niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 25

Nie znaleźli jej. Wszystko do mnie wracało, wirowało jak kalejdoskop wspomnień. Pamiętałam każdą chwilę spędzoną w jej towarzystwie, wszystko. Nigdy nie była uczuciowa, ale kochała mnie, a ja kochałam ją. Moje serce pękało na kawałeczki, kiedy dowiedziałam się o tym, że chłopaki w naszym hotelowym pokoju rano zastali ciało postrzelonego mężczyzny. Kim tam nie było.
Jednak wciąż chciałam wiedzieć kto jest wtyczką, dowiedzieć się od niej wszystkiego, a potem najpewniej ją zastrzelić lub udusić. Znaczy, nie chciałam tego zrobić, ale pewnie bym się nie powstrzymała, Mathew też bym pewnie zabiła po dowiedzeniu się informacji o jego miejscu przebywania. Oh, ale chciałam dopaść i jego i tę głupią wtyczkę.
Źle mi się robiło, kiedy myślałam o tym, że mam spotkać się z mężczyzną, który nie był Harry'm ani nie przypominał go nawet w najmniejszym stopniu. Tęskniłam za nim i nawet nie wiedziałam dlaczego, przecież był idiotycznym dupkiem, przez którego miałam same problemy.
Próba zabicia mnie, na przykład.
Za co więc go kochałaś, Rose?
Za to, że nie osądzał.
Jak kompletna idiotka wyszykowałam się na kolację z Patrick'iem. Był miły, ale nie posiadał hamulców, przez co bałam się rzeczy, jakie będę zmuszona zrobić, by wpuścił mnie do archiwum. Ale on przynajmniej by mnie obronił gdyby mnie zaatakowano. Jeden plus. Szukałam ich więcej, ale po godzinie dałam sobie spokój doskonale wiedząc, że ten wieczór miał być po prostu okropny. Przynajmniej dla mnie. Patrick pewnie bawiłby się wybornie podczas obmacywania mnie do woli, widząc przy okazji jak próbuję opanować nerwy by nie strzelić mu prosto w pysk.
Założyłam więc cholernie wysokie, czarne szpilki i czerwoną miniówkę, w której czułam się jak wieloryb, ale sprawdzając w lustrze musiałam stwierdzić, że wyglądałam seksownie. Patrick też tak uznał, kiedy mnie zobaczył. Biedny chłopak omal nie zadławił się winem, którego kosztował. Zasiadłam na miejscu naprzeciw niego i posłałam mu przyjemny uśmiech, który odwzajemnił.
- Wyglądasz - wymamrotał mierząc mnie od stóp do głów.- Wow.
Zaśmiałam się cicho i podziękowałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Ty też - skinęłam na jego garnitur, a on wygładził go opiekuńczo, po czym skinął na nasze karty menu, więc ciągle się uśmiechając złapałam ją w dłonie i zaczęłam oglądać dania.
Być może wieczór nie zapowiadał się być aż tak zły.
- Zdecydowałaś już?- Zapytał nagle, a ja pokręciłam głową dziwiąc się jak można jeść frytki z lodami. Serio coś takiego było na karcie.
- Chyba wypiję tylko wodę - powiedziałam odkładając ostrożnie menu i posłałam tylko miłe spojrzenie w stronę mojego towarzysza.
- Jesteś pewna?- Spytał, a ja skinęłam głową.- Dziwnie będzie, jeśli ja będę jadł, a ty będziesz patrzeć - westchnął pocierając dłonią o kark.
Zachciało mi się strzelić sobie mentalnego policzka.
Jak ja mogłam nie wziąć tego pod uwagę?!
- Ekhem - odkaszlnęłam cichutko znów patrząc na kartę.- W takim razie może wezmę danie dnia.
Wymieniliśmy się słodkimi uśmiechami i już po chwili zajadaliśmy się naszymi zamówieniami. W moim przypadku było to spaghetti, a Patrick zamówił coś tak dziwnego, że nie jestem w stanie tego nazwać.
- Miłe miejsce - powiedziałam rozglądając się po gustownym wnętrzu restauracji.- Często tutaj jadasz?
- Uwielbiam magię, którą tutaj czuję - powiedział wzruszając ramionami.- Pewnie mnie nie zrozumiesz.
Zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu by spojrzał w moją stronę, co uczynił.
- Doskonale wiem o co ci chodzi - powiedziałam uśmiechając się pięknie, a on rozpromienił się i z dumą zaczął opowiadać mi o swoim życiu, swojej rodzinie i dzieciństwie. Słuchałam go z zapartym tchem, jego życie było fascynujące.
- Mój brat, Bob - mówił - chodził na harcerstwo. Chciał zdobyć kiedyś odznakę za rozłożenie namiotu, ale był w tym strasznie kiepski - śmiał się jakby to stało się dziś.- Po południu jednego dnia wyszedł z domu by poćwiczyć, nie wychodziło mu, więc i wieczorem ćwiczył tę zdolność w lesie, zajęło mu to całą noc, daję słowo. Przerażona matka obdzwoniła wszystkich znajomych, szpitale i kostnice, ale nigdzie go nie było. Zadzwoniła też na pogotowie, policję, straż pożarną, a oni wszyscy szukali go z zapartym tchem. Nie wrócił do domu przez cały dzień.
