Czasami zastanawiam się nad przyszłością. Życie pewnie byłoby dla mnie skąpe biorąc pod uwagę, że jestem kompletnym dupkiem, pomijając fakt o mojej płci. Ale czy tylko mnie zastanawia co kiedyś będzie? Jakie będą nowe rzeczy o jakich teraz nawet nie jestem w stanie śnić? Co stanie się z moimi znajomymi, rodziną i przyjaciółmi? Nie każdy przecież może mieć to co chce, więc jest pewne ryzyko, że im się nie powiedzie i przez resztę życia będą nieszczęśliwi. Ja już byłam nieszczęśliwa. To tak jakby nagle przepadła nutella. Tak, wiem - słabe porównanie. Ale nikt nie chciałby stracić nikogo/niczego kto/co jest dla niego ważne. Moim skromnym zdaniem strata jakiejś rzeczy nie może się równać ze stratą kogokolwiek, nie ważne czy się go lubiło. Życie to życie, a strata największego skarbu każdego na świecie jest i musi być smutna. Śmierć jest smutna, tak samo życie. Ale życie nie zawsze, a śmierć tak.
Co oddaje miarę człowieka?
Ujmę to inaczej.
Gdyby ludzi sprzedawano w sklepach to byłbyś tani czy droższy?
'Cenę' każdego z nas nie oddziela to jakim samochodem jeździmy, ile mamy pieniędzy czy jakie mieliśmy oceny w szkole. Kogo obchodzi, że jeździłeś Lamborghini, albo, że w czwartej klasie podstawówki miałeś średnią 5.50? Ludzką miarę/'cenę' wyznacza to jaki byłeś dla innych, ilu miałeś przyjaciół, czy często się uśmiechałeś, jak przeżyłeś swoje życie. Sam możesz odpowiedzieć na to pytanie, teraz czy nawet w ostatnich chwilach życia. Nie ważne. Jeśli nie uważasz, że mogłeś coś zrobić, a tego nie zrobiłeś, jeśli nie żałujesz to znaczy, że twoje życie - że ty jesteś jednym z tych droższych. Ja sama biorąc pod uwagę to, jakich ludzi spotkałam na swojej drodze i jakie rzeczy mam już za sobą mogę spokojnie uznać, że jestem droga. Bardzo droga. Stojąc na półce w sklepie stałabym nad ceną ∞ . I chociaż nie jestem pewna czy żałuję śmierci Harry'ego dalej sądzę, że nie zmieniłabym niczego w swoim życiu. Nie chcę niczego zmieniać bo boję się, że zyskując Harry'ego straciłabym prawdę i świadomość tego kim był, straciłabym przyjaźń z Zayn'em i Lous'em, straciłabym wszystko co miałam.
Więc podsumowując - nie żałuję swojego życia. Nie jest idealne, nie jest najgorsze, ale pomimo to niczego co kiedykolwiek zrobiłam czy powiedziałam nie żałuję.
Bo nie można żałować tego co się zrobiło, można jedynie żałować, że czegoś się nie zrobiło.
Choć teraz zastanawiając się dokładniej nad odpowiedzią to żałuję, że nie cofnęłam słów 'A fakt, że chciałeś oddać mnie na śmierć sprawił, że trzymałabym się od ciebie z daleka'.
Więc żałuję jednej rzeczy w moim życiu.
Ale zastanów się, przecież nikt nie jest święty, każdy popełnia błędy. Sztuką jest umiejętność przyznania się do nich. Bo każdy może żałować błędów, ale gdy przyznasz, że postąpiłeś źle błąd ten zostaje anulowany i nie ma go już w twojej 'kartotece'.
Więc podsumowując po raz drugi - moje życie jest drogie jak cholera.
Życie różne figle płata,
tak przynajmniej mówił mi tata,
Jest to wielkie pojęcie,
Więc nie odwracaj się od niego na pięcie,
Wielkie uczucia w nim rodzą się, Miłość, przyjaźń, trud i gniew,
Duże problemy wyrządzić może,
Gorzej niż gdyby atakowały cię noże,
Może być też piękne jednak,
Czy ty też myślisz, że to znak?
Bo gdyby nie życie nie byłoby uczucia,
Którym jest miłość, moja złociutka
- Gdzie Niall?- Zapytałam wbiegając do pokoju chłopców.
- Wyszedł gdzieś z Brook - Liam wzruszył ramionami.- A co cię to obchodzi? Zakochałaś się w nim, że latasz za nim jak pies?
