poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 26

Serena McFeen.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...
Złapałam się odruchowo za głowę, gdy obraz zaczął się rozmazywać i kręcić na zmianę. Nie możliwe by moja przyjaciółka odwróciła się ode mnie i na dodatek zapragnęła mojej śmierci. Przecież to niedorzeczne!
By nie upaść musiałam podparść się o szafkę, ale to nic nie dało i upadłam z hukiem na ziemię, wywołując tym wielki hałas, który nie umknął uwadze Patrick'a, który chwilę potem pojawił się przy owym regale.
- Co się stało? Boli cię?- Zapytał.
Nie wierzę, nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że moja przyjaciółka, już niestety była przyjaciółka, mnie zdradziła. Przez chwilę miałam nawet nadzieję, że źle przeczytałam, albo po prostu pojawił się tam błąd, ale niestety było to prawdą i przekonywałam się o tym kiedy odczytywałam jej imię i nazwisko za każdym razem znów i znów. Życie mnie zawiodło już tyle razy, że sądziłam iż niemożliwością będzie kolejny mocny raz, za którym oberwę od niego z całej siły. Niestety strasznie się przeliczyłam. Moje oczy szkliły się, a ja nie potrafiłam opanować nerwów, ponieważ nie potrafiłam znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia dla powodu, przez który dziewczyna postanowiła nie tyle mnie zdradzić, co wydać na pewną śmierć. Do mojego zamglonego przez szok umysłu dochodziło jedynie, że Ser mogła nagle dostać objawów choroby psychicznej przez co wydała mnie całkiem nieświadomie, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej niedorzeczne się to dla mnie stawało.
Rozżalenie przejęło kontrolę nad moim ciałem i po chwili całą mną wstrząsnął gromki płacz nad czymś, nad czym nie miałam żadnej kontroli. Nie ode mnie w końcu zależało kto postanowi się ode mnie odwrócić, czy przyłączyć i wesprzeć.
Podniosłam swój rozdygotany wzrok na Patrick'a, który wciąż przyglądał mi się nic nie rozumiejąc, a widząc moją minę bez słowa pomógł mi wstać. Później zaczęły się pytania, które nie dochodziły do mojego mózgu, ponieważ ten zajął się rozmyślaniem na temat byłej przyjaciółki. Jakoś tak wyszło, że zagapiłam się na coś nad ramieniem mojego towarzysza i przez chwilę mignęła mi przed oczami teczuszka z podpisem 'Harry Styles'. Doskonale wiedziałam, że rozplątywanie starych śmieci nie pomoże mi w życiu, ale ciekawość i chęć dowiedzenia się czy faktycznie zwariowałam i widziałam go żywego jest prawdziwa wygrała i już chwilę później przeglądałam jego kartotekę. Przeraziło mnie, że znajdowało się tam dosłownie wszystko. Jego miejsce urodzenia, dzień urodzenia, nawet drobna kradzież srebrnego łańcuszka, osoby, z którymi się przyjaźnił, miejsca w których był. Z zapartym tchem oglądałam kartki papieru, ale nigdzie nie znalazłam daty śmierci, czy jakiegokolwiek nawiązania do końca żywota tej osoby.
Raczej mało prawdopodobne było, żeby jakoś tą informacje postanowiono pominąć.
- Czego szukasz?- Zapytał Patrick stając za mną, a ja westchnęłam przeciągle i zabrałam się za wertowanie drugiej jego teczki, która podzielona została na działy. Jeden nawet poświęcony został Lily, znajdywało się tam zdjęcie wypalonych inicjałów, o których dziewczyna jeszcze za życia zdążyła mi wspomnieć.
Czyli to jednak była sprawka Harry'ego.
- Daty śmierci - odparłam cicho, oglądając kilka kartek poświęconych Zayn'owi i Louis'owi, te akta mnie przerażały, ale nie mogłam się poddać. A może nie chciałam?
