tag:blogger.com,1999:blog-59992063657483348012024-03-12T21:57:28.436-07:00Memories♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.comBlogger44125tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-80348632257555815042016-10-10T06:45:00.003-07:002016-10-10T06:45:29.199-07:00Rozdział 10Swoje puste spojrzenie bezmyślnie wlepiałam w ekran, który odliczał osiem minut do następnego wystrzału. Nie potrafiłam skupić się na ludziach dookoła, choć większość z nich patrzyła na mnie zainteresowana. Zapewne połapali się w tym, że to o mnie chodziło Mathew. Czułam się taka bezradna, kiedy wszyscy moi przyjaciele zgodnie mówili, że nie mogę iść ratować najważniejszych ludzi w moim życiu. To było tak bardzo druzgocące, że moja niemalże siostra, przyjaciel oraz kobieta, która mnie urodziła, wisieli na ścianie i czekali na swój koniec, a ja, choć mogłam im pomóc, to jednak nie mogłam. Nie, to nie ma sensu.<br />
Czasem po prostu jest tak, że choć chcesz kogoś ratować, komuś pomóc, to jesteś do tego niezdolna. W tym przypadku akurat nie chodziło o to, że nie mogłam tak po prostu wyjść na środek placu i najnormalniej dać się wystrzelać, a chodziło o to, że moi przyjaciele, reszta osób, które były dla mnie najważniejsze, jedyne czego chciały, to tego, abym pozostała z nimi. Na dobre i na złe.<br />
Problem w tym, że już nie było dobrego. Było tylko złe, które ciągnęło się w nieskończoność, które nigdy by się nie zatrzymało, bo gdybym wtedy nie uratowała Kim, Carla i mamy, to w życiu bym sobie tego nie wybaczyła. Śmierć trójki ludzi w twojego powodu nie jest czymś, o czym się szybko zapomina, choć w serialach czasem tak bywa. Nie wybaczyłabym tego sobie gdybym ich nawet nie znała, w tej sytuacji prawdopodobnie przez poczucie winy tak czy inaczej bym się zabiła, przez dręczące mnie myśli i oczywiste choroby psychiczne, które dorwałyby mnie gdybym jednak wyszła cało z tej sytuacji.<br />
Więc co miałam do wyboru? Albo zginąć, ale ocalić rodzinę, albo nie ocalić rodziny i potem tak czy siak umrzeć.<br />
Co wybrałam?<br />
No cóż, nie trudno zgadnąć. Tak po prostu wgapiałam się w pozostałe siedem minut, od czasu do czasu wzrokiem zahaczając niespokojnego Harry'ego, który chodził nerwowo w różnych kierunkach, aby jakoś rozłądować zbierane w nim emocje. Denerwował się, co chwila zerkał na mnie, jakby chciał się upewnić, że nadal tam byłam, nie uciekłam. Cóż, widząc go w takim stanie, odechciewało mi się zgrywać bohaterki, bo jego zdruzgotana mina i bolesne spojrzenie sprawiało, że w moim sercu rodziła się mała nadzieja na to, że może kiedyś udałoby się nam jakoś dogadać, jakoś wszystko wyjaśnić, abyśmy w końcu mogli żyć normalnie. Naprawdę chciałam wierzyć w to, że mnie kochał, naprawdę chciałam, starałam się, ale gdy człowiek oszukuje tak wiele razy, rzuca fałszywymi faktami, wciąż kłamie i kłamie, to po pewnym czasie ufanie takiej osobie może okazać się jedną z najtrudniejszych rzeczy. Tym bardziej gdy takie kłamstwa sprawiają ból, po pewnym czasie najzwyczajniej nie chcesz w to wszystko wierzyć, przewidując, że prędzej czy później będzie bolało, będzie cholernie bolało, bo za każdym razem kiedy ten ktoś ci cokolwiek mówił, oszukiwał i potem jedyne co czułeś, to ból.<br />
Zaufania nie daje się od tak, nie można go odzyskać bez usilnych starań, ono decyduje samo za siebie, odda się osobie, która mu się spodoba. Nie ważne jaka to osoba, mądra, głupia, miła, wredna, zależy kto będzie mieć to coś, co pozwoli ci temu komuś zaufać. Nie każdy to ma.<br />
Zostało sześć minut.<br />
Odetchnęłam nerwowo, wiedząc, że za trzy minuty będę musiała wstać i odejść od osób, które kocham i na których mi zależy. Cóż... to nie było proste, ponieważ wszyscy nie spuszczali mnie z oczu, oblężyli mnie i pilnowali, abym nie zrobiła jakiejś głupoty, jak na przykład, żebym nie podjęła próby ratowania kochanych ludzi. Rozumiem, że bali się o mnie, ale i tak wszyscy wiedzieli, że powinnam tam iść, że to była dobra decyzja, ta właściwa. Nie pozwoliłabym na to, aby ktokolwiek z ludzi, których kocham, zginął tego dnia, naprawdę nie wybaczyłabym sobie tego.<br />
Decyzja została podjęta, wiedziałam co zrobię, ale mimo wszystko nie czułam się z tym źle, nie bałam się, nie miałam wątpliwości, wiedziałam, że tak trzeba. Jedyną rzeczą, o której myślałam, było to, jak powinnam należycie pożegnać się z moimi przyjaciółmi, aby wiedzieli, że ich kocham, aby nie mieli wątpliwości, aby nie obwiniali się za moją decyzję. Nie tego chciałam, ja chciałam jedynie tego, aby oni wszyscy w końcu byli szczęśliwi, nawet jeżeli moim kosztem. Zrobiłabym dla nich wszystko, a kulka w głowę czy cokolwiek innego i tak była czymś lepszym od, na przykład, obdzierania ze skóry.<br />
Zanim się obejrzałam, zegar wyświetlał pięć minut, na co miałam ochotę załkać. Tak mało czasu dla najbliższych, tak mało czasu na pożegnanie się z nimi. Widząc mój wzrok, iskrzące się w oczach łzy, załamaną postawę, Niall przysiadł się niepewnie, na co spojrzałam na niego z nikłym, ginącym gdzieś w moim smutku, uśmiechem. Mimo wszystko, mimo tego, że nasi wspólni przyjaciele właśnie walczyli o życie, a raczej zostali skazani na śmierć, on także uśmiechnął się blado, na jego twarzy widać było zmęczenie, to jak ostatnie kilka tygodni odcisnęło się na nim w najboleśniejszy z możliwych sposobów. Będzie mi zdecydowanie brakować Nialla, zawsze był przy mnie, nigdy we mnie nie zwątpił, może zdarzały nam się małe kłótnie, tak samo jak te większe, ale zawsze wiedziałam, że byliśmy przeznaczeni sobie jako dwójka najlepszych przyjaciół, aby to drugie wspierało pierwsze i na odwrót. Abyśmy mieli z kim się śmiać, spędzać radosne chwile. Cóż, tamta chwila do takich nie należała, ale była jedną z najpiękniejszych, ponieważ rozumieliśmy się bez słów, on widział po mnie to, że było mi ciężko, ja wyczytałam z jego spojrzenia, że potrzebował czyjejś bliskości i coś bolało mnie, kiedy zdawałam sobie sprawę, że gdy znów dopadnie go coś takiego, mnie już przy nim nie będzie, aby go wesprzeć.<br />
Hamując łzy, oparłam się o jego klatkę piersiową. Wpadając w bezpieczne ramiona przyjaciela, czułam się tam w domu, jak zawsze, kiedy mnie obejmował. To było takie... inne, jakby oczywiste, jakby to było coś dobrego, normalnego, czułam się tam taka swobodna, wszystie złe emocje ulatywały, zastępował je błogi spokój, zwykły spokój, brak obaw. Kochałam to uczucie, to, że przy blondynie czułam się bezpieczna, chociaż niekoniecznie tak właśnie było. Niall objął mnie ramieniem, przyciągnął jeszcze bliżej do siebie, a moje obawy znikały coraz bardziej z każdym pokonywanym centymetrem, z każdym milimetrem mojego ciała, który dotykał jego, czułam się... po prostu dobrze. To takie banalne, ale nic na to nie poradzę. Kątem oka widziałam, jak Harry się nam przyglądał i zdenerwowany zaciskał szczękę, aby nie zrobić niczego nieodpowiedniego, czego ja bym sobie nie życzyła. To w sumie miłe z jego strony, że chociaż coś ściskało go na ten widok od środka, to stłumił to uczucie w sobie i jedyne co zrobił, to odwrócenie się do nas plecami, aby nie oglądać tego co działo się między Horanem a mną. Niall przytulił mnie bardziej do swojej piersi i odetchnął ciężko w moje włosy, kiedy nerwowo poruszyłam się, czując, że powinnam przynajmniej powiedzieć coś reszcie zanim tak po prostu wystrzelę na pewną śmierć.<br />
Niepewnie odsunęłam się od niego i, wycierając policzki, choć i tak były suche, bo nie płakałam, spojrzałam na Liama, Lou, Brook, na wszystkich, którzy byli tam ze mną. Oni chcieli pomóc, nie ich wina, że sprawiali tylko, że te wszystkie i tak ciężkie decyzje stawały się jeszcze trudniejsze. Siostra spojrzała na mnie w tej samej chwili, co ja na nią i, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo podejrzane to wszystko było, nie mogłam się powstrzymać od tego, żeby nie podejść do niej i jej tak po prostu nie przytulić, mocno, aby wiedziała, że bardzo ją kocham.<br />
- Brooklyn - odezwałam się zachrypniętym głosem, chowając twarz w jej włosach. - Przepraszam, że byłam taką złą siostrą. Ty od zawsze chciałaś dla mnie jak najlepiej, a ja to niszczyłam i wyzywałam cię jak kompletna idiotka. Teraz wiem, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i najwspanialszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Kocham cię, siostrzyczko - załkałam, nie dałam rady, kilka samotnych łez spłynęło po moich policzkach, nie potrafiłam ich powstrzymać.<br />
- Ja ciebie też kocham i zawsze kochałam, Rose - odparła niepewnie, nie wiedząc dlaczego naszło mnie na takie wyznania.<br />
- Kocham też Sama i Emily, naprawdę bardzo mocno ich kocham - mruknęłam cicho, niepewnie odsuwając się od siostry, a następnie rozejrzałam się po wszystkich moich przyjaciołach, którzy stali nieopodal. - Kocham was wszystkich. - Uśmiechnęłam się niemrawo, jeżdżąc spojrzeniem po wszystkich osobach, które zebrały się wokoło mojej osoby.<br />
Moje spojrzenie na chwilę zatrzymało się przy Stylesie, zegar wystukiwał ostatnie dwie minuty, a my patrzyliśmy na siebie w ciszy. On wiedział, że coś było nie tak, on czuł, że coś kombinowałam, a ja po prostu chciałam się z nimi pożegnać, abym nie czuła wyżutów sumienia, że odeszłam bez słowa, które im się przecież należało. Wtedy wiedzieli, wiedzieli, że wszystkich ich bardzo mocno kochałam, że wszyscy byli dla mnie najważniejsi.<br />
W moich oczach pewnie widać było co miałam zamiar zrobić, dlatego też gdy twarz bruneta rozjaśniła się w nagłym olśnieniu, postawiłam krok w tył, aby wszyscy skupili się na nim, podczas gdy on nawet nie miał w planach przestać na mnie patrzeć. Czuł, że mu ucieknę, a ja potrzebowałam chwili rozchwianej czujności reszty, abym dała radę przedostać się przez nich w kierunku tłumu.<br />
- Rose, nie! - Krzyknął chłopak, ale było już za późno, zegar wybijał ostatnią minutę, a ja zaczęłam biec, sprawiając przy tym, że paczka moich przyjaciół pozostała w zdezorientowaniu na kilka sekund, dając mi przewagę do ucieczki, abym mogła uratować mamę, Carla i Kim, bo na to zasłużyli.<br />
Wiedziałam, że Harry biegł za mną, ale starałam się o tym nie myśleć, za bardzo skupiłam się na czerwonym, wielkim napisie, na którym wyświetlały się wtedy kolejno cyferki z czasem, który mi pozostał na dotarcie na plac główny.<br />
47 sekund...<br />
Byłam już w połowie drogi, biegłam najszybciej jak potrafiłam, ale ludzie stali zbyt blisko siebie z każdym kolejnym metrem mojej drogi, musiałam się przez nich przeciskać, popychać ich, aby goniący mnie przyjaciele nie dali rady mnie złapać. Z każdą kolejną sekundą było to coraz cięższe.<br />
35 sekund...<br />
Biegłam najszybciej jak potrafiłam, taranując po drodze każdego, ale gdy kontrolnie odwróciłam głowę w tył, aby zobaczyć jak daleko był Harry, wystraszyłam się nie na żarty, rejestrując niewielką, dzielącą nas odległość.<br />
Kto by wiedział, że kiedyś będę uciekać przed nim w popłochu?<br />
To nawet w pewnym sensie zabawne.<br />
Niestety nie miałam szczęścia, bo gdy odwróciłam się w odpowiednim kierunku, nie panując nad sobą, wpadłam na jakąś kobietę, przez co przystanęłam na dosłownie ułamek sekundy, który mimo wszystko sprawił, że Harry mógł mnie szybciej dogonić. Nie mogłam do tego dopuścić, zaczęłam przeciskać się w tłumie ludzi.<br />
25 sekund...<br />
Kiedy od placu dzieliło mnie dosłownie kilka metrów, poczułam jak Harry złapał moją dłoń i chociaż wierzgałam się i wyrywałam, to pociągnął mnie w swoją stronę, łapiąc w talii i nie chciał mnie puścić.<br />
20 sekund...<br />
Wiedziałam, że nie ucieknę, że nie dam rady, że on mnie nie puści. Z bezsilności zaczęłam płakać, tak cholernie mocno wyć, krzyczeć, zdzierać gardło, czułam, że i on się rozpłakał, ale mimo wszystko trzymał mnie mocno i nie pozwalał zrobić tego, co powinnam. Podjęłam decyzję, powinien mnie puścić, powinien mi pozwolić...<br />
10 sekund...<br />
- Harry - skomlałam żałośnie, zwijając się w jego objęciach, po moich policzkach spływały słone łzy, ale on nadal stał dzielnie, choć jego klatka piersiowa drżała od płaczu. On wiedział, co czułam. - Harry, pozwól mi, błagam! - jęczałam, tak strasznie chciałam poświęcić się za nich.<br />
Ludzie dookoła wiedzieli kim byliśmy, wiedzieli co chciałam zrobić, ale nic nie mówili, patrzyli tylko na mnie w ciszy i widać po nich było, że współczuli. Może rozumieli, może...<br />
Przed samym końcem odliczania, kiedy moje serce zaczynało powoli umierać, dobiegła do nas reszta, Brook przystanęła obok nas, posyłając mi niepewne spojrzenie, Zayn w odruchu objął mnie szczelnie ramionami, choć rzucałam się i walczyłam, krzycząc, że chcę ratować przyjaciół. Reszta jedynie patrzyła na monitor, a gdy zastukała ostatnia sekunda, nie było tam osoby, która nie wgapiałaby się w ścianę.<br />
0 sekund.<br />
- Trele - wymruczał Mathew, a na dźwięk jego głosu przeszły mnie ciarki. - Morele - stałam sparaliżowana w miejscu, a po moim policzku popłynął mały potoczek łez. - Benc! - Krzyknął rozentuzjazmowany, a w cichym placu rozległ się odgłos wystrzału.<br />
To wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, ja zastygłam w szoku, stojąca obok mnie Brooklyn przerażona zakryła twarz dłońmi i wbrew sobie zaczęła krzyczeć i płakać jednocześnie, po tłumie przeszedł odgłos zszokowania na to, że linka trzymająca Carla przerwała się, a on sam z krzykiem spadł z kilkudziesięciometrowego budynku, aby pod koniec runąć na twardy chodnik.<br />
Tak po prostu umarł. Mathew go... zabił.<br />
- Carl, nie! - Łkała Brook, zwijając się w kłębek na chodniku.<br />
Krzyczała, płakała, darła się... cierpiała.<br />
Wiem, że Carl kochał Brooklyn, ale nigdy nie podejrzewałabym, że i ona go... kochała. A teraz go straciła.<br />
Powinnam biec szybciej, aby to nigdy nie mogło mieć miejsca.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<div>
<b>Ja naprawdę nie mam siły sprawdzać interpunkcji, wybaczcie</b></div>
<div>
<b>nie wiem jakim cudem w ogóle udało mi się obejrzeć ten rozdział i wyłapać względne literówki albo jakieś niepoprawnie napisane słowa (znalazło się też kilka błędów logicznych i fleksyjnych, ale to akurat u mnie norma XD) </b></div>
<div>
<b>PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIC NIE PISAŁAM, ALE NIE MIAŁAM WENY, NO SORRY</b></div>
<div>
<b>JESTEM JUŻ W TRAKCIE PISANIA NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU, WIĘC SPOKOJNIE, TAK DŁUGO JUŻ CZEKAĆ NIE BĘDZIECIE </b></div>
<div>
<b>wszystkie osoby, które twierdziły, że nie ruszę z tym opowiadaniem, niech się w dupę pocałują, pozdrawiam, ha</b></div>
<div>
<b>koniec notki, bo jestem głupia</b></div>
<div>
<b>elo numero</b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-30060482753808813512016-01-23T07:33:00.001-08:002016-01-23T07:33:05.619-08:00Rozdział 9Ludzie stworzeni są po to by komplikować innym życie. Nikt z nas nigdy nie będzie mógł żyć normalnie, bez przeszkód. Chyba zrobiono to specjalnie, te wszystkie problemy, żebyśmy nigdy nie pomyśleli, że mamy jakiekolwiek szanse na bycie w pełni szczęśliwymi. Nie mamy prawa do tego, żeby łudzić się, że kiedyś może być dobrze, bo nic nigdy nie będzie zgodne z planami, jakie sobie przyszykujemy lub listy, według której będziemy zmierzać w życiu. I może ktoś by się ze mną nie zgodził, ale sądzę, że pod tym względem życie jest dobre, nie daje nam złudzeń. Nie można go planować, bo grozi to ryzykiem tego, że nie uda nam się każdy punkt listy. Wtedy nawet lepiej, żeby plany padły w gruzach przy początku ich realizacji, abyśmy i my potem wiedzieli i byli przestrzeżeni przed ponownym planowaniem życia.<br />
Niektórzy przyciągają ludzi dobrych, inni tych raczej złych. To dwa różne światy, ci dobrze wychowani, z idealnym życiorysem, rodziną, majątkiem i wszystkim co najlepsze i ci, którym nikt nigdy nie chciał dać tego na co zasługują. Los zazwyczaj nie splata ze sobą tych dróg i wiem dobrze, że mojej z Harry'm też by nie splótł, gdyby nie moje usilne starania stania się kimś kim nie byłam. Oszukiwałam sama siebie i dostałam to na co zasłużyłam, bo nie wolno oszukiwać, inaczej skończysz bardzo źle, wraz z tymi, którzy gotowi są poświęcić się razem z tobą.<br />
Wiem, że nie jestem wyjątkiem, ja wraz z Harry'm. Można pomyśleć o nas jak o zakazanej miłości, czymś odległym, jednak zdarzają się takie rzeczy, bardzo rzadko, ale jednak się zdarzają. W moim życiu nie byłoby nigdy czegoś takiego, nie byłoby pomyłek, złośliwości losu, życie wszystko sobie zaplanowało. Wiedziało, że będę statystycznym człowiekiem, który nigdy nie wchodzi nikomu w drogę, boi się odezwać i czeka go szara przyszłość, której być może nie chce, ale jest w stanie zaakceptować taki obrót spraw. Jednak ja zbuntowałam się i przyciągnęłam ludzi, których nigdy nie powinnam była spotkać, a w ten sposób spotkał mnie los, który nie był przeznaczony mnie, a nawet możliwe, że nie był przeznaczony nikomu.<br />
W samochodzie panowała cisza, głucha, przerażająca, raniąca cisza, której nikt ze zgromadzonych, poza bez ustanku płaczącą Sereną, nie miał siły zatrzymać ani przerwać chociażby na moment lub dwa. W powietrzu unosił się zapach wanilii, kompletnie nie pasujący do okoliczności, ponieważ uspokajał, a nie powinniśmy być w takiej chwili spokojni. Na zewnątrz zaczynało padać, zimne krople deszczu rytmicznie uderzały w szyby samochodu, sprawiając, że czułam się jeszcze bardziej pospieszana przez szybkość ich uderzeń.<br />
