. Wiemy, jak bardzo zraniona teraz jesteś, wszyscy czujemy to samo, ale na prawdę nie wiedzieliśmy nic poza tym, że jesteś w niebezpieczeństwie. Możliwe, że on wrócił właśnie dlatego.
Mathew chciał mnie zabić. A Harry wrócił tylko dlatego. Nie byłoby go, gdyby wszystko byłoby w porządku, a mi nie groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. I to bolało mnie tak bardzo, że nie mogłam nawet oddychać.
On nie wrócił dla mnie, chociaż w pewnym sensie to zrobił. Ale nie dlatego, że tęsknił za mną, po prostu nic chciał mieć mnie na sumieniu.
Dlaczego ja byłam aż tak naiwna, że sądziłam, że on mógł być dla mnie dobry, albo, że mu faktycznie zależało? Przecież to było kłamstwo. Tak samo, jak wcześniej. Że też dałam się drugi raz nabrać.
- Rose?- Zapytał mnie najlepszy przyjaciel, lekko potrząsając moją głową, która ułożyłam na jego barku.
- Wierzę wam - szepnęłam.- Wierzę.
I jak na zawołanie, jakby to było wcześniej ustalone, do mojej sali wtargnął lekarz. Mogłabym spokojnie stwierdzić u niego niemal zawał na widok Niall'a leżącego po mojej lewej stronie. Mężczyzna był młody i zapewne nowy, więc nie za bardzo ogarniał, co w takiej sytuacji powinien zrobić.
- Ekhem - odkaszlnął, zwracając tym uwagę reszty moich przyjaciół, także blondyna, który automatycznie pobladł, zdając sobie sprawę, że zapewne ma kłopoty.- Czy państwo mogłoby opuścić łóżko szpitalne, które jest przeznaczone dla pani Rose?- Zapytał Brook i Niall'a, akcentując przy tym cztery ostatnie słowa.
Nie trzeba było powtarzać im tego ponownie, bo prawie polecieli na podłogę. Oczywiście ślamazarność mojego przyjaciela sprawiła, że upadł z hukiem na ziemię, tłukąc sobie przy tym tyłek. Zakryłam twarz dłonią, załamując się widokiem zdezorientowanego chłopaka, siedzącego obok łóżka.
Nawet lekarz uśmiechnął się nieznacznie na ten widok, ale chwilę potem otrząsnął się i podszedł do mojego łóżka, by mnie przebadać.
- Więc - zaczął, spoglądając na teczkę z dokumentami.- Pamiętasz jak się nazywasz i ile masz lat?
- Tak - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.- Rose Baker, lat 19.
- Yhm - zanotował to w papierach, a następnie spojrzał na mnie, unosząc kąciki ust w górę, na co odpowiedziałam tym samym.- Pamiętasz, co się stało?
- Nie za bardzo - przyznałam, wzdychając ciężko.- Ale wnioskuję po tym bandażu, że coś stało mi się w bok.
- Tak, to była rana po postrzale - przytaknął mężczyzna, uważnie oglądając moją reakcję.
Przecież nie mogłam pokazać mu, że wcale mnie to nie zdziwiło. Nikt z moich znajomych nie miał pojęcia o tym, że mnie także drasnęło, więc jeśli udałabym, że nie pamiętam wypadku, sprawa pozostałaby zostawiona w spokoju.
Zmarszczyłam lekko nos, udając niedowierzanie.
- Postrzale?- Powtórzyłam, jakbym nie znała tego słowa.- Nic takiego nie pamiętam. Przecież byłam na randce z miłym chłopakiem, było miło, a potem po prostu wzięłam taksówkę i...
- I? - Lekarz wciąż naciskał na mnie, mając minimalną nadzieję na to, że być może dowie się czegoś ważnego.
- Dalej nic nie pamiętam - westchnęłam, opadając na łóżko.- Przepraszam.
Mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech i skinął głową, chowając długopis do kieszeni białego fartuszka, jaki miał na sobie. Opuścił także teczkę z dokumentami, trzymając ją przy swoim biodrze. Jedną dłonią podrapał się po karku i posłał mi ciepły uśmiech, chcąc mnie pocieszyć.
- To całkiem normalne, że nic pani nie pamięta - powiedział, nerwowo przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, chcąc jakoś skupić się na czymkolwiek innym od wpatrującego się w niego zimnym spojrzeniem Liam'a. - W każdym razie, jeśli sobie pani cokolwiek przypomni, proszę przyjść i nam to przekazać.
- Uh, okay - westchnęłam, wydymając wargi.- A wie pan może kiedy będę w stanie opuścić szpital?
Skinął niemrawo głową.
- Musimy wypełnić dokumentację i zatrzymać panią na badania w razie gdyby pani stan uległ pogorszeniu. Jeżeli będzie się pani czuć dobrze, wyjdzie pani za trzy dni - powiedział, posyłając mi ciepłe spojrzenie, na co odwdzięczyłam się słodkim uśmiechem.
Chwilę później odwrócił się i mijając w drzwiach zdezorientowanego Harry'ego, wyszedł na korytarz. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że brunet wszedł zaraz za doktorem i prawdopodobnie słyszał o tym, jak mówiłam o randce.
Niecierpliwie poruszyłam się na miejscu, czując, jak opanowuje mnie strach na myśl, że chłopak, którego kochałam, zabił człowieka. Poczułam na czole kropelki potu, a moje ręce zaczęły się trząść. Niall dostrzegł moje dziwne zachowanie jako pierwszy i w sekundę znalazł się przy mnie, kładąc dłoń ma linii mojej szczęki.

