- Kto tam jest?- Westchnął zirytowany Liam.- Jakoś za bardzo nie mam ochoty przygarniać twoich dziwek, Zayn.
Usłyszałam jak coś w przedpokoju wywraca się, a potem coś innego upada.
- Osioł! Ale z ciebie osioł!- Wrzasnęła Brook zganiając Carl'a wchodzącego do pokoju.- A ciebie, Liam powinnam zlać za określenie jakiego użyłeś - moja siostra pogroziła chłopakowi palcem wskazującym.- Nie jestem dziwką, a już na pewno nie dziwką Zayn'a.
Osioł kichnął, a Brooklyn przewróciła oczami.
- Mówiłam ci, żebyś wziął leki, rozchorujesz się jeszcze bardziej - powiedziała oskarżycielko machając mu przed nosem rękoma.- Czy na prawdę tylko ja w naszym domu mam mózg?
- Wybacz, ale kiedy miałem już je szykować to wyciągnęłaś mnie za szmaty krzycząc 'chodźmy zjarać się powietrzem z paczką Rossie'- osioł jęknął zakrywając sobie nos by znów nie kichnąć.
- Wcale nie!- Krzyknęła Brook robiąc 'wielie oczy'.- A przy okazji jak to możliwe, że przeziębiłeś się w taką pogodę? Z tobą jest coś nie tak, wiedziałam!
- Dzięki - westchnął.- Mam magiczne moce tak w ogóle.
Brook udała, że się śmieje, a ja kątem oka spostrzegłam jak Kim uśmiecha się na ich przekomażankę słowną. A może nie uśmiechała się z ich powodu? Wszystko jedno.
Szturchnęłam lekko Louis'a dając mu znać, że teraz jego kolej, a on nagle przebudzony wyrzucił jedną ze swoich kart. Wszyscy w tym samym czasie znów zajęli się grą, a Brook z Carl'em usiedli w naszym kółeczku oglądając to, co robimy.
- Serio?- Jęknęła Brook kiedy Kim wyciągała kolejną kartę.- Nie macie nic innego do roboty? Czasami zastanawiam się czy my - wskazała na mnie - mamy na pewno tego samego ojca, albo matkę.
- Ja też - burknęłam.- Szczególnie kiedy mówisz, że nie rozumiesz na czym polega gra w wojnę - wystawiłam jej język, a ona fuknęła krzyżując ręce na piersi.
- Serio?- Zaśmiał się Niall.- Nie znałem cię od tej strony, Lyn.
- Oh, poważnie?- Burknęła wywracając oczami.- A od jakiej niby strony mnie znasz, blondi?- Niall zaczął poruszać zabawnie brwiami, a Brook udała, że ją cofa.- Dobra, chyba nie chcę wiedzieć.
- Ej, ej - wtrącił się Lou.- Czy wy ze sobą...? No wiecie...?
Moja siostra zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami w geście 'nie wiemy'.
- Boże - jęknęła Kim.- Louis pyta czy ze sobą spaliście.
Niall, który w tamtym momencie pił swoją colę, zachłysnął się i gdyby nie moja interwencja to pewnie by się udusił. Wszyscy dziwnie patrzyli na Kim, która tylko obojętnie wzruszyła ramionami i znów wgapiła się w swoje karty.
- Czasami odrobina bezpośredności wam wszystkim dobrze zrobi - jęknęła.- Odpowiecie mi?
- Niall to cnotka niewydymka, Kimuś - Brook wywróciła oczami wstając.- Więc nie, nie spaliśmy ze sobą, chce ktoś soku? Idę do kuchni.
- Ja poproszę - Zayn pokazał jej rząd białych zębów, a ona udała, że się uśmiecha na co miałam ochotę parsknąć śmiechem.
Kiedy brunetka zniknęła za drzwiami, Louis szturchnął Niall'a i zaczął znacząco poruszać brwiami, a ja zaśmiałam się.
- Więc czekasz z tym do ślubu?- Zapytał, a ja zaczęłam się śmiać na co oczy wszystkich w pokoju przeniosły się na mnie.
- Loui, zabawny jesteś. Sama bym w to uwierzyła gdyby nie fakt, że Niall w liceum przeleciał moją koleżankę Serenę, więc prawiczkiem raczej nie jest - westchnęłam upijając swojego picia, które stało przede mną jak przed wszystkimi.
Kiedy popatrzyłam na Niall'a zobaczyłam, że chłopak się rumieni i o mój boże, to było urocze.
- Niall - mruknęłam, ale nie usłyszał.- Niall.
Spojrzał na mnie i jeszcze bardziej się zarumienił, a ja miałam ochotę... wylizać mu twarz. Okay, po prostu wyglądał słodko, a takie rzeczy są smaczne.