Słysząc te słowa, pomimo, że nie były niewiarygodnie straszne, miałam ochotę płakać. Czułam jak drobinki łez zbierają się w moich oczach, czułam jak staję się smutna pomimo, że tego nie chciałam.
Czułam wielką nienawiść w stosunku do Liam'a. Rozumiałam go jednak, nie był zadowolony z faktu jakim było zagrożenie życia, a że było ono z mojego powodu po prostu przestał tolerować moją osobę.
Po prostu cofnęłam się więc cicho i gdy poczułam zimno klamki wyszeptałam krótkie:
- Przepraszam.
I wyszłam rozpłakując się na dobre. Usiadłam na korytarzu pod drzwiami pokoju chłopaków i chcąc nie chcąc słyszałam jak rozmawiają.
- Stary, odbiło ci?!- Zayn wpadł w niemal furię, słyszałam też szarpaninę, bo pewnie Louis musiał go przytrzymywać.
- Daj spokój - jęknął Liam.- Niedługo wyczerpie limit łez do końca życia i wtedy nie będzie płakać jak dziecko z byle jakiego powodu.
- Masz rację, to, że jest ścigana przez seryjnego mordercę, który zabił już kilka osób szukając jej jest strasznie błachym powodem do płaczu. Tak samo to, że straciła miłość swojego życia, a jednak dalej jest w stanie się uśmiechnąć nic nie znaczy. To wszystko jest tak samo prawdziwe jak... to, że jestem gejem!
- A nie jesteś?- Prychnął Liam.- Stary, serio. Nie widzisz tego, że ona się tylko zgrywa, żeby każdy na każdym kroku jej współczuł?
- Jak na razie widzę tylko wielki ból w jej oczach.
Cisza.
Nikt nic nie powiedział. Ja załkałam głośno na kolejne wspomnienia. Nie chciałam nigdy nikogo skrzywdzić. Nie chciałam, żeby życie moich przyjaciół czy nawet nie-przyjaciół się potoczyło w ten sposób. Na takie coś nikt nigdy nie zasłużył.
Tak samo jak nie współczułam sobie tego co się ze mną stało. Nie, widocznie sobie na to zasłużyłam i dostałam za swoje. Wszystko ma swój powód, ja nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić tak samo jak nie chciałam cierpienia. Jednak moje marzenia są kompletnie niewłaściwe bo nie powinnam chcieć rzeczy jakich nie mogę dostać. Dla zasady. Wtedy człowiek nie czuje nie spełnienia.
Wtedy można wmawiać sobie, że jest to spełnienie, chociaż w głębi serca ma się świadomość o tym, że to kłamstwo.
Wycierając oczy podniosłam się z brudnych kafelek i powoli ruszyłam w kierunku windy by spokojnie wyjść na zewnątrz.
Chciałam być sama.
Po chwili byłam już na świeżym powietrzu i oglądając zdziwione spojrzenia ludzi widzących mój rozmazany makijaż pewnym krokiem szłam przed siebie.
Dlaczego życie czasami potrafi dać tak w kość?
Dlaczego najlepszy przyjaciel potrafi odwrócić się do ciebie plecami i wygadywać o tobie kompletne głupoty doskonale wiedząc, że nie mówi prawdy?
Dlaczego tak jest do cholery?!
Idąc wciąż przed siebie słyszałam jak dzwonił mój telefon i jak później sprawdzałam był to Niall. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie chciałam go krzywdzić. Nie chciałam już nikogo oprócz siebie krzywdzić.
Wyłączyłam dźwięki w telefonie i podeszłam do budki z lodami prosząc o 2 gałki waniliowe. Starszy pan ubrany jak hipis posłał mi współczujące spojrzenie i po chwili wyciągnął do mnie rękę z waflem w środku.
- Na koszt firmy. Chłopak?- Zapytał wskazując na mój rozmazany tusz.
Powoli pokiwałam głową i pociągnęłam nosem.
- Co ci zrobił?
Podniosłam głowę mierząc się z mężczyzną spojrzeniem i zbadałam jego twarz. Zaledwie kilka zmarszczek, malinowe usta, niebieskie oczy i długie, siwe włosy związane w kucyka z tyłu głowy. Na głowie miał czapkę reklamującą jego firmę.
- Umarł - powiedziałam, a w jego oczach zobaczyłam iskierkę współczucia, ale gdy chciał już coś powiedzieć odeszłam od niego powoli delektując się smakiem swoich lodów.
Wyjęłam z kieszeni telefon gdzie oczywiście zobaczyłam mordkę Niall'a sygnalizującą, że chłopak usiłował się do mnie dodzwonić.