Powoli wodził ostrzem po linii mojej szczęki, rozkoszując się widokiem spływającej z mojej twarzy krwi.

Niczym oparzona odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam oddychać ciężko, chcąc zapomnieć uczucie, które ogarnęło moje ciało. Bałam się. Wszystko dookoła mnie przerażało. Wciąż pamiętałam, jak zimne, ostre narzędzie rozcinało mi skórę, a mężczyzna je trzymający uśmiechał się do mnie zadziornie i z pożądaniem widocznym w oczach.
To wszystko było tak paskudne i obleśne, że nawet nie spostrzegłam jak zaczęłam nerwowo wycierać miejsce, w którym nóż dotknął moją skórę. Wciąż czułam ten dotyk i on sprawiał, że wariowałam. Już nawet nie chodziło o to, że zostałam postrzelona przez tę samą osobę, po prostu emocje, jakie on wyrażał, robiąc mi krzywdę, sprawiały, że czułam się strasznie. Wiedza, że robienie mi krzywdy i dotykanie mnie w taki właśnie sposób sprawiały mu przyjemność była nie do zniesienia. Czułam się jak nic nie znacząca lalka, bo pomimo, że nie chciałam sprawiać mu przyjemności, zrobiłam to i czułam się z tym jeszcze gorzej.
Moje oczy zaczynały powoli łzawić, a ja tłumiłam w sobie emocje, by nie sprawić takiego samego bólu moim przyjaciołom. Nie słyszałam wszystkiego, ale wiem przez te głuche dźwięki, że pytali co się dzieje, próbowali mnie przytulać, łapali za brodę, dotykając przy tym tego miejsca, którego chciałam, by nie było. Wszystkie rzeczy dookoła doprowadzały mnie do obłędu. Starałam się wyrywać, ale byłam słaba. Ledwo starczało mi siły, by podnieść dłoń i odepchnąć od siebie kolejny dotyk w obawie, że on mógłby być zły. Nie chciałam, by ktoś mnie krzywdził. Nie chciałam. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Nie - wymamrotałam w obłędzie, mając wrażenie, że mój najlepszy przyjaciel, który chciał mnie pocieszyć, był tym mężczyzną.- Nie rań mnie. Nie krzywdź.
Zebrałam się na odwagę, by uchylić powieki, a gdy to zrobiłam, dostrzegłam, jak wszyscy wpatrują się we mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Niall, jako osoba, która wtedy odepchnęła tego faceta, nakazał mi na siebie spojrzeć, więc czując, jak w moich oczach zbierają się łzy, zrobiłam to i zmierzyłam się z jego wzrokiem.
- Rose - zaczął powoli.- Jego tutaj nie ma. Nic ci nie będzie, on odszedł. Nikt cię nie skrzywdzi, wszystko będzie dobrze. Ten facet miał dziś pogrzeb, nie bój się.
Kiedy miał wrażenie, że zaczynało mi przechodzić, dotknął mojej dłoni. Tylko jej dotknął.
Moja reakcja zaskoczyła nawet mnie.
Podniosłam na niego swój przerażony wzrok, zaczęłam się wyrywać i płakać jednocześnie, a następnie odeszłam na drugi koniec łóżka szpitalnego, bojąc się jakiegokolwiek dotyku. Ręce zakopałam w pościeli, skuliłam się i nie wiadomo dlaczego, spojrzałam na Harry'ego. Wciąż płakałam, ale zastygłam, widząc jego postawę. Stał w miejscu wgapiony w podłogę, żyła na jego czole drgała niewiarygodnie szybko, usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a ręce uformowane były w pięści. Wyglądał, jakby walczył.
Tylko o co?

4 komentarze:

  1. Kocham Cię i to fanfiction ❤❤❤ Bardzo mi się podoba i nie potrafię doczekać się następnego ❤❤❤ Mam nadzieję, że Harry'emu i Rose się uda i znowu będą razem ❤ KC i czekam
    /Zuzka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham . Kocham. Kocham . Kocham.Kocham.Kocham.Kocham.Kocham!!!!!!! To fanfiction jest niesamowite! , nie moge się doczekać już nastepnego rozdziału! ! Kocham.kocham.kocham Ciebie i to fanfiction♥♡♥♡♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham. Nie mogę się doczekać nexta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko trzeciego nie dodam :"( laptop mi wykitował i nie mam jak pisać *umiera*

      Usuń

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*