- Co?
- Twoje policzki są koloru cegły - westchnęłam głośniej na co wszyscy, łącznie z Brooklyn, która wchodziła do pokoju niosąc trzy szklanki z sokiem, na niego spojrzeli i zaczęli się głupio uśmiechać. Wtedy był już bordowy.
Szturchnęłam go w ramię i uśmiechnęłam się tak szczerze jak tylko potrafiłam. Nachyliłam się do niego i wyszeptałam na ucho:
- To słodkie, będziesz miał na to branie.
Odsunęłam się od niego i znów zajęłam się grą.
- Co ci powiedziała?- Zapytał Louis, a blondyn tylko wzruszył ramionami.
- Zaproponowała mi seks wieczorem. Uważa, że moje rumieńce są podniecające - chłopak mrugnął do mnie, a na moje policzki wkradł się róż.
- Kłamca - mruknęłam z uśmiechem i po chwili usłyszałam jak wszyscy robią wielkie 'uuuuuu'.- Oh, zabiję cię kiedyś, Niall.
- Najpierw mnie przelecisz - zaśmiał się szturchając mnie w ramię, a ja parsknęłam śmiechem.
- Tak - przyznałam.- To będzie w tej kolejności: Ty mnie zabijesz, potem przelecisz, ja zmartwychwstanę, bo przecież jestem kolejnym Jezusem, i cię zabiję.
Blondyn pokręcił głową rozbawiony.
- A potem dołączysz do mnie w niebie?
- Prędzej w piekle - wytknęłam mu język, a on rzucił się na mnie łaskocząc i po chwili widziałam jak wszyscy inni dołączyli do tych kompletnych głupot. Kim zaczęła łaskotać Niall'a, Louis Kim, Zayn Louis'a, osioł Zayn'a, a Brook osła. Liam tylko siedział i patrzył rozbawiony na to, co robiliśmy.
I po co komu prawdziwa rodzina?
- Przyszłam bo poprosili mnie o to przyjaciele - zaczęłam mówić, w tym czasie Harry zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Po chwili prawie leżałam na ławce, a on na mnie. Słyszałam tylko stłumiony dźwięk muzyki i nasze oddechy. To brzmi pewnie romantycznie, ale dla mnie było okropne. Czułam się taka mała i bezsilna.Wyślizgnęłam się z jego 'uścisku' bokiem i ruszyłam w stronę domu, ale chwilę potem poczułam jak łapie mnie w talii i ciągnie do siebie. Byłam zbyt słaba, żeby się opierać. Normalnie o tej godzinie śpię... Chwilę potem przywarł mnie do muru i przytrzymał tak bym nie mogła się ruszyć.
- Daj mi spokój, jestem zmęczona... Nie chce mi się z tobą bawić w przepychanki - powiedziałam spokojnie. Nie próbowałam nawet się wyrywać, bo wiem, że wtedy by mnie nie wypuścił. Zostało mi tylko udawanie, że nie obchodzi mnie to co robi... Obchodziło mnie, bardzo.
- Jestem za duży na zabawy - powiedział z chytrym uśmieszkiem.
- Cieszę się, możesz mnie puścić?-Powiedziałam, poprawił się co nie było miłe.- To boli!- krzyknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili mnie puścił. Od razu złapałam się za masaż nadgarstków które poczerwieniały od uścisku.
Harry przejął się chyba nieco tym co zobaczył.
- Przepraszam - powiedział oglądając moje ręce. Byłam na niego zła. Wiedział to.
- Za każdym razem kiedy mnie spotykasz musisz mi coś zrobić?!- Krzyknęłam.- A takie trzymanie twoim zdaniem jest zabawne?! Śmieszy cię to?! Widzisz co mi zrobiłeś?- pokazałam mu ręce, strasznie mnie wtedy bolały.- A noga? Na nodze będę mieć do końca życia bliznę... przez ciebie.
Przyłożyłam znów żyletkę do swojego ramienia. Wolno przejechałam nią po skórze i patrzyłam spokojnie jak krew płynie po mojej ręce. po moich policzkach wciąż płynęły łzy, ale ja czułam tylko ulgę, obraz zaczynał się rozmazywać, a ja cięłam skórę, kreska za kreską. Moje ramie było całe czerwone, kiedy chciałam naciąć czwartą krechę żyletka wyleciała mi z rąk, a ja nie miałam już siły jej podnieść. Napiłam się znów i wtedy butelka upadła na ziemię. Obraz rozmazywał się coraz bardziej i nagle usłyszałam jak Harry otwiera drzwi kabiny.
