poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 16

Mrs. Baker P.O.V. (mama Rose) 

- Zabierz Joe do żłobka, ja idę do pracy dopiero za godzinę, a jestem zmęczona więc jeszcze się zdrzemnę - powiedziałam całując swojego partnera. William zniknął w przedpokoju i po chwili słyszałam jak mały płacze więc niechętnie zwlekłam się i ruszyłam tam by przebrać kilkumiesięczne dziecko. Joe jak zwykle na mój widok rozpromienił się i gdy ledwie go dotknęłam zaczął się słodko śmiać, a ja posłałam mu typowy matczyny uśmiech. 
- Jak w kancelarii?- Zapytałam William'a kompletnie bez sensu.- Wiesz... Ostatnio jakoś czuję się odepchnięta. 
Mężczyzna objął mnie od tyłu w talii i wtulił się we mnie, a ja błogo, jak zawsze, odpłynęłam z uśmiechem na ustach. 
- Nie odepchnąłbym kobiety mojego życia z którą mam najwspanialsze dziecko świata - wymruczał mi do ucha, a ja poczułam motylki w brzuchu.- Mam na ciebie ochotę, kochanie. 
- Poród mnie wykończył - jęknęłam.- Obiecałam, że zrobimy to kiedy skończę krzyczeć przy sikaniu. 
William zrobił skwaszoną minę, ale pokiwał głową i zabrał ode mnie Joe po czym pocałował mnie czule i ruszył do korytarza gdzie szybko ubrał buty i jeszcze raz mnie pocałował po czym opuścił nasz dom. Stanęłam w drzwiach cała w motylkach i pomachałam mu zadowolona przy czym puściłam do niego jeszcze jednego całusa, a on udał, że go łapie. 
- Kocham cię - krzyknął, a ja odkrzyknęłam mu to samo. 
Miłość to najlepsze co mogło mnie kiedykolwiek spotkać. Chciałam wychować w miłości moje dziecko pilnując przy tym by nigdy nie dowiedziało się o tym, że ma inne rodzeństwo. Joe zdecydowanie był lepszy od pozostałej trójki moich dzieci, które okazały się niewdzięczne wobec mnie. 
Ruszyłam do kuchni wciąż w piżamie i zrobiłam sobie na śniadanie tosta po czym jedząc go niechętnie odebrałam telefon od swojego byłego męża. 
- Tak? Nie mam zbyt wiele czasu, Dominic - westchnęłam opychając się jedzeniem.- Właściwie to nawet nie wiem po co odebrałam. 
- Frannie jak zawsze w szampańskim nastroju - burknął.- Dzwonię do ciebie w sprawie naszego dziecka. Martwię się o Rose, wiesz, że była na cmentarzu? 
- Nie ingeruję w jej życie od kiedy postanowiła się na mnie wyprzeć. 
- Bo nie zaakceptowałaś jej ukochanego. 
- Nadal trzymam się swojego - rzuciłam odkaładając talerz do zlewu.- Ale skoro już odebrałam to mów dalej. 
- Nie ma jej w domu. 
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc gdzie mogła pojechać. 
- A Niall? 
- Gdyby Niall tam był to powiedziałby mi o tym gdzie się podziewa moja córka, nie uważasz?
Wypuściłam z siebie powietrze. 
- To jak myślisz, gdzie jest? 
- Do ciebie też bym nie dzwonił gdybym się chociażby domyślał - zaśmiał się sucho.- Masz jakieś pomysły? 
- Nie - rzuciłam idąc na górę by się ubrać.- Włączę na głośnik, poczekaj. 
Zaczęłam ubierać się w swoją garsonkę słuchając przy tym preteksjonalnych wkładów byłego męża. 
- Wątpię, żeby ciągnęło ją do kobiet, Dominic - zaśmiałam się.- Za Niall'a też raczej nie powinna zachcieć nagle wychodzić, więc na ślub nie uciekli. Może pojechała odwiedzić Serenę? Przecież utrzymują ze sobą wciąż kontakt. Albo postanowiła pojechać na małe wakacje z Kim? Opcji jest wiele. 
- A może NY i Brook?- Zaproponował na co tylko pokręciłam głową. 
- Nigdy nie miały ze sobą dobrych kontaktów, więc byłaby ostatnią osobą do której by się udała w nagłej potrzebie. 
- Dobrze, ale gdzieś musiała pojechać do cholery - westchnął, a ja kompletnie znużona tą rozmową zarejestrowałam pukanie do drzwi. 
- Dominic, kończę. Zadzwoń później - powiedziałam przerywając połączenie. 
Poprawiłam swoją opinającą spódnicę i ruszyłam po stromych schodach na dół gdzie do drzwi zaczął się ktoś po prostu dobijać. 
- Spokojnie - zaśmiałam się.- Już idę. 
Z wielkim bananem na twarzy otworzyłam drzwi i zobaczyłam przystojnego mężczyznę w wieku około 30 lat. 
- Dzień dobry - powiedział uprzejmie.- Mam bardzo ważną wiadomość dotyczącą pani córki, Rose. Mogę wejść? Takich informacji nie przekazuje się w progu. 
- Oh, dobrze - powiedziałam miło i otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając swojego gościa.- Więc, chce pan może kawy? A jak panu na imię? 
- Tak, poproszę. Mathew, jestem Mathew. 
Posłałam mu jeden z najmilszych uśmiechów i odwróciłam się do niego idąc w stronę kuchni, ale ten złapał mnie od tyłu i zakrył moje usta dłonią, a ja przerażona zaczęłam się wyrywać. 
- A więc ważna informacja - powiedział cicho do ucha.- Twoja córka, Rose, jest bardzo wredną suką i wsadziła mnie do więzienia, ale ja mam ochotę się zemścić. 
Wierzgałam i walczyłam ze łzami w oczach. 
- Oh, uspokój się, nie chcę cię zabić, ale słowo daję, że stracisz pięknego paluszka jeśli się zaraz nie uspokoisz. 
Przestałam. 
- Pięknie - mężczyzna przyłożył mi jakiś wacik do nosa, a ja zaczęłam odpływać.- Więc, Frannie Baker, oficjalnie zostałaś porwana. 


















-----------------------------------------------------
LOOOOL 
nie wierze, że to napisałam xD kolejny krótki jak cholera, ale to właśnie dlatego go dodałam tak szybko. Nie myślcie sobie. Zostało mi do napisania tylko 25, 26 i epilog *jara się* a potem prawdopodobnie zrobię sobie przerwę i startujemy z ostatnią częścią! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*