Jak niemal zawsze za kierownicą usiadł Liam, który pomimo faktu, że jego młodsza siostra mogła zginąć za siedem minut, zachował największą powagę z nas wszystkich. Obok niego usiadł Louis, który w kółko na początku popędzał go, aby jechał szybciej, ponieważ miał słabą nadzieję na to, że jeśli zdążymy, sam uratowałby Kim, ale kiedy dobitnie dałam mu do zrozumienia, że nic prócz mojej śmierci nie zadowoli Mathew na tyle, aby ich wypuścił, ucichł, chowając głowę w dłoniach i pozostał niezmiennie w takiej pozycji. Niall usiadł na miejscu na przeciwko mnie i nie spuszczał ze mnie rozjuszonego wzroku, za co go właściwie podziwiałam, bo nie rozumiałam jakim cudem on w takiej sytuacji potrafił być w ogóle zły na kogokolwiek, a Zayn usiadł po mojej prawej stronie, miętosząc w dłoniach zdjęcie Perrie i obiecywał chyba sobie, że jeśli jeszcze chociaż raz w życiu ją spotka, to nie odważy się jej zostawić na dłużej niż dobę. Serena z nadal trwającym cichym szlochem przykleiła się do mojego ramienia z lewej strony i na początku marudziła, że nie mogę się dać zabić, aby ratować innych, bo to nie fair w stosunku do mnie, ale kiedy nie odpowiedziałam jej przez pierwsze dwie minuty, także odpuściła, idąc w ślady Louis'a i po prostu płacząc tak cicho jak tylko mogła. Brooklyn siedziała dzielnie na miejscu po prawej stronie Niall'a i wgapiała się ze stałą miną w szybę i to co było za nią, siląc się z samą sobą, aby nie zacząć płakać jak małe dziecko, a Harry, na którego jako jedynego nie odważyłam się spojrzeć chyba siedział z odchyloną głową i zawzięcie rozmyślał nad czymś.<br />
Po krótkiej chwili mojej nieuwagi na dworze zawrzała prawdziwa ulewa, jakby niebo płakało, tworząc liczne, głębokie kałuże. Ludzie stojący na chodniku, który znajdował się zazwyczaj w odległości kilku metrów rozmywali się przed oczami, tak samo barwy ich ubrań. Nieliczni mieli przy sobie parasole, więc zdecydowana większość z nich szła zmoknięta i wyglądali na tak samo zmęczonych i słabych jak my wtedy byliśmy. Samochody sprawiały wrażenie jakichś takich posmutniałych, smętnych i markotnych, tak samo drzewa w parkach, które wydawały się być martwe, a nawet jeśli nie, to bardzo smutne.<br />
W końcu z piskiem opon wjechaliśmy na zaludniony z wiadomych przyczyn, wielki, szary plac w centrum miasta, ponieważ to tam Mathew zawiesił naszych przyjaciół i moją matkę.<br />
Czułam się najgorszą córką na świecie, chyba nawet nią byłam. Nie zorientowałam się nawet, że mamy nie było, nic o tym nie wiedziałam. Ba! Ja nie wpadłam nawet na to, aby sprawdzić czy wszystko u niej było w porządku, a myślałam przecież o niej codziennie, bez ustanku mając nadzieję, że była szczęśliwa.<br />
Ale ona jakby nie mogła być.<br />
Wszyscy wysiedli w szybkim tempie, stając na deszczu i wgapiając się w wiszących na budynku Kim, Carl'a i mamę, przez co serce podeszło mi do gardła. Nie mogłam się przyglądać licznikowi, na którym widziałam dokładnie, że zostały mi trzy minuty do podjęcia decyzji.<br />
Otwierając usta w przerażeniu zaczęłam ciągnąć się za włosy, bo się bałam, najnormalniej w świecie spanikowałam i nie byłam w stanie ratować przyjaciół, bo okazałam się tchórzem, który bardziej bał się o siebie niż o nich. Kiedy Liam podszedł do mnie i potarł moje ramię, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać, osuwając się powoli na ziemię, gdzie już wcześniej była ciemna kałuża, więc właściwie siedziałam w brudnej wodzie i płakałam, a dookoła uderzał deszcz. Niall nie wyglądał już na takiego wściekłego, kiedy zobaczył moje załamanie, to jak już nawet nie płakałam, a najnormalniej wyłam, krzyczałam, wrzeszczałam, piszczałam ze strachu, w obawie i o przyjaciół, i o siebie.<br />
Nawet najgorszemu wrogowi nie polecam aby stanął w tak uciążliwej sytuacji, nikomu nie polecam czuć jak twoje serce pęka, bo jesteś tchórzem i nie masz po prostu odwagi na to, aby ratować tych, których kochasz. Instynkt samozachowawczy nie powinien być u nikogo tak wielki jak u mnie, bo nie podejmiesz przez niego nigdy tak poważnych decyzji, które jednak w życiu są potrzebne.<br />
- Rose - jęknęła Brook, stając przy mnie z wciąż usilnym staraniem, aby nie popłakać się publicznie przy wszystkich. Prawą ręką złapała się za łokieć lewej i nieco skuliła się, chcąc schować twarz przed wzrokiem ludzi, którzy patrzyli na nas jak na wariatów. - Rose - zaskomlała ponownie, a jej ramiona drgnęły podczas szlochu, który ogarnął ją całą.<br />
Poddała się.<br />
- Rose, bądź silna, to nic takiego - Harry udając, że wcale nie płacze, przykucnął przy mnie i złapał moją nieprzytomną twarz w swoje zimne, duże dłonie, patrząc mi prosto w oczy. Po moich policzkach nadal lały się łzy, a ja przyciszyłam jedynie swój krzyk rozpaczy, patrząc na niego i starając się uspokoić. Dla niego. - Dasz radę, Rose - mówił gorączkowo, wciąż podnosząc moją głowę, bo nie mogłam na niego patrzeć i słuchać tego co mówił. To było zupełnie jakby nie chciał, abym poszła ratować przyjaciół, ale ja przecież musiałam to zrobić. - Słyszysz? - Zapytał, zbliżając się do mnie powoli i mówiąc coraz to bardziej donośnie, jakby chciał mnie zdominować i wybić z głowy to, co zaczynało się w niej rodzić. Odwaga. - Musi być jakieś inne rozwiązanie, na pewno jest inne wyjście, Rose - mówił szybko, w kółko to samo, bo zapewne on sam chciał w to uwierzyć.<br />
Pokręciłam z płaczem głową, zamykając powieki, bo nie mogłam uwierzyć w to tak jak on. To ode mnie zależało to kto przeżyje i nie mogłam być aż tak lekkomyślna, aby wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze, doskonale wiedząc, że nie będzie. Ja musiałam ratować przyjaciół, nie mogłam posłać tam nikogo innego, to była tylko moja decyzja.<br />
- Schowaj się - zapłakałam żałośnie, patrząc na chłopaka, który zmarszczył brwi, nie będąc w stanie odpowiedzieć w jakiś inny sposób. - Nie może wiedzieć, że żyjesz - powiedziałam cicho, kiedy kolejna fala płaczu mną zawładnęła, a ja znów padłam, krzycząc z bólu, po moich polikach zatoczyło się niewyobrażalnie dużo łez, ale musiałam skończyć mówić. Za wszelką cenę. - Jeśli się dowie, zabije cię, Harry, a ja nie pozwolę na to - pokręciłam głową, kładąc dłoń na jego rozgrzanym policzku i patrząc mu głęboko w oczy.<br />
Kątem oka dostrzegłam jak Niall patrząc na nas cofnął się lekko i zaczynając łkać oparł się plecami o nasz samochód, a następnie zjechał powoli na sam jego dół, lądując, tak samo jak ja, w ciemnej kałuży. Chciał mi coś powiedzieć, ale nie potrafił wydobyć z siebie głosu, widziałam jak walczył z samym sobą, chciałam móc cokolwiek dla niego zrobić, ale co takiego mogłam wykonać dla niego, kiedy nie potrafiłam dla samej siebie? W końcu sparaliżowany zakrył usta dłońmi, a po jego policzkach popłynęły łzy, kiedy patrzył na mnie błagalnie, abym nigdzie nie szła. Jednak kiedy nie otrzymał ode mnie odpowiedzi, skulił się, krzycząc głośno, jak gdyby ktoś wyrwał mu serce.<br />
On także się poddał.<br />
- Idź, proszę cię - pociągając nosem spojrzałam znów na Harry'ego, który wciąż walczył. Pokręcił tylko z płaczem głową, nie zgadzając się, ale ja zamiast zrozumieć jego i jego ból, wolałam uratować przynajmniej jego. Nie mogłam dopuścić do tego, aby i on się poddał, bo wokoło wszyscy, którzy dotychczas tworzyli twardy mur, zaczynali padać jak muchy. - Idź - błagałam, odpychając go delikatnie od siebie, ale on wciąż kręcił szybko głową. - Proszę, idź - łkałam głośno, nawet już nie starając się przestać krzyczeć i nie chciałam opanowywać drgawek. - Harry! - Krzyknęłam załamana, popychając go z całej siły, a ten osłabiony cofnął się, upadając na tyłek i wciąż patrząc na mnie tym samym zranionym spojrzeniem.<br />
- Nigdzie nie idę, do jasnej cholery! - Wrzasnął, zrywając się na równe nogi i mierząc mnie spojrzeniem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. - Mathew nie skrzywdzi więcej żadnej osoby, którą kocham, rozumiesz?! - Krzyknął głośno, sprawiając, że skuliłam się lekko, chowając twarz i szlochając cicho, bo nawet wtedy musiał kłamać, nawet wtedy. - Rose, jeśli to prawda, jeśli on faktycznie chce mnie, to nie pozwolę mu na to, aby dostał ciebie, bo jeśli się kogoś kocha, to się go broni, do jasnej cholery! - Krzyknął histerycznie, patrząc na mnie wciąż tym samym, nieznanym mi spojrzeniem.<br />
- Póki co, chce mnie - szepnęłam, wstając na równe nogi i patrząc z trudem w zielone oczy chłopaka. - I czy ci się to podoba, czy nie, to dostanie to czego chce, bo ja także nie pozwolę, by skrzywdził ludzi, których kocham.<br />
Kiedy chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, zaczęło się wyliczanie ostatnich dziesięciu sekund, na co spojrzałam przerażona, tak jak każdy, na monitor, który faktycznie odliczał do końca ostatnie dziewięć już sekund.<br />
Nie czekając na Harry'ego zaczęłam biec tak szybko jak tylko potrafiłam w kierunku budynku, rozpaczliwie płacząc i wciąż przyglądając się całej trójce, wiszącej na ścianie. Starałam się być silna, ale kiedy mój i Kim wzrok splotły się ze sobą, a ona uśmiechnęła się do mnie słabo, a ja zauważyłam kilka krwistych plam na jej ubraniach, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać z bezsilności, bo wiedziałam, że nie zdążę.<br />
- Pożegnaj się z którymś z nich, Rose - usłyszałam w głośnikach głos Mathew i chwilę później, kiedy mój wrzask usłyszeli wszyscy w okolicy kilometra, na placu rozległ się odgłos wystrzału.<br />
Jednak jak się okazało, zamiast kogokolwiek wiszącego na budynku dostał mężczyzna, który zakradł się na dach i próbował odwiązać linę, bodajże mamy. Ciało spadło z łoskotem na ziemię, roztrzaskując przy tym czaszkę, po tłumie przeszły przerażone krzyki ludzi, którzy do ostatniej chwili wierzyli w to, że nikt nie zginie, ale ja przełknęłam głośno ślinę, nie mogąc dopuścić do siebie myśli o tym, że przeze mnie umarł człowiek.<br />
Wystraszona nadal biegłam do budynku, bojąc się tego, że Mathew strzeli ponownie, jednak kiedy przeciskałam się gorączkowo pomiędzy ludźmi, stoper znów ruszył, odliczając tak jak poprzednio, dziesięć minut do następnej ofiary.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>No więc ja sama jestem przywiązana do wszystkich postaci, że nie byłam w stanie jeszcze nikogo zabić</b><br />
<b>omg jak ja się boję napisać następne rozdziały</b><br />
<b>serio nie chcę rozstawać się z tym opowiadaniem, a do końca zostało nam nie więcej niż cztery rozdziały cri</b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-34412137214574110492016-01-18T06:57:00.000-08:002016-01-18T06:57:24.116-08:00Rozdział 8Zapłakana i wściekła wtargnęłam do mieszkania, w którym wszyscy oprócz pilnującego Sereny Louis'a spali. Niestety swoim nieopanowaniem i tym, że przewróciłam prawie wszystkie meble w przedpokoju obudziłam każdego nie licząc Brook, która musiała być wykończona, bo zazwyczaj to ona miała najbardziej płytki sen.<br />
Nie przejmowałam się tym aż tak bardzo jakby można to było przewidzieć. Zatrzymałam się na chwilkę tylko po to, żeby wytrzeć rozmazany tusz z policzków, ale znając życie nic mi to nie dało, więc pewnym krokiem ruszyłam dalej.<br />
Kiedy wszyscy mogli mnie zobaczyć, miałam wrażenie, że padną na zawał i to tak serio. Musiałam wyglądać okropnie, miałam na sobie sukienkę godną striptizerki, moje buty miały dziesięciocentymetrowy obcas, wyglądałam ogólnie jak ścierwo i na dodatek płakałam.<br />
- Rose, co się stało? - Zapytał zaniepokojony Liam, a ja tylko wywróciłam na niego oczami, pociągając nosem i ruszyłam w kierunku pokoju dla Sereny. - Przestań mnie ognorować, do cholery! - Wrzasnęła wściekła, budząc przy tym Niall'a. Siostra podeszła do mnie i złapała mnie za ramię, a ja po prostu odwróciłam się do niej.<br />
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój, dobrze?! - Wydarłam się, chcąc opanować tą sytuację, bo zaczynały irytować mnie zachowania wszystkich wokół. - Musicie się wszędzie wtrącać i mną rządzić! Cały mój świat się zawallił, a wy macie to w nosie! Dlaczego wszyscy muszą nagle się ode mnie odwracać i wmawiać mi, że to we mnie tkwi błąd?! - Krzyczałam z płaczem, bo moje emocje już puściły, nie miałam nad sobą kompletnie kontroli.<br />
Wszystko szło nie tak jak powinno. Może tak właśnie miało być, ale mi się to całkiem nie podobało. Chciałam, aby oni po prostu byli przy mnie kiedy ich potrzebowałam, ale tak się nigdy nie działo.<br />
- Bo tak kurwa jest! - Wybuchła dziewczyna, sprawiając, że zamilkłam. Wstrzymałam nawet płacz i zastanawiałam się czy serio to ja byłam błędem. - Nie potrafisz skupić się na niczym co nie dotyczy ciebie, Rose! Gdybyś przestała użalać się nad sobą i pozwoliła nam współpraować, to pewnie znaleźlibyśmy już dawno Kim i Carl'a, ale ty wolisz izolować się od nas wszystkich! Też mam już dość twoich humorków, wiesz?! Jestem twoją pieprzoną siostrą i powinnam być wyrozumiała i faktycznie taka byłam od kiedy tylko przyszłaś na świat! Kiedy przesadzałaś mówiłam ci, żebyś się opanowała, tak samo jak teraz! Skup się na ratowaniu przyjaciół, a nie naprawianiu swoich błędów, bo to ci i tak nic nie da! Tak samo jak z Harry'm! On cię kocha, a ty trzymasz go z daleka od siebie, nie mam bladego pojęcia dlaczego! No dobra, zostawił cię - to fakt, ale wrócił, a ty zamiast się cieszysz zgrywasz niedostępną! Opanuj się, dziewczyno! On cię kocha!<br />
- Nigdy mnie nie kochał! - Wrzasnęłam. - Mordował dla pieniędzy, nic mi o tym nie powiedział, nie mógł mnie kochać! Byłam jego zleceniem! - Spojrzałam na Louis'a i Zayn'a, którzy spuścili głowy. - Myśleliście, że się nie dowiem?! Błąd! Emily nie jest najmilszą osobą, ale przynajmniej nie kłamie tak jak wy czy on! - Westchnęłam, aby się opanować, bo Brooklyn miała rację. Musiałam przestać myśleć o sobie przynajmniej dopóki nie znajdziemy Kim i Carl'a. - Z resztą to już nie ma znaczenia - mruknęłam cicho, zaskakując wszystkich, bo spodziewali się kolejnego show o moim życiu, a Brook, która już wcześniej wywracała oczami na moje zachowanie, spojrzała na mnie zdziwiona. Wiem, że była przekonana o tym, że znów zacznę nawijać o sobie, a tymczasem ja zobaczyłam w tym co mówiła prawdę i postanowiłam się poprawić. Ba, postanowiłam się zmienić. Zostawić Harry'ego i Mathew w poprzednim rozdziale. Ale jednak każdy rozdział trzeba skończyć. - Muszę porozmawiać z Sereną. Czuję, że ma coś do powiedzenia.<br />
Wszyscy westchnęli głęboko w odpowiedzi i tylko spojrzeli na mnie, mówiąc mi tymi spojrzeniami, abym dała sobie spokój. Ja jednak z całego serca nie chciałam się poddawać, chciałam, aby to wszystko było skończone, a do tego potrzebowałam informacji, których nie miałam, ale miała Serena. Biorąc pod uwagę, że ja miałam Serenę, to mogłam mieć te informacje, gdybym się tylko postarała. To proste, ją trzeba wziąć na litość. Dobrze ją znałam i mogła zmienić wygląd, zamienić się w narkomankę, to jednak dalej była w niej gdzieś głęboko cząstka mojej starej Sereny, którą mocno kochałam, a ona kochała mnie. Tęskniłam za nią, ale nie mogłam nic poradzić na to, że się stoczyła. Byłam jej nawet w stanie wybaczyć to co zrobiła, ale ona także musiała chcieć się zmienić. Starania zawsze w końcu muszą być dwustronne.<br />
- Odpuść sobie - mruknął Niall z przekąsem, spoglądając na drzwi, za którymi była dziewczyna. - To nic nie da. Próbowaliśmy, Rossie. Poza tym nie jesteście już przyjaciółkami. Jakbyś zapomniała, to ona chciała cię zabić, więc raczej nie darzy cię jakąś większą sympatią.<br />
- Odezwał się ten, który kiedykolwiek zrobił dla niej cokolwiek dobrego - odpyskowałam szybko, bo Niall mógł być moim najlepszym przyjacielem, ale to nie zmieniało faktu o tym, że mógł rzucać obelgami na prawo i lewo, a przy tym być bezkarnym. No nie przesadzajmy. - Mam ci przypomnieć o tym jak zaliczyłeś ją na imprezie i później cała szkoła się z niej śmiała? - Mruknęłam, unosząc brew, żeby go nieco zgiąć.<br />
Ten tylko załamał komicznie ręce.<br />
- Ale to było ponad osiem miesięcy temu!<br />
Wywróciłam na niego oczami i weszłam do pokoju, w którym siedziała Rena. Wgapiała się w wiadomości, które leciały w telewziji, z kompletnie nieobecną miną. Znając życie była na głodzie. Ja i moje szczęście.<br />
- Chcę pogadać - powiedziałam, zagradzając jej drogę patrzenia, a ona tylko oparła się o oparcie fotela, zamknęła oczy i słuchała dalej prezentera. Wywróciłam oczami i wyłączyłam telewizję. - Daj spokój, przecież znałaś Kim i Carl'a. Mogę się założyć, że nie chcesz, aby Mathew zrobił im coś złego. Serena, pomóż mi. Jesteś ostatnią nadzieją - poprosiłam cicho, sprawiając, że na mnie spojrzała.<br />
- Nie pomogę ci - powiedziała ostro, patrząc mi prosto w oczy. - W którymś momencie naszej niby przyjaźni zorientowałam się jak mało dla ciebie znaczyłam. Teraz zapłaczisz za pomiatanie mną i moimi oczuciami - syknęła.<br />
- Jakimi uczuciami?! - Wkurzyłam się, wymachując rękami na wszelkie strony. - Ty już nie masz uczuć, Ser! Jesteś pusta! A nasza przyjaźń zawsze była dla mnie ważna!<br />
- Gówno prawda! - Krzyknęła, zrywając się z miejsca i uderzając we mnie piorunami. - Nic dla ciebie nigdy nie znaczyłam i wiele razy dałaś mi to do zrozumienia, Rose! Nie interesowało cię to co działo się dookoła mnie, ani sama moja osoba! Byłam dla ciebie nikim!<br />
Prychnęłam, słuchając tego co wygadywała. Zawsze była dla mnie jedną z najważniejszych osób. Jak wogóle mogła twierdzić inaczej?! No okej, to, że kiedyś nie posłuchałam, kiedy do mnie mówiła, albo na nią nakrzyczałam, bo miałam zły dzień wcale nie znaczyły, że nie była dla mnie nikim ważnym! Miałam Kim, Liam'a i innych, ale także Serenę. Nie należała do ich grona, bo była inna. Znałam ją ze szkoły, ich poznałam na ulicy, nauczyli mnie życia, a ona nauczyła mnie uczuć. Jak mogła sama o nich zapomnieć?!<br />
- Byłaś dla mnie wszystkim, Rena! - Wydarłam się, a po moich policzkach popłynęły łzy. Dziewczyna zamilkła, widząc mój stan. - Ale masz rację, to ja byłam tą okropną w naszej przyjaźni, tą, która nie słuchała o twoich zmartwieniach, która miała cię w nosie. Zawsze byłam taka lekceważąca, ale kochałam cię. Nigdy nie chciałam, żebyś tak skończyła - szepnęłam. - To moja wina, całkowicie moja - powiedziałam, spoglądając jej z bólem w oczy. - Nie chcę, aby płacił za to ktoś inny, Ser.<br />
Dziewczyna zaśmiała się i podeszła do mnie z tym morderczym uśmieszkiem i spojrzeniem, od którego moje serce pękało. Nie chciałam, aby się zniszczyła, a zrobiła to przeze mnie. To była całkowicie moja wina. Tylko moja.<br />