Kiedy Niall łaskotał mnie, a ja byłam kompletnie szczęśliwa, oczywiście coś musiało pójść nie tak i rękaw mojej bluzki na krótki rękaw podwinął się ukazując przy tym siedem okropnych blizn. Przez chwilę Niall nie zwrócił na to uwagi, ale gdy spostrzegł moje zmieszanie również spojrzał na moją rękę i był tak zdziwiony, że coś w mojej klatce piersiowej zabolało od oglądania go takiego. Szybko nawinęłam rękawek i poszłam do swojego pokoju zostawiając przyjaciół, którzy nawet się nie przejęli moim wyjściem.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam gładzić blizny ręką chcąc by zniknęły. Nie chciałam ich. Przypominały mi o moich słabościach, a ja w tej sytuacji nie mogłam mieć ani jednej. Z nimi wszystkimi wiązała się pewna historia, każdą zrobiłam sobie z ważnego powodu. Rozwód rodziców, zdrada ojca, śmierć żony mojego brata i w końcu załamanie nerwowe spowodowane zerwaniem z byłym chłopakiem, a raczej gwałtem jakiego na mnie dokonał. Spośród osób żywych tylko trzy wiedziały o tym, co mi zrobił. Ja, Kim i Rick. Powiedziałam to jeszcze Harry'emu, ale on był martwy więc raczej nie kwalifikował się. To on uratował mnie przed wykrwawieniem się tego dennego wieczoru.
Boże, jak ja go kochałam.
Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia i zdziwiona odskoczyłam widząc przed sobą moją przyjaciółkę. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak weszła do pokoju. Spojrzała na mnie niepewnie i znów się przysunęła dotykając moich blizn, a ja schowałam twarz w rękach chcąc się schować.
- Kim, proszę - westchnęłam patrząc jak całuje moje blizny, każdą z osobna.- Przestań.
- Mogłaś mi powiedzieć - jęknęła, a w jej oczach błysnęły łzy.- Jezu, Rose, siedem. Siedem razy nie było mnie przy tobie kiedy mnie potrzebowałaś.
- To było dawno - skłamałam.- Zaczęło się 6 lat temu, Kim, to nie twoja wina. Miałaś swoje problemy, byłaś zakochana, a ja nie chciałam psuć ci tego, co miałaś.
- Przypomnij mi proszę w kim byłam zakochana - poprosiła przytulając mnie, a ja pociągnęłam brzydko nosem.
- W Rick'u.
- Właśnie, z tego co wiem, to on cię zgwałcił, więc miłość to była raczej niemrawa - pokręciła głową łapiąc moją twarz w swoje delikatne i małe dłonie.- Rose, na mnie możesz zawsze liczyć, kocham cię, rozumiesz? Nigdy cię nie zostawię, przenigdy, nie po tym, co przeszłaś. Ufasz mi, prawda?
Skinęłam głową starając się znów nie płakać.
- Właśnie, więc musisz mi uwierzyć, że chodźby nie wiem co to zawsze będę przy tobie i zawsze ci pomogę, kochanie. Zawsze. Nie ważne, czy będziesz potrzebować podpaski czy ktoś będzie trzymał cię na muszce. Ja postaram się być, okay? Oczywiście - prychnęła - nie jestem Jezusem, ale postaram się dotrzymać obietnicy.
Przytuliłam ją i siedziałyśmy tak przytulone przez dość długi czas pamiętając, żeby nie rozpłakać się jak na typowe 'twardzielki' nie przystoi. Życie rani tak bardzo, że nawet wiedząc, że jest się bezpiecznym w objęciach osoby, którą się kocha można bać się świata, który cię otacza. Że nie jest się do końca pewnym tego co właściwie należy zrobić w danej sytuacji, bo takowa przydarza się pierwszy raz w życiu.
Czasem będąc biezpiecznym masz ochotę zrobić coś niebezpiecznego.
Stałam na krańcu góry. Byliśmy na wycieczce w klasie 2 gimnazjum, Kim zniknęła ganiając za chłopakami z 3 klasy, a ja czułam wielką przyjemność wyobrażając sobie, że skaczę z przepaści na jakiej stoję.
Wtedy nie byłoby niczego oprócz mnie, śmierci i ciemności, a co za tym idzie, błogości jaką ta ciemność niosła za sobą. Wyobrażałam sobie, że w końcu jestem uwolniona od wszystkich ludzkich rzeczy, od czegokolwiek co człowieczeństwo robiło. Od bólu, cierpienia, strachu, radości, przyjaźni, miłości, a przede wszystkim życia. To byłby koniec niosący za sobą nowy początek. Coś, czego pragnęłam ponad wszystko od chwili w której dowiedziałam się o niesprawiedliwości jaką mój ojciec od dość długiego czasu wyrządzał mojej mamie. O tym właśnie mówiłam. Każdy człowiek popełnia błędy, bo błędy są ludzkie. Ale błędy sprawiały, że moja zraniona dusza pchała się w przepaść potocznie zwaną 'czarną dziurą'. Ta właśnie dusza chciała w końcu zaznać ukojenia, tak jak zaznało to ciało gdy wspaniała, srebrna żyletka pociągnęła czerwoną kreskę na moim ramieniu. Widok mojego bólu sprawiał mi przyjemność, moje cierpienie było jak ukojenie, bo szczerze wierzyłam, że to co działo się dookoła mnie działo się głównie z mojej winy, że to ja zrobiłam coś źle i musiałam za to zapłacić. Ale dlaczego miałabym płacić czyimś dobrem lub bezpieczeństwem?
