Mrs. Baker P.O.V. (mama Rose)
- Zabierz Joe do żłobka, ja idę do pracy dopiero za godzinę, a jestem zmęczona więc jeszcze się zdrzemnę - powiedziałam całując swojego partnera. William zniknął w przedpokoju i po chwili słyszałam jak mały płacze więc niechętnie zwlekłam się i ruszyłam tam by przebrać kilkumiesięczne dziecko. Joe jak zwykle na mój widok rozpromienił się i gdy ledwie go dotknęłam zaczął się słodko śmiać, a ja posłałam mu typowy matczyny uśmiech.
- Jak w kancelarii?- Zapytałam William'a kompletnie bez sensu.- Wiesz... Ostatnio jakoś czuję się odepchnięta.
Mężczyzna objął mnie od tyłu w talii i wtulił się we mnie, a ja błogo, jak zawsze, odpłynęłam z uśmiechem na ustach.
- Nie odepchnąłbym kobiety mojego życia z którą mam najwspanialsze dziecko świata - wymruczał mi do ucha, a ja poczułam motylki w brzuchu.- Mam na ciebie ochotę, kochanie.
- Poród mnie wykończył - jęknęłam.- Obiecałam, że zrobimy to kiedy skończę krzyczeć przy sikaniu.
William zrobił skwaszoną minę, ale pokiwał głową i zabrał ode mnie Joe po czym pocałował mnie czule i ruszył do korytarza gdzie szybko ubrał buty i jeszcze raz mnie pocałował po czym opuścił nasz dom. Stanęłam w drzwiach cała w motylkach i pomachałam mu zadowolona przy czym puściłam do niego jeszcze jednego całusa, a on udał, że go łapie.
- Kocham cię - krzyknął, a ja odkrzyknęłam mu to samo.
Miłość to najlepsze co mogło mnie kiedykolwiek spotkać. Chciałam wychować w miłości moje dziecko pilnując przy tym by nigdy nie dowiedziało się o tym, że ma inne rodzeństwo. Joe zdecydowanie był lepszy od pozostałej trójki moich dzieci, które okazały się niewdzięczne wobec mnie.
Ruszyłam do kuchni wciąż w piżamie i zrobiłam sobie na śniadanie tosta po czym jedząc go niechętnie odebrałam telefon od swojego byłego męża.
- Tak? Nie mam zbyt wiele czasu, Dominic - westchnęłam opychając się jedzeniem.- Właściwie to nawet nie wiem po co odebrałam.
- Frannie jak zawsze w szampańskim nastroju - burknął.- Dzwonię do ciebie w sprawie naszego dziecka. Martwię się o Rose, wiesz, że była na cmentarzu?
- Nie ingeruję w jej życie od kiedy postanowiła się na mnie wyprzeć.
- Bo nie zaakceptowałaś jej ukochanego.
- Nadal trzymam się swojego - rzuciłam odkaładając talerz do zlewu.- Ale skoro już odebrałam to mów dalej.
- Nie ma jej w domu.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc gdzie mogła pojechać.
- A Niall?
- Gdyby Niall tam był to powiedziałby mi o tym gdzie się podziewa moja córka, nie uważasz?
Wypuściłam z siebie powietrze.
- To jak myślisz, gdzie jest?
- Do ciebie też bym nie dzwonił gdybym się chociażby domyślał - zaśmiał się sucho.- Masz jakieś pomysły?
- Nie - rzuciłam idąc na górę by się ubrać.- Włączę na głośnik, poczekaj.
Zaczęłam ubierać się w swoją garsonkę słuchając przy tym preteksjonalnych wkładów byłego męża.
- Wątpię, żeby ciągnęło ją do kobiet, Dominic - zaśmiałam się.- Za Niall'a też raczej nie powinna zachcieć nagle wychodzić, więc na ślub nie uciekli. Może pojechała odwiedzić Serenę? Przecież utrzymują ze sobą wciąż kontakt. Albo postanowiła pojechać na małe wakacje z Kim? Opcji jest wiele.
- A może NY i Brook?- Zaproponował na co tylko pokręciłam głową.
- Nigdy nie miały ze sobą dobrych kontaktów, więc byłaby ostatnią osobą do której by się udała w nagłej potrzebie.
- Dobrze, ale gdzieś musiała pojechać do cholery - westchnął, a ja kompletnie znużona tą rozmową zarejestrowałam pukanie do drzwi.
- Dominic, kończę. Zadzwoń później - powiedziałam przerywając połączenie.
Poprawiłam swoją opinającą spódnicę i ruszyłam po stromych schodach na dół gdzie do drzwi zaczął się ktoś po prostu dobijać.
- Spokojnie - zaśmiałam się.- Już idę.
Z wielkim bananem na twarzy otworzyłam drzwi i zobaczyłam przystojnego mężczyznę w wieku około 30 lat.
- Dzień dobry - powiedział uprzejmie.- Mam bardzo ważną wiadomość dotyczącą pani córki, Rose. Mogę wejść? Takich informacji nie przekazuje się w progu.
- Oh, dobrze - powiedziałam miło i otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając swojego gościa.- Więc, chce pan może kawy? A jak panu na imię?
- Tak, poproszę. Mathew, jestem Mathew.
Posłałam mu jeden z najmilszych uśmiechów i odwróciłam się do niego idąc w stronę kuchni, ale ten złapał mnie od tyłu i zakrył moje usta dłonią, a ja przerażona zaczęłam się wyrywać.
- A więc ważna informacja - powiedział cicho do ucha.- Twoja córka, Rose, jest bardzo wredną suką i wsadziła mnie do więzienia, ale ja mam ochotę się zemścić.
Wierzgałam i walczyłam ze łzami w oczach.
- Oh, uspokój się, nie chcę cię zabić, ale słowo daję, że stracisz pięknego paluszka jeśli się zaraz nie uspokoisz.
Przestałam.
- Pięknie - mężczyzna przyłożył mi jakiś wacik do nosa, a ja zaczęłam odpływać.- Więc, Frannie Baker, oficjalnie zostałaś porwana.
-----------------------------------------------------
LOOOOL
nie wierze, że to napisałam xD kolejny krótki jak cholera, ale to właśnie dlatego go dodałam tak szybko. Nie myślcie sobie. Zostało mi do napisania tylko 25, 26 i epilog *jara się* a potem prawdopodobnie zrobię sobie przerwę i startujemy z ostatnią częścią!
LOOOOL
nie wierze, że to napisałam xD kolejny krótki jak cholera, ale to właśnie dlatego go dodałam tak szybko. Nie myślcie sobie. Zostało mi do napisania tylko 25, 26 i epilog *jara się* a potem prawdopodobnie zrobię sobie przerwę i startujemy z ostatnią częścią!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*