niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 3

Nie widziałam go przez dwa dni. Odszedł wtedy, kiedy najbardziej był mi potrzebny. Zniknął zaraz po tym, jak mocno zacisnął powieki i nawet na mnie nie patrząc opuścił salę szpitalną. Więcej nie wrócił w tamto miejsce.
Wypuszczono mnie dwa dni potem. Spakowałam się, uważnie pilnując, by nikt mnie nie dotknął, byłam krucha. Każdy dotyk, nie ważne gdzie, powodował przerażenie i zanik świadomości. To wszystko było okropne. Niall nadal starał się mnie przytulać, ale zawsze uciekałam w obawie, że chce mnie skrzywdzić.
Tamtego dnia spakowałam się i razem z Louis'em, który miał przy mnie wartę, (tak, był moim gorylem) wyszłam ze szpitala. Pod budynkiem czekał nasz wóz, a przed nim zebrali się wszyscy, w tym też on. Patrzył prosto w moje oczy, jakby nikogo nie było. To spojrzenie, nie wiem dlaczego, wydało mi się być dosyć intymne. I trochę przerażające.
Brook rzuciła się na mnie, ściskając mnie, a ja, żeby nie wybuchnąć płaczem na ten gest, mocno ścisnęłam powieki, przygotowując się na ból. Stałam tak chwilę i nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że siostra dawno mnie puściła i każdy wpatrywał się we mnie pytająco i być może troskliwie. Powoli otworzyłam oczy i pierwszą osoba, którą zauważyłam, był Harry. Stał ze ściśniętą szczęką, tępo wpatrując się we mnie. Kiedy przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, odbił się od samochodu, o który się opierał i wszedł do środka, głośno trzaskając drzwiami. Na sam dźwięk podskoczyłam.
- Rose? - Usłyszałam głos Zayn'a, osoby, która, tak samo jak Harry, mnie oszukała. - Jedziemy?

Kim lekko podskoczyła w miejscu i pobiegła prosto na łóżko, na które wskoczyła i zatopiła się w pościeli, mrucząc z rozkoszy.
- Te autobusy są okropnie niewygodne - mlasnęła swoimi pełnymi ustami, otwierając oczy i patrząc uważnie na to, jak ja powoli odkładam swoją torbę obok łóżka na przeciwko i  następnie zajmuję na nim miejsce. - Jedyne, na co mam teraz ochotę, to sen.
Westchnęłam i skrzyżowałam nogi, układając je na miękkim materacu swojego łóżka. Właściwie to nie dziwiłam się jej, bo mi także powieki same opadały. Nie rozumiałam sensu jazdy przez cztery godziny, by następnie zwiedzać przez resztę dnia miasto. Tak - wycieczka szkolna.
- Kim? - Zagadnęłam, kiedy dostrzegłam, że dziewczyna powoli zasypia. Nie zareagowała, więc postanowiłam powiedzieć coś, co trapiło mnie od dłuższego czasu. - Mój ojciec zdradza mamę.
Brunetka natychmiast otworzyła szeroko oczy i podniosła się do pozycji siedzącej, uważnie wpatrując się we mnie swoimi jasnymi, błękitnymi oczami. Chyba nie wiedziała, czy powiedziałam to tylko po to, by przytrzymać ją przy świadomości. 
- Serio mówisz, czy się ze mnie nabijasz? - Upewniła się tylko, unosząc jedną brew do góry.
- Wiesz, super - fuknęłam. - Jeszcze mi nie wierzysz, tak? Jesteśmy przyjaciółkami od siedmiu lat, ale mi nie ufasz, kiedy mówię, że mój ojciec pieprzy obce kobiety?
- Nie - zaoponowała stanowczo. - Jasne, że ci wierzę, ale po prostu twój tata zawsze wydawał się być takim miłym facetem... Wow, nie zazdroszczę ci.
Spojrzałam na nią zaszklonymi oczami  i schowałam twarz w dłoniach, cicho pochlipując. 
- Moja rodzina się rozpadnie, wiem to.
Poczułam tylko jej ramiona wokół siebie i muszę przyznać, że to pomogło. Po prostu siedziałyśmy w miejscu, obejmując się przez nieokreśloną ilość czasu. 

- Tak - otrzepałam się, spoglądając na byłego przyjaciela wrogo. - Jedziemy. Kim sama się nie uwolni.