Otwierając z radości usta wyciągnęłam przed siebie nogę i wyjrzałam na świat poza górą. Nauczycielka wspominała, że nie ma najmniejszej szansy na to, by ktokolwiek, kto spadnie przeżył i cieszyło mnie to zapewnienie. Ciepły wiatr bawił się moimi włosami zganiając je z ramion by żyły swoim życiem póki tylko mogą, bo mało czasu im zostało. Rozłożyłam ręce czując w każdej kończynie życie, które tak błagało bym przestała. Zamknęłam oczy lekko przechylając się do przodu z zamiarem skoczenia w przepaść.
- Rose, co tam robisz? - Usłyszałam rozbawiony głos Kim, który zmusił mnie do cofnięcia się i obejrzenia na nią, podążała w moim kierunku uważnie lustrując to, co robiłam.- Chodź, Sarrel rozdziela już pokoje.
- Nie mów chłopakom - wyszeptałam.- Nie chcę ich współczucia, będą się zadręczać, a Niall jak znam życie będzie mieć mnie dość.
- To on mnie tutaj przysłał - przyznała ścierając i tak suchy policzek i spoglądając na mnie z tępym uśmiechem.- Mam wrażenie, że między wami nie ma zwykłej przyjaźni.
- Ja go kocham, on kocha mnie - wzruszyłam ramionami.- Z tego co wiem, oczywiście. Ale chyba żadne z nas nie byłoby w stanie do typowej miłości między chłopakiem, a dziewczyną. Właściwie nawet nie umiem tego nazwać.
- Jesteś pewna, że on nie byłby w stanie pokochać cię w ten sposób?- Zapytała marszcząc brwi.- Myślę, że obojgu z was przydałaby się odrobina bliskości płci przeciwnej, jeśli wiesz o czym mówię.
Zaśmiałam się z odrobiną odrazy i zrobiłam głupią minę.
- Chcesz, żebym pieprzyła się z własnym 'bratem'? Z resztą... Co ty wiesz o takich sprawach?
- Dużo - oburzyła się zakładając ręce na biodra.- Czytam książki. 50 twarzy Grey'a i jesteś ekspertem, nie wiem czy wiesz.
- Nie powiesz im? Nie chcę, żeby czuli się przy mnie niepewnie - poprosiłam nakładając znów rękaw na ramię.
Brunetka zlustrowała mnie wzrokiem i po chwili uśmiechnęła się w ramach pocieszenia.
- Jasne, że nie powiem, głuptasie.
Jakby na sygnał do pokoju wpadło całe towarzystwo z zewnątrz i nie przejmując się nami zaczęli rozważać o swoich sprawach, których pewnie nie dokończyli wcześniej.
- Czy ja wyglądam na wyrocznię?- Zaśmiała się Brook prowadząc osła za ramię przez co do mojej głowy doszła pewna myśl - Osioł taki zdominowany.- Skąd niby mam wiedzieć takie rzeczy?
Zayn tylko fuknął pod nosem i udał, że się obraża.
- Ja tam swoje wiem - westchnął.- Kiedyś będę superman'em i dowiesz się o tym kiedy uratuję twój tłusty tyłek przed gwałcicielem w opresji dla którego będziesz jedyną dostępną gazelą na horyzoncie.
Brooklyn fuknęła na mulata i założyła ręce na biodra patrząc z wyrzutem na osła.
- A ty co?- Warknęła.- Stanąłbyś w obronie uciskanej niewiasty, ośle!
Wzruszył ramionami i usiadł między mną, a Kim szczerząc się przy tym najgłupiej jak tylko potrafił. Miałam wrażenie, że moja siostra dostanie białej gorączki będąc obleganą od strony Zayn'a, osła i na domiar złego Louis'a, który włączył się do konwersacji.
