piątek, 20 marca 2015

Rozdział 9

- Brook, cześć!- Przywitałam się z siostrą.- Słuchaj, mam sprawę!
- Tak? Jaką?- Usłyszałam jej przekształcony głos w słuchawce mojej komórki.
- Mogłabym się z paczką zwalić do ciebie na kilka dni?- Zapytałam prosto z mostu skręcając samochodem na parking przed moim blokiem.- Dosłownie kilka dni, mam... komplikacje.
- Rose, wszystko w porządku?
- Brooklyn, mogę? - I nagle przypomniałam sobie, że ona mieszka przecież podobnie jak ja z najlepszym przyjacielem.- Carl nie będzie miał nic przeciwko?
- Ten osioł nie ma nic do gadania, ale ja będę mieć - burknęła.- Ale skoro masz problemy...
- Komplikacje - poprawiłam ją parkując przed wysokim chodnikiem. Nie lubiłam go, miałam zbyt niski samochód i gdybym wjechała na ten chodnik to musiałabym wymieniać kilka części w samochodzie.
- Wszystko jedno. Jeśli masz komplikacje to chyba nie mam wyboru i muszę ci pomóc, tak? Bądź co bądź, jestem twoją siostrą.
- Super - powiedziałam.- Będziemy najpóźniej jutro.
- Jak to jutro?- Oburzyła się.- Odnoszę wrażenie, że zamiast tych twoich komplikacji to ty masz poważne kłopoty.
- Tłumacz to sobie jak chcesz, ale ja na spowiedzi nie jestem, okay?- Warknęłam.- Jestem w dość nieciekawej sytuacji i potrzebuję schronienia, Brook.
Słyszałam jak wzdycha.
- Jesteś pewna, że...
- Wszystko w porządku? Nie - odpowiedziałam.- Muszę kończyć, wchodzę do mieszkania. Pa, do jutra.
- Pa, uważaj na siebie.
Rozłączyłam się szybko i otworzyłam drzwi od mieszkania gdzie w środku oczywiście byli wszyscy moi przyjaciele.
Rzuciłam Niall'owi szybkie spojrzenie i poszłam do kuchni by odłożyć na półki jego ulubione żelki.
Kiedy wróciłam do salonu wszyscy znów zajmowali się kibicowaniem albo Zayn'owi, albo też Niall'owi kiedy oni rozwalali zombie na konsoli.
- Kochani, pakujemy się. Szykuje nam się wycieczka do nowego Yorku - powiedziałam klepiąc Louis'a po ramieniu.




