poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 1

Głupia praca.
Jak ja nienawidziłam tego bachora.
Strasznie irytowały mnie środy kiedy byłam zmuszona zajmować się Brian'em. Praca opiekunki jaką pełniłam od 2 miesięcy była strasznie wyczerpująca. I tak cieszyłam się faktem, że Brian wymagał opieki jedynie w środy.
Całkowicie wyczerpana nocą i koszmarem przez który wcale się nie wyspałam wzięłam to dziecko na plac zabaw by odsapnąć od wiecznych krzyków małego. Był uroczym dzieckiem, ale strasznie hałaśliwym, a ja... wolałam siedzieć w ciszy i rozmyślać nad sensem życia mojego i wszystkich innych.
Brian podbiegł do mnie po chwili by poprosić o swoje picie, które miałam w torebce. Z uroczym uśmiechem na twarzy podałam mu sok, a on wypił go szybko i pobiegł do Simon'a by bawić się z nim dalej.
Westchnęłam znudzona i wtedy mój telefon zaczął brzęczeć wyświetlając numer mojego taty.
Dzwoniłam do niego rano i wieczorem zapewniając go, że wszystko ze mną dobrze, ale niestety poprzedniego dnia zapomniałam o nim kompletnie, a gdy rano wstałam byłam spóźniona do pracy więc naturalnie nie miałam czasu.
Zrezygnowana przeciągnęłam palcem po ekranie telefonu odbierając połączenie.
Chwilę jeszcze patrzyłam na ekran i w końcu przysunęłam go do ucha.
- Tak?- zapytałam wyjmując swój dziennik z torebki w celu narysowania tam czegokolwiek.
- Dziecko, strasznie się o ciebie martwiłem!- krzyknął mój ojciec, wiem, że chciał dla mnie dobrze, ale przesadzał już z tym całym nadzorem nad moją osobą - Czemu wczoraj wieczorem i dzisiaj rano nie zadzwoniłaś?!
- Wczoraj wróciłam późno do domu, a dzisiaj zaspałam.- wyminęłam temat najszybciej jak tylko potrafiłam - Nie potrzebnie się tak o mnie martwisz. Ze mną już serio jest lepiej.
- Byłaś chociaż na tym cmentarzu?- zapytał.
Wypuściłam powietrze rozmyślając nad tym co mu odpowiedzieć.
Prawdą było to, że nadal nie widziałam grobu Harry'ego, nie byłam w stanie pogodzić się z tym, że widzieć mogłabym go jedynie na zdjęciach. Z resztą zobaczenie daty śmierci chłopaka wywołałoby u mnie straszliwy napad płaczu i pewnie przekonałoby mnie do tego, że prawdą był fakt o tym, że on umarł. Kiedy tylko ktoś wspominał o tym, że jego nie ma uparcie zaprzeczałam tym słowom twierdząc, że kiedyś znów go spotkam. Pomagało mi to w tym by nie załamać się psychicznie.
Kreśląc jakieś oczy na kartce w dzienniku rozmyślałam nad odpowiedzią.
- Rose?- ponaglił mnie tata.
Westchnęłam cicho.
- Nie.
- Więc nadal jest źle, kochanie, nie możesz uciekać od faktu jakim jest śmierć. - powiedział ojciec, a ja nadal rysując coś na co nie zwracałam zbytnio uwagi zaczęłam wykłucać się o swoje.
- Wolę uwarzać, że on wyjechał tato.- jęknęłam - Nie możesz mi raz przytaknąć i dać święty spokój? Przecież wiesz, że ciężko mi jest bez niego.
- Ale nie możesz wmawiać sobie kłamstw, dziecko.
- Jasne, że mogę!- krzyknęłam zamykając dziennik.
- Dobra, to nie ma sensu. Kiedyś sama zrozumiesz jak głupie było wmawianie sobie głupstw.- westchnął ciężko.
Wypuściłam wolno powietrze wstrzymane wcześniej w płucach i rzuciłam:
- Zadzwonię wieczorem.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni spodni.
Kątem oka widziałam jak Brian samotnie siedzi smutny na huśtawce. Podeszłam do niego niechętnie i zapytałam co się stało.
Chłopiec westchnął ciężko i chwilę patrzył na mnie z zaszklonymi oczami.