- A ja uważam, że skoro Zayn myśli, że kiedyś będzie superman'em to zostanie żulem. Oczywiście wcześniej rozważając wszystkie za i przeciw. Za: Zayn tak twierdzi. Przeciw: Brook jest innego zdania, ja swoje wiem, nie masz nadprzyrodzonych mocy i wiernego poddanego, nie miałbyś kogo ratować, Perrie by cię chyba zatłukła suchą bułką no i cios ostateczny to fakt, że po prostu jesteś mulatem i jakby nie masz niczego innego jak skończyć na ulicy żebrząc o marnego funta - Lou wzruszył ramionami wyczerpując już wszystkie argumenty dotyczące poruszonego tematu.
- Czasami mam ochotę cię udusić - powiedział obojętnie Zayn gestykulując rękoma.- Ale potem uświadamiam sobie, że sam nie skończyłbym lepiej gdybym spotkał Eleanor.
Cicho zaśmiałam się widząc, że żadne nie ma już czego dodać w tym temacie i kątem oka dostrzegłam jak Kim robi to samo co ja.
- A ja myślę, że w ogóle nie trzeba było zaczynać tematu 'zostanę superbohaterem' - wtrącił Liam, który zajmował miejsce stojące pod ścianą i zachowywał się jak cicha myszka.
- Daddy Liam!- Krzyknął Zayn rzucając się na przyjaciela i całując go w policzek.- Już się bałem, że straciłeś głos, tatuśku!
- Przezabawne - jęknął odsuwając od siebie mulata po czym żwawo zaczął ścierać z siebie ślady jego całusów.- Takie rzeczy to być może za 70 lat - powiedział dokładnie akcentując 'być może'.
W tamtym momencie blond czupryna zabłysnęła mi przed oczyma, kiedy Niall wszedł niechętnie do pomieszczenia i rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie ustawił się przy ścianie obok Liam'a. Mierzył mnie martwym wzrokiem przez chwilę, kiedy reszta się jeszcze przekomarzała, ale jakoś nie potrafiłam rozpoznać dokładnie słów. Wszystko zatrzymało się w jednym momencie, a ja widząc, że chłopak żywił do mnie czystą niechęć spuściłam wzrok, ale dalej czułam, że on intensywnie się we mnie wpatrywał.
Gdy znów odważyłam się na niego popatrzeć, on rozmawiał o czymś z Liam'em i chyba udawał, że go nie interesowałam. Nie wiem dlaczego sprawiło mi to ból, istne cierpienie w klatce piersiowej.
Czułam jak Kim zaczęła masować moje ramie dając mi wsparcie i właściwie to podniosła mnie nieco na duchu. Dźwięki docierały do mnie powoli, a gdy w końcu całkowicie powrócił mi słuch usłyszałam jak ktoś wymawia kilkakrotnie moje imię.
- Rose!- Krzyknęła Brook.- Jezu, ogłuchłaś?
- Nie - wyszeptałam niemrawo kręcąc głową.
- To dobrze - westchnęła przewracając oczami.- Już zaczynałam się martwić. Pytałam czy widzisz mnie w przyszłym wyborze na miss? Ten dureń - wskazała na Liam'a, który wyszczerzył rząd białych zębów- twierdzi, że nie mam szans.
Kiedy otworzyłam buzię by coś powiedzieć znów poczułam palące spojrzenie Niall'a, więc nabrałam nagłej ochoty oddalenia się od nich. Wstałam powoli i wzruszyłam ramionami do siostry.
- Chyba ma rację biorąc pod uwagę twój celulit - rzekłam ruszając w stronę drzwi. Nie chciałam dłużej przebywać w jednym pokoju ze złym na mnie najlepszym przyjacielem. Cały pokój pękał ze śmiechu po mojej odpowiedzi, a Lyn tylko skrzyżowała ręce na piersiach.
- Już nie mam celulitu - oburzyła się.- Ostatnio widziałaś mnie w krótkich spodenkach 3 lata temu, więc skąd możesz wiedzieć, że dalej go mam?
- Wybacz - burknęłam wychodząc.- Zmieniłam zdanie.
- Ej, a ty dokąd?- Krzyknęła za mną Kim zrywając się z miejsca.
- Głowa mnie boli, idę się położyć - skłamałam.
-------------------------------------------------------
Ojojoj! To się porobiło!
Wpadłam na genialny pomysł, żebym dodawała rozdziały codziennie aż do tych, których jeszcze nie napisałam ;P i tak zostały mi 2 rozdziały i epilog, więc nie zejdzie mi z nimi długo :D
Kocham was <3
Przyłożyłam znów żyletkę do swojego ramienia. Wolno przejechałam nią po skórze i patrzyłam spokojnie jak krew płynie po mojej ręce. po moich policzkach wciąż płynęły łzy, ale ja czułam tylko ulgę, obraz zaczynał się rozmazywać, a ja cięłam skórę, kreska za kreską. Moje ramie było całe czerwone, kiedy chciałam naciąć czwartą krechę żyletka wyleciała mi z rąk, a ja nie miałam już siły jej podnieść. Napiłam się znów i wtedy butelka upadła na ziemię. Obraz rozmazywał się coraz bardziej i nagle usłyszałam jak Harry otwiera drzwi kabiny.