- Przepraszam - powiedziałam, a ona zatrzymała się w pół roku i spojrzała na mnie zaskoczona, a ja chciałam tylko, żeby wiedziała, że było mi przykro.<br />
W tych wyblakłych oczach zobaczyłam moją starą przyjaciółkę. Miała wciąż te same oczy, tak samo duże i piękne, nieco wyblakły, ale były jej. Takie jak zawsze. Takie jakie zapamiętałam. A to był znak, że nie mogła zmienić się całkiem, że cząstka jej wciąż tam była. Musiała być, bo onaczej nawet nie dałaby mi dojść do słowa.<br />
- Przepraszam za to co ci zrobiłam - powiedziałam podchodząc do niej, a ona z każdym moim kolejnym krokiem robiła się coraz bardziej zdziwiona i przestraszona. Jej oczy stawały się coraz większe, a ja z każdym krokiem zdawałam sobie sprawę, że nie przestałam jej kochać. Zawsze będę ją kochać, nawet kiedy ona będzie chciała mnie zabić. Bo jeśli ktoś już wkroczy do naszego serca, to zostanie w nim już do końca. Nie pozbędziemy się go już nigdy. - Wiem, że to moja wina, więc nie zaprzeczaj - mówiłam, wciąż idąc w jej stronę. - Ale ja nigdy nie przestanę cię kochać, Rena. Zawsze będziesz w moim sercu, więc jeśli ty też mnie kiedyś kochałaś, to musisz wierzyć w to, że się pogodzimy. Nasza przyjaźń nie umarła - pokręciłam głową, czując jak po moich policzkach płyną łzy, a w jej oczach widziałam to samo. - Ona jest wieczna, skarbie. Wszystko ci wybaczę. To nic, że chciałaś mnie zabić, bo wiem, że to ja tutaj zawiniłam. Widzę co się z tobą dzieje - powiedziałam miękko, biorąc jej twarz w dłonie i oglądając to jak się zniszczyła. - Jakoś cię z tego wyciągniemy, okej? Będzie dobrze, tak? - Spytałam, czując jak płacz ogarnia mnie jeszcze bardziej, ale kiedy Serena przytaknęła mi, rozpłakałam się na dobre i wpadłam w jej objęcia.<br />
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz - poprosiła łkając, a ja tylko zapłakałam obietnicę i znów pogrążyłam się w płaczu, który z jednej strony był, ponieważ cieszyłam się, a z drugiej strony, bo nie chciałam aby kiedykolwiek zaistniała taka sytuacja. - Przepraszam, że byłam taka zła - zaszlochała, a ja pogładziłam ją po plecach.<br />
- To nic, serio - powiedziałam, pociągając nosem i odsuwając się od niej, aby złapać jej twarz w dłonie. - Wiem, że coś wiesz - szepnęłam. - Nie pozwól na to, aby Mathew zabił niewinne osoby, Rena. To twoja decyzja, ale pomożesz im, pomagając mi - powiedziałam szeptem, a ona skinęła głową.<br />
Chwilę zastanawiała się nad tym co powinna powiedzieć, aż w końcu odezwała się:<br />
- Ja sama nie wiem gdzie on jest, ale wiem, że powiadomi was gdzie macie przyjechać, kiedy wszystko będzie gotowe.<br />
- Gotowe? - Spytałam, nie rozumiejąc.<br />
- Najpierw chciał, żebyście się zmęczyli. Żeby wasza psychika padała, żebyście kłócili się między sobą, darli koty, przestali być najlepszymi przyjaciółmi, oporem dla siebie nawzajem - wymieniała. - Miał wywołać coś złego, ściągnąć policję, tłum ludzi, grozić śmiercią, odstawiać cyrk i postawić cię przed jakąś poważną decyzją - powiedziała wystraszona, znów szlochając.<br />
- Jaką poważną decyzją? Nic nie rozumiem.<br />
- Nie wiem więcej - zakwiliła. - Przepraszam, Rose. Mówił, że nie minie dużo czasu. Nic więcej. Po prostu kazał nam cię nastraszyć, ale ja nie chciałam na ciebie patrzeć. Po prostu pod wpływem chwili zachciałam pociągnąć za spust - tłumaczyła się, a ja tylko skinęłam głową.<br />
Nie byłam na nią zła. Rozumiałam ją.<br />
Po prostu na chwilę się zgubiła. Jak każdy.<br />
- Już dobrze - pocałowałam czube jej głowy. - Teraz jesteś przy mnie, prawda? - Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie, a ja przytuliłam ją znowu.<br />
Kiedy chciałam wrócić z nią do reszty, mój telefon zadzwonił, a ja odwróciłam się na pięcie i szczerze zdziwiłam się, widząc wszystkich w pokoju Ser. Patrzyli na nas w ciszy, a kiedy ja spojrzałam zdezorientowana na Renę, ta tylko podeszła do Niall'a i ku mojemu zdziwieniu go przytuliła.<br />
- Przepraszam, że z mojej winy do ciebie strzelili - powiedziała cicho, a blondyn objął ją ramionami i powiedział, że nic się nie stało.<br />
Potem wszyscy zaczęli po kolei przytulać Serenę i witać ją wśród nas. Mówili jej, że wszystko będzie dobrze, że wszyscy pomożemy jej wyjść z nałogu, a ona po kilku minutach zaczęła płakać z radości i dziękować nam wszystkim.<br />
Kochałam ich. Patrzyłam na nich w ciszy i zdawałam sobie sprawę z tego jak wielkie miałam szczęście, że miałam takich przyjaciół i jak bardzo ich kochałam.<br />
Otarłam łzy z policzków i czym prędzej zabrałam się za odebranie połączenia, ponieważ mój telefon wciąż dzwonił i nie dawał mi spokoju ani na chwilkę,<br />
Zdziwiłam się, widząc na ekranie zdjęcie uśmiechniętej mordki mojego brata. Dlaczego on dzwonił?<br />
Nie chciałam mieszać i jego w to co się działo. On miał Emmę, musiał być dla niej ojcem i nie mogłam pozwolić na to, aby i on miał przeze mnie kłopoty.<br />
Z westchnieniem jednak odebrałam telefon.<br />
- Cześć, Sam - przywitałam się promiennie, zerkając prosząco na Brooklyn, żeby coś zrobiła, a ona tylko patrzyła na mnie zdziwiona, więc wywróciłam oczami.<br />
- Cześć, kochanie - przywitał się miło. - Trochę stęskniłem się za twoim głosem - powiedział, a ja uśmiechnęłam się smutno.<br />
- Ja też tęskniłam, Sam.<br />
- Ale nie dlatego dzwonię - poprawił się. - Nie mam pojęcia dlaczego Kim, mama i Carl lecą w wiadomościach. To jakiś słaby dowcip, czy jak? - Zaśmiał się zdziwiony, a dokładnie w momencie, w którym sięgnęłam zszokowana po pilot, do mieszkania wbiegł zsapany Harry.<br />
- Zaczęło się - oznajmił, a ja przełknęłam nerwowo ślinę.<br />
- Muszę kończyć, Sam - szepnęłam, rozłączając się i pozostawiając brata w nieświadomości.<br />
Chwilkę później włączyłam wiadomości i widok, który zobaczyłam sprawił, że musiałam usiąść. Kim, Carl i nie wiadomo dlaczego mama przywiązani byli za ręce do budynku, a raczej wisieli na jego ścianie, a wielki wyświetlacz, pokazywał Mathew, który przemawiał do wszystkich zebranych z niewiadomego miejsca.<br />
- Mam ich wszystkich na muszce. Czekam na ciebie, Rose. Co dziesięć minut zabiję jedną osobę z trzech skazanych. Kolejność nie jest ustalona - zaśmiał się sucho. - Niech zadecyduje o tym wyliczanka, co ty na to? Do policji, w tym budynku mnie nie ma. Darujcie sobie. Widzę wszystko doskonale i jeśli ktokolwiek zechce uwolnić moje przyszłe ofiary, to skończy pod ziemią. Wszystko zależy od ciebie, Rose. Możesz uratować ich wszystkich, lub nie uratować niokogo. Jak wolisz. To twoja decyzja. Wiesz co chcę w zamian. Mniejsza... Twój zegar tyka. Włączam stoper - powiedział i po chwili nad ekranem pokazującym jego twarz ukazało się mordercze odliczanie. - Masz dziesięć minut, Rose.<br />
Czułam, że zaraz zwymiotuję. Miałam ochotę umierać. Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na mnie w szoku, Harry chciał nawet podejść, ale nie odważył się.<br />
- Czego chce w zamian? - Zapytał Louis, a ja podniosłam na niego pusty wzrok.<br />
- Mnie - odpowiedziałam, na co Harry zaczął kręcić głową, jakby nie chciał tego do siebie dopuścić. - I dostanie to czego chce.♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-67022258628331012512015-11-11T08:17:00.002-08:002015-11-11T08:17:35.758-08:00Rozdział 7<i>Harry's P.O.V. </i><br />
<i><br /></i>
<i>Słyszałem krzyki i strzelaninę, widzałem jak Rose płakała widząc mnie, ale nie rozumiałem co się stało. Myślałem długą chwilę, że byłem martwy, ale nie zgadzało się to z tym, że odczuwałem ból, a nawet cierpienie. Nie wiedziałem co się dzieje, ale nadal, z niemal zamkniętymi oczami, i niezdolnością do poruszenia chociażby palcem, widziałem wszystko dookoła. I zobaczyłem właśnie jak jakiś mężczyzna odprowadził płaczącą hiterycznie dziewczynę do drzwi, a później były już tylko rozmowy. </i><br />
<i>- Ten nie żyje - usłyszałem obok siebie i byłem niemal pewny, że mówiono o mnie, ale z czystej chęci walki o swoje życie postanowiłem nie dać się tak łatwo wyeliminować. </i><br />
<i>Czułem ból w okolicach barków i prawego ramienia, ale mimo to zachciałem wstać, poruszyć się, zrobić cokolwiek. Niestety na jedną próbę poruszenia dłonią szybko tego żałowałem, bo ból był cholernie ciężki i bolesny. Bolesny ból. Jestem mistrzem języka. </i><br />
<i>Odetchnąłem głęboko, a raczej wciągnąłem powietrze, żeby zniwelować to uczucie, jednak nic mi to nie dało. Prawie.</i><br />
<i>Chwilę później ujrzałem przed sobą twarz podstarzałego mężczyny, który z typowym dla starszych ludzi życzliwym uśmiechem przyglądał się mojej walce z samym sobą. Przyglądalem się jego niewyraźnym rysom twarzy, prawie całkiem siwym włosom, zbyt dużemu nosowi, brązowym i głębokim oczom, a po kilku sekundach mój wzrok powędrował na jego mundur. </i><br />
<i>Cholera, policjant. </i><br />
<i>- Nie, kochasiu - powiedział mój nowy znajomy, wstając na równe nogi i przypatrując mi się z góry. Wydawało mi się, że zwracał się do chłopaka, bo po głosie mężczyzną go nie nazwę, który oznajmił, że byłem martwy. - Ten tutaj to twarda sztuka. Widząc jego obrażenia mogę śmiało stwierdzić, że nic poważniejszego oprócz postrzału w ramię mu nie grozi. Gdyby faktycznie umarł, widziałbyś krew, Brandon. Minusy zabierania nowych na takie akcje - domyśliłem się, że wywrócił oczami na swojego towarzysza. - Poza tym jeśli pracodawca do niego strzelił, to śmiało stwierdzę, że chętnie nam pomoże. </i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>~*~</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>- Nic z tego - prychnąłem, krzyżując ręce na piersi. Siedziałem w wielkiej sali przesłuchań, na przeciwko mnie znajdował się jakiś gliniarz, a po mojej lewej stronie wielkie okno, za którym najpewniej ktoś stał i przyglądał mi się. </i><br />
<i>Normalnie by mnie to nie wkurzało gdyby nie fakt, że nie mogłem dowiedzieć się kim był ten ktoś i dlaczego tam stał, wlepiając we mnie swój wzrok. </i><br />
<i>- Harry, Harry - niezbyt łagodny człowiek wstał od stołu i zaczął przechadzać się po pustym pomieszczeniu, wgapiając we mnie z miną mordercy. - Naprawdę nie rozumiesz tego, że tylko dzięki nam nie trafisz za kratki?! - Krzyknął na cały głos, a ja jedynie przewróciłem oczami i wgapiłem się w ścianę przede mną, starając się zignorować tego pacana. </i><br />
<i>Nie chciałem prowadzić z nim tej konwersacji. </i><br />
<i>- Nie chcesz nam pomóc z namierzeniu przestępców?! - Wrzasnął, uderzając płasko dłonią o stół przede mną. - Chcesz, żeby zagrażali społeczeństwu?!</i><br />
<i>- Wolno ci się tak na mnie wydzierać, stary? - Zagadnąłem go, patrząc mu prosto w oczy i specjalnie używając przezwiska, aby go rozwścieczyć. - A może zapytamy twoich ziomków zza szyby co o tym myślą, hm?</i><br />
<i>Mężczyzna zmarszczył na chwilę czoło, ale w końcu odbił się wkurzony od blatu i zaczął niespokojnie przemierzać pomieszczenie, aż w końcu zatrzymał się i spojrzał na mnie podejrzliwie.</i><br />
<i>- Spędziłeś ponad kurwa dwa miesiące w szpitalu, miałeś trzy operacje, przez dwa tygodnie nie czułeś prawej ręki i nie miałeś nad nią kontroli. Miałeś tyle czasu na przemyślenia, a nie dotarło do ciebie to co właściwe?</i><br />
<i>Wzruszyłem ramionami. </i><br />
<i>- Grałem na konsoli - postanowiłem wytłumaczyć i nawet głupio się uśmiechnąłem, ale ten zajął tylko miejsce na krześle naprzeciwko mnie i wpatrywał się we mnie. </i><br />
<i>Błagam, niech go ktoś zabije.</i><br />
<i>- Wiesz czego od ciebie chcę? - Zapytał, a ja prychnąłem.</i><br />
<i>- Jasne. Chcesz, żebym wydał swoich kumpli po fachu i wpakował ich do pierdla z gejusami, żeby byli dymani regularnie w każdy wtorek i piątek. </i><br />
<i>Facet roześmiał się głupio i odchylił na swoim krześle, a ja zmarszczyłem brwi i wpatrywałem się w niego nic nie rozumiejąc. Blondyn chwilę jeszcze pozostał wpatrzony we mnie jak w obrazek, ale w końcu postanowił przemówić. </i><br />
<i>- Zabawne. Chcieli cię zabić - prychnął - nie tylko ciebie - zasznurowałem wargi na myśl o Rose i o tym co zapewne musiała przeżywać przez prawie trzy miesiące z myślą, że nie żyję - a ty nadal twierdzisz, że są twoimi przyjaciółmi. Jak żałosny musisz do tego być, Styles?</i><br />
<i>Wywróciłem na niego oczami i postanowiłem się nie odzywać, bo czułem, że i tak by wygrał.</i><br />
<i>- Ja osobiście mam swoją teorię na ten temat, wiesz? - Zagadnął, ściągając na siebie mój wzrok. Spojrzałem na niego tylko z myślą o kolejnym idiotycznym pomyśle, bo nie byłby to jego pierwszy. - Sądzę, że się boisz, Harry. </i><br />
<i>Zaśmiałem się cicho i oparłem o swoje krzesło, wpatrując w niego rozbawionym wzrokiem.</i><br />
<i>- Pierdol, pierdol, ja posłucham - zaśmiałem się, ale on zachował grobową minę co mnie, nie powiem, zdziwiło.</i><br />
<i>- Boisz się - stwierdził z głupim uśmieszkiem. - Oj, bardzo się boisz. Jesteś przerażony. Nie chcesz, żeby się mścili i znów chcieli cię zabić, co? Boisz się o swoje życie, chłopaczku.</i><br />
<i>- Nie swoje - szepnąłem cicho, przybierając grobową minę i byłem pewny, że nie usłyszał tego co powiedziałem. </i><br />
<i>- Albo chodzi o tę dziewczynę! - Policjant szczęśliwy klasnął w dłonie, kiedy moja mina dała mu potwierdzenie. - Zależy ci na niej i nie chcesz, żeby coś jej się stało! To urocze, ale nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, że nie jest bezpieczna jeśli twoi "kumple" są na wolności. Mamy ją na oku, jest bezpieczna, ale do czasu...</i><br />
<i>- Znam to wasze 'jest bezpieczna' - warknąłem, nachylając się nad stołem. </i><br />
<i>- Więc pomóż nam, wyjdź i sam ją pilnuj - zaproponował facet, uśmiechając się błogo. Miał nade mną przewagę. - Chyba, że też wolisz wylądować za kratkami jak reszta twoich znajomych. Wtedy twoja Rose będzie zdana tylko na siebie. Ty przecież znasz to nasze 'będzie bezpieczna'.</i><br />
<i>- Co będę miał za to, że ich wydam? - Zapytałem twardo.</i><br />
<i>- Wolność.</i><br />
<i>- Wchodzę w to.</i>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-21147377005162648092015-11-04T07:55:00.002-08:002015-11-04T07:55:20.318-08:00Rozdział 6- Niestety - mruknęła zmieszana, a później spojrzała na mnie pytająco. - A tak właściwie to skąd ty go znasz?<br />
Kiedy tylko usłyszałam odpowiedź otrzeźwiałam w mgnieniu oka i nawet postanowiłam na moment puścić w niepamięć to, że okropnie cierpiałam przez Harry'ego. Przysięgam, że moje serce kruszyło się na drobne kawałki, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.<br />
Czułam się tak straszliwie okropnie. Nigdy sobie nawet nie wyobrażałam takiego bólu, jaki mi wtedy towarzyszył. Czułam się tymbardziej okropnie kiedy zmuszona byłam się ogarnąć, wziąć w garść i zająć się poszukiwaniem Kim i Carl'a. Byłam już tak blisko, że nie mogłam się poddać.<br />
- Mogę porozmawiać z tobą na osobności? - Zapytałam cicho, a ona niepewnie skinęła pomimo, że nie wiedziała kompletnie co się działo.<br />
Zaprosiła mnie na zaplecze i nawet nie kryła się z tym, że upewniła się przed zamknięciem drzwi, że barman będzie ich pilnować i interweniować jeśli coś się stanie. Nie dziwiłam się jej, bo zapewne wyglądało to jakbym była nawiedzona.<br />
Blondynka zatrzasnęła drzwi, a odgłosy z zewnątrz maksymalnie przycichły, więc nie słyszałyśmy prawie niczego. Z westchnieniem odwróciła się do mnie i oparła się wygodnie o drzwi, wciąż uważnie mi się przypatrując.<br />
- Co o nim wiesz? - Zapytała prosto z mostu. - Nikt tak po prostu nie kojarzy zwykłych faktów z jego osobą. Mało ludzi wogóle wie o jego istnieniu. Przypuszczam, że nie jesteś tutaj przypadkiem i na pewno coś wiesz. Mów wszystko.<br />
Dziewczyna w sumie była ode mnie wyższa, ale wtedy wydawała się być kompletnie zagubiona. Wcześniej przy tym wszystkim sprawiała wrażenie wyluzowanej na ten temat, ale nie była taka. Mathew to kłopoty i chyba ona doskonale o tym wiedziała, więc kiedy przyszła jakaś podejrzana dziewczyna, w tym przypadku ja, i tak o łącząc fakty domyśliła się, że ona jest byłą dziewczyną tego faceta, to jednak coś musiało nie grać.<br />
- Mam kłopoty - wjaśniłam szybko i aż złapałam się za głowę, ponieważ nie chciałam, aby to co się działo okazało się prawdą. - Mam straszne kłopoty. Potrzebuję twojej pomocy, błagam.<br />
Dziewczyna zmarszczyła brwi.<br />
- Co ci zrobił?<br />
- Nie mam bladego pojęcia dlaczego akurat ja - załamałam głos. Już nie dawałam sobie powoli rady z tym wszystkim co spadło na moje barki. - Ja się tylko zakochałam. Harry Styles. Nie oszukuj, że nie znasz.<br />
Emma przez chwilkę analizowała to co jej powiedziałam, a chwilę później sama zorientowała się kim jestem i co tam robiłam. Domyśliła się też kim był chłopak, o którym mówiłam przy barze. Niestety nie dała sobie rady z wypowiedzeniem tych wszystkich myśli, krążących po jej głowie. Dała radę jedynie wskazywać na kilka bliżej nieokreślonych rzeczy.<br />
- To ty byłaś w tej melinie z wyrokiem śmierci? - Zapytała niepewnie, a gdy tylko skinęłam zaczęła się nerwowo poruszać. - O mój Boże! Co on ci zrobił?!<br />
- Odgrywa się na mnie za to, że wszystkich zamknięto - powiedziałam szybko. - Nie mam pojęcia co się dzieje dookoła. Porwał dwójkę moich przyjaciół, nie wiem kompletnie nic o tym czy żyją, czy nie. Chciałam znaleźć coś, cokolwiek, co pozwoliłoby mi go szukać, ale nie wiem kompletnie nic, ale za to ty byłaś jego dziewczyną. Musisz wiedzieć gdzie mógłby przetrzymywać moich przyjaciół. On może ich zabić, błagam, pomóż mi! Oni nie są niczego winni, jeśli ktoś tu zawinił, to ja, a ja nie chcę, żeby odgrywało się to na nich. Nie wiesz gdzie mógłby z nimi być?<br />
Blondynka powoli zjechała po powłoce drewnianych drzwi, a po jej policzku zatoczyła się mała łza, która przejechała przez jego całą długość i skapnęła na podłogę. Emma pociągnęła niezdarnie nosem i spojrzała na mnie.<br />
- Kocham go, wiesz? - Zaśmiała się smutno. - Wiem gdzie może być, ale teraz stawiasz mnie przed ciężką decyzją. Mogę albo uratować niewinnych ludzi albo wydać osobę, którą kocham na pewną śmierć.<br />
- Nie chcę mu nic zrobić - zapewniłam, klękając przed nią.<br />