- Ty... ty mnie nie lubisz, prawda?- zapytał smutny.
Kucnęłam przed chłopczykiem i mierzyłam go chwilę badawczym spojrzeniem, a on pociągnął nosem.
- Skąd ci to przyszło do głowy?- zapytałam ujmując jego małą rączkę - Przecież jesteś cudownym dzieckiem.
- Simon powiedział, że jestem strasznie rozpieszczony i okropny.- dziecko pociągnęło nosem, a ja się roześmiałam.
- Przecież to, że możesz pozwolić sobie na nieco więcej od innych to nic złego, a okropny na pewno nie jesteś.- zaprzeczyłam, a on posłał mi nikły uśmiech co odwdzięczyłam.
- Ale ty nigdy nie byłaś dla mnie jakoś specjalnie miła.
Wypuściłam powietrze nieco zmieszana zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie.- powiedziałam w końcu - Ja... bardzo dużo przeżyłam i ciężko jest mi się przed kimś otworzyć, a szczególnie kimś kogo rozpiera bardzo dużo energii. Taką osobą jesteś właśnie ty, nie za bardzo lubię kiedy biegasz po domu i krzyczysz najgłośniej jak możesz, ale nie znaczy to, że ciebie nie lubię.
- A co takiego przeszłaś?- zapytało dziecko robiąc duże, zdziwione oczka.
Zaśmiałam się.
- Wiesz...- zaczęłam pocierając się ręką o kark - To bardzo boli...
- Ciężko ci jest to powiedzieć?- domyślił się chłopiec, a ja skinęłam głową - Mi jest ciężko powiedzieć, że boję się ciemności, wiem co czujesz.- oznajmił, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem na te słowa.
Wiem, że chciał mi poprawić samopoczucie, ale zrobił to w dość zabawny sposób.
- Ja też boję się od niedawna ciemności.- przyznałam, a on posłał mi promienny uśmiech.
- Dlaczego się jej boisz? - zapytał ciekawy mojej odpowiedzi - Ja kiedyś obudziłem się w nocy i wydawało mi się, że widziałem jakąś zjawę. Od tamtej pory mam w pokoju lampkę, która świeci całą noc. Ty też widziałaś jakiegoś potwora?
Pokręciłam przecząco głową, a on zrobił zawiedzioną minę. Mimo to nadal czekał na moją odpowiedź.
- W nocy wracają moje wspomnienia.- powiedziałam cicho, jakbym była w transie. Brian nie usłyszał mnie więc stanął na ziemi i powiedział, że chce już wracać do domu.



***



Prowadząc samochód byłam jak w transie. Przypominało mi się wszystko co przeżyłam, to dziwne, ale wszystko wracało do mnie po czasie. Przypominało mi się coraz więcej i gdyby nie ten smutny fakt mogłabym już wtedy pewnie funkcjonować jak każdy inny.
Z czasem wracało coraz więcej wspomnień, a mój stan zamiast się polepszac stawał się coraz to gorszy i nie tylko mnie zaczynało to powoli martwić.
Westchnęłam i wyjęłam telefon wykręcając numer do Niall'a, nie przejmowałam się faktem, że chłopak mógłby być zajęty czymkolwiek. Nie miał pracy, dziewczyny, stracił na moją rzecz nawet te jego kochane wyścigi na których zarobił strasznie dużo pieniędzy.
- Czego?!- odebrał wściekły i jakby...
- Ty spałeś?- zaśmiałam się całkiem zdziwiona - Nie no... szacun człowieku! Jest przecież dopiero 16.00, kompletnie zapomniałam, że taka godzina może być dla ciebie jak dla mnie 5 rano.- prychnęłam.
- Dzwonisz z jakąś specjalną sprawą czy po prostu zachciało ci się mnie wkurzyć?- zapytał, a z odgłosów jakie dopadły moje uszy dałam radę poznać, że powoli wstał z łóżka.
- Dzwonię bo jadę na zakupy i chciałam zapytać co ci kupić.- westchnęłam - Ale skoro jesteś dla mnie taki niemiły to może jednak pójdziesz sobie sam do sklepu, co? Tymbardziej jest okazja do tego, żeby przypomnieć ci, że twoje ulubione żelki są tylko w jednym sklepie w tym cholernym mieście. Przeszły ci już fochy?