Rozproszył mnie dźwięczny śmiech mojego towarzysza, więc wkurzona odwróciłam się do niego na pięcie i z grozą wymalowaną na twarzy zadarłam do góry głowę, by móc spojrzeć mu w oczy, które w tamtej chwili pałały jedynie rozbawieniem, nie było w nich tej iskierki, która płonęła w chłopaku przez całą naszą kolację.
- Co cię tak śmieszy?- Warknęłam popychając go lekko, w zamiarze poszerzenia odległości między nami.
- Kochanie, gdyby ten facet nie żył, jego teczka znajdowałaby się w wydziale zamkniętym - powiedział grzecznie, a następnie wskazał na drzwi po naszej lewej stronie - o tam.
- Harry jest martwy już pół roku - powiedziałam znów zanurzając nos w papierach, które wcześniej przeglądałam.
- Nie możliwe, żeby ci ludzie mogli pomylić się przez tak długi okres czasu - mężczyzna złapał mnie za ramię i potarł nim w zamiarze dodania mi otuchy, której właściwie nie potrzebowałam, bo smutek na wieść o zdradzie Sereny szybko przemienił się w istną chęć rzezi.- Te akta są porządkowane od kilku lat codziennie, Rose.
Nie przejęłabym się jego słowami, gdyby nie nagłe wtargnięcie w rozdział powierzony mi, były tam moje zdjęcia z Harry'm, jak stałam pod jego domem prosząc go, by mnie wysłuchał w chwili, gdy moja rodzicielka zdolna była do usunięcia dziecka, jak byliśmy razem na imprezie, kiedy pierwszy raz zabrał mnie nad jezioro. To wszystko wywołało u mnie tak wielkie przerażenie, że wypuściłam teczkę w rozdygotanych rąk, a z mojego gardła wydobył się jęk rozpaczy. Nie byłam gotowa na uderzenie we mnie tylu wspomnień. Arkusz papieru uderzył o zimną podłogę i otworzył na byle jakiej stronie, ale trzy słowa uderzyły w moją głowę tak mocno, że miałam ochotę zacząć wyrywać sobie włosy.
'Niesitniejące miejsce pochówku'.
Więc to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Wszyscy wokół robili ze mnie idiotkę, sądząc, że nie dowiem się niczego więcej i że zapewne nigdy nie uznam się za gotową na zobaczenie jego grobu, którego pewnie na cmentarzu nie było, ponieważ to wszystko było jednym wielkim kitem.
Miałam ochotę płakać. Prawda wypełzła na powierzchnię, ale przy okazji uderzyła we mnie tak mocno, że nie byłam w stanie podnieść się z ziemi, tej schowanej gdzieś głęboko w moim umyśle.
Zdezorientowanym wzrokiem błądziłam po sali, aż do moich uszu doszedł łomot otwieranych głównych drzwi i ten prosty, dziewczęcy głos, który pytał o moje położenie pani z recepcji.
- A kim pani jest?- Zapytała kobieta.- I ten mężczyzna?
- Ja jestem Serena McFeen, a to jest pan Cris Gale - uprzejmy, mrożący krew w żyłach głos Ser rozbrzmiał w moich uszach, przyprawiając mnie o palpitacje serca. Zakryłam usta dłonią, doskonale wiedząc, że jeżeli Serena przyszła po mnie z jakimkolwiek Gorylem to jedynie by pozbawić mnie życia.
Pociągnęłam Patrick'a za rękę i schowałam się za jedną z ostatnich i wyższych przy tym półek, mając nadzieję, że w tym wielkim pomieszczeniu na samiutkim końcu ciężko będzie nas dostrzec.
- Gdzie jest wyjście ewakuacyjne?- Zapytałam walcząc z drżącym głosem i takimi samymi rękoma.
- Nie możesz stąd wyjść, zwariowałaś?- Syknął chłopak, wyraźnie nie rozumiejąc mojej nagłej paniki.- Wezmą cię za złodzieja, który zwinął jakieś ważne papiery.
- Nic nie rozumiesz - warknęłam najciszej jak tylko potrafiłam.
- Rose, to ty nic nie rozumiesz...
Chłopak chciał zapewne powiedzieć coś jeszcze, ale przerwała mu moja dłoń, która w mgnieniu oka znalazła się na jego policzku.