***



- Mamy problemy, dobra - jęknął Niall.- Ale ja lubię to mieszkanie. Chciałbym zabrać ze sobą część swoich rzeczy, które będą mi przypominać to piękne miejsce. 
- Syf zrobisz na miejscu, Niall. Telewizor też tam raczej jest - bąknęłam pakując do kartonu swoje dokumenty potrzebne na wypadek gdyby ktoś chciał zatrudnić mnie w Nowym Yorku jednorazowo.
- Nie jestem wcale takim flejtuchem!- Oburzył się napełniając jedną z trzech reklamówek słodyczami i innym jedzeniem na drogę. 
- Nie, wcale - prychnęłam.- Przecież rzucanie papierków po wszystkim co zjesz na podłogę to całkiem normalna sprawa. Tak samo rozrzucanie brudnych ubrań po całym domu.
- Ej!- Krzyknął.- Bo zaraz powiem coś na twój temat!
Odłożyłam pudło na ziemię ze śmiesznym impetem i grożąc mu zaciekle palcem powiedziałam:
- Nawet się nie waż.
Wystawił mi zabawnie język i władował do buzi kilka dużych żelek, a mi się aż cofnęło kiedy oglądałam jak z trudem przeżuwa jedzenie. 
- Jak ty to tam mieścisz?- Zapytałam przyglądając się jego buzi.- Przecież te żelki są taakie gigantycznee - mówiłam zabawnie przeciągając samogłoski z nadzieją, że go rozbawię i może wypluje jedzenie, ale niestety tylko wzruszył ramionami i znów zaczął pakować reklamówkę. 
Zamyśliłam się na chwilę zastanawiając się czy wszystko potrzebne wzięłam, a blondyn, który połknął zawartość swojej buzi zaczął się śmiać. 
- Co cię tak, ćwoku, bawi?- Zapytałam przewracając oczami. 
- Śmiesznie wyglądasz kiedy udajesz, że myślisz.
Zaśmiałam się cicho z jego uwagi i uśmiechając się uderzyłam go lekko w ramię. 
- Prześmieszne - skwitowałam.- Bierz te pudła i reklamówki bo musimy jechać jeszcze po resztę. 
- Wątpię, żebyśmy zmieścili wszystko do twojego samochodu - powiedział ruszając do korytarza. Wyminęłam go szybko i złapałam kluczyki od domu i samochodu i ubierając swoje śliczne sandałki na koturnie otworzyłam mu drzwi by wyszedł pierwszy. 
- Niby dlaczego? - Zapytałam idąc za nim. 
- Niby dlatego, że masz samochód osobowy? Lepiej będzie jeśli pojedziemy moim, jest terenowy, ma więcej miejsca, zmieścimy się wszyscy naraz i nie będziemy się musieli przejmować tymi całymi walizami jakie ty i Kim postanowicie zabrać. 
- Tak to już jest jak w samochodzie jest 10 miejsc siedzących i wielki bagażnik. To prawie jak autobus!- Zaśmiałam się zbiegając na sam dół schodów. Chwilę musiałam poczekać na chłopaka, ale nie wiem czemu byłam zadowolona. 
Dopóki nie przypomniałam sobie, że nie wzięłam swojego ulubionego zdjęcia Harry'ego. Że w ogóle żadnego nie wzięłam. 
- Dobra, jedziemy twoim, ale poczekaj bo muszę iść po coś jeszcze - rzuciłam wbiegając na górę schodów. 
- Okay, ale czekam na ciebie tylko 5 minut. Inaczej jadę bez ciebie!- Odkrzyknął, a ja prychnęłam pod nosem. 
Stanęłam przed drzwiami mieszkania i stałam tak jak kołek pamiętając dokładnie jak bałam się wpuścić do domu Harry'ego po otrzymaniu przerażającego telefonu w którym grożono mi śmiercią jeszcze pół roku wcześniej. Między innymi dlatego nie lubiłam zimy i strasznie cieszyłam się z nadejścia gorącego lata. 



'...Może miałam tą świadomość, że on był w stanie mnie obronić, albo po prostu chciałam powiedzieć mu, że go kocham? Może nie chciałam odchodzić z tego świata nie mówiąc mu ile dla mnie znaczy?
Nie usłyszałam ani jednego sygnału, a on już odebrał.
- Rose?- zapytał - Wysłuchasz mnie? Błagam.
Zaczęłam płakać, nie byłam w stanie pozbierać swoich poszarpanych uczuć.
- Rose? Rossie? Co się dzieje?- pytał rozkojarzony.
- Przyjedź tutaj, potrzebuję cię.- jęknęłam - Proszę.
- Rossie, co się dzieje?- pytał zmartwiony - Nie rozłączaj się, jestem już w samochodzie, jadę do twojego domu.
Powiedziałam mu, że mieszkam pod innym adresem, a gdy tylko to usłyszał zaczął kląć pod nosem, nie wiem czemu.
- Harry? Wszystko dobrze?- zapytałam wycierając policzek, który był serio cały mokry.
- Nie, nic nie jest dobrze. Jestem już pod twoim budynkiem. Poczekaj, zaraz będę. - rzucił i się rozłączył.
Słysząc te słowa wyrzuciłam telefon i stanęłam przed drzwiami. Chwilę potem usłyszałam pukanie.
- Rossie, to ja.- powiedział łagodnie Harry, a ja bez chwili zastanowienia otworzyłam drzwi i nawet na niego nie patrząc odwróciłam się i stanęłam w środku pokoju plecami do niego. Słyszałam jak zamyka drzwi.
Kiedy zamek zabrzęczał dając mi znać, że jestem bezpieczna odwróciłam się do niego pod wpływem impulsu i bez namysłu przyciągnęłam go do siebie w namiętnym pocałunku...'



