sobota, 30 maja 2015

Rozdział 24

Kim's P.O.V.

Nienawidziłam go. To co mi zrobił było okrutne i samolubne. Najpierw mnie w sobie rozkochał, a potem porzucił jak nic nie znaczącą szmatę. Nie wiem ile czasu to coś rozwijało się między nami, ale zdecydowanie zaszło zbyt daleko zarówno dla mnie jak i dla niego. Nie mógł pozwolić sobie na nowe uczucie akurat w momencie załamiania związku z inną kobietą. Natrafiłam na wąską szczelinę w miłości tych dwojga i gdy jej dotknęłam, ona rozhyliła się pozwalając mi tym na wtargnięcie do środka pomieszczenia i zrobienia w nim bałaganu. Szkoda mi było najbardziej Eleanor, bo ona była niczego nie świadoma. Co prawda chciałam by odeszła od Louis'a i by on stał się bezpodstawnie i całkowicie mój, ale szanowałam to, co łączyło ich przed pojawieniem się naszego romansu. Nie mniej jednak prawie publiczne upokorzenie mnie i starganie moich uczuć zabolało za bardzo niż jak się spodziewałam. W ogóle nie spodziewałam się, że zachowa się tak, jak się zachował. Chciałam usłyszeć od niego 'kocham tylko ciebie, a ona nic już dla mnie nie znaczy', idiotka ze mnie, zachowałam się jak idiotyczna, zaślepiona i zakochana nastolatka. Byłam nią jeszcze, ale do moich urodzin pozostał tylko miesiąc. 
Płakałam. Nad wszystkim, nad swoim losem, nad tą idiotyczną miłością, tą felerną przygodą, jaką zaserwowała nam Rossie, nad niebezpieczeństwem, nad życiem. Ale cieszyłam się też, że mnie jako jedną z niewielu spotkało to wspaniałe uczucie zwane przyjaźnią i miłością, niewielu miało okazję być przez kogokolwiek kochanym czy lubianym, a ja byłam. Od dzieciństwa miałam dwójkę wspaniałych przyjaciół, trochę później zyskałam brata, o którego wcześniej nie miałam nawet odwagi prosić. Moje życie było jak gwiazdka z nieba. Miałam kochającą rodzinę, przyjaciół, mogłam studiować gdzie tylko zapragnęłam, ale nie chciałam bo byłam zbyt leniwa. Trochę też onieśmielało mnie ile mogę mieć, ale nie chcę czy też nie umiem skorzystać z darów jakie dosłownie mam do wyboru. Z tego wszystkiego wybrałam właśnie Louis'a i on okazał się być jednym z tych błędnych wyborów, bo zostawił mnie dla innej o której mówił, że nic dla niego nie znaczy. Pozwalał mi zakochiwać się w nim podczas gdy sam doskonale wiedział, że nie będzie w stanie odwzajemnić mojego uczucia. Nie miałam mu tego za złe, właściwie to sama nie wiem dlaczego. Kochałam go, to było pewne, ale równie dobrze mogłam go nienawidzić, a nie robiłam tego. Stałam się obojętna na uczucia we mnie. Siedziały i eksplodowały, a ja je tylko trzymałam na wodzy. Wiedziałam, ze po pewnym czasie puszczę linę i nie wytrzymam, ale póki mogłam starałam się być dobra dla osób z zewnątrz. Nie byłam zła na nikogo. Kiedyś może i bym była, ale wiedziałam dobrze, że chcieli dla mnie jak najlepiej i ta myśl koiła wszystko co czułam. Byłam jedynie rozżalona. Strasznie rozżalona i rozsypana. Nie wiem czego oczekiwałam, ale tego nie otrzymałam. I to bolało. 
I nagle pośród tego bólu ujrzałam światełko w tunelu, które kazało mi się zabawić. Zacząć tańczyć aż do bólu, stracić cnotę dla kaprysu, poznać przez złamane serce kogoś, kto mógłby okazać się później kimś znacznie ważniejszym od Louis'a. Może ta sytuacja miałaby też swoje dobre strony. Zakochałabym się w kimś innym, a potem mogłabym podziękować Lou za tą intrygującą przygodę i wręczyć mu zaproszenia na mój ślub. Tego chciałam, pokazać mu, że pomimo bólu, jaki mi wyżądził dalej potrafiłam czuć się dobrze, a nawet perfekcyjnie. Chciałam tez udowodnić coś, nie wiem dokąłdnie co, sobie. 
I tak zrobiłam. Tańczyłam, śmiałam się, piłam do upadłego, do bólu. Poznawałam mnóstwo osób, w których towarzystwie czułam się dobrze, na prawdę dobrze. Czułam się tak, jak chciałam się czuć, a nawet lepiej. Starałam się być jak najbardziej dzika, szalona, tajemnicza. Starałam się zaintrygować swoimi ruchami, swoim ciałem, sobą kogoś, nie ważne kogo. Przyciągnęłam tej nocy dużo dłoni, chyba nawet zbyt dużo. Bawiłam się świetnie, a nawet wybornie. O takiej zabawie niektórzy gwiazdorzy mogliby tylko pomarzyć, marzenia to siła, jak się mówi.
Po kilku godzinach dobrej zabawy, już nocą postanowiłam zabrać ze sobą jednego z milszych chłopaków, który bez operania się przystał na moją propozycję 'pokazania mu swojego miłego hotelu'. W akompaniamencie śmiechów i przespeiszonego bicia serca zarówno mojego, jak i mojego towarzysza dotarliśmy pod drzwi pokoju i kradnąc mu całusa lub dwa otowrzyłam drzwi zapraszajc go do środka jako pierwszego.
Zanim się obejrzałam, osoba schowana za drzwiami wymierzyła mu celny strzał pomiędzy oczy i chwilę później dusiła mnie przy ścianie aż do momentu, w ktorym straciłam przytomność.





















-----------------------------------------------------
Poprawki są dokonane ^^
Co wy na rozdziały codziennie? Tak do końca? 
Kocham was <3 

2 komentarze:

  1. Mi pasują rozdziały codziennie :) xd
    A rozdział naprawdę super <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O maj gat!!! :0 wszystko okej i tu nagle strzał między oczy i ten mój szok :0 super rozdział, a ten pomysł z rozdziałami codziennie jest mistrzowski :D //Basia K.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*