- Morda - syknęłam wściekła.- Ta dziewczyna przyszła tutaj, żeby mnie zabić. Musisz pamiętać jeszcze tą akcję z całą organizacją dla przestępców, znalezionych w starej fabryce. Jeśli jesteś też wtajemniczony, będziesz wiedzieć, że byli tam by zabić pewną dziewczynę.
Chłopak skinął niepewnie głową nic nie rozumiejąc.
- Tą dziewczyną byłam ja - ucięłam krótko.- Chcąc, nie chcąc wsadziłam ich wszystkich za kratki, a teraz się na mnie mszczą. Więc albo powiesz mi w tej chwili gdzie jest wyjście ewakuacyjne, albo zostanie ze mnie płaski naleśnik.
Patrick z wybałuszonymi oczami przyglądał się mojej przerażonej, błagającej go twarzy, aż w końcu oprzytomniał i zaprowadził mnie do łazienki, gdzie wybił okno i podsadził mnie. Podziękowałam mu kompletnie wdzięczna.
- Uważaj na siebie - przytuliłam go na pożegnanie.- Patrick wybacz, wykorzystałam cię.
- Jakoś sobie z tym poradzę - mrugnął do mnie jeszcze, a ja zaśmiałam się nerwowo.- Chociaż szczerze mi się podobasz. Idź na cmentarz, to blisko, tam niby jest grób tego twojego całego Styles'a.
Rozejrzałam się po pustej okolicy i już chwilę później droga do bramy wejściowej została przywołana przez moją pamięć, więc ile sił w nogach popędziłam przed siebie. Moje nogi zostały doładowane przez dodatkową dawkę adrenaliny, więc biegłam niewiarygodnie szybko. Po drodze wykręciłam numer do Louis'a, nie zważając na to, że była 3 w nocy. Moje życie było zagrożone, a ja właśnie biegłam na cmentarz, by odszukać grób Harry'ego i ostatecznie przekonać się o jego śmierci. Jeżeli grób był na miejscu - on umarł, a jeżeli nie był - nie trudno było zgadnąć, że wariatką nie byłam. Z drugiej strony, jeżeli umarłabym na cmentarzu, to byłaby to nawet kreatywna śmierć, nieprawdaż?
- Halo?- Usłyszałam zaspany głos chłopaka, a potem ciche ziewnięcie.
- Louis!- Krzyknęłam czując jak moje policzki stają się mokre, przez wcześniej wstrzymywane łzy.- Serena mu pomogła, a teraz chce mnie zabić! Biegnę na cmentarz, na grób Harry'ego, przyjedźcie tu wszyscy!
- Już jadę - jego głos był już na tyle rozbudzony, że doszłam do wniosku, że zapewne jest nawet ubrany.- Goni cię?
- Nie jest sama - zaklęłam, kiedy jedna z moich szpilek się złamała, a ja dokuśtykałam do wejścia.- Jest z nią jakiś goryl od brudnej roboty.
- Gonią cię?- Powtórzył pytanie, już bardziej zaniepokojony.
Na te słowa odwróciłam się i z ulgą stwierdziłam, że byłam sama, co wcale nie oznaczało dla mnie bezpieczeństwa.
- Nie - odparłam cicho, głośno dysząc.- Ale zaraz zorientują się, że mnie nie ma.
- Schowaj się gdzieś na tym cmentarzu, Rose - nagle usłyszałam zdesperowany głos Niall'a, chciałam go uściskać.- Zaraz będziemy, Zayn się ubiera.
- Zaraz może być za późno - syknęłam.- Macie być tutaj na przed chwilą!
- Poczucia humoru nie straciłaś - mruknął rozśmieszony.- To dobrze. Schodzimy na dół, opanuj się, wycisz i gdzieś schowaj, Rossie.
- Idę na grób Harry'ego - oznajmiłam błądząc między nagrobkami, ale nie mogłam go znaleźć, co okazało się być dziwne, bo cmentarz w przeciwieństwie do większości w Londynie był nad wyraz mały. Było tam być może 30 grobów, a ja nie mogłam znaleźć tego jednego, śmieszne.- Gdzie on jest?