***

Atmosfera była napięta. Wszyscy zgromadzeni w salonie starali się jakoś namierzyć miejsce, w którym mógł przebywać Mathew wraz z Kim oraz Carl'em. Pomimo, że ja oraz Niall, który dalej nie czuł się najlepiej z powodu postrzału, byliśmy nieco osłabieni, także chcieliśmy pomóc.
Całą akcję poszukiwawczą nieco utrudniało to, że nerwowo reagowałam na każdy możliwy dotyk, rozklejałam się, byłam niczym tykająca bomba. Nigdy nie wiadome było kiedy wybuchnę.
Brook nałogowo klepała mnie po plechach, sprawiając, że pod jej dotykiem jedynie napinałam mięśnie z obawy niebezpieczeństwa. Nie myślałam trzeźwo wtedy, kiedy miałam do czynienia z tym jednym zmysłem.
Niall starał się wyszukać coś w internecie, co powiedziałoby nam o miejscach, które lubił Mathew. Nie wiem dlaczego wszyscy uważali, że w pobliżu jakiejkolwiek drogiej sercu rzeczy on chciałby zabić człowieka. Dla mnie nie miało to sensu, więc po prostu uznałam, że należy dowiedzieć się gdzie mężczyzna bywał przed odsiadką najczęściej, bo być może planował coś podobnego od dawna. Właściwie moje rozumowanie również nie miało sensu i najchętniej dosiadłabym się do Liam'a, który uznał, iż po prostu dowiemy się od samego Mathew o tym gdzie i kiedy odegra się to wspaniałe przedstawienie. No bo w końcu nie chciał Carl'a ani Kim, on chciał mnie i nawet wątpiłam w to, że cokolwiek im zrobi zanim ja sama nie zaszczycę go swoją obecnością. Oni byli przynętą. Mieli mnie ściągnąć, a ja zapewne miałam wybrać ich cierpienie lub moje. Nie trudno domyślić się, że wstępnie zrobiłabym wszystko, byleby tylko moim bliskim nic się nie stało.
Nawet nie chciałam myśleć o losie Harry'ego, gdyby ten psychol dowiedział się o tym, że on nadal żyje. Wtedy ja poszłabym w odstawkę, ale najpewniej Styles umarłby w wielkim cierpieniu. Wciąż w końcu miałam nadzieję na to, że moja osoba oberwałaby kulkę pomiędzy oczy, bo właściwie nic wielkiego nie zrobiłam. Harry zdecydowanie był wrogiem dla syna swojego byłego szefa, więc jego czekał o wiele gorszy los niż mnie. Ja jednak chciałam go chronić. Kochałam go i nie pozwoliłabym nigdy na to, by cokolwiek mu się stało. Nie po tym, jak przeżyłam jego niby śmierć. Doskonale wiedziałam o tym jaki ból przyniósł za sobą reszcie przyjaciół i, nie wspominając o sobie, zrobiłabym to chociażby dla nich.
Jak na złość w internecie były wielkie pustki, jedno oklepane zero. No bo niby skąd inni ludzie mieliby wiedzieć o tym gdzie on sobie łaził i przebywał? Było tam tylko o jego dziewczynie, która swoją drogą rzuciła go jakiś czas wcześniej. Postanowiłam, że odwiedzę ją, gdybym niczego innego nie znalazła. Nie chciałam zaprzestawać poszukiwań Kim, ale byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Moje powieki opadały, a ja ledwo co potrafiłam je znów podnieść.
W końcu zrezygnowana odłożyłam laptopa na stolik i mocno nim trzasnęłam, na co niechcący zwołałam wzrok wszystkich, dosłownie wszystkich. Nawet jego.
- To nic nie da - jęknęłam, spoglądając na Liam'a. - Chyba masz rację. Przecież on liczy na wielkie show na oczach wszystkich, więc raczej sam nam powie gdzie jest i moim zdaniem będzie to miejsce publiczne.
- Ale - blondyn, siedzący na krzesełku przed drugim laptopem zaczął stawiać opór, a ja serio nie chciałam wtedy tego słuchać.
- Niall, dobrze - stęknęłam. - Pomyśl o tym w ten sposób: czy chciałbyś zabić kogoś w miejscu w stosunku do którego masz wielkie sentymenty?
Chłopak zamknął buzię i z naburmuszoną miną ponownie wgapił się w ekran, jak gdyby nie usłyszał moich słów, albo po prostu je olał.
Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam powoli masować skronie. Nie chciałam spać, ale byłam na nogach ponad dobę i ja jako jedyna jeszcze nie zaznałam snu. Wiedziałam jednak, że mój stan należał do tych, których się łatwo nie pozbywa i nawet gdybym chciała, to nie dałabym rady odpocząć. Pozostała mi więc gorąca kawa, która i tak nie dawałaby po sobie śladów po niecałej godzinie. To, co się ze mną działo było po prostu okropne, co się oszukiwać.
Powoli wstałam i ruszyłam w stronę kuchni, a osoby, które nadal były uparcie wpatrzone we mnie niczym w obrazek, westchnęły ciężko. Każdy doskonale wiedział o moich zamiarach.