Na to wspomnienie mimowolnie moje serce zabiło 3 razy szybciej, a na usta wkradł się dziwny uśmiech jaki zazwyczaj nie gości na mojej twarzy po wspomnieniach związanych z Harry'm. Płaczę kiedy go sobie przypominam bo wiem, że jego nie ma, a wspomnienia to wszystko co mi po nim zostało bo nie mamy razem nawet głupiego zdjęcia. 
Powoli weszłam do mieszkania i pognałam biegiem do swojego pokoju i szybko zwinęłam z półki ramkę z jego zdjęciem. Uśmiechając się oglądałam je, a moje palce niemal popłynęły po szkle. Przypominałam sobie każdy szczegół jego pięknej twarzy i powoli dochodziło do mnie jak bardzo brakowało mi oglądania jego dołeczków i tonięcia w zieleni jego oczu. 
Wiele razy w niej tonęłam. 
Czułam się jak na łące pełnej kwiatów i zieleni, ale wracałam do rzeczywistości by móc znów oglądać jego twarz w pełnym wydaniu. 
Zdając sobie sprawę z tego ile czasu musiałam zatracać się w swoich myślach cisnęłam zdjęcie do torebki i pobiegłam do wyjścia gdzie zamknęłam drzwi mieszkania i sprintem ruszyłam na parking gdzie zniecierpliwiony Niall czekał na mnie w samochodzie. 
- Nie rozumiem kobiet - burknął odpalając silnik.- Poszłaś po ramkę ze zdjęciem i nie było cię prawie 15 minut.
Nie miałam siły dogryzać mu ani słuchać za bardzo wykładu jaki postanowił mi wyłożyć podczas jazdy do Zayn'a bo zbyt zajęłam się nagłym strachem przed Mathew. 
Był przerażający. 
Właściwie to nie odzywałam się przez około pół godziny kiedy reszta przyjaciół pakowała swoje torby do bagażnika i na tylne siedzenia samochodu. 
Wszyscy zachowywali się jakby jechali na zwykłą, zabawną i fajną wycieczkę szkolną, ale mi wydawało się, że oni po prostu nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że są w poważnym niebezpieczeństwie. 
Wszyscy się baliśmy i po prostu chcieliśmy to zatuszować. 
Ja po prostu byłam przygnębiona, bałam się, że przeze mnie mogłoby stać się coś złego Brook, albo osłowi. 
Zabawnie nazywała Carl'a. Ale mimo to wszyscy przyzwyczaili się do tego, że tak na niego mówiła i nawet jemu to jakoś specjalnie przestało przeszkadzać. 
Odkąd pamiętam ona i 'osioł' przyjaźnili się, a ona nazywała go tak od samego początku. Poznali się w gimnazjum, byli w jednej klasie i siedzieli razem na wszystkich lekcjach. Brooklyn od zawsze była typem chłopczycy- dziewczyny, która ma przyjaciół tylko wśród chłopaków. Nigdy nie ubierała się na imprezowo, w ogóle wątpię w to czy kiedykolwiek była na jakiejś imprezie. Zdecydowanie bardziej przepadała za wyścigami samochodowymi i motocyklowymi w których chętnie brała udział. Oczywiście dlatego matka co najmniej raz w tygodniu odbierała ją z komisariatu. Była kobietą bez zahamowań i między innymi dlatego mówiła to co myśli prosto z mostu za co pobiłyśmy się do takiego stopnia, że ona miała podbite oko, a ja rozciętą wargę. Czasami miałam wielką ochotę by ją udusić przy ludziach w biały dzień bo była strasznie irytująca, ale bądźmy szczerzy- je też nie byłam święta. 
Zostawiałam rodzinę na całe dnie wyrywając się gdzieś z chłopakiem, który właściwie miał za zadanie mnie porwać. Co z tego, że przypadkiem mnie 'polubił', jak mi wyznał. Uważałam, że to gówno prawda i powiedział tak tylko dlatego, że miałam umrzeć na jego oczach. 
Po cholerę mówiłam mu, że mu ufam?!
Gdybym tego nie powiedziała to pewnie by jeszcze żył, a ja nie wiedziałabym o niczym z tego co mi powiedział. 
Szlag!
Nie mam pojęcia czy to na pewno dobre rozwiązanie, życie w kłamstwie. Chyba wolę to co się stało. Teraz przynajmniej wiedziałam dosyć dużo na jego temat. 
Kurwa, nie wiem. 
Kocham go i raczej wolałabym by żył, ale to oznaczałoby, że miałabym nic nie wiedzieć. 
Mam dość. 
Kompletnie miałam dość rozmyślania nad tym jakby wyglądało życie jeśli u mojego boku byłby Harry, jeśli by żył. Nawet jeśli nie chciałby się ze mną zadawać. Pewnie jakoś bym to przeżyła, ale jego śmierć była bardzo bolesna. Wiele razy myślałam nad samobójstwem, ale to nie wydawało mi się odpowiednie zwłaszcza, że Harry i wszyscy inni mieli mnie za dość twardą dziewczynę, która doskonale wiedziała czego chce. 
Szkoda tylko, że dziewczyna siedząca w tamtej chwili w samochodzie w gronie najbliższych przyjaciół była zupełnie inną osobą. Ona trząsła gaciami na wzmiankę imienia chłopaka, którego kochała i przecież uciekała przed jakimś idiotycznym facetem, który prawdopodobnie nic jej nie zrobił. 
- A co powiedziałaś w pracy?- Zapytał Niall wyjeżdżając z parkingu przed domem Kim.- O... naszym wyjeździe?
- Której?- westchnęłam wyciągając spod siedzenia butelkę z sokiem jabłkowym. 
- No... u państwa Clark. Byłaś u nich wczoraj. 
Wypuściłam z siebie świst i wzruszając ramionami zaczęłam sączyć napój. Wszyscy patrzyli na mnie jakoś dziwnie, więc odstawiając butelkę na miejsce powiedziałam obojętnie:
- Nic. Jakoś zapomniałam o tym wspomnieć kiedy mój szef mnie zwolnił.
- Co za palant!- Uraziła się Kim.- Stracił najlepszą opiekunkę jaką mógł mieć!
Zaśmiałam się pod nosem. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciał mnie zatrzymać - wymamrotałam cicho, ale nikt nie usłyszał.- Wiesz Kim - odchrząknęłam.- Chyba zwolnił mnie z przymusu. Jego córka w wieku 11 lat chyba nie powinna mieć niani. 
Kim opadła na oparcie fotela i westchnęła. 
- Długo będziemy jechać? 
- Raczej tak - zaśmiał się Louis.- Tak to już jest jak jedzie się do Nowego Yorku!- krzyknął z wyraźnym podnieceniem akcentując dwa ostatnie słowa. 
W lusterku zobaczyłam jak Liam przewracając oczami próbuje osiągnąć miedzy nimi jakiś dystans, ale nie udało mu się za bardzo bo Lou przyciągnął go do wielkiego przytulasa. Uśmiechnęłam się pod nosem, a po moim policzku popłynęła mała łza na myśl o tym, że mogłabym stracić i ich.
Kochałam tych idiotów, kurwa, kochałam ich.
Szybko przetarłam łże tak, że nikt jej nie zauważył i odwróciłam się do nich.
- Mogę się dołączyć?- Zapytałam z wielkim uśmiechem. Liam posłał mi dziękujące spojrzenie i chwilę potem Niall musiał się zatrzymać bym mogła zamienić się z Liam'em miejscami i skończyłam na tylnym siedzeniu obejmowana przez Kim z głową na ramieniu Louis'a.
- Wiecie co?- Zapytałam cicho.
- Nie, raczej nie - zaśmiał się Zayn z siedzenia za mną.
- Kocham was, jesteście idiotami, ale was kocham - powiedziałam błogo i po chwili poczułam jak Louis robi wielkie 'oooo' i obejmuje mnie najszczelniej jak tylko może.- Kocham też swój samochód, który musiałam porzucić przez Niall'a - burknęłam z uśmiechem.
- Ej!- Krzyknął Niall.- To nie moja wina, że mnie bardziej kochasz!