- Nie kłam - spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. - Jeśli Styles jest z tobą, to Mathew może pożegnać się z życiem.<br />
- Harry nie zabija.<br />
- Gówno prawda! - Krzyknęła, zrywając się na równe nogi. - Widać, że nie interesował się nigdy tobą, skoro nie wiesz o nim takich rzeczy! To prawda, dowoził świadków, ale nie trzepał z tego takich pieniędzy! Ten chłopak ma na sumieniu wielu ludzi, za których dostawał mnóstwo kasy. Zabijał dla pieniędzy. Nie zawodowo, na boku. Nic o nim nie wiesz, bo jak widać on cię nie kocha! Gdyby kochał wiedziałabyś o tym!<br />
- Więc przez moją nieświadomość masz zamiar pozwolić zginąć tym ludziom?! - Wrzasnęłam, uciszając ją i udając, że wcale nie zabolało mnie to co mi powiedziała, a zabolało i to bardzo. - Przemyśl to i zadzwoń do mnie - wcisnęłam jej w dłoń karteczkę ze sowoim numerem i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia, zostawiając ją tam samą z myślami.<br />
Miałam zamiar ostatni raz wycisnąć coś z Sereny, która powinna być pilnowana w mieszkaniu przez Zayn'a.<br />
Szybkim krokiem przemierzałam miejsce swojego pobytu, aż przeszłam obok wejścia do toalet, gdzie przełknęłam głośno ślinę, ale chyba nikt tego nie usłyszał w takim hałasie. Nie chciałam mieć nigdy więcej niczego wspólnego z osobą Harry'ego. Zbyt wiele mi zrobił, za bardzo mnie skrzywdził i przesadził z zabawą moimi uczuciami. Nie wiem za kogo się miał i nie wiem też dlaczego ja pokochałam takiego człowieka.<br />
Był największym błędem mojego życia, bo mnie zniszczył. Tak okropnie mnie zniszczył, że nie potrafiłam przeżyć jednego dnia bez myśli o nim, ale z drugiej strony czułam tak straszliwie okropny ból w piersi gdy tylko oglądałam jego osobę.<br />
Czułam, że się załamuję. Chwilę później głośno zaszlochałam, a łzy były chyba tam gdzie tylko mogły. Wiedziałam, że byłam cała mokra, że się świeciłam, że wyglądałam tak strasznie okropnie, ale nie interesowało mnie to. Ja chciałam po prostu jak najszybciej opuścić miejsce, w którym się znajdowałam, bo nie chciałam przez przypadek wpaść na chłopaka, nie chciałam go nigdy więcej oglądać. Miałam tak bardzo dość tego wszystkiego.<br />
Kiedy tylko dotarłam do drzwi wyjściowych z tego piekła, położyłam dłoń na klamce, ale nie potrafiłam jej nacisnąć. Chciałam, ale byłam tak cholernie słaba i załamana, że siłę miałam tylko na płacz, a ja okropnie chciałam wydostać się z tamtego miejsca.<br />
Bezsilnie podniosłam wzrok i wstrzymałam na chwilę łzy, kiedy zauważyłam jak uśmeichający się błogo Styles wychodził z toalety, zapinając rozporek. To było jak strzał prosto w serce. I jeszcze ten zadowolony uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, kiedy długonoga blondynka, która małoestetycznie poprawiała swoją mini przeszła obok niego, puszczając mu zalotne spojrzenie.<br />
Chciałam umrzeć, czułam się tak okropnie wykorzystana. Takiego bólu jeszcze nikt nigdy nie czuł, to tak jakby coś niszczyło się w środku ciebie. Jakby twoje serce dosłownie pękało. To ból, którego nie da się opisać. W moich oczach na nowo stanęły łzy, ale nie wypuściłam ich, po prostu patrzyłam w ciszy na bruneta, który wodził spojrzeniem po sali, poszukując najpewniej kolejnej zdobyczy.<br />
I wtedy mnie dostrzegł. Jego mina zmieniła się w sekundę tak diametralnie, że nie sposób sobie to wyobrazić.<br />
Ja wciąż patrzyłam na niego i dam słowo, że widział zawiedzenie w moich oczach, ten ból, te wszystkie emocje, które mi wtedy towarzyszyły. Mimo, że nie chciałam, to po moim policzku spłynęła kolejna łza, którą szybko otarłam i odzyskując siły otworzyłam drzwi, a następnie szybko opuściłam to miejsce, bo nie chciałam nigdy w nim być, przysięgam.<br />
Wiedziałam, że pobiegł za mną, więc najszybciej jak tylko potrafiłam, i z płaczem, zaczęłam biec w kierunku samochodu.<br />
Wszystko się waliło.<br />
Chciałabym móc powiedzieć, że byłam niezłamana i nie przejęłam się tym co zrobił. Bardzo bym chciała. Ale kiedy tylko usłyszałam trzask drzwi i byłam pewna, że biegł za mną, rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim rozmawiać, a on po prostu pobiegł za mną. Nie uratowałby tej sytuacji i doskonale o tym wiedział, ale mimo to postanowił mnie dobić.<br />
Moja droga była okropnie rozmazana przez łzy, które z siebie wylewałam, ale mimo to biegłam, ale coraz to wolniej, bo brakowało mi siły do walki. Każdy kiedyś rezygnuje. Myślę, że zrezygnowałam właśnie wtedy. Dokładnie w momencie, kiedy się potknęłam, tuż przed samochodem i dzięki temu mnie dogonił.<br />
- Rose, błagam - powiedział, odwracając mnie do siebie, a ja nawet nie przejęłam się jego dotykiem. Nie bałam się już tego, że ktoś mnie dotknie, ponieważ zraniono mnie nie tylko w ten sposób tak okropnie mocno.<br />
- Drugi raz, rozumiesz? - Szepnęłam cichutko, patrząc na niego z zawiedzeniem. - Drugi raz mi to robisz. Ja nie wiem dlaczego akurat mnie tak pokarano, że akurat ciebie muszę kochać, ale serdecznie nie chcę. To jakaś twoja tradycja? Zanim zaczniesz komuś ufać musisz go kompletnie zranić? Chcesz mnie zniszczyć, Harry?<br />
- Kochasz mnie? - Zapytał tylko, jakby sparaliżowany.<br />
Czy było to aż tak dziwne?<br />
Kompletnie nie wierzyłam w to, że usłyszał tylko tyle z tego co powiedziałam.<br />
- Niestety.<br />
- Rose, ja...<br />
- Odejdź - rozkazałam stanowczo, a on spojrzał na mnie jak gdybym odebrała mu najważniejszą rzecz w życiu, ale nie był o to zły. - Mam dość. Wolę cierpieć z tęsknoty niż mieć ciebie obok.<br />
Zdawałam sobie sprawę z tego, że powiedziałam mu prawdopodobnie najgorszą rzecz, jaką usłyszał w życiu.<br />
- Daj mi coś powiedzieć.<br />
- Idź rozmawiać z tą dziwką, którą przed chwilą pieprzyłeś w toalecie! - Wrzasnęłam, rozpłakując się na dobre.<br />
- Rose, błagam. Ja też cię kocham, Rose - starał się przemówić mi mimo płaczu i mojego skomlenia, bo nie chciałam go słuchać.<br />
- Kłamiesz - stwierdziłam cicho. - Gdybyś kochał, powiedziałbyś przynajmniej o ludziach, których zabiłeś, żeby dorobić. Emma jednak nie jest taką suką i chyba wiem dlaczego mi tak powiedziałeś. Jesteś kłamcą, a ona znała prawdę. Powiedziała mi o nich i przy okazji wspomniała, że nigdy mnie nie kochałeś.<br />
- Rossie...<br />
- Nie nazywaj mnie tak! - Wrzasnęłam i wsiadłam czym prędzej do samochodu, a następnie nacisnęłam na gaz, aby zakończyć to co działo sie dookoła mnie.<br />
Jeśli Serena nic nie wie, dam Mathew to co chce. Jeśli on pragnie mojej śmierci, to równie dobrze mogę zabić się sama.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Nawet nie wyobrażacie sobie jaki miałam przypływ weny xdd</b><br />
<b>Prawie się popłakałam pisząc ten rozdział</b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-39584330367720179772015-10-20T12:15:00.000-07:002015-10-20T12:15:28.705-07:00Rozdział 5Właściwie nie zdziwiło mnie, że ze względu na to, że wyglądałam jak dziwka z ostrego pornosa wpuszczono mnie do klubu bez kolejki. Oczywiście pociągnęłam za sobą Harry'ego, który uparł się aby zostać moim przydupasem. Wkurzał mnie swoją opiekuńczością, co było dla mnie kompletnie niezrozumiałe ponieważ jeszcze pół roku wcześniej marzyłam o tym aby zależało mu na mnie, a odnosiłam wrażenie, że mu zależało.<br />
Dziwna ja. Przecież nie mogło mu zależeć, zostawił mnie, a to samo w sobie dawało do myślenia, że miał mnie dość. Że nie chciał mnie znać. Że byłam dla niego nikim ważnym. Że się mną bawił. Że...<br />
- Rose?! - Przekrzyczał muzykę, zbliżając się zbyt blisko mnie, a po moim ciele przeszły ciarki. - Muszę się napić!<br />
Zrezygnowana wywróciłam oczami i mając całkowicie wylane na decyzje chłopaka odeszłam na parkiet, aby wtopić się w tłum. Chwilę skakałam wciąż mierząc ludzi w środku wzrokiem, aż w końcu jakiś chłopak nawinął mi się na pole widzenia. Ciągnęła go za koszulę długonoga blondyna ze zgrabnym tyłkiem i krwisto-czerwonymi ustami, a moim zdaniem wybierali się do toalet. Nie trudno było mi rozpoznać w owym chłopaku Harry'ego i z trudem opanowałam emocje, aby nie rozpłakać się w trakcie tańca. Nie zwracając na siebie wielkiej uwagi usiadłam przy barze i chcąc lub nie rozpłakałam się na dobre. Kilku barmanów patrzyło na mnie z politowaniem, pytając od czasu do czasu czy mogliby mi jakoś pomóc, a ja w końcu dla świętego spokoju zamówiłam wódkę. Raczej sporo wódki, bo całą butelkę. I raczej nie dla świętego spokoju, a świętej błogości.<br />
Nawet nie kłopocząc się nalaniem trunku do kieliszka upiłam łyk prosto z gwinta, krzywąc się kiedy alkohol zaczął wypalać mi gardło. Tak to przynajmniej odczułam. Nie należałam do osób, które nadużywały takich... rzeczy. Mogłam o sobie raczej powiedzieć, że byłam w miarę spokojna i nieco kapryśna, może nawet irytująca, ale to zależało do specjalnych okazji.<br />
Nie dla szystkich w końcu marnowałam swój talent bycia idiotką do potęgi, okej? Na przykład dla Kim czasami się powstrzymywałam gdy widziałam, że nie miała nastroju na głupie dogryzki. Albo kiedy miała okres. Wtedy była nie do zniesienia.<br />
Zaśmiałam się na wspomnienie Kim, ale wtedy wrócił do mnie obraz Harry'ego i tamtej szmaty idących do łazienki aby z pewnością nie rozmawiać na temat lektur szkolnych. Chciałam palnąć sobie w głowę i, z racji, że w krwi miałam już troszkę alkoholu, ułożyłam sobie z dłoni udawany pistolecik i zasymulowałam postrzał w głowę. Z racji, że nie widziałam siebie z boku udałam, że mi wyszło (to było kłamstwo). Później z niewiadomych mi powodów zaczęłam się śmiać, ale mój charakter jest bardzo zmylny i szybko powróciłam do płaczu, przy którym, swoją drogą, zostałam.<br />
- Coś się stało? - Zapytał przystojny barman, opierając się o ladę na przeciwko mnie i wgapiając w moją rozmazaną twarz swój morski i hipnotyzujący wzrok.<br />
- Nic - prychnęłam. - Po prostu jestem bipolarną idiotką - mruknęłam z przekąsem, wywracając oczami i śmiało stwierdzam, że ta czynność lepiej wychodzi mi na trzeźwo.<br />
- Czyli jakaś grubsza sprawa - zaśmiał się chłopak, podając mi chusteczki, które wyjął spod lady i skinął na nie. - Śmiało, poczęstuj się. Wierz mi, że rozmazana maskara nie jest zbytnio atrakcyjna - uśmeichając się w podzięce wyjęłam kilka chusteczek i zaczęłam wycierać dokładnie swoją twarz. - A tak serio to co się stało?<br />
- Ech, to nic ważnego - westchnęłam. - Po prostu chłopak, którego kocham nad życie właśnie zniknął w toalecie z jakąś tanią szmatą - mój nowy towarzysz chciał coś powiedzieć, ale wycofał się, ponieważ zabrakło mu najwyraźniej słów. - U mnie to normalka, spokojnie.<br />
- Może nie poszli tam na... to - próbował mnie pocieszyć, ale roześmiałam się mu prosto w twarz.<br />
- Jasne, poszli zagrać sobie w szachy - powiedziałam sarkastycznie. - Jesteś za naiwny. Ja muszę się komuś wygadać! Nie znasz żadnej dziewczyny, która by mnie wysłuchała?! No weeź - przeciągnęłam, mając nadzieję na dodanie nieco dramatu, ale obeszłam się smakiem, ponieważ żałosność tego co powiedziałam dotarła do mnie dopiero po chwili.<br />
- A wiesz, że znam? - Zaśmiał się, drapiąc po karku i zawołał do mnie jakąś Emmę, która ubrana w luźne dresy, bez makijażu i długimi blond włosami związanymi w luźny kucyk stanęła przede mną.<br />
- Co podać? - Zapytała z miłym uśmiechem, a ja jedyne co zrobiłam to taksowanie jej wzrokiem.<br />
- Czy barmanki nie powinny wyglądać jak zdziry? - Wypaliłam, a ona prychnęła na moje słowa.<br />
- Widzę, że pani już coś zamawiała - powiedziała, zerkając na barmana, z którym wcześniej rozmawiałam.<br />
- Tak właściwie to chciała się wyżalić - wtrącił chłopak, a ona spojrzała na mnie pytająco.<br />
- Chłopak, który mi się podoba właśnie bzyka lakąś laskę w toalecie - powiedziałam obojętnie, upijając łyka alkoholu. - Chcę się wypłakać i iść do domu.<br />
- Mój były chłopak w ten sposób rozumiał rozrywkę - powiedziała, uśmiechając się do mnie pocieszająco. - Dla niektórych nie jest to zdrada.<br />
- Czekaj - mruknęłam, przyswajając informacje. - Czy ty chodziłaś z Mathew?<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Jest rozdział = jest props </b><br />
<b>Nie podoba mi się końcówka, ale nic z nią już nie zrobię</b><br />
<b>Wracam kiedyś tam </b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-64254022091789998542015-09-29T08:21:00.001-07:002015-09-29T08:21:43.549-07:00Rozdział 4- Zamęczysz się - stwierdził Harry, chodząc za mną po domu, podczas gdy ja zbierałam najpotrzebniejsze mi rzeczy, gdyż miałam plan pojechania w odwiedziny do byłej dziewczyny Mathew. - Dlaczego to robisz?<br />
- Co takiego? - Zapytałam z wyżutem, zatrzymując się przed drzwiami i odwracając się do chłopaka, ponieważ miałam już serdecznie dość tego, że łaził za mną bez przerwy jakbym miała się nagle wywrócić.<br />
On mi po prostu nie ufał, to było widać i strasznie mnie to bolało. No bo jak on wogóle śmiał wracać po pół roku, podczas gdy ja walczyłam przez ten czas o własne życie, i nagle interesować się mną i tym, czy będzie musiał iść na mój pogrzeb?<br />
- Cały czas jesteś w biegu, nie interesuje cię wogóle to, że ty też powinnaś czasami odpocząć. Wytłumacz mi dlaczego to robisz, do cholery! - Krzyknął, a ja zmrużyłam powieki, ponieważ jak on mógł teraz na mnie krzyczeć i zachowywać się jakby miał na mnie jakikolwiek wpływ i jakby mu zależało?<br />
Cholerny kłamca!<br />
- Och, jasne, że ci wytłumaczę, kochany - powiedziałam przymilnie, zakładając na nogi wysokie szpilki, dzięki którym byłam tego samego wzrostu co on. - Ja nie mam w zanadrzu przywileju odpoczywania przez pieprzone pół roku, bo Kim może w tej chwili umierać! Dlatego!<br />
Poprawiłam swoją nienaturalnie krótką sukienkę i zaciągnęłam na ramię torebkę, żeby później posłać chłopakowi wściekłe spojrzenie i opuścić mieszkanie, głośno trzaskając przy tym drzwiami. Po kilku sekundach usłyszałam kroki na klatce schodowej i po chwili przede mną stanął zdyszany Harry, który nieumiejętnie starał się złapać oddech.<br />
- Bieganie ci nie służy - mruknęłam z przekąsem, wymijając go. - Po co za mną chodzisz?<br />
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci samej jechać w poszukiwaniach czegokolwiek związanego z Mathew, to się grubo mylisz. Będę ci towarzyszył - oznajmił, a mnie coś ścisnęło w latce piersiowej.<br />
- Nie ma mowy - zaoponowałam stanowczo, odwracając się do niego momentalnie. - Robię to dla twojego dobra. Lepiej wróć do mieszkania i na mnie zaczekaj, przecież nic mi nie będzie.<br />
- Żartujesz sobie ze mnie? - Oburzył się. - Jeśli Mathew cię znajdzie, czeka cię...<br />
- Szybka kulka w głowę - zakończyłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. - Wiem. A teraz zapytaj sam siebie jak skończysz ty, jeżeli on dowie się, że żyjesz. Obedrze ze skóry, podpali, utopi, możliwości jest wiele i każda niestety bardzo bolesna. Ja skończę szybko, ty nie. I dlatego pojadę sama - wyjaśniłam, wymieniając szybko na palcach możliwości śmierci chłopaka.<br />
On zmrużył na mnie oczy i wypuścił głośno powietrze, przez co wywróciłam oczami, bo nie wiem dlaczego, ale mnie to zdenerwowało. Odwróciłam się od niego i ruszyłam na parking, kilka razy o mało się nie wywracając przez swoje niby idealne buty. W międzyczasie sprawdziłam w torebce czy na pewno mam dokumenty i prawo jazdy przy sobie, a kiedy stwierdziłam, że tak, z uśmiechem podniosłam głowę i mało nie dostałam zawału, widząc przed sobą loczka. Skończyło się jedynie na tym, że głośno wrzasnęłam i upadłam na jego klatkę piersiową, na co on podniósł mnie zirytowany do pionu.<br />
- Przestań się tak skradać, do cholery! - Uniosłam głos, oburzona i zaczęłam nerwowo wymachiwać rękami na wszystkie strony, ponieważ nie byłam do końca pewna tego jak powinnam się zachować w takiej sytuacji.<br />
- Wybacz, ale zagłuszyło mnie klikanie twoich butów o chodnik - zaśmiał się, a ja niczym obrażone dziecko zrobiłam głupią minę, która powinna wyrażać moje oburzenie, i skrzyżowałam ręce na piersiach.<br />
- Poza tym wyraźnie powiedziałam ci, że nie pojedziesz ze mną, więc nie mam bladego pojęcia dlaczego nie uprzykrzasz życia komukolwiek innemu - mruknęłam, wymijając go i wsiadając do samochodu, ponieważ stał tuż obok.<br />
Chłopak zdenerwowany wywrócił oczami i zatrzymał drzwi od strony kierowcy, hamując mi odjazd, bo bałam się ruszyć z nim przyklejonym do drzwi. Westchnęłam zmęczona i przetarłam powieki.<br />
Serio nie miałam siły na przekomażanie się z nim.<br />
- Rossie - zaczął, a ja spojrzałam na niego wrednie.<br />
- Dla ciebie Rose - warknęłam. - Serio nie mam ani czasu ani ochoty na opierdalanie się, tłumacząc ci, że nie możesz ze mną pojechać ze względu na chociażby twoje bezpieczeństwo, Harry.<br />
- Nie rozumiem dlaczego moje bezpieczeństwo cię aż tak interesuje, szczerze mówiąc. Cały czas traktujesz mnie jak ścierę, poniżasz mnie i mi nie ufasz, więc co cię obchodzi co się ze mną stanie?<br />
Czując smak przegranej wbiłam się w siedzenie i tępo patrzyłam przed siebie, czując na sobie jego wzrok. Wiedziałam, że wygrał tę minimalną potyczkę, a ja serio nie chciałam tego przyznawać, ale stwiając opór przegrana byłaby jeszcze gorsza.<br />
- Po prostu mnie to obchodzi - fuknęłam. - Odejdź. Śpieszę się.<br />
Chłopak posłał mi tryumfalny uśmieszek, na co zacisnęłam mocniej wargi.<br />
- A poza tym nie ubierasz się w taki wyzywający sposób na codzień - zauważył, lustrując uważnie moje nogi, a później bez skrępowania oblizał seksownie wargi.<br />
- Ugh - jęknęłam. - Ale z ciebie dupek.<br />
Chciałam zatrzasnąć drzwi, nie zwracając uwagi na to, czy złamię mu palec czy coś innego, ale przerwał mi:<br />
- Nie, poczekaj! - Wywracając oczami zatrzymałam drzwi i spojrzałam na niego wyczekująco. - Tak właściwie to gdzie ty jedziesz?<br />
- Dziewczyna jest barmanką - powiedziałam, wzdychając. - I aktualnie znajduje się w pracy, więc jadę do klubu, żeby poprosić ją na słówko.<br />
On przez chwilę coś analizował, a gdy doszedł do niego sens moich słów, szybko krzyknął:<br />