Kiedy Niall łaskotał mnie, a ja byłam kompletnie szczęśliwa, oczywiście coś musiało pójść nie tak i rękaw mojej bluzki na krótki rękaw podwinął się ukazując przy tym siedem okropnych blizn. Przez chwilę Niall nie zwrócił na to uwagi, ale gdy spostrzegł moje zmieszanie również spojrzał na moją rękę i był tak zdziwiony, że coś w mojej klatce piersiowej zabolało od oglądania go takiego. Szybko nawinęłam rękawek i poszłam do swojego pokoju zostawiając przyjaciół, którzy nawet się nie przejęli moim wyjściem.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam gładzić blizny ręką chcąc by zniknęły. Nie chciałam ich. Przypominały mi o moich słabościach, a ja w tej sytuacji nie mogłam mieć ani jednej. Z nimi wszystkimi wiązała się pewna historia, każdą zrobiłam sobie z ważnego powodu. Rozwód rodziców, zdrada ojca, śmierć żony mojego brata i w końcu załamanie nerwowe spowodowane zerwaniem z byłym chłopakiem, a raczej gwałtem jakiego na mnie dokonał. Spośród osób żywych tylko trzy wiedziały o tym, co mi zrobił. Ja, Kim i Rick. Powiedziałam to jeszcze Harry'emu, ale on był martwy więc raczej nie kwalifikował się. To on uratował mnie przed wykrwawieniem się tego dennego wieczoru.
Boże, jak ja go kochałam.
Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia i zdziwiona odskoczyłam widząc przed sobą moją przyjaciółkę. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak weszła do pokoju. Spojrzała na mnie niepewnie i znów się przysunęła dotykając moich blizn, a ja schowałam twarz w rękach chcąc się schować.
- Kim, proszę - westchnęłam patrząc jak całuje moje blizny, każdą z osobna.- Przestań.
- Mogłaś mi powiedzieć - jęknęła, a w jej oczach błysnęły łzy.- Jezu, Rose, siedem. Siedem razy nie było mnie przy tobie kiedy mnie potrzebowałaś.
- To było dawno - skłamałam.- Zaczęło się 6 lat temu, Kim, to nie twoja wina. Miałaś swoje problemy, byłaś zakochana, a ja nie chciałam psuć ci tego, co miałaś.
- Przypomnij mi proszę w kim byłam zakochana - poprosiła przytulając mnie, a ja pociągnęłam brzydko nosem.
- W Rick'u.
- Właśnie, z tego co wiem, to on cię zgwałcił, więc miłość to była raczej niemrawa - pokręciła głową łapiąc moją twarz w swoje delikatne i małe dłonie.- Rose, na mnie możesz zawsze liczyć, kocham cię, rozumiesz? Nigdy cię nie zostawię, przenigdy, nie po tym, co przeszłaś. Ufasz mi, prawda?
Skinęłam głową starając się znów nie płakać.
- Właśnie, więc musisz mi uwierzyć, że chodźby nie wiem co to zawsze będę przy tobie i zawsze ci pomogę, kochanie. Zawsze. Nie ważne, czy będziesz potrzebować podpaski czy ktoś będzie trzymał cię na muszce. Ja postaram się być, okay? Oczywiście - prychnęła - nie jestem Jezusem, ale postaram się dotrzymać obietnicy.
Przytuliłam ją i siedziałyśmy tak przytulone przez dość długi czas pamiętając, żeby nie rozpłakać się jak na typowe 'twardzielki' nie przystoi. Życie rani tak bardzo, że nawet wiedząc, że jest się bezpiecznym w objęciach osoby, którą się kocha można bać się świata, który cię otacza. Że nie jest się do końca pewnym tego co właściwie należy zrobić w danej sytuacji, bo takowa przydarza się pierwszy raz w życiu.
Czasem będąc biezpiecznym masz ochotę zrobić coś niebezpiecznego.
Stałam na krańcu góry. Byliśmy na wycieczce w klasie 2 gimnazjum, Kim zniknęła ganiając za chłopakami z 3 klasy, a ja czułam wielką przyjemność wyobrażając sobie, że skaczę z przepaści na jakiej stoję.