- Nie ma go tam - tym razem usłyszałam zdesperowany głos Zayn'a, a na jego słowa przystanęłam zdezorientowana, słyszałam też zdziwione głosy chłopaków.- Tak właściwie to Harry w ogóle nie ma grobu.
- Jak to nie ma?!- Krzyknęłam wściekła.- Skremowaliście go?!
- Po prostu się schowaj, do jasnej cholery - warknął mulat.- I nie wrzeszcz tak, bo cię znajdą.
- Ale co z tym grobem?- Zdziwiona wodziłam wzrokiem po okolicy.
- Zaraz cię zabiją, dziewczyno - warknął.- A ty zamiast się schować masz zamiar dyskutować na temat martwej i raczej w tej chwili niepotrzebnej osoby?
Tymi słowami sprawnie zamknął mi buzię, więc przyznając mu rację schowałam się za jednym z najbliższych drzew i próbując opanować oddech zarejestrowałam odgłosy kroków, przez co odruchowo wstrzymałam powietrze. Modliłam się jedynie o bezbolesną śmierć, ponieważ chłopcy nie dojechaliby na czas. Nie mieli szans zdążyć. Nie mogąc się oprzeć, wychyliłam się zza drzewa i zobaczyłam jedynie jakąś zakapturzoną postać, która udała się w przeciwnym kierunku, więc odetchnęłam z ulgą.
Po chwili ostre hamowanie dało się słyszeć w promieniu kilku ulic, a ja zobaczyłam jeszcze jak chłopcy pośpiesznie opuszczają wóz i pędzą w moją stronę. Chciałam dać im znać, że nic mi nie jest, ale nagle czyjaś ręka znalazła się przy mojej twarzy i automatycznie zmieniłam zdanie widząc wysokiego, wytatuowanego mężczyznę stojącego nade mną z nożem w ręku. Z mojego gardła wydostał się płacz, ale nie taki normalny, to był płacz błagania o życie, ale im bardziej się starałam, tym bardziej sprawiałam mężczyźnie frajdę z odbierania mi życia. Powoli wodził ostrzem po linii mojej szczęki, rozkoszując się widokiem spływającej z mojej twarzy krwi.
To było straszne, czerwień nie trzymała się długo w jednym miejscu dlatego, że szybko zmywał ją potok łez, jaki z siebie wylewałam podczas błagania o litość, oszczędzenia mnie lub po prostu bólu, jaki nieznajomy mi wyrządzał. Zaskomlałam głośno, kiedy usłyszałam nawoływania chłopaków, którzy zdezorientowani błądzili po niewielkim cmentarzu, ale nie dlatego, że mnie zabolało, a żeby dać im bez słów miejsce mojego aktualnego położenia. Mężczyzna wściekł się widząc jak w mało inteligentny sposób nawołuję pomoc, więc zdesperowany przyłożył mi nóż do gardła, odbierając możliwość łapania powietrza, ale nie chciałam się wyrywać, bo wtedy przecięłabym sobie delikatną skórę i najprawdopodobniej wykrwawiłabym się. Pozostawało mi z przerażeniem przyglądać się skupionej na mojej męce twarzy. Widziałam niewielki smutek w jego oczach, ale nie był on na tyle wielki, by mógł zrezygnować z zabicia mnie.
Kiedy czułam, że więcej nie wytrzymam bez powietrza i powoli zaczynałam tracić przytomność, była też możliwość, że po prostu umierałam, ktoś wpadł na mojego oprawcę i bez żadnej zwłoki przywrócił mi możliwość oddychania, a ja zdesperowana zaczęłam łapać każdy możliwy haust. Kiedy opanowałam oddech i podniosłam głowę, szybko zatrzymałam Niall'a na dystans, żebym mogła w spokoju przyswoić sobie infromacje.
Ktoś chciał mnie zabić.