- Co się z nim stało?
- Kiedy w końcu rozłożył ten namiot, zdał sobie sprawę z tego, że nie dojdzie ze zmęczenia do domu - zaśmiał się donośnie.- Swoją drogą udało mu się go rozłożyć dopiero nad ranem. Położył się w nim spać i przespał cały boży dzień.
Śmiałam się razem z Patrick'iem. Uwielbiałam lekkość z jaką opowiadał o swojej rodzinie, znajomych, o sobie i swoim życiu. Był miłym i zapewne dobrym człowiekiem, czułam się podle z myślą, że go wykorzystuję.
- Moja sąsiadka wpadła kiedyś na pomysł smażenia ziemniaków na sianie za stodołą - zaśmiał się znów.- Podpaliła małą kupkę i zjadła 2 ziemniaki, a wtedy zaczęło wiać i ogień zajął budynek, stodoła była co prawda stara, ale dymu i ognia było od cholery - chłopak był serio zabawny i uczuciowy, nie byłam w stanie się śmiać wiedząc, że robię źle będąc z nim w tym miejscu.- Cały budynek poszedł z dymem, a dziewczynka przez cały dzień bała się wrócić do domu. Kiedy w końcu wieczorem pojawiła się pod drzwiami, matka rozpłakała się na jej widok. Była przekonana, że dziecko również się spaliło. Nawet nie była na nią zła.
Wymuszałam śmiech przez resztę naszego spotkania. Czasem by nie musieć oglądać jego zadowolonej i tak szczęśliwej z mojego powodu twarzy, popijałam swoją wodę i czułam ulgę, że przynajmniej przez sekundę nie czuję wyrzutów sumienia. Oszukiwałam wspaniałego człowieka.
- A ty?- Zapytał nagle.- Nie masz nic do powiedzenia? Jakaś zabawna historia? Nic?
Zastanowiłam się chwilę i zaczęłam mówić:
- W podstawówce moi przyjaciele postanowili się zemścić na mnie za to, że nie pozwoliłam im się nauczyć na sprawdzian. Tak naprawdę to sami przyszli do mnie i przez dzień i noc oglądaliśmy filmy, ale jakoś wyleciało im to z głowy. Oczywiście sprawdzian oblali. Zgodnie uznali, że to moja wina i puścili w szkole plotkę o tym, że zaraziłam się od kogoś zabójczą chorobą głupotus pospolitus i mogę przekazać ją podczas całowania się z jakimś chłopakiem - Patrick śmiał się z mojej opowieści, co zadowoliło mnie wystarczająco, by uznać, że wybrałam dobry temat do rozmowy.- Przez dobre dwa lata nie mogłam znaleźć sobie przez to chłopaka! Wtedy było to dla mnie wielką tragedią życiową. Oczywiście Niall i Kim - ledwo udało mi się nie wykrzywić podczas wypowiedzenia imienia najlepszej przyjaciółki - dalej uważają, że był to świetny dowcip.
- Masz wspaniałych przyjaciół - zaśmiał się chłopak przeczesując palcami swoją czuprynę.
- Tak - skinęłam głową z uśmiechem.- Są fantastyczni.
Zanim się obejrzałam, chłopak ujął moją małą dłoń w swoją dużą i gładził moją delikatną skórę swoim kciukiem. Ten gest nie wydał mi się niemiły czy nachalny, więc uśmiechnęłam się miło do niego dając mu pozwolenie na splecenie naszych palców. Zrobił to bez chwili zwłoki.
- Muszę już iść - jęknął spoglądając na zegar, a ja oszołomiona zdałam sobie sprawę z tego, że siedzieliśmy tam już ponad 4 godziny.- Mam nocną zmianę w archiwum i muszę pilnować dokumentów.
To zdanie sprawiło, że byłam zadowolona ze spotkania jak cholera. Chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia, wcześniej płacąc za nasze jedzenie. Zdziwiło mnie, że pod restauracją stała taksówka.
- Ten pan zawiezie cię do domu - skinął głową na pojazd, a ja wykrzywiłam twarz w niemiłym grymasie.
- Nie możesz zabrać mnie ze sobą?- Zapytałam cicho, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Archiwum jest ściśle tajne, nie można zabierać ze sobą nikogo. Z resztą ledwo się znamy.
Przystanęłam na chwilę rozmyślając nad tym co powinnam w takiej sytuacji uczynić. Nie miałam czasu na związek z nim, a inaczej pewnie by się nie zgodził. Wszystko do okoła się waliło, musiałam dostać się do archiwum i do wtyczki najszybciej jak tylko potrafiłam.
W końcu stanęłam na palcach i wpiłam się w wargi policjanta, a on zachłannie oddał pocałunek. Całował się nieziemsko, sukinsyn. Delikatnie przerwałam pieszczotę pozostawiając go w ogłupieniu.
- Proszę?- Zapytałam całując linię jego szczęki.
Jak w transie podszedł do taksówki i kazał kierowcy odjechać.