Wtedy nie byłoby niczego oprócz mnie, śmierci i ciemności, a co za tym idzie, błogości jaką ta ciemność niosła za sobą. Wyobrażałam sobie, że w końcu jestem uwolniona od wszystkich ludzkich rzeczy, od czegokolwiek co człowieczeństwo robiło. Od bólu, cierpienia, strachu, radości, przyjaźni, miłości, a przede wszystkim życia. To byłby koniec niosący za sobą nowy początek. Coś, czego pragnęłam ponad wszystko od chwili w której dowiedziałam się o niesprawiedliwości jaką mój ojciec od dość długiego czasu wyrządzał mojej mamie. O tym właśnie mówiłam. Każdy człowiek popełnia błędy, bo błędy są ludzkie. Ale błędy sprawiały, że moja zraniona dusza pchała się w przepaść potocznie zwaną 'czarną dziurą'. Ta właśnie dusza chciała w końcu zaznać ukojenia, tak jak zaznało to ciało gdy wspaniała, srebrna żyletka pociągnęła czerwoną kreskę na moim ramieniu. Widok mojego bólu sprawiał mi przyjemność, moje cierpienie było jak ukojenie, bo szczerze wierzyłam, że to co działo się dookoła mnie działo się głównie z mojej winy, że to ja zrobiłam coś źle i musiałam za to zapłacić. Ale dlaczego miałabym płacić czyimś dobrem lub bezpieczeństwem?
Otwierając z radości usta wyciągnęłam przed siebie nogę i wyjrzałam na świat poza górą. Nauczycielka wspominała, że nie ma najmniejszej szansy na to, by ktokolwiek, kto spadnie przeżył i cieszyło mnie to zapewnienie. Ciepły wiatr bawił się moimi włosami zganiając je z ramion by żyły swoim życiem póki tylko mogą, bo mało czasu im zostało. Rozłożyłam ręce czując w każdej kończynie życie, które tak błagało bym przestała. Zamknęłam oczy lekko przechylając się do przodu z zamiarem skoczenia w przepaść.
- Rose, co tam robisz? - Usłyszałam rozbawiony głos Kim, który zmusił mnie do cofnięcia się i obejrzenia na nią, podążała w moim kierunku uważnie lustrując to, co robiłam.- Chodź, Sarrel rozdziela już pokoje.
- Nie mów chłopakom - wyszeptałam.- Nie chcę ich współczucia, będą się zadręczać, a Niall jak znam życie będzie mieć mnie dość.
- To on mnie tutaj przysłał - przyznała ścierając i tak suchy policzek i spoglądając na mnie z tępym uśmiechem.- Mam wrażenie, że między wami nie ma zwykłej przyjaźni.
- Ja go kocham, on kocha mnie - wzruszyłam ramionami.- Z tego co wiem, oczywiście. Ale chyba żadne z nas nie byłoby w stanie do typowej miłości między chłopakiem, a dziewczyną. Właściwie nawet nie umiem tego nazwać.
- Jesteś pewna, że on nie byłby w stanie pokochać cię w ten sposób?- Zapytała marszcząc brwi.- Myślę, że obojgu z was przydałaby się odrobina bliskości płci przeciwnej, jeśli wiesz o czym mówię.
Zaśmiałam się z odrobiną odrazy i zrobiłam głupią minę.
- Chcesz, żebym pieprzyła się z własnym 'bratem'? Z resztą... Co ty wiesz o takich sprawach?
- Dużo - oburzyła się zakładając ręce na biodra.- Czytam książki. 50 twarzy Grey'a i jesteś ekspertem, nie wiem czy wiesz.
- Nie powiesz im? Nie chcę, żeby czuli się przy mnie niepewnie - poprosiłam nakładając znów rękaw na ramię.
Brunetka zlustrowała mnie wzrokiem i po chwili uśmiechnęła się w ramach pocieszenia.
- Jasne, że nie powiem, głuptasie.
Jakby na sygnał do pokoju wpadło całe towarzystwo z zewnątrz i nie przejmując się nami zaczęli rozważać o swoich sprawach, których pewnie nie dokończyli wcześniej.
- Czy ja wyglądam na wyrocznię?- Zaśmiała się Brook prowadząc osła za ramię przez co do mojej głowy doszła pewna myśl - Osioł taki zdominowany.- Skąd niby mam wiedzieć takie rzeczy?
Zayn tylko fuknął pod nosem i udał, że się obraża.
- Ja tam swoje wiem - westchnął.- Kiedyś będę superman'em i dowiesz się o tym kiedy uratuję twój tłusty tyłek przed gwałcicielem w opresji dla którego będziesz jedyną dostępną gazelą na horyzoncie.
Brooklyn fuknęła na mulata i założyła ręce na biodra patrząc z wyrzutem na osła.
- A ty co?- Warknęła.- Stanąłbyś w obronie uciskanej niewiasty, ośle!
Wzruszył ramionami i usiadł między mną, a Kim szczerząc się przy tym najgłupiej jak tylko potrafił. Miałam wrażenie, że moja siostra dostanie białej gorączki będąc obleganą od strony Zayn'a, osła i na domiar złego Louis'a, który włączył się do konwersacji.