- Nie! Czy ty wiesz, dziewczyno, ile w takich miejscach jest gwałcicieli?!<br />
- Nie jadę tam pić ani seksić się z nieznajomymi, okej? - Jęknęłam zrezygnowana. - Chcę pogadać, doszło do ciebie? Po - ga - dać. Za to nie zabijają, idioto.<br />
- Dobra, a więc jadę z tobą - oznajmił z uśmiechem i wsiadł szybko na miejsce pasażera.<br />
Spojrzałam na niego jak na frajera z zespołem downa, ale skomentował to tylko w ten sposób:<br />
- No co? Nie jadę tam, żeby dać się zabić. Chcę tylko popatrzeć jak rozmawiasz z byłą Mathew, czaisz? Po - pa - trzeć. Za to nie zabijają, Rose.<br />
- Ugh! - Warknęłam, naciskając na gaz.<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Wiem, że długo nie było, a ten jest krótki, ale w szkole mam straszny zapieprz. </b><br />
<b>Jeszcze do tego testy IBK mnie zabiły, bo totalnie obałam chemię i WOS. Super, nie?</b><br />
<b>Przepraszam, ale mam dość nauki na ten semestr, a na dodatek jeszcze w tym tygodniu czeka mnie kartkówka i dyktando z polskiego i kartkówka z historii.</b><br />
<b>Niech mnie ktoś zabije ;-;</b><br />
<b>postaram się dodawać częściej, ale nic nie obiecuję </b><br />
<b>Kocham was <3 </b><br />
<b>P.S. jest tu jeszcze ktoś?</b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-22329364168745144122015-08-16T03:52:00.002-07:002015-08-16T03:52:37.712-07:00Rozdział 3Nie widziałam go przez dwa dni. Odszedł wtedy, kiedy najbardziej był mi potrzebny. Zniknął zaraz po tym, jak mocno zacisnął powieki i nawet na mnie nie patrząc opuścił salę szpitalną. Więcej nie wrócił w tamto miejsce.<br />
Wypuszczono mnie dwa dni potem. Spakowałam się, uważnie pilnując, by nikt mnie nie dotknął, byłam krucha. Każdy dotyk, nie ważne gdzie, powodował przerażenie i zanik świadomości. To wszystko było okropne. Niall nadal starał się mnie przytulać, ale zawsze uciekałam w obawie, że chce mnie skrzywdzić.<br />
Tamtego dnia spakowałam się i razem z Louis'em, który miał przy mnie wartę, (tak, był moim gorylem) wyszłam ze szpitala. Pod budynkiem czekał nasz wóz, a przed nim zebrali się wszyscy, w tym też on. Patrzył prosto w moje oczy, jakby nikogo nie było. To spojrzenie, nie wiem dlaczego, wydało mi się być dosyć intymne. I trochę przerażające.<br />
Brook rzuciła się na mnie, ściskając mnie, a ja, żeby nie wybuchnąć płaczem na ten gest, mocno ścisnęłam powieki, przygotowując się na ból. Stałam tak chwilę i nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że siostra dawno mnie puściła i każdy wpatrywał się we mnie pytająco i być może troskliwie. Powoli otworzyłam oczy i pierwszą osoba, którą zauważyłam, był Harry. Stał ze ściśniętą szczęką, tępo wpatrując się we mnie. Kiedy przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, odbił się od samochodu, o który się opierał i wszedł do środka, głośno trzaskając drzwiami. Na sam dźwięk podskoczyłam.<br />
- Rose? - Usłyszałam głos Zayn'a, osoby, która, tak samo jak Harry, mnie oszukała. - Jedziemy?<br />
<br />
<i>Kim lekko podskoczyła w miejscu i pobiegła prosto na łóżko, na które wskoczyła i zatopiła się w pościeli, mrucząc z rozkoszy.</i><br />
<i>- Te autobusy są okropnie niewygodne - mlasnęła swoimi pełnymi ustami, otwierając oczy i patrząc uważnie na to, jak ja powoli odkładam swoją torbę obok łóżka na przeciwko i następnie zajmuję na nim miejsce. - Jedyne, na co mam teraz ochotę, to sen.</i><br />
<i>Westchnęłam i skrzyżowałam nogi, układając je na miękkim materacu swojego łóżka. Właściwie to nie dziwiłam się jej, bo mi także powieki same opadały. Nie rozumiałam sensu jazdy przez cztery godziny, by następnie zwiedzać przez resztę dnia miasto. Tak - wycieczka szkolna.</i><br />
<i>- Kim? - Zagadnęłam, kiedy dostrzegłam, że dziewczyna powoli zasypia. Nie zareagowała, więc postanowiłam powiedzieć coś, co trapiło mnie od dłuższego czasu. - Mój ojciec zdradza mamę.</i><br />
<i>Brunetka natychmiast otworzyła szeroko oczy i podniosła się do pozycji siedzącej, uważnie wpatrując się we mnie swoimi jasnymi, błękitnymi oczami. Chyba nie wiedziała, czy powiedziałam to tylko po to, by przytrzymać ją przy świadomości. </i><br />
<i>- Serio mówisz, czy się ze mnie nabijasz? - Upewniła się tylko, unosząc jedną brew do góry.</i><br />
<i>- Wiesz, super - fuknęłam. - Jeszcze mi nie wierzysz, tak? Jesteśmy przyjaciółkami od siedmiu lat, ale mi nie ufasz, kiedy mówię, że mój ojciec pieprzy obce kobiety?</i><br />
<i>- Nie - zaoponowała stanowczo. - Jasne, że ci wierzę, ale po prostu twój tata zawsze wydawał się być takim miłym facetem... Wow, nie zazdroszczę ci.</i><br />
<i>Spojrzałam na nią zaszklonymi oczami i schowałam twarz w dłoniach, cicho pochlipując. </i><br />
<i>- Moja rodzina się rozpadnie, wiem to.</i><br />
<i>Poczułam tylko jej ramiona wokół siebie i muszę przyznać, że to pomogło. Po prostu siedziałyśmy w miejscu, obejmując się przez nieokreśloną ilość czasu. </i><br />
<br />
- Tak - otrzepałam się, spoglądając na byłego przyjaciela wrogo. - Jedziemy. Kim sama się nie uwolni.<br />
<br />
***<br />
<br />
Atmosfera była napięta. Wszyscy zgromadzeni w salonie starali się jakoś namierzyć miejsce, w którym mógł przebywać Mathew wraz z Kim oraz Carl'em. Pomimo, że ja oraz Niall, który dalej nie czuł się najlepiej z powodu postrzału, byliśmy nieco osłabieni, także chcieliśmy pomóc.<br />
Całą akcję poszukiwawczą nieco utrudniało to, że nerwowo reagowałam na każdy możliwy dotyk, rozklejałam się, byłam niczym tykająca bomba. Nigdy nie wiadome było kiedy wybuchnę.<br />
Brook nałogowo klepała mnie po plechach, sprawiając, że pod jej dotykiem jedynie napinałam mięśnie z obawy niebezpieczeństwa. Nie myślałam trzeźwo wtedy, kiedy miałam do czynienia z tym jednym zmysłem.<br />
Niall starał się wyszukać coś w internecie, co powiedziałoby nam o miejscach, które lubił Mathew. Nie wiem dlaczego wszyscy uważali, że w pobliżu jakiejkolwiek drogiej sercu rzeczy on chciałby zabić człowieka. Dla mnie nie miało to sensu, więc po prostu uznałam, że należy dowiedzieć się gdzie mężczyzna bywał przed odsiadką najczęściej, bo być może planował coś podobnego od dawna. Właściwie moje rozumowanie również nie miało sensu i najchętniej dosiadłabym się do Liam'a, który uznał, iż po prostu dowiemy się od samego Mathew o tym gdzie i kiedy odegra się to wspaniałe przedstawienie. No bo w końcu nie chciał Carl'a ani Kim, on chciał mnie i nawet wątpiłam w to, że cokolwiek im zrobi zanim ja sama nie zaszczycę go swoją obecnością. Oni byli przynętą. Mieli mnie ściągnąć, a ja zapewne miałam wybrać ich cierpienie lub moje. Nie trudno domyślić się, że wstępnie zrobiłabym wszystko, byleby tylko moim bliskim nic się nie stało.<br />
Nawet nie chciałam myśleć o losie Harry'ego, gdyby ten psychol dowiedział się o tym, że on nadal żyje. Wtedy ja poszłabym w odstawkę, ale najpewniej Styles umarłby w wielkim cierpieniu. Wciąż w końcu miałam nadzieję na to, że moja osoba oberwałaby kulkę pomiędzy oczy, bo właściwie nic wielkiego nie zrobiłam. Harry zdecydowanie był wrogiem dla syna swojego byłego szefa, więc jego czekał o wiele gorszy los niż mnie. Ja jednak chciałam go chronić. Kochałam go i nie pozwoliłabym nigdy na to, by cokolwiek mu się stało. Nie po tym, jak przeżyłam jego niby śmierć. Doskonale wiedziałam o tym jaki ból przyniósł za sobą reszcie przyjaciół i, nie wspominając o sobie, zrobiłabym to chociażby dla nich.<br />
Jak na złość w internecie były wielkie pustki, jedno oklepane zero. No bo niby skąd inni ludzie mieliby wiedzieć o tym gdzie on sobie łaził i przebywał? Było tam tylko o jego dziewczynie, która swoją drogą rzuciła go jakiś czas wcześniej. Postanowiłam, że odwiedzę ją, gdybym niczego innego nie znalazła. Nie chciałam zaprzestawać poszukiwań Kim, ale byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Moje powieki opadały, a ja ledwo co potrafiłam je znów podnieść.<br />
W końcu zrezygnowana odłożyłam laptopa na stolik i mocno nim trzasnęłam, na co niechcący zwołałam wzrok wszystkich, dosłownie wszystkich. Nawet jego.<br />
- To nic nie da - jęknęłam, spoglądając na Liam'a. - Chyba masz rację. Przecież on liczy na wielkie show na oczach wszystkich, więc raczej sam nam powie gdzie jest i moim zdaniem będzie to miejsce publiczne.<br />
- Ale - blondyn, siedzący na krzesełku przed drugim laptopem zaczął stawiać opór, a ja serio nie chciałam wtedy tego słuchać.<br />
- Niall, dobrze - stęknęłam. - Pomyśl o tym w ten sposób: czy chciałbyś zabić kogoś w miejscu w stosunku do którego masz wielkie sentymenty?<br />
Chłopak zamknął buzię i z naburmuszoną miną ponownie wgapił się w ekran, jak gdyby nie usłyszał moich słów, albo po prostu je olał.<br />
Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam powoli masować skronie. Nie chciałam spać, ale byłam na nogach ponad dobę i ja jako jedyna jeszcze nie zaznałam snu. Wiedziałam jednak, że mój stan należał do tych, których się łatwo nie pozbywa i nawet gdybym chciała, to nie dałabym rady odpocząć. Pozostała mi więc gorąca kawa, która i tak nie dawałaby po sobie śladów po niecałej godzinie. To, co się ze mną działo było po prostu okropne, co się oszukiwać.<br />
Powoli wstałam i ruszyłam w stronę kuchni, a osoby, które nadal były uparcie wpatrzone we mnie niczym w obrazek, westchnęły ciężko. Każdy doskonale wiedział o moich zamiarach.<br />
- Kochanie - przemówiła Brook, którą nagle zobaczyłam obok siebie, więc cofnęłam się wystraszona. - Wszyscy wiemy, że chcesz pomóc i szanujemy to, ale siedem kaw w ciągu dnia? To serio jest niezdrowe. Zatrujesz się nam i wtedy nie będzie z ciebie pożytku. Prześpij się, odpocznij, a wtedy zrobisz więcej, bo twoja wydajność wzrośnie, co ty na to?<br />
- Wal się - bąknęłam, wymijając ją i wchodząc do pomieszczenia z życiodajnym napojem. - Nie musisz mi przypominać, że jestem bezużyteczna.<br />
Brooklyn dała sobie wtedy spokój i odeszła, siadając obok Lou, który oglądał wiadomości ze swojego stałego miejsca na kanapie. Poprawiłam więc swoją workowatą bluzę, którą najprawdopodobniej ukradłam Niall'owi i oparłam się o blat, starając się nie zasnąć w oczekiwaniu na kawę.<br />
W międzyczasie, podczas gdy ja walczyłam z własnymi powiekami, do pomieszczenia wtargnął jakiś nieproszony osobnik, który uważnie mi się przyglądał. Z samego nieprzyjemnego uczucia rozpoznałam, że był to Hazz, ale nie zareagowałam na jego obecność wybuchowo tylko i wyłącznie ze swojego zmęczenia. Ja po prostu umierałam w tamtej chwili i chyba logiczne było, że nie będę przejmować się tym, kto jest w tym samym pomieszczeniu. Tymbardziej, że pomieszczenie było spore.<br />
- Słabo wyglądasz - powiedział tym swoim zachrypniętym głosem, na co ja automatycznie podniosłam szybko głowę i pomimo, że nie chciałam, odwróciłam się do niego przodem, krzyżując ręce na piersi.<br />
Nadal byłam wykończona, ale nie chciałam okazywać tego przy nim.<br />
- Podarta koszula, nieumyte włosy, rumieńce na policzkach, zmarszczki pod oczami, spodnie niczym spod śmietnika, dziwne buty - wymieniałam od niechcenia, patrząc na chłopaka z udawanym obrzydzeniem. - Ale to wciąż ja wyglądam słabo.<br />
Kąciki ust bruneta uniosły się nieznacznie w górę, ale zignorowałam ten wredny uśmieszek, na co chłopak postanowił spoważnieć.<br />
- Rose, ja naprawdę...<br />
- Odejdziesz - powiedziałam, zamykając oczy i okej, wyglądało to prawie jak gdybym była zmęczona, ale ja po prostu nie mogłam patrzeć mu wtedy w te idealne tęczówki.<br />
- Co? Jak to?<br />
- Odejdziesz, Harry - powiedziałam, wzruszając ramionami i odwracając się do ekspresu, by nalać sobie picia, które było gotowe. - Zaraz po tym jak uwolnimy Kim i Carl'a.<br />
Spojrzałam na niego od niechcenia i dostrzegłam tylko złość wpływającą na jego twarz.<br />
- Serio? Tylko po to tutaj jestem? - Zapytał z kpiną, a ja odwróciłam się do niego, ściskając w dłoni kubek z parującą jeszcze cieczą.<br />
- Właściwie - zamyśliłam się, upijając łyk - to tak.<br />
Prychnął.<br />
- Kłamiesz.<br />
Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Czy on faktycznie chciał się w to bawić? Czy faktycznie mało mu było nieczułości z mojej strony? Ja naprawdę zgubiłam siebie i byłam w stanie robić z siebie idiotkę, byleby tylko nie patrzeć więcej na jego idealną twarz.<br />
- Spójrz na mnie - rozkazałam, odkładając delikatnie kubek na blat, znajdujący się za mną. - Uważnie teraz słuchaj. Wszystko, czego potrzebuję, przynajmniej od ciebie, to twoja pomoc. Nic więcej. Znaleźć moich przyjaciół i tyle. Nie ufam ci, nie wiem, co jesteś jeszcze w stanie zrobić i chyba nie chcę wiedzieć. Szczerze mówiąc - przerażasz mnie. Ty, twoje zachowanie, to, co dzieje się dookoła ciebie. Najlepiej dla mnie byłoby chyba gdybyś zniknął.<br />
- I właśnie dlatego nie było mnie przez te jebane pół roku! - Krzyknął, uderzając z głośnym łoskotem o szafki kuchenne, a następnie podszedł do mnie, opierając swoje ręce po obu stronach mojej talii. Jego gorący oddech obijał się o moją szyję i na samo uczucie gorąca zamarłam, spodziewając się najgorszego. On nic nie zrobił, być może nawet tego nie zauważył. Zanim się zorientowałam, moje ciało zaczęło się trząść. To wszystko było dla mnie jak tortury, bo czekałam na szybki koniec, a on przeciągał się niemiłosiernie. Po moim poliku zatoczyła się mała łza, a ja, opanowując na chwilę swój organizm, otworzyłam oczy, by napotkać świecące tęczówki Harry'ego. Jego twarz była blisko, ale on nie chciał przekraczać pewnej granicy, w moim przypadku granicy dotyku.<br />
- Dlaczego z tym nie walczysz? - Zapytał, odsuwając się i wracając na swoje poprzednie miejsce. Musiał wiedzieć o tym, że nie mam zamiaru odpowiadać. - Słabo wyglądasz, bo jesteś słaba, Rose.<br />
Odszedł, pozostawiając mnie kompletnie samą. Nie tylko w pomieszczeniu. Czułam się przez niego skrajnie samotna.<br />
I miał rację.<br />
Byłam słaba.<br />
Nie raz już to udowadniałam i nie byłam w stanie zaprzeczyć, ani się zmienić.<br />
<br />
~*~<br />
<br />
Nadal zmęczona opadłam na siedzenie obok Liam'a. Nie miałam siły jeździć po mieście w poszukiwaniach byłej Mathew, ale obiecałam sobie, że odwiedzę ją w najbliższym czasie. Wtedy miałam po prostu chęć posiedzieć i pogapić się na ścianę.<br />
- Brook ma rację - odezwał się cicho chłopak, spoglądając na mnie kątem oka. - Powinnaś odpocząć, bo nam tutaj zaraz wykitujesz.<br />
Wypuściłam z siebie powoli powietrze.<br />
Miał rację.<br />
Naprawdę powinnam odpocząć, zregenerować siły i w końcu przestać walczyć z powiekami. Tylko, że naprawdę ciężkie było wyciszenie się, a co dopiero próba snu. Co innego szpital - tam była ochrona i miałam to niezbędne poczucie bezpieczeństwa, którego wtedy zabrakło.<br />
Chciałam móc pzytulić się do Kim, zamienić z nią słowo, ale jej nie było. Prawdopodobnie była katowana przez kompletnego psychola, który pragnął mojej głowy na półce z trofeami.<br />
To wszystko było nie fair.<br />
- A może stanę na straży twojego snu, co? - Zaśmiał się mój towarzysz, posyłając mi zawadiacki uśmieszek i unosząc zabawnie brwi, na co prychnęłam i szczerze się uśmiechnęłam.<br />
- O ile przyniesiesz mi misia, do którego będę mogła się przytulić - zagroziłam mu palcem wskazującym, na co wydął dolną wargę i zrobił wielkie oczy.<br />
- To będzie problem - szepnął mi na ucho, na co zadrżałam, ale starałam się opanować i jakimś cudem wymusiłam przyjazny uśmiech. - Ale jeśli chcesz, ja mogę zostać taką wielką, mięciutką przytulanką.<br />
Spojrzałam na niego wystraszona, ale on uśmiechnął się do mnie pocieszająco i zachęcająco zarazem, więc niepewnie oparłam głowę na jego ramieniu, na co nieprzyjemny prąd przebiegł przez moje ciało. Miałam ochotę się cofnąć i nigdy więcej nie próbować podobnych rzeczy, ale serio chciałam przezwyciężyć swoje lęki i, mocno zaciskając powieki, objęłam Liam'a w pasie, wyciągając nogi na pozostałości długiej kanapy, na której siedzieiliśmy.<br />
- Ale pilnuj mnie - mruknęłam sennie i zanim udałam się do magicznej krainy Morfeusza, poczułam tylko jak całuje mnie w czoło i gładzi po włosach.<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Nie wiem dlaczego taki krótki! </b><br />
<b>Pisałam dwa tygodnie! Przysięgam!</b><br />
<b>Kocham was <3</b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-3933732239456808392015-07-29T01:45:00.002-07:002015-07-29T01:45:35.324-07:00Rozdział 2<i>- Chodź, chodź!- Zawołała mnie przyjaciółka, zabawnie machając rękami. Chwilę potem odwróciła się i zgrabnie pobiegła przed siebie w zupełnie mi nieznanym kierunku.</i><br />
<i>Chwilę potem odwróciła się i zażenowana, ale z uśmiechem znów nakazała mi iść za sobą na niewielkie wzgórze, przed którym stałyśmy. </i><br />
<i>Moje ramiona otulał lekki, ciepły i przyjemny, wiosenny wietrzyk. Bawił się moimi ciemnymi włosami, wywołując tym na mojej skórze delikatne ciarki i o dziwo, podobało mi się to. Powolnie stąpałam po niesamowicie zielonej trawie, idąc w kierunku Kim, która wciąż radośnie szczerzyła do mnie swoje śnieżnobiałe zęby. W pewnym momencie, podczas wspinania się pod górę, wiatr zrzucił mi z głowy mój żółty kapelusik, rozplątując przy tym kucyka n</i><br />
<i><br /></i>
<i>a mojej głowie. Czarne kosmyki moich włosów wydostały się na wolność i łaskotały moją twarz, wywołując tym uśmiech nie tylko u mnie, ale i u brunetki, stojącej na wzgórzu. </i><br />
<i>- Rose - zawołała, zwracając tym moją uwagę.</i><br />
<i>Stała tam, wyglądała jak anioł. Jej zwiewna, jasno niebieska sukienka powiewała na wietrze, plątając się o jej idealne nogi. Na głowie miała wielki kapelusz w stylu lat 40 tego samego koloru, który przysłaniał jej zgrabną głowę. Widziałam przez niego tylko jej jedno oko, ale promienny uśmiech, jakim mnie obdarzała, sprawił, że na chwilę straciłam zmysły. Zaczęłam zastanawiać się, jak to możliwe, że tak piękna istota nazywana jest moją najlepszą przyjaciółką? Jak to możliwe, że Louis odtrącił ją pomimo tego piękna, mądrości i osobowości?</i><br />