~*~


- Mogę się porozglądać?- Zapytałam niepewnie wodząc wzrokiem po wielkiej sali zapełnionej dokumentami. Tysiące teczek prawie wylewały się z półek, a ja uznałam, że żadna informacja nie umknie mi w tej chwili.
Patrick skinął niemrawo głową i usiadł na krześle po czym wyjął swój telefon i zaczął coś tam sprawdzać. Nie przejęłam się tym i zadowolona brodziłam między pułkami w poszukiwaniu akt Mathew Kaddenly. Po około godzinie znalazłam upragnioną teczuszkę. Znajdowały się w niej papiery przestępstw popełnionych przez owego obywatela, data rozprawy w sądzie, i w końcu pośród innych kartek znalazłam listę odwiedzających go w więzieniu podczas pięciomiesięcznej odsiadki. Długa nie była, właściwie odwiedziła go jedna osoba.
Kiedy przeczytałam imię i nazwisko serce podeszło mi do gardła, a w oczach zaczęły zbierać się łzy.
Niemożliwe. 














-------------------------------------------------

Lel, spadam. Nie mam czasu się rozpisywać. 
Pa. 
xD 
Kocham was <3 

3 komentarze:

  1. No w takim momencie...serio?! xd
    Kiedy next? <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesli zobaczyla harrego ja ru pekne a rozdzial swietny pusz szybko daleh

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze ucięte w idealnym momencie.. czujesz ten sarkazm? Nie no stara, to jest tak ciekawe, że przez to spóźnię się do szkoły a mqm to w dupie :D pisz kochana znowu ff bo piszesz ciekawie :* pozdro ♡

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*