Usłyszałam jęknięcie spowodowane niezadowoleniem.
- Chyba tak... Ale masz kupić mi trzy paczki tych żelek i nie dzwonić więcej tak wcześnie rano.- powiedział niezadowolony.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem skręcając na parking przed sklepem.
- Zdradzisz mi co robiłeś dzisiaj rano kiedy wstałam, a ciebie nie było?- zapytałam odpinając pasy i powoli wysiadając z mojego ślicznego autka.
- Wolałbym nie.
- Wolałbym nie, bo to zbyt kompromitujące czy wolałbym nie, bo nic nie pamiętam? - zaśmiałam się wchodząc do sklepu i posyłając strażnikowi ciepły uśmiech, który ten odwzajemnił.
- Rose... Mogłabyś zadzwonić kiedy będę w stanie wymówić poprawnie chociażby jedno pieprzone zdanie?- jęknął.
- Przecież jesteś w stanie. - prychnęłam - I nie, nie mogę bo musisz mi powiedzieć czy mamy wszystko w kuchni.
- Musisz kupić mleko i płatki bo dzisiaj mieliśmy kilku gości i nam je zjedli...- westchnął - I kup jeszcze sok... dużo soku...
- Suszy cię, nie?- zaśmiałam się skręcając w alejkę z napojami - Chcesz tymbarka czy pepsi?
- Jedno i drugie. Serio zadzwoń później, teraz muszę zamknąć się przed tobą w pokoju i czekać na mój nieunikniony koniec.- powiedział, a chwilę potem usłyszałam jak coś się tłucze.
- Czy to był wazonik, który dostałam od Am?!- wybuchnęłam wściekła - Niall, coś ty robił w domu?! Kolejna impreza?!
- Taak...- westchnął - Ale tym razem Kim przyszła z prawie całą szkołą mówiąc, że musi uczcić zakończenie.
- Jak ci ludzie zmieścili się w moim małym mieszkanku?- zapytałam pakując do wózka żelki dla Niall'a i przy okazji nowy wazonik, który wyglądem przypominał ten, który Niall stłukł.
- Właśnie się nie zmieścili... i o to chodzi...
- Okay...- westchnęłam - To co mam kupić?
- Chodzi o jedzenie?
- Nie, o prezenty pod choinkę. - prychnęłam - Ty już wytrzeźwiałeś?
- Nie bądź taka cięta, siostrzyczko. Ja tylko starłem się być gościnny.
- Powitałeś gości w polski sposób...- westchnęłam poirytowana - To co mam kupić?
- Kurwa Rose, wszystko musisz kupić bo nawet makaron nam wypieprzyli przez okno!- krzyknął wściekły na co tylko się zaśmiałam i rzuciłam, że zaraz będę po czym się rozłączyłam.
Wyszło na to, że zakupy, które zrobiłam kosztowały mnie ponad 400 złotych (w przeliczeniu na złotówki) i miałam cichą nadzieję, że za następne kilka zakupów będzie płacił Niall.



Godzinę później:
Targając ciężkie torby weszłam do mieszkania z zamiarem udania się do kuchni, ale wypuściłam wszystkie torby widząc bałagan jaki panował w mieszkaniu. 
Wszystkie kwiatki o które dbałam przez pół roku były porozrzucane po ziemi niezależnie czy był tam dywan czy też nie, zaraz przed telewizorem widniała wielka plama po wymiocinach, przynajmniej tyle było dobrego, że ktoś to posprzątał. 
Fotel został przesunięty pod drzwi od mojego pokoju co dało mi niewielką nadzieję, że mój pokój pozostał bez zmian. Po wejściu do kuchni chciało mi się płakać, krzesło było rozwalone na kilka części, jedna z szafek leżała za oknem, a na podłodze... nawet nie było widać podłogi spod dywanu puszek po piwie i potłuczonych talerzy, szklanek oraz misek. 
Łazienka pozostała nietknięta dzięki czemu mój humor niezbyt, ale uległ zmianie dzięki czemu nie miałam już zbytniej ochoty na zabicie Niall'a, a jedynie kazanie mu się wyprowadzić w trybie natychmiastowym. 