<i>Kim Sanderson, moja najlepsza przyjaciółka i zarazem jedna z najpiękniejszych istot na Ziemi była ideałem. Zgrabna, zabawna, mądra, a na dodatek ze wspaniałą osobowością. Co prawda, była trochę irytująca, ale kto na tym złym świecie nie miał wad?</i><br />
<i>- Chodź - znów pomachała do mnie ręką, uśmiechając się przy tym szczerze. Jej brązowe włosy przykryły jej twarz, więc radośnie odgarnęła niesforne kosmyki i znów spojrzała w moją stronę, a ja poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.- Spóźnisz się. </i><br />
<i>Niezgrabnie wspięłam się obok niej. Oczywiście pod koniec tej czynności musiała mi pomóc się wdrapać, ale stanęłam obok o własnych nogach i wyszczerzyłam się do niej. </i><br />
<i>- Gdzie?- Zapytałam, przekrzywiając głowę w prawo i mrużąc powieki, ponieważ światło słonecznie nieprzyjemnie raziło w oczy. </i><br />
<i>- Na powrót do rzeczywistości - odparła, przytulając mnie.- Inni też cię potrzebują, Rossie. Oddam im cię, jeśli chcesz. </i><br />
<i>- Nie wiem, czy chcę - westchnęłam cicho, patrząc na nią.- Tam jest mnóstwo zła i wszystko na ogół umiera po jakimś czasie. Ja mogę być tutaj, z tobą. </i><br />
<i>- Ja także jestem tam, w realu - odparła, a ten piękny uśmiech nie schodził jej z twarzy.- Poza tym, w rzeczywistości ktoś na ciebie czeka. Nie mogę cię powstrzymywać od powrotu, nie należysz tutaj, a tam. Wciąż żyjesz, Rose. Ja jestem wytworem twojej wyobraźni. Nie ma mnie na prawdę, nie jestem prawdziwą Kim. Ona jest gdzieś tam, czeka na ciebie. Tak samo jak Carl, Brook, Louis i inni. A przede wszystkim on na ciebie czeka. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałby, żebyś wrociła do niego cała i zdrowa. </i><br />
<i>- Kto?</i><br />
<i>- Harry. Zależy mu. Na tobie. Na waszej przyjaźni. Na twojej miłości. Daj mu szansę, jestem pewna, że jej nie zmarnuje ponownie. </i><br />
<i>Niepewnie spojrzałam na nieistniejącą nie-Kim dziewczynę, choć w jakimś sensie nią była. Nieśmiało skinęłam głową, a ona w przedziwny sposób rozpłynęła się w powietrzu. Pozostało po niej jedynie grzejące okropnie słońce, od którego bolały mnie oczy. Niechętnie uniosłam powieki i zdziwiłam się, kiedy nie zobaczyłam niczego ze świata, w którym wcześniej byłam. </i><br />
<i><br /></i>
Biel. Widziałam białe ściany i wszystko inne. Obok mojego łóżka skuleni byli wszyscy z moich byłych przyjaciół, poza Zayn'em i Louis'em. Oni zapewne pilnowali Sereny, której także nie dostrzegłam w niewielkim tłumie zgromadzonych przy moim łóżku.<br />
Ufać mogłam tylko Brooklyn. Ona zawsze była przy mnie, była moją siostrą, a ja kochałam ją, tak samo, jak ona mnie. Wiedziałam, że także nie była świadoma kłamstw innych zgromadzonych. Kiedy dostrzegła, że się obudziłam, szybko podeszła do mnie, choć fotel, na którym siedziała znajdował się po drugiej stronie sali szpitalnej.<br />
Oh, a więc byłam w szpitalu.<br />
Siostra szybko uklękła na krzesełku po mojej prawej stronie i złapała moją dłoń, o mały włos się nie rozpłakując.<br />
- Co się stało?- Zapytałam cicho, bo dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z mojego zmęczenia.<br />
Chcąc, nie chcąc, spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam, że na dworze było ciemno. Zmarszczyłam lekko nos, nie rozumiejąc dlaczego, skoro jeszcze wcześniej był ranek. Chwilę potem dostrzegłam zegar, który wskazywał kilka minut po północy.<br />
- Przespałaś trzy dni - wyjaśniła Brook, tuląc do siebie moją dłoń.- Wszyscy baliśmy się, że się już nie obudzisz. Straciłaś dużo krwi...<br />
Odruchowo spojrzałam na swój zabandażowany brzuch i zmarszczyłam czoło. Ciężko było mi sobie przypomnieć skąd bandaż się tam wziął. Zapewne odkażono mi ranę i pewnie spędziłabym w szpitalu trochę czasu, aż nie poczułabym się lepiej.<br />
Zaraz. 'Wszyscy' bailiśmy się? Nie ma żdnych wszystkich, przecież ja ich nie obchodziłam. Skąd niby pomysł na to, że ich także martwił mój stan zdrowia? To tylko śmieszne, lub smutne, sama nie wiem.<br />
Kiedy chciałam poprawić sobie lecące mi na twarz włosy, moja lewa ręka utkwiła w miejscu, więc nerwowo na nią spojrzałam. Zastygłam w bezruchu, widząc śpiącego Harry'ego, którego dłoń i palce splecione były z moimi. Dlaczego ten człowiek zawsze robił rzeczy, które bolały najbardziej? Dziwne było czuć jego ciepło, patrzeć na spokojną twarz.<br />
Łzy podeszły mi do oczu i wykrzywiłam twarz w grymasie mówiącym 'rozpłaczę się'. Gorączkowo zabrałam rękę, nie budząc go przy tym. Drżącą dłonią poprawiłam włosy, które w efekcie tego czynu jeszcze bardziej zakryły mi pole widzenia. Zbyt bardzo byłam rozkojarzona, by móc zrobić coś dobrze. Zdenerwowana spojrzałam na siostrę, która obserwowała moje poczynania z niewielkim zdziwieniem.<br />
- Mówiłam, że cię skrzywdzi - westchnęła.- Chciałam go wyrzucić, ale chyba najbardziej ze wszystkich zależało mu na pozostaniu i czuwaniu przy tobie. Dalej nie wierzę w to, że jest aż takim dupkiem, żeby zostawić i wrócić po pół roku. Oczywiście niby ma tam swoje wyjaśnienia, ale dalej jest na mojej czarnej liście... I jak widać, twojej także.<br />
Wystraszona skierowałam swój wzrok na śpiącego słodko chłopaka.<br />
- Nie chcę go więcej widzieć - zaskomlałam.- To za bardzo boli - Brook objęła mnie, chowając szczelnie w swoich ramionach, a ja zaczęłam cicho łkać w jej koszulkę. Siostra gładziła mnie po plecach, starając się uspokoić moje nerwy.- Chciałabym mu kazać się wynosić stąd i z mojego życia, ale nie mogę...<br />
- Za bardzo go kochasz?- Zapytała, posyłając mi lekko smutny uśmiech.<br />
- Nie - zaprzeczyłam.- Chcę znaleźć Kim, ma swoje jedyne nadzieje we mnie i tych wszystkich debilach. Boję się o nią. Boję się, że coś jej się stało. A Harry ma mi pomóc, on chyba jest najbardziej przydatny.<br />
Mój rozdygotany wzrok skierowałam na Harry'ego, który powoli zaczął się wybudzać. Leniwie przetarł swoje oczy i rozejrzał się po sali. Nie zauważył, że nie spałam, ale dostrzegł, że nie trzyma już mojej dłoni, która w tamtej chwili leżała spokojnie obok niego. Złapał ją delikatnie w swoją rękę, a mnie przeszły dreszcze. Znów splótł nasze palce razem, ale zabrałam dłoń, sprawiając, że zmierzył się z moim wystraszonym spojrzeniem.<br />
- O mój Boże - powiedział szczęśliwy i poderwał się z miejsca, by móc zrobić cokolwiek, był zadowolony.- Rose, jak ja się o ciebie bałem.<br />
- O-odsuń s-się - nakazałam drżącym głosem, bo bałam się sama nie wiem czego.<br />
On po prostu wrócił i oczekiwał, że przyjmę go z otwartymi ramionami.<br />
- Jak się czujesz?- Zignorował mój nakaz i pszysiadł bliżej mojej twarzy, w jego oczach tańczyły zadowolone iskierki i oh, jak ja go kochałam.<br />
- Odsuń się, proszę - powiedziałam zmęczonym głosem.<br />
Zobaczyłam jak bardzo był zawiedziony. Chciał wszystko naprawić, a ja go pozbawiłam na to jakiejkolwiek szansy. Skinął tylko głową powoli, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, a potem wstał i odszedł kilka kroków, budząc przy tym resztę.<br />
- To ja pójdę po lekarza - oznajmił, nie patrząc na mnie, a jedynie spuszczając zraniony wzrok. Zaraz potem, potykając się o leżącego na ziemi Niall'a, odszedł do drzwi i zniknął za ich ciemną, drewnianą powłoką.<br />
Obudził przez to blondyna, który nawet nie przejął się tym, a widząc mój zbłąkany wzrok, zerwał się na równe nogi i dosłownie wskoczył mi na łóżko szpitalne, miażdżąc mi nogi. Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a ja otępiała nie poruszyłam się, czując jego ciepło. Brakowało mi go, zdecydowanie, ale bałam się tego, że on mnie zawiedzie, że znów sprawi, że będę cierpieć. Jak oni wszyscy, którzy zebrali się w koło mojego łóżka.<br />
Moje życie popadło w ruinę dopiero wtedy, kiedy wszystko, czego potrzebowałam i pragnęłam, odzyskałam. Bo prawdą było, że pomimo posiadania tego nadal, ja nie byłam w stanie zaufać nikomu z osób, które wcześniej darzyłam wielkim uczuciem, nie licząc Brooklyn. Byłam zawiedziona, bo odzyskałam Harry'ego, ale wcześniej umierałam powoli w towarzystwie osób, które doskonale wiedziały o tym, że on żyje. Zostałam skrzywdzona tak okrutnie, że ciężko było mi nawet oddychać i zachwycałam się na pozór normalnymi rzeczami, błahostkami. Czy ktoś z normalnym życiem zachowywał się tak, jak ja? Oczywiście, że nie.<br />
- Niall - szepnęłam, ale on nadal trzymał mnie w swoich ramionach.- Niall - lekko poprawiłam się w jego uścisku, a on wtedy na mnie spojrzał i jejku, był tak bardzo zraniony.<br />
- Przepraszam - westchnął, jakby miał się zaraz rozpłakać.<br />
- Nie o to chodzi - wywróciłam oczami i spojrzałam na swoje nogi.- Zaraz złamiesz mi jakąś z kości, ułomny człowieku.<br />
Słysząc to, chłopak zerwał się na równe nogi, co oznaczało, że po prostu stał na moim szpitalnym łóżku. Opadł na miejsce obok mnie i objął mnie ramieniem.<br />
- Możemy ci to wszystko wyjaśnić - powiedział Liam, zwracając tym moją uwagę.<br />
Widziałam, jak bardzo oni wszyscy chcieli, bym nie osądzała ich o rzeczy, których możliwe, że nie zrobili. Wtuliłam się w blondyna i zaprosiłam na miejsce po mojej drugiej stronie Brook, która bez zbędnych komentarzy typu 'zaraz będzie tutaj lekarz, a wtedy to się źle skończy' wgramoliła się obok i mnie przytuliła, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.<br />
- To będzie niezłe - westchnęłam ciężko i skinęłam na Liam'a głową, by mówił, co miał do powiedzenia.<br />
- Tylko Zayn wiedział o Harry'm - powiedział ciężko.- My wszyscy nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia, przysięgam. Wiemy, jak bardzo zraniona teraz jesteś, wszyscy czujemy to samo, ale na prawdę nie wiedzieliśmy nic poza tym, że jesteś w niebezpieczeństwie. Możliwe, że on wrócił właśnie dlatego.<br />
Mathew chciał mnie zabić. A Harry wrócił tylko dlatego. Nie byłoby go, gdyby wszystko byłoby w porządku, a mi nie groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. I to bolało mnie tak bardzo, że nie mogłam nawet oddychać.<br />
On nie wrócił dla mnie, chociaż w pewnym sensie to zrobił. Ale nie dlatego, że tęsknił za mną, po prostu nic chciał mieć mnie na sumieniu.<br />
Dlaczego ja byłam aż tak naiwna, że sądziłam, że on mógł być dla mnie dobry, albo, że mu faktycznie zależało? Przecież to było kłamstwo. Tak samo, jak wcześniej. Że też dałam się drugi raz nabrać.<br />
- Rose?- Zapytał mnie najlepszy przyjaciel, lekko potrząsając moją głową, która ułożyłam na jego barku.<br />
- Wierzę wam - szepnęłam.- Wierzę.<br />
I jak na zawołanie, jakby to było wcześniej ustalone, do mojej sali wtargnął lekarz. Mogłabym spokojnie stwierdzić u niego niemal zawał na widok Niall'a leżącego po mojej lewej stronie. Mężczyzna był młody i zapewne nowy, więc nie za bardzo ogarniał, co w takiej sytuacji powinien zrobić.<br />
- Ekhem - odkaszlnął, zwracając tym uwagę reszty moich przyjaciół, także blondyna, który automatycznie pobladł, zdając sobie sprawę, że zapewne ma kłopoty.- Czy państwo mogłoby opuścić łóżko szpitalne, które jest przeznaczone dla pani Rose?- Zapytał Brook i Niall'a, akcentując przy tym cztery ostatnie słowa. <br />
Nie trzeba było powtarzać im tego ponownie, bo prawie polecieli na podłogę. Oczywiście ślamazarność mojego przyjaciela sprawiła, że upadł z hukiem na ziemię, tłukąc sobie przy tym tyłek. Zakryłam twarz dłonią, załamując się widokiem zdezorientowanego chłopaka, siedzącego obok łóżka.<br />
Nawet lekarz uśmiechnął się nieznacznie na ten widok, ale chwilę potem otrząsnął się i podszedł do mojego łóżka, by mnie przebadać.<br />
- Więc - zaczął, spoglądając na teczkę z dokumentami.- Pamiętasz jak się nazywasz i ile masz lat?<br />
- Tak - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.- Rose Baker, lat 19.<br />
- Yhm - zanotował to w papierach, a następnie spojrzał na mnie, unosząc kąciki ust w górę, na co odpowiedziałam tym samym.- Pamiętasz, co się stało?<br />
- Nie za bardzo - przyznałam, wzdychając ciężko.- Ale wnioskuję po tym bandażu, że coś stało mi się w bok.<br />
- Tak, to była rana po postrzale - przytaknął mężczyzna, uważnie oglądając moją reakcję.<br />
Przecież nie mogłam pokazać mu, że wcale mnie to nie zdziwiło. Nikt z moich znajomych nie miał pojęcia o tym, że mnie także drasnęło, więc jeśli udałabym, że nie pamiętam wypadku, sprawa pozostałaby zostawiona w spokoju.<br />
Zmarszczyłam lekko nos, udając niedowierzanie.<br />
- Postrzale?- Powtórzyłam, jakbym nie znała tego słowa.- Nic takiego nie pamiętam. Przecież byłam na randce z miłym chłopakiem, było miło, a potem po prostu wzięłam taksówkę i...<br />
- I? - Lekarz wciąż naciskał na mnie, mając minimalną nadzieję na to, że być może dowie się czegoś ważnego.<br />
- Dalej nic nie pamiętam - westchnęłam, opadając na łóżko.- Przepraszam.<br />
Mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech i skinął głową, chowając długopis do kieszeni białego fartuszka, jaki miał na sobie. Opuścił także teczkę z dokumentami, trzymając ją przy swoim biodrze. Jedną dłonią podrapał się po karku i posłał mi ciepły uśmiech, chcąc mnie pocieszyć.<br />
- To całkiem normalne, że nic pani nie pamięta - powiedział, nerwowo przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, chcąc jakoś skupić się na czymkolwiek innym od wpatrującego się w niego zimnym spojrzeniem Liam'a. - W każdym razie, jeśli sobie pani cokolwiek przypomni, proszę przyjść i nam to przekazać.<br />
- Uh, okay - westchnęłam, wydymając wargi.- A wie pan może kiedy będę w stanie opuścić szpital?<br />
Skinął niemrawo głową.<br />
- Musimy wypełnić dokumentację i zatrzymać panią na badania w razie gdyby pani stan uległ pogorszeniu. Jeżeli będzie się pani czuć dobrze, wyjdzie pani za trzy dni - powiedział, posyłając mi ciepłe spojrzenie, na co odwdzięczyłam się słodkim uśmiechem.<br />
Chwilę później odwrócił się i mijając w drzwiach zdezorientowanego Harry'ego, wyszedł na korytarz. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że brunet wszedł zaraz za doktorem i prawdopodobnie słyszał o tym, jak mówiłam o randce.<br />
Niecierpliwie poruszyłam się na miejscu, czując, jak opanowuje mnie strach na myśl, że chłopak, którego kochałam, zabił człowieka. Poczułam na czole kropelki potu, a moje ręce zaczęły się trząść. Niall dostrzegł moje dziwne zachowanie jako pierwszy i w sekundę znalazł się przy mnie, kładąc dłoń ma linii mojej szczęki.<br />
<br />
<i>Powoli wodził ostrzem po linii mojej szczęki, rozkoszując się widokiem spływającej z mojej twarzy krwi.</i><br />
<i><br /></i>
Niczym oparzona odsunęłam się od chłopaka i zaczęłam oddychać ciężko, chcąc zapomnieć uczucie, które ogarnęło moje ciało. Bałam się. Wszystko dookoła mnie przerażało. Wciąż pamiętałam, jak zimne, ostre narzędzie rozcinało mi skórę, a mężczyzna je trzymający uśmiechał się do mnie zadziornie i z pożądaniem widocznym w oczach.<br />
To wszystko było tak paskudne i obleśne, że nawet nie spostrzegłam jak zaczęłam nerwowo wycierać miejsce, w którym nóż dotknął moją skórę. Wciąż czułam ten dotyk i on sprawiał, że wariowałam. Już nawet nie chodziło o to, że zostałam postrzelona przez tę samą osobę, po prostu emocje, jakie on wyrażał, robiąc mi krzywdę, sprawiały, że czułam się strasznie. Wiedza, że robienie mi krzywdy i dotykanie mnie w taki właśnie sposób sprawiały mu przyjemność była nie do zniesienia. Czułam się jak nic nie znacząca lalka, bo pomimo, że nie chciałam sprawiać mu przyjemności, zrobiłam to i czułam się z tym jeszcze gorzej.<br />
Moje oczy zaczynały powoli łzawić, a ja tłumiłam w sobie emocje, by nie sprawić takiego samego bólu moim przyjaciołom. Nie słyszałam wszystkiego, ale wiem przez te głuche dźwięki, że pytali co się dzieje, próbowali mnie przytulać, łapali za brodę, dotykając przy tym tego miejsca, którego chciałam, by nie było. Wszystkie rzeczy dookoła doprowadzały mnie do obłędu. Starałam się wyrywać, ale byłam słaba. Ledwo starczało mi siły, by podnieść dłoń i odepchnąć od siebie kolejny dotyk w obawie, że on mógłby być zły. Nie chciałam, by ktoś mnie krzywdził. Nie chciałam. Nie mogłam do tego dopuścić.<br />
- Nie - wymamrotałam w obłędzie, mając wrażenie, że mój najlepszy przyjaciel, który chciał mnie pocieszyć, był tym mężczyzną.- Nie rań mnie. Nie krzywdź.<br />
Zebrałam się na odwagę, by uchylić powieki, a gdy to zrobiłam, dostrzegłam, jak wszyscy wpatrują się we mnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Niall, jako osoba, która wtedy odepchnęła tego faceta, nakazał mi na siebie spojrzeć, więc czując, jak w moich oczach zbierają się łzy, zrobiłam to i zmierzyłam się z jego wzrokiem.<br />
- Rose - zaczął powoli.- Jego tutaj nie ma. Nic ci nie będzie, on odszedł. Nikt cię nie skrzywdzi, wszystko będzie dobrze. Ten facet miał dziś pogrzeb, nie bój się.<br />
Kiedy miał wrażenie, że zaczynało mi przechodzić, dotknął mojej dłoni. Tylko jej dotknął.<br />
Moja reakcja zaskoczyła nawet mnie.<br />
Podniosłam na niego swój przerażony wzrok, zaczęłam się wyrywać i płakać jednocześnie, a następnie odeszłam na drugi koniec łóżka szpitalnego, bojąc się jakiegokolwiek dotyku. Ręce zakopałam w pościeli, skuliłam się i nie wiadomo dlaczego, spojrzałam na Harry'ego. Wciąż płakałam, ale zastygłam, widząc jego postawę. Stał w miejscu wgapiony w podłogę, żyła na jego czole drgała niewiarygodnie szybko, usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, a ręce uformowane były w pięści. Wyglądał, jakby walczył.<br />
Tylko o co?♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-45095861014616782372015-07-09T07:15:00.000-07:002015-07-09T07:15:11.095-07:00Rozdział 1Nie wierzyłam. Przecież to było niemożliwe, zmarli nie mogli nagle powstać z grobu, takie rzeczy nie działy się nigdy normalnym ludziom.<br />
Czy ja byłam więc normalna?<br />
Na pewno nie. Skoro patrzyłam na chłopaka, który teoretycznie powinien być martwy, to albo byłam wariatką, albo po prostu niezwykłą osobą lub też następnym Jezusem.<br />
Eh, raczej nie byłam stwórcą.<br />
Niezwykła osoba też raczej odpadała.<br />