Powoli przejechałam palcem po ekranie i przyciągnęłam telefon do ucha.
- Boże, Rose!- Krzyknął blondyn.- Bałem się, że coś ci się stało. Liam to skończony dupek, wiem, ale on też przeżywa to co się dzieje i nie chciałby, żeby... Z resztą! Walić Liam'a! Mieliśmy iść na lody, kochanie! Siostrzyczko, gdzie jesteś?! Zaraz tam będę i razem pojedziemy coś kupić, będzie fajnie!
- Jem je bez ciebie - szepnęłam rozłączając się.
Miałam zaszklone oczy. Nie chciałam krzywdzić Niall'a, ale moje życie było do bani o czym zdałam sobie w tamtej chwili sprawę. Ta zawziętość w jego głosie. Ten strach o to, że mogłam sobie coś zrobić.
Momentalnie upuściłam loda i puściłam się biegiem przed siebie w kompletnie nieznanym mi kierunku. Po prostu biegłam.
Dochodziły do mnie jedynie kawałki tego co działo się dookoła. Słyszałam niepełne głosy, widziałam rozmazany przez płynące strumieniami łzy obraz i czułam się jak wyrzutek. Czułam, że nie pasuję do tego miejsca. Że nie pasuję do świata. Chwilę potem, z racji, że mój hotel był na przedmieściach wybiegłam na pustkowie, gdzie tylko od czasu do czasu przejeżdżały samochody.
Po całej okolicy dało się słyszeć szepty, niezrozumiałe dla mnie. Były zbyt ciche bym je usłyszała wyraźnie.
Chodząc zdezorientowana po polu nagle wydobył się krzyk ze wszystkich stron atakujący mnie i moje uszy.
- Jestem tu!
Słyszałam dokładnie wcześniejsze szepty.
- Jesteś bezpieczna!
- Nikogo tu nie ma!- Krzyczałam przez płacz.- To tylko omamy zwariowanej dziewczyny! Jestem wariatką do cholery! Zabijam ludzi swoim istnieniem! Krzywdzę każdego kogo znam! Narażam innych na niebezpieczeństwo! Zasługuję na każdą karę! Najbardziej na śmierć bym już nigdy nikogo nie skrzywdziła!
Płakałam tak strasznie, siedziałam na trawie i zaprzestałam krzyków bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Jednak szepty, które już znałam i rozumiałam wciąż były przy mnie. Nadal mi towarzyszyły. 'Jestem tu', 'Jesteś bezpieczna'.
Gdybym potrafiła odtworzyć głos Harry'ego byłby on taki. Problem w tym, że nie pamiętałam jego głosu. Zaczynałam zapominać szczegóły związane z jego posturą. Nie pamiętałam już jak bardzo ubóstwiałam jego dołeczki, zapominałam barwę głosu.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy pamiętałam zieleń jego oczu, która była identyczna jak ta na polanie i gdy zdałam sobie z tego sprawę odskoczyłam widząc jego oczy zmieszane z trawą na której byłam.
To była polana odtwarzająca zieleń jego pięknych oczu.
Mógł zawojować świat.
Chciałam być sama.
Po chwili byłam już na świeżym powietrzu i oglądając zdziwione spojrzenia ludzi widzących mój rozmazany makijaż pewnym krokiem szłam przed siebie.
Dlaczego życie czasami potrafi dać tak w kość?
Dlaczego najlepszy przyjaciel potrafi odwrócić się do ciebie plecami i wygadywać o tobie kompletne głupoty doskonale wiedząc, że nie mówi prawdy?
Dlaczego tak jest do cholery?!
Idąc wciąż przed siebie słyszałam jak dzwonił mój telefon i jak później sprawdzałam był to Niall. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie chciałam go krzywdzić. Nie chciałam już nikogo oprócz siebie krzywdzić.
Wyłączyłam dźwięki w telefonie i podeszłam do budki z lodami prosząc o 2 gałki waniliowe. Starszy pan ubrany jak hipis posłał mi współczujące spojrzenie i po chwili wyciągnął do mnie rękę z waflem w środku.
- Na koszt firmy. Chłopak?- Zapytał wskazując na mój rozmazany tusz.
Powoli pokiwałam głową i pociągnęłam nosem.
- Co ci zrobił?
Podniosłam głowę mierząc się z mężczyzną spojrzeniem i zbadałam jego twarz. Zaledwie kilka zmarszczek, malinowe usta, niebieskie oczy i długie, siwe włosy związane w kucyka z tyłu głowy. Na głowie miał czapkę reklamującą jego firmę.