Wróciłam powoli oglądając całe szkody w mieszkaniu do przedpokoju gdzie pozostawiłam torby z zakupami i zaniosłam je do kuchni,a następnie powędrowałam pod pokój Niall'a, ale gdy chciałam otworzyć drzwi okazało się, że ten sukinsyn zamknął się na klucz. 
- Niall!- wrzasnęłam wściekła - Wychodź i sprzątaj ten burdel!
- Ani mi się śni!- jęknął podchodząc do drzwi co mnie strasznie wkurzyło. 
Jak najgłośniej potrafiłam zaczęłam walić w drzwi pokoju mojego 'braciszka', ale ten tylko zapewnił mnie, że to na nic i lepiej żebym się nie męczyła.
Zmęczona w końcu oparłam się o framugę i zsunęłam się na ziemię. 
- Bo ci zjem żelki!- zagroziłam, to był mój ostatni i w dodatku najgłupszy z argumentów. Ale zmieniłam zdanie kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi ze strony Niall'a - Serio je zjem!
- Nie zrobisz tego.- powiedział, a mnie przed oczami stanął obraz jego grożącego mi palcem. Nie wiem czemu to mnie śmieszyło. 
Na moje usta wkradł się głupi uśmieszek. 
Szybko wyjęłam z torby byle jakie klucze i wsadziłam je do drzwi pokoju blondyna tak by ten nie mógł ich później otworzyć. 
- Zrobię.- zaśmiałam się. 
Kiedy on szamotał się z drzwiami ja pobiegłam do kuchni i w jednej z toreb znalazłam owe opakowanie po żelkach, szybko je otworzyłam i włożyłam do buzi jednego. 
Powoli podeszłam pod drzwi i zaczęłam mlaskać komentując smak łakoci na których strasznie zależało chłopakowi zamkniętemu za drzwiami.
- Jesteś straszna.- skomentował chłopak waląc w zawiasy - Wyważę te drzwi!
Szybko wzięłam nogi za pas i zabierając pozostałe dwie paczki żelek ruszyłam przestawiać kanapę spod drzwi swojego pokoju. Udało mi się to w momencie kiedy drzwi Niall'a leżały już na podłodze. Śmiejąc się wbiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz, a potem śmiałam się tylko w głos z tego jak mój przyjaciel próbował dostać się do mnie.
- Rose!- jęknął - Nie zjadaj mi tych cholernych żelek!
- No to posprzątaj ten syf!- odkrzyknęłam otwierając drugą paczkę. 
- Jeszcze czego!- bąknął wkurzony - Rose, siostrzyczko! Nie bądź taka!
Cofnęłam się w głąb swojego pokoju i gdy wpadłam na zdjęcia Harry'ego zatrzymałam się i spojrzałam na łóżko, które pozostało w nieładzie po tym jak rano zerwałam się z nóg najszybciej jak tylko mogłam. 
Wzięłam rozbieg i wskoczyłam na łóżko, ale zamiast wylądować na miękkim materacu jak zazwyczaj do moich uszu doszły jęki. Ja sama odskoczyłam od łóżka zaskoczona i wtedy spod pościeli dałam radę zauwarzyć kawałek bluzki i brązowe włosy. 
Szybko odkryłam kołdrę i zobaczyłam trzy osoby.
Mianowicie Kim, Louis'a i Zayn'a, którzy też nieco przyczynili się do mojego 'powrotu do zdrowia'. 
- Co wy kurwa robicie w moim łóżku?!- zapytałam próbując pohamować śmiech - Nie macie własnych?
Kim przewróciła oczami. 
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę i przy okazji zobaczyć jak się zdziwisz!
- Chyba wam się udało.- westchnęłam zmieszana. 
Spojrzałam w stronę drzwi do których ciągle dobijał się Niall. 
- Nie dawaj im żelek!- krzyknął wściekły. Kim zaśmiała się na jego słowa i wstała z łóżka, a ja niechętnie ruszyłam by otworzyć mu drzwi. Kiedy już oddałam mu to o co tak bardzo się bał oznajmiłam:
- Skoro już tu wszyscy jesteśmy to wspólnymi siłami jakoś ogarniemy to mieszkanie.










------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*