Congratulations! Właśnie dostałaś miano pełnoetatowej wariatki ze zdolnościami oglądania duchów, jak się z tym czujesz?<br />
Przecież to były jakieś pieprzone żarty! On nie żył! Co za tym idzie? Był martwy! Bravo dla mnie, pani Rose Baker! Zwariowałaś! Co chciałabyś dostać za to w prezencie? Może swoje dawne życie? Tak, to brzmiało kusząco.<br />
Nie odezwałam się do niego ani słowem, nie potrafiłam, nie chciałam. Wszystko jedno. Po prostu moich ust nie opuściła ani jedna sylaba, zwrotka, strofa, wers czy co tam jeszcze. Milczałam. Po prostu, po ludzku, milczałam. Siedziałam w ciszy i wypalałam każdemu po kolei dziurę w głowę, pragnąc mieć moc laseru w oczach, bo mogłabym wtedy pozabijać ich wszystkich, a później siebie za swoją upierdliwą łatwowierność w każde pieprzone słowo.<br />
Nawet Niall stał się dla mnie obcy, ignorowałam go, nie zwracając uwagi na to, że wciąż był ranny i wciąż jego życie w jakimś sensie było zagrożone. Chciałam mieć spokój, zamknąć się w jakimś pokoju bez klamek i w ciszy pomyśleć, zastanowić się nad swoim porąbanym życiem, które obróciło się o 180 stopni w momencie kiedy zobaczyłam na własne oczy świętej pamięci, albo też nie świętej pamięci, pana Harry'ego Styles'a. Który postanowił sobie wstać z grobu!<br />
Pieprzony cham ukrywał przede mną, że żyje! A teraz wrócił sobie z nadzieją, że powiem 'Hay, długo cię nie było'! Czy on miał nadzieję, że automatycznie zapomnę o tym ile ucierpiałam przez jego niby śmierć?! Miał mnie za kompletną idiotkę, która nic tylko śmieje się z dupereli ze swoją pustą głową w obłokach?! Jeśli szukał takiej panienki to trafił niestety pod zły adres!<br />
A kogo miał okazję spotkać?<br />
Kompletne przeciwieństwo swojej idealnej jak lalka barbie dziewczyny. To wydanie kobiety posiadało: krzywe nogi, o które się wciąż potykało, ręce przypominające do złudzenia dwa, długie patyki, małe piersi, ba, nawet ich nie miało i twarz z napisem na czole 'jestem debilką'. Po prostu piękna, a wręcz idealna dziewczyna dla kogoś tak samo idealnego jak pan Harruś Stylesuś. Para doskonała jak dwa, zgniłe pierogi.<br />
Pustym wzrokiem oglądałam wnętrze ciężarowki, w której ja i cała reszta przebywaliśmy. Jedynie Liam, jako najmniej zszokowany poprzednimi wydarzeniami, prowadził. Reszta, włącznie ze mną, milczała i oglądała wszystkich po kolei, chcąc jakkolwiek zrozumieć obrót wydarzeń, w które nas wszystkich wplątano. Ja jedyna siedziałam wkurzona i gapiłam się pusto na swoje buty, starając się ukryć ranę po postrzale i to jak bardzo chciałam nawrzeszczeć na nich wszystkich po kolei, a następnie umrzeć. Przeżyłam zbyt wiele, za dużo przeszłam, byłam zbyt zmęczona. Wszystko mnie wykańczało. Nie potrafiłam znaleźć się w tej nowej sytuacji, gdzie żywy Harry patrzył na mnie, wypalając tym dziurę w mojej głowie. To wszystko niewyobrażalnie bolało, a ja przymykałam powieki, by nie wstać, by nie uderzyć kogoś, czy się nie rozpłakać. Na wszystkie te rzeczy miałam wielką ochotę.<br />
Moje życie było do bani, po prostu.<br />
Kątem oka dostrzegłam, jak Niall szarpał się ze swoim opatrunkiem w postaci nieco brudnego kawałka koszuli Zayn'a. W jego ranę mogło wdać się zakarzenie, ale nie przejmowałam się tym od czasu, kiedy wszyscy w pojeździe stracili dla mnie ważność. Oni wszyscy wiedzieli, oni wszyscy mnie okłamywali. A ja nie mogłam rozdawać zaufania na prawo i lewo. Skoro stracili moje poważanie i szacunek, raczej nie mogli go odzyskać. Najbardziej osoby, które były dla mnie najważniejsze. O których życie dbałam bardziej niż o swoje. Tymi osobami był Niall i Harry.<br />
Co do blondyna, czułam smutek. A co do loczka, wściekłość.<br />
Przez niego wpadłam w depresję. Przez niego nie byłam w stanie funkcjonować normalnie przez pieprzone pół roku i to przez niego prawdopodobnie nie byłam w stanie pokochać już nikogo innego.<br />
Chciałam wysiąść z tego samochodu i więcej nie oglądać na oczy żadnego z obecnych tam osób, bo sprawiało to za wiele bólu. Prawdopodobnie Mathew zabiłby mnie w mgnieniu oka, ale to też spływało po mnie, jak fakt, że w swoje jedenaste urodziny zwymiotowałam na kolegę. Stawało się to dla mnie powoli czymś bez znaczenia, a tak nie powinno być, jeśli chciałam żyć.<br />
Ale czy na pewno?<br />
Nie wiem.<br />
Mój wzrok wylądował na Serenie, którą chłopcy związali, podczas mojego chwilowego szoku. Siedziała na przeciwko mnie i patrzyła na mnie błagalnie, przepraszająco. Rozumiałam ją, na pewno miała swoje powody, by mnie nienawidzić. I właściwie nie była z tym sama, ponieważ ja również powoli zaczynałam niecierpieć samej siebie.<br />
Popadałam w panikę. Stawałam się wrakiem człowieka.<br />
Rana na moim boku nieprzyjemnie pulsowała, ale nie chciałam pomocy nikogo. Nawet bawił mnie fakt, że mogę się wykrwawić, albo, że w ranę wda się zakarzenie. Chciałam bólu, bo moim zdaniem na niego zasługiwałam swoją łatwowiernością i głupotą. To wszystko to była moja pieprzona wina. Nikogo innego.<br />
Wcześniej chciałam umrzeć, bo zabrakło Harry'ego. Wtedy pragnęłam śmierci, ponieważ wrócił.<br />
A to bolało. Każde moje spojrzenie w jego stronę, każde skrzyżowanie spojrzeń bolało tak bardzo, że miałam ochotę wić się z bólu na ziemi, płakać tak długo, że zabrakłoby mi łez. I chciałam być nikim. Po prostu.<br />
- Zatrzymajcie się - usłyszałam własne słowa i wszystkie sześć głów na raz obróciło się w moją stronę, unosząc brwi. Skąd niby mieli wiedzieć o co mi chodzi?<br />
- Rose, wiem, że to wszystko jest dla ciebie niezrozumiałe i - mówił Zayn, próbując jakoś mnie uspokoić, co było śmieszne, ponieważ byłam w pełni spokojna oraz poważna.<br />
Po prostu potrzebowałam się dotlenić i więcej nie oglądać ich gęb na oczy, czy serio prosiłam o aż tak wiele?<br />
- To jest dla mnie niezrozumiałe - przyznałam, kiwając głową.- I dlatego potrzebuję pomyśleć w spokoju, popłakać i więcej nie patrzeć na żadnego z was - wskazałam palcem kółko, by pokazać jak bardzo gardziłam nimi wszystkimi w tamtej chwili.<br />
- Przestań - poprosił Harry, a ja przełknęłam ślinę nerwowo, ponieważ jego głos sprawił, że wszystko wracało.<br />
- Chcę wysiąść - powiedziałam twardo, być może przesadziłam, bo w jego czach mignął ból, ale szczerze mnie to nie obchodziło.<br />
Chciałam być sama do końca życia, zagłodzić się i mieć piękny pogrzeb. Niczego innego nie pragnęłam od życia, jedynie śmierci. Aluzja.<br />
Użalanie się nad sobą nie miało sensu, przecież każdy był w stanie wyobrazić sobie jak bardzo zraniona i zawiedziona byłam.<br />
Śmierć była dla mnie czymś ważnym. I tak bym umarła. Prędzej, czy później, ale umarłabym. Nie musiał zabić mnie akurat Mathew, mogłam dostać zawału za kilkanaście lat, lub ciężarówka mogłaby wjechać w mój dom, taranując moje drobne ciało. Równie dobrze na pasach jakiś pijak w samochodzie osobowym mógłby we mnie wjechać. Tyle śmierci, tyle do wyboru. Wiedziałam, że i tak zginę. Z ich pomocą lub bez. Z ich powodu lub nie.<br />
Nie obchodziło mnie, że przez nich umrę. To akurat nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia w całej tej zagmatwanej sprawie. Bolało mnie patrzenie na nich i przypominanie sobie jak wielkim zaufaniem ich wszystkich darzyłam, a skończyło się na tym, że wszyscy , co do jednego, mnie oszukali. Zabawili się moimi uczuciami, bo nie miały dla nich najmniejszej z ustalonych wartości. Tak po prostu ich to nie obchodziło.<br />
Bolał mnie fakt, że siedziałam w jednym samochodzie z mordercą. Harry zabił. Nie ważne kogo, nie ważne, że ten ktoś chciał zabić mnie. Ważne było to, że on również żył i, że on również miał prawo do życia. Został tego prawa pozbawiony, a osoba, która uważała, że mogła mu zabrać najważniejsze, co posiadał, była potworem.<br />
Harry był potworem.<br />
A ja tego potwora cholernie mocno kochałam.<br />
I właśnie ta miłość pozbawiała mnie powoli uczuć. Bo skoro mogłam pokochać kogoś takiego jak on, to do czego jeszcze byłam zdolna?<br />
Westchnęłam, kompletnie zawiedziona. Oni bawili się mną, powoli mnie zabijając i musiałam być ślepa, jeśli wcześniej tego nie zauważyłam.<br />
Nikt więcej nie dyskutował, bo nie miało to dla nikogo sensu, nawet nikłego, ledwie widocznego. Samochód po prostu zatrzymał się na uboczu, a ja wstałam ciężko, wciąż czując pieczenie postrzału. Ledwo doczłapałam do drzwi i wyszłam z samochodu, nerwowo łapiąc każdy haust powietrza, które powoli stawało się dla mnie jednym z najbardziej odległych przyjemności. To była cholerna metafora, kim musiałam być, żeby zwykłe powietrze było dla mnie czymś obcym?<br />
Kim musieli być ci na pozór bliscy mi ludzie, że jakiekolwiek uczucia były im obce?<br />
Kim byłam ja?<br />
Kim byli oni?<br />
Najgorsze z pytań. Zdecydowanie najgorsze, biorąc pod uwagę, że nie było na nie odpowiedzi, która nie nakłoniłaby do głębokich refleksji.<br />
Zanim zdążyłabym skojarzyć fakty, drzwi od furgonetki zatrzasnęły się ponownie, a ja poczułam za plecami wysoką sylwetkę. Miałam wrażenie, że był to Harry lub Liam. Pragnęłam miłości, więc raczej wolałam by był to Harry, i nie myliłam się. Po chwili stanął przede mną w pełnej okazałości, z lekko spuszczoną głową, dłuższych włosach, tych samych, pięknych oczach, łapiących każdy możliwy kontakt i długich, chudych nogach, które mi przypominały dwa, idealne patyki. Pomijając fakt, że chudy patyk nie mógł być idealny. Dla mnie wszystko, co przypominało tego zadufanego w sobie chłopaka, było najidealniejszą z rzeczy.<br />
Byłam głupia, ale tak było. Musiało być.<br />
- Przepraszam - szepnął, widząc jak mój pusty wzrok bada panoramę nicości, znajdującej się kilka metrów od jego ramienia, bardzo daleko od miejsca, w którym oboje byliśmy.<br />
Czy tylko na tyle było go stać? Ten fakt wypalał w moim sercu dziurę, sprawiał, że moje płuca ledwo funkcjonowały, a oczy zaczynały produkować łzy, gotowe do wystrzelenia na moje policzki wraz z kolejnym jego słowem, lub czynem.<br />
Leniwie, niby od niechcenia, spuściłam głowę, chowając twarz za włosami. Miałam ochotę płakać, najlepiej wypłakać całe swoje serce i nie móc więcej poczuć do tego chłopaka o zielonych oczach niczego dobrego. Niczego idealnego, jak miłość, jak on.<br />
- Rose - jego głos się łamał, jakby sam za chwilę miał płakać, nie ja, a on. Co było kolejną sztuczką, kolejnym podpuszczaniem mnie i mojej łatwowierności.- Błagam, powiedz coś. Cokolwiek.<br />
Nie.<br />
Nie powiedziałabym już niczego.<br />
Zamiast tego po prostu spojrzałam na niego z zaszklonymi oczami, jakby wcale nie były oczami. Wyglądały teraz jak dwie, szare mgiełki, delikatne i zdradzone. Widać było ile żalu miałam w sobie, jak bardzo cierpiałam i jak wiele bólu chciałam z siebie wylać, wypłakując przy tym tę mgłę, która zaszyła moje wnętrze i widać ją było w moich zdradzonych oczach.<br />
Życie. Na co mi ono, do jasnej cholery, kiedy tyle złego mi się przytrafia?<br />
Pieczenie w moim boku nie ustępowało, a wraz z moim smutkiem powiększało się, stwarzając wokół mnie osłonkę z bólu i fizycznego i psychicznego. Dwa jedyne i dwa najgorsze z bóli opętały moje biedne ciało.<br />
Niechcący załkałam, znów spuszczając wzrok.<br />
- Nie płacz - westchnął, starając się opanować, ale tak samo, jak mnie, nie udało mu się tego dokonać, przez co jego głos lekko zatrząsł się pod koniec.<br />
Obydwoje byliśmy wrakami. On zapewne przechodził przez różne wyczerpujące rzeczy, podczas swojej nieobecności w moim życiu, a ja po prostu przechodziłam przez głęboką, niczym ocean, depresję.<br />
Nie odzywałam się, doskonale wiedząc, że milczenie sprawia o wiele więcej bólu niż najgorsze słowa. Milczenie pokazywało mu jak bardzo się na nim zawiodłam i ten jeden fakt mnie zadowalał. Było nim to, jak wiele ran widziałam w jego zazwyczaj idealnych oczach. Wtedy takie nie były, bo gardziłam nimi i ich właścicielem, widać w nich było żal i smutek, a może nawet rozpacz. Spływało to po mnie, choć z całych sił starałam się nie zacząć mówić mu, jak bardzo go kocham.<br />
Nie zaufałabym mu znów. Doskonale to wiedziałam i to przez to tak cierpiałam. Bo pomimo chęci wybaczenia widziałam zbyt wiele. Nie mogłam wybaczyć mu wpędzenia mnie w taki stan, w jakim byłam przez pół roku, nie mogłam też wybaczyć mu morderstwa.<br />
Nie mogłam. Kochałam go, ale takie czyny przekraczały granice moich wytrzymałości. Zaczynałam mieć wrażenie, że frajdę sprawiało chłopakowi przekraczanie każdej z tych granic, jakie stawiałam. Ale ta była ostateczna i on także o tym wiedział.<br />
Przesadził. Skończył ze mną i z nami.<br />
Nie było już nas.<br />
Był tylko on.<br />
Nie było nawet mnie. Bo prawda była taka, że nie mogłam istnieć bez niego. A nie zgadzałam się już z istnieniem nas razem.<br />
- Nigdy cię nie opuściłem - powiedział, starając się złapać ze mną kontakt wzrokowy, na który pozwoliłam mu dopiero po dogłębnym przemyśleniu wszystkich za i przeciw.- Ciągle byłem, Rose. Obserwowałem cię i chroniłem, choć czasami nie mogłem. Ciągle byłem gdzieś z boku. Raz na ciebie wpadłem, raz mnie zobaczyłaś. Chciałem cię chronić...<br />
Mówił wciąż o rzeczach, które słowo za słowem bolały mnie bardziej. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z zakażenia, jakie na sto procent wdało się w moją ranę, więc ledwie stojąc na nogach, złapałam się za krwawiący wciąż bok. Wydęłam wargi, starając się wciąż widzieć, ale fakty były takie, że obraz niebezpiecznie zaczynał się zamazywać, a ja traciłam kontrolę nad własnym ciałem. Dziwne, bo wydawało się, że jedynie jemu mogłam na prawdę ufać.<br />
- Przepraszam, na prawdę przepraszam, Rose. To wszystko miało się inaczej potoczyć. Miało być inaczej. Powiedz coś, bo nie wiem co mógłbym jeszcze zrobić, by cię odzyskać. Zależy mi na tobie, jesteś ważna. Możliwe, że straciłem twoje zaufanie, ale chciałbym wiedzieć, czy nasza przyjaźń jest jeszcze do odbudowania. Jedno słowo, Rose, tylko jedno. Niczego więcej nie chcę.<br />
Spojrzałam na niego znużona swoim otępiającym bólem. Po moich policzkach polały się łzy na myśl, że to już koniec, że wykrwawię się na jego oczach. Stać było mnie jedynie na żałosny upadek na kolana i wypowiedzenie w tym samym czasie:<br />
- Auć.<br />
Po chwili wszystko były zamazane. Dźwięki, obraz, wszystko. Wiedziałam, że Harry upadł przede mną na kolana i ujął moją twarz w dłonie, chcąc sprawdzić co mi jest. Kiedy nie odpowiadałam, a moje powieki zaczęły powoli się zamykać przez zmęczenie psychiczne , on zaczął gorączkowo nawoływać moje imię i błagać bym na niego spojrzała. Nic mu to nie dało, a ja po chwili upadłam z głuchym łoskotem na ziemię, mocno zbijając sobie tym upadkiem plecy. Wtedy bolało mnie dosłownie wszystko. Cicho jęcząc, zabrałam dłonie z miejsca postrzału i w tamtym momencie na chwilę odzyskałam świadomość. Otworzyłam lekko oczy, a widok zdumionego lekką krwistą plamą na mojej koszulce Harry'ego sprawił, że chciałam płakać, nie tylko z bólu.<br />
Brunet w szoku podciągnął moją koszulkę do góry, a pomimo, że był delikatny, to bolało to jak nie wiem. Syknęłam, kiedy brudny materiał oderwał się od mojej rannej skóry i okay, teraz byłam pewna, że wdarło się tam zakażenie. Widziałam wielki strach na twarzy chłopaka, kiedy przypatrywał się w wylewającą się ze mnie krew. Zaraz potem nachylił się nade mną i gorączkowo starał się przytrzymać mnie przy świadomości.<br />
Uderzał lekko moje policzki, a ja z całych sił starałam się zostać przy nim. Wiedziałam, że jeżeli się poddam i zasnę, to najprawdopodobniej się już nie obudzę.<br />
- Jest dobrze - mówił szybko, starając się mnie wesprzeć.- Nic ci nie będzie, Rose. Zaufaj mi, mówię prawdę.<br />
Gdybym mogła, prychnęłabym, ale z racji, że umierałam, jedynie lekko skinęłam głową i poczułam, jak po po moim policzku zatacza się ciepła łza.<br />
- Reszta - powiedziałam trzęsącym się głosem.<br />
Harry szybko złapał moją dłoń i oddalił ode mnie twarz, by zacząć krzyczeć i nawoływać resztę. Po chwili drzwi od samochodu uchyliły się, a ja zobaczyłam w nich zdziwionego Liam'a. Kiedy dostrzegł jak szybko tracę cenną krew, zareagował i razem z innymi, nawet rannym Niall'em, wnieśli mnie do furgonetki, a następnie wylądowaliśmy chyba w szpitalu. Obraz był tak zamazany, że byłam w stanie wiedzieć jedynie, że lampy świeciły mocno, a ktoś trzymał mnie kurczowo za rękę, nie pozwalając stracić w spokoju przytomności. Zachrypnięty głos towarzyszył mi aż do czasu, kiedy nie mogłam znaleźć tej szorstkiej dłoni z palcami zaplątanymi w moje własne. Wtedy też niewygodne siedzenie zamieniło się na jakiś biały materac, a ja dostrzegłam obok siebie dwóch, a może nawet trzech mężczyzn ubranych w zielone fartuchy. Wieźli mnie gdzieś, a ja, zmęczona wszystkim dookoła, spokojnie zamknęłam powieki i pozwoliłam sobie na sen. Być może na wieki.<br />
<br />
<br />
<br />
Powróciłam do was z nowym rozdziałem i przepraszam, ale więcej nie dodam przez jakiś czas, bo piszę dopiero trzeci. To tylko dlatego, że drugi jest długi jak jasna cholera, żeby nie było. No więc przewiduję okropnie długaśne rozdziały w tej części. No, a tak bajdełej, to ta część wabi się 'Impossible', nie żeby to kogoś interesowało xd<br />
Kocham was <3♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-3586670480838495552015-07-07T07:08:00.002-07:002015-07-07T07:08:30.165-07:00PrologNie odkładaj mnie na potem, bo potem mnie już nie będzie.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>Ba dum tss!</b><br />
<b>Jestem!</b><br />
<b>Wróciłam!</b><br />
<b>Mam napisane dwa rozdziały!</b><br />
<b>Pierwszy dodam w czwartek! </b><br />
<b>Kocham was!</b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-54876773959493170262015-07-07T07:05:00.001-07:002015-07-07T07:05:38.162-07:00Wstęp<pre class="description" style="box-sizing: border-box; color: #555555; font-family: 'Source Sans Pro'; font-size: 18px; line-height: 24px; margin-bottom: 21px; margin-top: 12px; overflow: auto; white-space: pre-wrap; word-wrap: break-word;">Bezpieczeństwo to pojęcie względne. Zależy od człowieka.