- Umarł - powiedziałam, a w jego oczach zobaczyłam iskierkę współczucia, ale gdy chciał już coś powiedzieć odeszłam od niego powoli delektując się smakiem swoich lodów.
Wyjęłam z kieszeni telefon gdzie oczywiście zobaczyłam mordkę Niall'a sygnalizującą, że chłopak usiłował się do mnie dodzwonić.
Powoli przejechałam palcem po ekranie i przyciągnęłam telefon do ucha.
- Boże, Rose!- Krzyknął blondyn.- Bałem się, że coś ci się stało. Liam to skończony dupek, wiem, ale on też przeżywa to co się dzieje i nie chciałby, żeby... Z resztą! Walić Liam'a! Mieliśmy iść na lody, kochanie! Siostrzyczko, gdzie jesteś?! Zaraz tam będę i razem pojedziemy coś kupić, będzie fajnie!
- Jem je bez ciebie - szepnęłam rozłączając się.
Miałam zaszklone oczy. Nie chciałam krzywdzić Niall'a, ale moje życie było do bani o czym zdałam sobie w tamtej chwili sprawę. Ta zawziętość w jego głosie. Ten strach o to, że mogłam sobie coś zrobić.
Momentalnie upuściłam loda i puściłam się biegiem przed siebie w kompletnie nieznanym mi kierunku. Po prostu biegłam.
Dochodziły do mnie jedynie kawałki tego co działo się dookoła. Słyszałam niepełne głosy, widziałam rozmazany przez płynące strumieniami łzy obraz i czułam się jak wyrzutek. Czułam, że nie pasuję do tego miejsca. Że nie pasuję do świata. Chwilę potem, z racji, że mój hotel był na przedmieściach wybiegłam na pustkowie, gdzie tylko od czasu do czasu przejeżdżały samochody.
Po całej okolicy dało się słyszeć szepty, niezrozumiałe dla mnie. Były zbyt ciche bym je usłyszała wyraźnie.
Chodząc zdezorientowana po polu nagle wydobył się krzyk ze wszystkich stron atakujący mnie i moje uszy.
- Jestem tu!
Słyszałam dokładnie wcześniejsze szepty.
- Jesteś bezpieczna!
- Nikogo tu nie ma!- Krzyczałam przez płacz.- To tylko omamy zwariowanej dziewczyny! Jestem wariatką do cholery! Zabijam ludzi swoim istnieniem! Krzywdzę każdego kogo znam! Narażam innych na niebezpieczeństwo! Zasługuję na każdą karę! Najbardziej na śmierć bym już nigdy nikogo nie skrzywdziła!
Płakałam tak strasznie, siedziałam na trawie i zaprzestałam krzyków bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Jednak szepty, które już znałam i rozumiałam wciąż były przy mnie. Nadal mi towarzyszyły. 'Jestem tu', 'Jesteś bezpieczna'.
Gdybym potrafiła odtworzyć głos Harry'ego byłby on taki. Problem w tym, że nie pamiętałam jego głosu. Zaczynałam zapominać szczegóły związane z jego posturą. Nie pamiętałam już jak bardzo ubóstwiałam jego dołeczki, zapominałam barwę głosu.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy pamiętałam zieleń jego oczu, która była identyczna jak ta na polanie i gdy zdałam sobie z tego sprawę odskoczyłam widząc jego oczy zmieszane z trawą na której byłam.
To była polana odtwarzająca zieleń jego pięknych oczu.
Mógł zawojować świat.
'- Ja... Ja wyjeżdżam, nie chcę tego, Harry. Nie chcę cię zostawiać. Nie chcę zostawiać nikogo - powiedziałam, a po moim policzku popłynęła samotna, mała łza.- To nie w porządku w stosunku do ciebie.
Podniósł moją twarz i patrząc mi w oczy przetarł policzek.
- Ja zawsze będę z tobą - powiedział ujmując moją dłoń, przycisnął ją do swojego torsu w punkcie gdzie znajdowało się serce.- Będę cie mieć tutaj.
Zaśmiałam się i przytuliłam do niego znów.'
'Znów spojrzałam na Harry'ego. Znów zatopiłam się w zieleni jego oczu, znów poczułam ogarniające moje ciało poczucie bezpieczeństwa.