Kurcze, niesamowite. Zawsze myślałam, a raczej miałam nadzieję, że umrę śmiercią naturalną, albo przynajmniej w skutek sił niezależnych ode mnie. Właściwie dalej mogłam mieć taką nadzieję, bo w końcu żyłam, tak? Prawda?
Kiedy moje myślenie na temat kompletnie odbiegający od dziejących się zdarzeń  dobiegło końca, zaczęłam nerwowo wycierać z twarzy krew, przez którą czułam się brudna. Ta ciecz sprawiała przyjemność temu mężczyźnie i dlatego jej nienawidziałam i nie chciałam być z nią w jakikolwiek sposób związana. Nie wiem dlaczego, ale podczas nerwowego wycierania twarzy rękawem zaczęłam płakać, a raczej skomleć, nie rozumiejąc jak tacy perfidni mordercy mogą jeszcze żyć na naszym świecie, a my musimy się nim z nimi dzielić. Blondyn widząc moje małe załamanie objął mnie i pogładził po plecach, chcąc dodać mi choć odrobinę otuchy, ale na nic się to zdało. Odepchnęłam go z całej siły, dając znać, że nie jestem w formie na tak czułe incydenty.
W momencie, kiedy znokautowany przez mojego przyjaciela mężczyzna zaczął podnosić się z ziemi, Niall pociągnął mnie za sobą za rękę, wybiegając prosto na środek cmentarza. Chciał mnie chronić, więc raczej nie mogłam być za ten czyn zła, ale moje hormony buzowały, nawet nie wiedziałam dlaczego, i gdy tylko byliśmy bezpieczni zaczęłam szamotać się z blondynem chcąc by mnie puścił. W ten sposób ściągnęłam do nas resztę chłopaków, którzy zdesperowani szukali mnie lub moich zwłok gdzieś w krzakach lub chaszczach. Nie ukrywali swojej ulgi na widok mnie, choć nie zadowolił ich widok rany na linii mojej szczęki. Wszyscy czule objęli mnie, a ja zaczęłam płakać na wspomnienie ostrza sunącego po mojej skórze. Nie chciałam pozwolić już nikomu na zbliżenie do mojej osoby, nawet takie minimalne.
Przerwało nam ciche chrząknięcie, i choć osoba nie wypowiedziała ani słowa, to ja doskonale wiedziałam kim była. Serena.
Kiedy nieśmiało zerknęłam na jej twarz, moim pierwszym skojarzeniem były zwłoki. Dziewczyna stoczyła się. Niegdyś wysportowana, piękna i mądra, teraz nie różniła się niczym od anorektyczki. Jej skóra była wysuszona, cienie pod oczami dawały znać, że nie tyle nie chciała, co nie potrafiła normalnie zasnąć, a pozbawione połysku włosy wskazywały na to, że najprawdopodobniej ktoś wciągnął ją w narkotyki i narkomanię. Broń, którą ściskała w lewej dłoni prawie jej wypadała, dziewczyna była słaba, stała się wrakiem człowieka, a ja miałam gdzieś w swojej podświadomości wiedzę, że to moja wina, choć nie wiedziałam co takiego właśnie ja jej wyrządziłam.
Blask księżyca odbijał się od twarzy każdego na cmentarzu, przyprawiając mnie o dreszcze, wiatr lekko powiewał moimi włosami, natomiast Ser atakował jej długimi, zniszczonymi blond kosmykami, jakby chciał odebrać jej w ten sposób zdolność widzenia.
Przez chwilę miotała się z nimi, aż w końcu zażenowana związała je w luźnego kucyka, którym wiatr również bawił się w najlepsze. Wycelowała do mnie z broni, którą ledwo ściskała w ręku i dosłownie kilka sekund stała jak kołek, nie wiedząc co ma później zrobić. Poczułam jak ramię Niall'a oplata mnie w pasie i po chwili chłopak przyciągnął mnie do siebie, zakrywając mnie swoim ciałem.
Chciałam się wyrywać, doskonale wiedziałam, że Serena nie zawaha się strzelić do niego, by mogła następnie zlikwidować moją osobę. Jeżeli miała kogoś zabić, tą osobą byłam ja i nikt inny.