-----------------------------------------------------------
Czuję się dziwnie bo chyba pierwszy raz nic nie dodałam przez tydzień :/ nie skończyłam jeszcze pisać następnego rozdziału, ale czułam się jak jakieś monstrum więc postanowiłam wejść i dodać
żyje się w końcu raz do cholery!
Bardzo was przepraszam - wiem, że robię błędy interpunkcyjne i staram się je poprawiać, ale jakoś tak wyszło, że nauczyłam się pisać kompletnie źle i czasami błąd mi umyka
chciałabym żebyście przymknęli na to oko ;)
Zapraszam na aska!! nikt się na nim nie odzywa i jeśli będzie tak dalej to go chyba usunę :/
mówcie mi co mam zrobić!

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział !! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie :D Uwielbiam je :D Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co kocham w tym opowiadaniu? Dzięki niemu lubię płakać przy ff czy nawet This Is Us... taki negatywny i pozytywny płacz w jednym momencie. Negatywny bo te straszne sytuacje i przykre wspomnienia a pozytywny bo fajnie jest odczuwać, przeżywać aż tak wymyślone opowiadanie :) kocham to ff i czytam je chyba 4 raz xD napisz 3 część, zależy mi na tym bardzo *-* //Basia K.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz = skomentuj!
Ja także poświęcam czas na pisanie na tym blogu :*