- A ja uważam, że skoro Zayn myśli, że kiedyś będzie superman'em to zostanie żulem. Oczywiście wcześniej rozważając wszystkie za i przeciw. Za: Zayn tak twierdzi. Przeciw: Brook jest innego zdania, ja swoje wiem, nie masz nadprzyrodzonych mocy i wiernego poddanego, nie miałbyś kogo ratować, Perrie by cię chyba zatłukła suchą bułką no i cios ostateczny to fakt, że po prostu jesteś mulatem i jakby nie masz niczego innego jak skończyć na ulicy żebrząc o marnego funta - Lou wzruszył ramionami wyczerpując już wszystkie argumenty dotyczące poruszonego tematu.
- Czasami mam ochotę cię udusić - powiedział obojętnie Zayn gestykulując rękoma.- Ale potem uświadamiam sobie, że sam nie skończyłbym lepiej gdybym spotkał Eleanor.
Cicho zaśmiałam się widząc, że żadne nie ma już czego dodać w tym temacie i kątem oka dostrzegłam jak Kim robi to samo co ja.
- A ja myślę, że w ogóle nie trzeba było zaczynać tematu 'zostanę superbohaterem' - wtrącił Liam, który zajmował miejsce stojące pod ścianą i zachowywał się jak cicha myszka.
- Daddy Liam!- Krzyknął Zayn rzucając się na przyjaciela i całując go w policzek.- Już się bałem, że straciłeś głos, tatuśku!
- Przezabawne - jęknął odsuwając od siebie mulata po czym żwawo zaczął ścierać z siebie ślady jego całusów.- Takie rzeczy to być może za 70 lat - powiedział dokładnie akcentując 'być może'.
W tamtym momencie blond czupryna zabłysnęła mi przed oczyma, kiedy Niall wszedł niechętnie do pomieszczenia i rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie ustawił się przy ścianie obok Liam'a. Mierzył mnie martwym wzrokiem przez chwilę, kiedy reszta się jeszcze przekomarzała, ale jakoś nie potrafiłam rozpoznać dokładnie słów. Wszystko zatrzymało się w jednym momencie, a ja widząc, że chłopak żywił do mnie czystą niechęć spuściłam wzrok, ale dalej czułam, że on intensywnie się we mnie wpatrywał.
Gdy znów odważyłam się na niego popatrzeć, on rozmawiał o czymś z Liam'em i chyba udawał, że go nie interesowałam. Nie wiem dlaczego sprawiło mi to ból, istne cierpienie w klatce piersiowej.
Czułam jak Kim zaczęła masować moje ramie dając mi wsparcie i właściwie to podniosła mnie nieco na duchu. Dźwięki docierały do mnie powoli, a gdy w końcu całkowicie powrócił mi słuch usłyszałam jak ktoś wymawia kilkakrotnie moje imię.
- Rose!- Krzyknęła Brook.- Jezu, ogłuchłaś?
- Nie - wyszeptałam niemrawo kręcąc głową.
- To dobrze - westchnęła przewracając oczami.- Już zaczynałam się martwić. Pytałam czy widzisz mnie w przyszłym wyborze na miss? Ten dureń - wskazała na Liam'a, który wyszczerzył rząd białych zębów- twierdzi, że nie mam szans.
Kiedy otworzyłam buzię by coś powiedzieć znów poczułam palące spojrzenie Niall'a, więc nabrałam nagłej ochoty oddalenia się od nich. Wstałam powoli i wzruszyłam ramionami do siostry.
- Chyba ma rację biorąc pod uwagę twój celulit - rzekłam ruszając w stronę drzwi. Nie chciałam dłużej przebywać w jednym pokoju ze złym na mnie najlepszym przyjacielem. Cały pokój pękał ze śmiechu po mojej odpowiedzi, a Lyn tylko skrzyżowała ręce na piersiach.
- Już nie mam celulitu - oburzyła się.- Ostatnio widziałaś mnie w krótkich spodenkach 3 lata temu, więc skąd możesz wiedzieć, że dalej go mam?
- Wybacz - burknęłam wychodząc.- Zmieniłam zdanie.
- Ej, a ty dokąd?- Krzyknęła za mną Kim zrywając się z miejsca.
- Głowa mnie boli, idę się położyć - skłamałam.
-------------------------------------------------------
Ojojoj! To się porobiło!
Wpadłam na genialny pomysł, żebym dodawała rozdziały codziennie aż do tych, których jeszcze nie napisałam ;P i tak zostały mi 2 rozdziały i epilog, więc nie zejdzie mi z nimi długo :D
Kocham was <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*