Byłam na łące, zielonej jak jego oczy. Wąchałam trawę, kwiaty i wszędzie czułam jego. Wdychałam jego zapach. Moje płuca wariowały, drzewa otaczające mnie wpatrywały się błogo w wiatr kołyszący łodygami kwiatów. Patrzyłam na to onieśmielona. Korony drzew stykały się ze sobą, a mnie ogarniało wrażenie, że to wszystko jest tak perfekcyjne, że nie ma prawa być prawdziwe. Kolor zielony zaczął się zamazywać. Znów stałam przed Harry'm.
On był dużo lepszym widokiem.
Kochałam go tak bardzo, że to bolało, że z nadmiaru szczęścia zaczynało boleć serce. Byłam w niebie. A to lepiej niż siedzieć na łące pośród kwiatów.
W niebie otulały mnie do snu anioły. Te piękne iskierki w jego oczach.'
Zrozpaczona zaczęłam biec przed siebie. Chciałam dostać się do jakiegoś drapacza chmur, chciałam się bać. Chciałam by głosy z polany przestały bębnić z mojej głowie. Nie, im bliżej miejsca byłam tym one stawały się głośniejsze. I to bolało. Kiedy byłam już w drzwiach niemal zatoczyłam się na pobliskiego mężczyznę, ale w porę się opanowałam i wbiegłam do środka otulona odgłosami mojej wyobraźni. Wciskając guzik windy na najwyższe piętro dla personelu czułam jak moja głowa pęka i, że zaraz będzie mój koniec.
Kiedy tylko winda zatrzymała się wysiadłam z niej biegiem i nikt nie zauważył nawet mojej obecności. Biegłam przed siebie i w końcu dostałam się na schody do góry. Na najwyższy punkt w drapaczu. Szczyt budynku nie był ogrodzony. Pewnie dlatego, że nikogo nie było tam od bardzo długiego czasu.
Stanęłam niepewnie na krawędzi i poczułam błogi spokój gdy wiatr zaczął otulać moje ciało. Czułam jak moja jasno-żółta sukienka w białe kwiatki faluje na moich nogach i nie czułam już moich ciemnych włosów na ramionach. Wiatr rozwiewał je na wszystkie strony sprawiając, że na głowie miałam artystyczny nieład.
Śmierć jest smutna. Tak było zawsze i zawsze będzie.
Więc dlaczego cieszyłam się z tego, że skoczę?
Może dlatego, że w końcu miałam pewną kontrolę nad swoim życiem. W końcu czułam się wolna, w pełni. Miałam decyzję od której zależałam tylko ja. Nikt inny. Nikomu innemu nie mogłam zrobić krzywdy. Nie chciałam cierpienia.
Śmierć była jedynym rozwiązaniem moich problemów.
Głosy powoli cichły wyczuwając spokój w moim ciele, a ja czułam się niemal dobrze. Jednak kiedy wyciągnęłam nogę przed siebie uśmiechając się z czynu pod nosem wybuchły we mnie krzycząc 'Jestem tu'. Głowa przez ten wybuch bolała mnie tak bardzo, że zachwiałam się tracąc równowagę.
-----------------------------------------------------------------------
Jejciu... potrzymam was tydzień w niepewności co do tego co stanie się Rose ^.^ jak myślicie? Spadnie i coś jej się stanie, umrze, a może nie spadnie? ^.^ I'm realy bad and I know it *podśpiewuje sobie i tańczy*
a tak btw to zajrzyjcie sobie na rozdział 19 w zapowiedziach ^^, ale będzie jazda ^^ nom, więc
Kocham was <3
P.S. Napisałam już do 20 rozdziału ^.^ teraz czeka mnie jeszcze napisanie 21
MAM ROZBIĆ TO NA 2 CZĘŚCI?! MÓWCIE PROSZE
zapraszam na aska :*
-----------------------------------------------------------------------
Jejciu... potrzymam was tydzień w niepewności co do tego co stanie się Rose ^.^ jak myślicie? Spadnie i coś jej się stanie, umrze, a może nie spadnie? ^.^ I'm realy bad and I know it *podśpiewuje sobie i tańczy*
a tak btw to zajrzyjcie sobie na rozdział 19 w zapowiedziach ^^, ale będzie jazda ^^ nom, więc
Kocham was <3
P.S. Napisałam już do 20 rozdziału ^.^ teraz czeka mnie jeszcze napisanie 21
MAM ROZBIĆ TO NA 2 CZĘŚCI?! MÓWCIE PROSZE
zapraszam na aska :*
No kobieto no!!! W takim momencie?! Świetny tylko ucięty w najbardziej emocjonującym momencie :( życzę weny i bardzo niecierpliwie oczekuję rozdziału :3 //Basia. K
OdpowiedzUsuń