- Kochanie - przemówiła Brook, którą nagle zobaczyłam obok siebie, więc cofnęłam się wystraszona. - Wszyscy wiemy, że chcesz pomóc i szanujemy to, ale siedem kaw w ciągu dnia? To serio jest niezdrowe. Zatrujesz się nam i wtedy nie będzie z ciebie pożytku. Prześpij się, odpocznij, a wtedy zrobisz więcej, bo twoja wydajność wzrośnie, co ty na to?
- Wal się - bąknęłam, wymijając ją i wchodząc do pomieszczenia z życiodajnym napojem. - Nie musisz mi przypominać, że jestem bezużyteczna.
Brooklyn dała sobie wtedy spokój i odeszła, siadając obok Lou, który oglądał wiadomości ze swojego stałego miejsca na kanapie. Poprawiłam więc swoją workowatą bluzę, którą najprawdopodobniej ukradłam Niall'owi i oparłam się o blat, starając się nie zasnąć w oczekiwaniu na kawę.
W międzyczasie, podczas gdy ja walczyłam z własnymi powiekami, do pomieszczenia wtargnął jakiś nieproszony osobnik, który uważnie mi się przyglądał. Z samego nieprzyjemnego uczucia rozpoznałam, że był to Hazz, ale nie zareagowałam na jego obecność wybuchowo tylko i wyłącznie ze swojego zmęczenia. Ja po prostu umierałam w tamtej chwili i chyba logiczne było, że nie będę przejmować się tym, kto jest w tym samym pomieszczeniu. Tymbardziej, że pomieszczenie było spore.
- Słabo wyglądasz - powiedział tym swoim zachrypniętym głosem, na co ja automatycznie podniosłam szybko głowę i pomimo, że nie chciałam, odwróciłam się do niego przodem, krzyżując ręce na piersi.
Nadal byłam wykończona, ale nie chciałam okazywać tego przy nim.
- Podarta koszula, nieumyte włosy, rumieńce na policzkach, zmarszczki pod oczami, spodnie niczym spod śmietnika, dziwne buty - wymieniałam od niechcenia, patrząc na chłopaka z udawanym obrzydzeniem. - Ale to wciąż ja wyglądam słabo.
Kąciki ust bruneta uniosły się nieznacznie w górę, ale zignorowałam ten wredny uśmieszek, na co chłopak postanowił spoważnieć.
- Rose, ja naprawdę...
- Odejdziesz - powiedziałam, zamykając oczy i okej, wyglądało to prawie jak gdybym była zmęczona, ale ja po prostu nie mogłam patrzeć mu wtedy w te idealne tęczówki.
- Co? Jak to?
- Odejdziesz, Harry - powiedziałam, wzruszając ramionami i odwracając się do ekspresu, by nalać sobie picia, które było gotowe. - Zaraz po tym jak uwolnimy Kim i Carl'a.
Spojrzałam na niego od niechcenia i dostrzegłam tylko złość wpływającą na jego twarz.
- Serio? Tylko po to tutaj jestem? - Zapytał z kpiną, a ja odwróciłam się do niego, ściskając w dłoni kubek z parującą jeszcze cieczą.
- Właściwie - zamyśliłam się, upijając łyk - to tak.
Prychnął.
- Kłamiesz.
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Czy on faktycznie chciał się w to bawić? Czy faktycznie mało mu było nieczułości z mojej strony? Ja naprawdę zgubiłam siebie i byłam w stanie robić z siebie idiotkę, byleby tylko nie patrzeć więcej na jego idealną twarz.
- Spójrz na mnie - rozkazałam, odkładając delikatnie kubek na blat, znajdujący się za mną. - Uważnie teraz słuchaj. Wszystko, czego potrzebuję, przynajmniej od ciebie, to twoja pomoc. Nic więcej. Znaleźć moich przyjaciół i tyle. Nie ufam ci, nie wiem, co jesteś jeszcze w stanie zrobić i chyba nie chcę wiedzieć. Szczerze mówiąc - przerażasz mnie. Ty, twoje zachowanie, to, co dzieje się dookoła ciebie. Najlepiej dla mnie byłoby chyba gdybyś zniknął.
- I właśnie dlatego nie było mnie przez te jebane pół roku! - Krzyknął, uderzając z głośnym łoskotem o szafki kuchenne, a następnie podszedł do mnie, opierając swoje ręce po obu stronach mojej talii. Jego gorący oddech obijał się o moją szyję i na samo uczucie gorąca zamarłam, spodziewając się najgorszego. On nic nie zrobił, być może nawet tego nie zauważył. Zanim się zorientowałam, moje ciało zaczęło się trząść. To wszystko było dla mnie jak tortury, bo czekałam na szybki koniec, a on przeciągał się niemiłosiernie. Po moim poliku zatoczyła się mała łza, a ja, opanowując na chwilę swój organizm, otworzyłam oczy, by napotkać świecące tęczówki Harry'ego. Jego twarz była blisko, ale on nie chciał przekraczać pewnej granicy, w moim przypadku granicy dotyku.
- Dlaczego z tym nie walczysz? - Zapytał, odsuwając się i wracając na swoje poprzednie miejsce. Musiał wiedzieć o tym, że nie mam zamiaru odpowiadać. - Słabo wyglądasz, bo jesteś słaba, Rose.
Odszedł, pozostawiając mnie kompletnie samą. Nie tylko w pomieszczeniu. Czułam się przez niego skrajnie samotna.
I miał rację.
Byłam słaba.
Nie raz już to udowadniałam i nie byłam w stanie zaprzeczyć, ani się zmienić.