- Skarbie, przesuń się - jej słodki głos rozbrzmiał w moich bębenkach, a dźwięczność, jaka temu towarzyszyła rozkazała mi zakryć swoje uszy dłońmi, ponieważ nie tak zapamiętałam ten dźwięk.- Nie mam zamiaru zabić nikogo oprócz niej, choć to Mathew chciał załatwić tą sukę osobiście.
- Oops - usłyszałam wkurzony głos blondyna.- Chyba dzisiaj ani ty, ani on nie dostaniecie tego, czego chcecie.
Pomimo mroku wyraźnie zobaczyłam jak Ser wywraca oczami i po raz kolejny zerka na swojego towarzysza, niemo prosząc go o pomoc. Ten jedynie wzruszył ramionami, a ona pokazała swoim pistoletem, aby mój obrońca przesunął się i pozwolił jej robić swoje.
Ani mu się śniło.
Stał nadal, ale teraz obojętnie skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i obojętnym wzrokiem patrzył na białą gorączkę, która powoli opanowywała Serenę. Lekko szturchnęłam przyjaciela, prosząc go by się przesunął, ale on posłał mi jedynie piorunujące spojrzenie, więc zamilkłam i spuściłam głowę.
- Przysięgam, że zabiję cię jak psa, jeżeli zaraz nie zejdziesz mi z drogi - fuknęła blondynka obejmując drugą dłonią rewolwer i wymierzyła już bardziej stanowczo w chłopaka. Poczułam jak zadygotał ze strachu, więc wtuliłam się w jego plecy, żeby go jakoś uspokoić. Nie było nawet mowy o tym, żeby odpuścił bronienia mnie, więc mogłam go jedynie wspierać.
- Co się z tobą stało, skarbie?- Zapytał szczerząc swoje śnieżnobiałe, równe zęby.- Kiedyś byłaś mniej stanowcza, nie mówiłaś tyle, a jeśli nawet to odzywałaś się grzecznie. Byłaś uprzejma i w ogóle... Nie rozumiem co stało się z tamtą dziewczyną...
Przez chwilę Serena patrzyła na niego, próbując opanować swoje emocje i hormony, które poczułam nawet ja na preteksjonalny ton blondyna. Zachował się jak dupek, co się oszukiwać.
- Nic o mnie nie wiesz!- Wrzasnęła rozdygotana, o mały włos pistolet nie wypadł jej z rąk.- Wykorzystałeś mnie, ty podły debilu! Upiłeś i zaprowadziłeś do łóżka, zrobiłeś ze mnie pośmiewisko!
- I to jest powód, dla którego Rose ma umierać?- Wtrącił Zayn, ale pożałował tego, kiedy dziewczyna zalana łzami wymierzyła tym razem w niego. Jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu, ale dzielnie ściskała narzędzie w dłoni.
- Zamknij się!- Krzyknęła stanowczo, ale wtedy zniecierpliwiony towarzysz dziewczyny podszedł do niej i wyrwał z jej ręki pistolet. Bez namysłu wymierzył w Niall'a, a ten przełknął nerwowo ślinę, jednak stał nadal w miejscu.
Nieznajomy wykrzywił twarz w niemiłym grymasie, zapewne przez niezadowolenie kolejnym trupem, którego nie mógł ominąć w żaden sposób. Próbując nie okazywać jak bardzo jest mu przykro, odbezpieczył broń, a ja uznałam, że nie mogę dłużej chować się jak tchórz za przyjacielem, więc w momencie strzału wyszłam zza blondyna, a ten ruszył za mną i dzięki temu poruszeniu oboje nas kula jedynie drasnęła.
Oberwałam lekko w bok, ale krew i tak lała się strumieniami, bolało jak cholera, a ja miałam ochotę umrzeć. Złapałam się za bolące miejsce i osunęłam się na kolana, nie mogąc ustać już na równych nogach. Obraz przed moimi oczami zaczął wirować, ale oprzytomniałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że Niall dostał mocniej i leżał na ziemi, patrząc tępym wzrokiem w ciemne niebo, na którym właśnie przelatywał samolot.