~*~

Nadal zmęczona opadłam na siedzenie obok Liam'a. Nie miałam siły jeździć po mieście w poszukiwaniach byłej Mathew, ale obiecałam sobie, że odwiedzę ją w najbliższym czasie. Wtedy miałam po prostu chęć posiedzieć i pogapić się na ścianę.
- Brook ma rację - odezwał się cicho chłopak, spoglądając na mnie kątem oka. - Powinnaś odpocząć, bo nam tutaj zaraz wykitujesz.
Wypuściłam z siebie powoli powietrze.
Miał rację.
Naprawdę powinnam odpocząć, zregenerować siły i w końcu przestać walczyć z powiekami. Tylko, że naprawdę ciężkie było wyciszenie się, a co dopiero próba snu. Co innego szpital - tam była ochrona i miałam to niezbędne poczucie bezpieczeństwa, którego wtedy zabrakło.
Chciałam móc pzytulić się do Kim, zamienić z nią słowo, ale jej nie było. Prawdopodobnie była katowana przez kompletnego psychola, który pragnął mojej głowy na półce z trofeami.
To wszystko było nie fair.
- A może stanę na straży twojego snu, co? - Zaśmiał się mój towarzysz, posyłając mi zawadiacki uśmieszek i unosząc zabawnie brwi, na co prychnęłam i szczerze się uśmiechnęłam.
- O ile przyniesiesz mi misia, do którego będę mogła się przytulić - zagroziłam mu palcem wskazującym, na co wydął dolną wargę i zrobił wielkie oczy.
- To będzie problem - szepnął mi na ucho, na co zadrżałam, ale starałam się opanować i jakimś cudem wymusiłam przyjazny uśmiech. - Ale jeśli chcesz, ja mogę zostać taką wielką, mięciutką przytulanką.
Spojrzałam na niego wystraszona, ale on uśmiechnął się do mnie pocieszająco i zachęcająco zarazem, więc niepewnie oparłam głowę na jego ramieniu, na co nieprzyjemny prąd przebiegł przez moje ciało. Miałam ochotę się cofnąć i nigdy więcej nie próbować podobnych rzeczy, ale serio chciałam przezwyciężyć swoje lęki i, mocno zaciskając powieki, objęłam Liam'a w pasie, wyciągając nogi na pozostałości długiej kanapy, na której siedzieiliśmy.
- Ale pilnuj mnie - mruknęłam sennie i zanim udałam się do magicznej krainy Morfeusza, poczułam tylko jak całuje mnie w czoło i gładzi po włosach.



Nie wiem dlaczego taki krótki! 
Pisałam dwa tygodnie! Przysięgam!
Kocham was <3

1 komentarz:

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*