Powietrze przeszył mój wrzask rozpaczy, kiedy zobaczyłam jak powieki mojego najlepszego przyjaciela powoli opadają. Z trudem doczołgałam się do niego i zdeterminowana zaczęłam klepać jego policzki, płacząc przy tym równocześnie.
- Niall - chlipałam ciężko - obiecywałeś - jęknęłam.- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz.
- Nie zostawiam cię - wykrzytusił siląc się na uśmiech.
- Nie żegnaj się - powiedziałam stanowczo.- Ty nigdzie nie idziesz. Zostajesz, masz zostać. Masz być przy mnie, Niall.
Chłopak uśmiechnął się błogo i już prawie odleciał, ale w tym samym momencie Liam opadł przed nim na kolana i urwał kawałek swojej koszuli po czym opatrzył jego ranę na brzuchu i złapał go stanowczo za rękę, a Niall posłał mu zwycięzki uśmiech.
- Stary, za wcześnie na robienie sobie wolnego - rzekł Li, po czym pomógł mu wstać, choć chłopak zrobił to z wielkim trudem.
Sama chciałam się podnieść, ale kiedy tylko spróbowałam rana na moim boku dała się we znaki i opadłam ciężko na ziemię, po czym złapałam się za krawawiącą wciąż szramę. Moje ubranie było całe czerwone, ale nie to najbardziej mnie martwiło. Mężczyzna z powagą wypisaną na twarzy wciąż celował do mnie ze swojej broni, której odbezpieczeniem ściągnął na siebie moją uwagę. Spojrzałam na niego z bólem w oczach, mając nikłą nadzieję na to, że mój koniec będzie jak najmniej bolesny. Po przeciągnięciu się chwili, jęknęłam głośno.
- Wystrzel już - wybłagałam, czując jak moje policzki stają się mokre. To wszystko powoli mnie przytłaczało, moje życie nie miało sensu.
Najpierw byłam wyrzutkiem, później w końcu znalazłam przyjaciół, następnie stoczyłam się przez rozwód rodziców, spotkałam miłość swojego życia, ale ona mnie zostawiła, a potem musiałam uciekać przed psychopatą, który ubzdurał sobie, że trafił do więzienia tylko i wyłącznie przeze mnie, bo przecież to, że został, kim został, nie było jego własną decyzją.
Oh, tak. Nastąpił moment, w którym przypominały mi się wszystkie najgorsze momenty mojego marnego życia i zaczynałam powoli robić z siebie ofiarę losu.
Zapomniałam po prostu o plusach całej tej sytuacji. W końcu mogłam spotkać Harry'ego w niebie, czy piekle, było mi to obojętne. Po prostu miałam okazję być z nim, nie ważne gdzie.
I nastąpił moment, na który czekałam.
Wystrzał.
Tyle, że to nie nieznajomy mężczyzna wystrzelił.
To on dostał.
To on upadł.
I to nie moi przyjaciele krzyczeli.
Tylko Serena.
Krzyczała ze strachu.






--------------------------------------------
Lolololololololol. Jestem taka podekscytowana ^^ uwielbiam historię Rose i nie wiem jak się z nią rozstanę, a tutaj zostaje mi kilkanaście rozdziałów i koniec całej trylogii :o 
Boże, tak mi smutno, ale cieszę się też, że będę mogła uznać opowieść za skończoną i zająć się w pełni innymi moimi ff xD 
zapraszam was na wattpada ;) na pewno gdzieś z boku jest do niego link xD 
A tak btw to myślicie, że co się stało?
Kocham was <3 

3 komentarze:

  1. To jest takie suoer pisz szybko nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu no poprostu cudo. Mam nadzieje ze jak skonczys tego bloga to zaczniesz nowe.;-) . Kocham twoje opowiadania sa cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku teraz?! Really? Wiem, że krótki komentarz ale się spóźnię a chcę jeszcze przeczytać epilog :* //Basia K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz się kapnęłam że nie ma epilogu xD hahah //Basia K.

      Usuń

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*