~*~
Zaufanie to umiejętność, której nie posiada każdy.
~*~
Cierpienie jest zależne od życia, a życie od cierpienia.
~*~
Jeśli więc człowiek, do którego pasują wszystkie z powyższych, kocha, to nie jest w stanie przestać. Wkłada w tą miłość wszystko, co posiada, choć nie jest tego wiele. Pokłada w najbliższych ludziach swoje nadzieje, wiąże z nimi przyszłość. Jeśli cokolwiek czuje, to całym sobą, bo dla niego 'czuć' jest niezwykłe. Będzie ranić, będzie kłamać, będzie wciąż sobą. Ale miłość, którą obdarzy tę wyjątkową osobę będzie równie wyjątkowa. Bo jeśli już kocha, to na zawsze, całym sobą, wszystkim, co ma i nigdy, przenigdy nie zapomni. Bo dla niego zapomnieć można tylko, jeśli zabraknie tlenu i nie można oddychać.</pre>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-59761735461680662972015-06-02T10:06:00.003-07:002015-06-02T10:06:46.445-07:00EpilogJa natomiast mordercę zobaczyłam w momencie, kiedy ciało mężczyzny, którego nie znałam, upadło na ziemię. Ten widok sprawił, że moje serce zabiło dwa razy szybciej, a z niewiadomych mi powodów obleciał mnie strach. Zaczęłam płakać. Prawie topiłam się pod potokiem własnych łez. Na widok kogoś, przez kogo płakałam od pół roku. Wyobrażałam sobie to inaczej. Jeśli miałam go jeszcze spotkać, chciałam skoczyć w jego ramiona i całować, nie płakać. Ja jednak postanowiłam zrobić to drugie, ze względu na ból, który ścisnął moje ciało tak mocno, że myślałam, że zaraz eksploduję. Oni wszyscy robili sobie ze mnie żarty, wszyscy traktowali to jak kawał. Wtedy to zrozumiałam. Ja prawie umarłam przez ból, jaki mi wyrządzono, podczas gdy oni nie traktowali tego poważnie.<br />
Harry stał jak ten kołek i wpatrywał się we mnie swoimi idealnie zielonymi oczami, które były jedyną rzeczą, którą zapamiętałam tak dobrze. Jego włosy były dłuższe, twarz okalał kilkudniowy zarost, a we wciąż wyciągniętym ręku dzierżył pistolet, który wcześniej wystrzelił i pozbawił życia człowieka. Powoli opuścił rękę i powiedział jego idealnie, według mnie, zachrypniętym głosem dwa słowa, które złamały moje serce:<br />
- Rose, przepraszam - tak dobrze je znałam. Słowem, którym wcześniej zakończył naszą znajomość, teraz znów ją zapoczątkował.<br />
Ale ja nie byłam pewna, czy znów chcę mu zaufać i czy znów chcę, by mnie oszukał i wykorzystał.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>--------------------------------------</b><br />
<b>Gasz, już widzę wasze miny xD </b><br />
<b>Na wattpadzie było kilka osób (hah, skapną się, że o nich piszę), które od samego początku tej części kurczowo trzymały się tego, że Hazz żyje xD </b><br />
<b>Od samego powstania pierwszej części miałam zamiar zrobić coś takiego haha</b><br />
<b>Przez jakiś czas nawet myślałam nad tym czy by faktycznie nie zabić Harry'ego, bo słowo daję, że fabuła trzeciej części byłaby taka sama i bez niego, ale jestem wielkoduszna i wam go oddaję :* </b><br />
<b>A co do impossible, to zacznę publikować rozdziały kiedy znajdę kogoś, kto zrobiłby mi szablon na bloga, bo ja nie posiadam takiej umiejętności. Jeśli chcecie rozdziały to pomóżcie mi w poszukiwaniach i napiszcie na priv na wattpad :) (ja i moje przekupywanie xD) </b><br />
<b>Chcę też napisać coś do przodu i mieć kilka rozdziałów w kieszeni (co z tego, że na oko będzie ich 13?) więc zacznę publikować, nawet i bez osobnego bloga, na samym początku wakacji. Słowo! </b><br />
<b>Nom, więc jeśli chcesz rozdziały wcześniej = pomóż mi szukać szablonu :)</b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-25436135536924726552015-06-01T10:05:00.002-07:002015-06-01T10:05:28.866-07:00Rozdział 26Serena McFeen.<br />
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...<br />
Złapałam się odruchowo za głowę, gdy obraz zaczął się rozmazywać i kręcić na zmianę. Nie możliwe by moja przyjaciółka odwróciła się ode mnie i na dodatek zapragnęła mojej śmierci. Przecież to niedorzeczne!<br />
By nie upaść musiałam podparść się o szafkę, ale to nic nie dało i upadłam z hukiem na ziemię, wywołując tym wielki hałas, który nie umknął uwadze Patrick'a, który chwilę potem pojawił się przy owym regale.<br />
- Co się stało? Boli cię?- Zapytał.<br />
Nie wierzę, nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że moja przyjaciółka, już niestety była przyjaciółka, mnie zdradziła. Przez chwilę miałam nawet nadzieję, że źle przeczytałam, albo po prostu pojawił się tam błąd, ale niestety było to prawdą i przekonywałam się o tym kiedy odczytywałam jej imię i nazwisko za każdym razem znów i znów. Życie mnie zawiodło już tyle razy, że sądziłam iż niemożliwością będzie kolejny mocny raz, za którym oberwę od niego z całej siły. Niestety strasznie się przeliczyłam. Moje oczy szkliły się, a ja nie potrafiłam opanować nerwów, ponieważ nie potrafiłam znaleźć żadnego sensownego wyjaśnienia dla powodu, przez który dziewczyna postanowiła nie tyle mnie zdradzić, co wydać na pewną śmierć. Do mojego zamglonego przez szok umysłu dochodziło jedynie, że Ser mogła nagle dostać objawów choroby psychicznej przez co wydała mnie całkiem nieświadomie, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej niedorzeczne się to dla mnie stawało.<br />
Rozżalenie przejęło kontrolę nad moim ciałem i po chwili całą mną wstrząsnął gromki płacz nad czymś, nad czym nie miałam żadnej kontroli. Nie ode mnie w końcu zależało kto postanowi się ode mnie odwrócić, czy przyłączyć i wesprzeć.<br />
Podniosłam swój rozdygotany wzrok na Patrick'a, który wciąż przyglądał mi się nic nie rozumiejąc, a widząc moją minę bez słowa pomógł mi wstać. Później zaczęły się pytania, które nie dochodziły do mojego mózgu, ponieważ ten zajął się rozmyślaniem na temat byłej przyjaciółki. Jakoś tak wyszło, że zagapiłam się na coś nad ramieniem mojego towarzysza i przez chwilę mignęła mi przed oczami teczuszka z podpisem 'Harry Styles'. Doskonale wiedziałam, że rozplątywanie starych śmieci nie pomoże mi w życiu, ale ciekawość i chęć dowiedzenia się czy faktycznie zwariowałam i widziałam go żywego jest prawdziwa wygrała i już chwilę później przeglądałam jego kartotekę. Przeraziło mnie, że znajdowało się tam dosłownie wszystko. Jego miejsce urodzenia, dzień urodzenia, nawet drobna kradzież srebrnego łańcuszka, osoby, z którymi się przyjaźnił, miejsca w których był. Z zapartym tchem oglądałam kartki papieru, ale nigdzie nie znalazłam daty śmierci, czy jakiegokolwiek nawiązania do końca żywota tej osoby.<br />
Raczej mało prawdopodobne było, żeby jakoś tą informacje postanowiono pominąć.<br />
- Czego szukasz?- Zapytał Patrick stając za mną, a ja westchnęłam przeciągle i zabrałam się za wertowanie drugiej jego teczki, która podzielona została na działy. Jeden nawet poświęcony został Lily, znajdywało się tam zdjęcie wypalonych inicjałów, o których dziewczyna jeszcze za życia zdążyła mi wspomnieć.<br />
Czyli to jednak była sprawka Harry'ego.<br />
- Daty śmierci - odparłam cicho, oglądając kilka kartek poświęconych Zayn'owi i Louis'owi, te akta mnie przerażały, ale nie mogłam się poddać. A może nie chciałam?<br />
Rozproszył mnie dźwięczny śmiech mojego towarzysza, więc wkurzona odwróciłam się do niego na pięcie i z grozą wymalowaną na twarzy zadarłam do góry głowę, by móc spojrzeć mu w oczy, które w tamtej chwili pałały jedynie rozbawieniem, nie było w nich tej iskierki, która płonęła w chłopaku przez całą naszą kolację.<br />
- Co cię tak śmieszy?- Warknęłam popychając go lekko, w zamiarze poszerzenia odległości między nami.<br />
- Kochanie, gdyby ten facet nie żył, jego teczka znajdowałaby się w wydziale zamkniętym - powiedział grzecznie, a następnie wskazał na drzwi po naszej lewej stronie - o tam.<br />
- Harry jest martwy już pół roku - powiedziałam znów zanurzając nos w papierach, które wcześniej przeglądałam.<br />
- Nie możliwe, żeby ci ludzie mogli pomylić się przez tak długi okres czasu - mężczyzna złapał mnie za ramię i potarł nim w zamiarze dodania mi otuchy, której właściwie nie potrzebowałam, bo smutek na wieść o zdradzie Sereny szybko przemienił się w istną chęć rzezi.- Te akta są porządkowane od kilku lat codziennie, Rose.<br />
Nie przejęłabym się jego słowami, gdyby nie nagłe wtargnięcie w rozdział powierzony mi, były tam moje zdjęcia z Harry'm, jak stałam pod jego domem prosząc go, by mnie wysłuchał w chwili, gdy moja rodzicielka zdolna była do usunięcia dziecka, jak byliśmy razem na imprezie, kiedy pierwszy raz zabrał mnie nad jezioro. To wszystko wywołało u mnie tak wielkie przerażenie, że wypuściłam teczkę w rozdygotanych rąk, a z mojego gardła wydobył się jęk rozpaczy. Nie byłam gotowa na uderzenie we mnie tylu wspomnień. Arkusz papieru uderzył o zimną podłogę i otworzył na byle jakiej stronie, ale trzy słowa uderzyły w moją głowę tak mocno, że miałam ochotę zacząć wyrywać sobie włosy.<br />
'Niesitniejące miejsce pochówku'.<br />
Więc to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Wszyscy wokół robili ze mnie idiotkę, sądząc, że nie dowiem się niczego więcej i że zapewne nigdy nie uznam się za gotową na zobaczenie jego grobu, którego pewnie na cmentarzu nie było, ponieważ to wszystko było jednym wielkim kitem.<br />
Miałam ochotę płakać. Prawda wypełzła na powierzchnię, ale przy okazji uderzyła we mnie tak mocno, że nie byłam w stanie podnieść się z ziemi, tej schowanej gdzieś głęboko w moim umyśle.<br />
Zdezorientowanym wzrokiem błądziłam po sali, aż do moich uszu doszedł łomot otwieranych głównych drzwi i ten prosty, dziewczęcy głos, który pytał o moje położenie pani z recepcji.<br />
- A kim pani jest?- Zapytała kobieta.- I ten mężczyzna?<br />
- Ja jestem Serena McFeen, a to jest pan Cris Gale - uprzejmy, mrożący krew w żyłach głos Ser rozbrzmiał w moich uszach, przyprawiając mnie o palpitacje serca. Zakryłam usta dłonią, doskonale wiedząc, że jeżeli Serena przyszła po mnie z jakimkolwiek Gorylem to jedynie by pozbawić mnie życia.<br />
Pociągnęłam Patrick'a za rękę i schowałam się za jedną z ostatnich i wyższych przy tym półek, mając nadzieję, że w tym wielkim pomieszczeniu na samiutkim końcu ciężko będzie nas dostrzec.<br />
- Gdzie jest wyjście ewakuacyjne?- Zapytałam walcząc z drżącym głosem i takimi samymi rękoma.<br />
- Nie możesz stąd wyjść, zwariowałaś?- Syknął chłopak, wyraźnie nie rozumiejąc mojej nagłej paniki.- Wezmą cię za złodzieja, który zwinął jakieś ważne papiery.<br />
- Nic nie rozumiesz - warknęłam najciszej jak tylko potrafiłam.<br />
- Rose, to ty nic nie rozumiesz...<br />
Chłopak chciał zapewne powiedzieć coś jeszcze, ale przerwała mu moja dłoń, która w mgnieniu oka znalazła się na jego policzku.<br />
- Morda - syknęłam wściekła.- Ta dziewczyna przyszła tutaj, żeby mnie zabić. Musisz pamiętać jeszcze tą akcję z całą organizacją dla przestępców, znalezionych w starej fabryce. Jeśli jesteś też wtajemniczony, będziesz wiedzieć, że byli tam by zabić pewną dziewczynę.<br />
Chłopak skinął niepewnie głową nic nie rozumiejąc.<br />
- Tą dziewczyną byłam ja - ucięłam krótko.- Chcąc, nie chcąc wsadziłam ich wszystkich za kratki, a teraz się na mnie mszczą. Więc albo powiesz mi w tej chwili gdzie jest wyjście ewakuacyjne, albo zostanie ze mnie płaski naleśnik.<br />
Patrick z wybałuszonymi oczami przyglądał się mojej przerażonej, błagającej go twarzy, aż w końcu oprzytomniał i zaprowadził mnie do łazienki, gdzie wybił okno i podsadził mnie. Podziękowałam mu kompletnie wdzięczna.<br />
- Uważaj na siebie - przytuliłam go na pożegnanie.- Patrick wybacz, wykorzystałam cię.<br />
- Jakoś sobie z tym poradzę - mrugnął do mnie jeszcze, a ja zaśmiałam się nerwowo.- Chociaż szczerze mi się podobasz. Idź na cmentarz, to blisko, tam niby jest grób tego twojego całego Styles'a.<br />
Rozejrzałam się po pustej okolicy i już chwilę później droga do bramy wejściowej została przywołana przez moją pamięć, więc ile sił w nogach popędziłam przed siebie. Moje nogi zostały doładowane przez dodatkową dawkę adrenaliny, więc biegłam niewiarygodnie szybko. Po drodze wykręciłam numer do Louis'a, nie zważając na to, że była 3 w nocy. Moje życie było zagrożone, a ja właśnie biegłam na cmentarz, by odszukać grób Harry'ego i ostatecznie przekonać się o jego śmierci. Jeżeli grób był na miejscu - on umarł, a jeżeli nie był - nie trudno było zgadnąć, że wariatką nie byłam. Z drugiej strony, jeżeli umarłabym na cmentarzu, to byłaby to nawet kreatywna śmierć, nieprawdaż?<br />
- Halo?- Usłyszałam zaspany głos chłopaka, a potem ciche ziewnięcie.<br />
- Louis!- Krzyknęłam czując jak moje policzki stają się mokre, przez wcześniej wstrzymywane łzy.- Serena mu pomogła, a teraz chce mnie zabić! Biegnę na cmentarz, na grób Harry'ego, przyjedźcie tu wszyscy!<br />
- Już jadę - jego głos był już na tyle rozbudzony, że doszłam do wniosku, że zapewne jest nawet ubrany.- Goni cię?<br />
- Nie jest sama - zaklęłam, kiedy jedna z moich szpilek się złamała, a ja dokuśtykałam do wejścia.- Jest z nią jakiś goryl od brudnej roboty.<br />
- Gonią cię?- Powtórzył pytanie, już bardziej zaniepokojony.<br />
Na te słowa odwróciłam się i z ulgą stwierdziłam, że byłam sama, co wcale nie oznaczało dla mnie bezpieczeństwa.<br />
- Nie - odparłam cicho, głośno dysząc.- Ale zaraz zorientują się, że mnie nie ma.<br />
- Schowaj się gdzieś na tym cmentarzu, Rose - nagle usłyszałam zdesperowany głos Niall'a, chciałam go uściskać.- Zaraz będziemy, Zayn się ubiera.<br />
- Zaraz może być za późno - syknęłam.- Macie być tutaj na przed chwilą!<br />
- Poczucia humoru nie straciłaś - mruknął rozśmieszony.- To dobrze. Schodzimy na dół, opanuj się, wycisz i gdzieś schowaj, Rossie.<br />
- Idę na grób Harry'ego - oznajmiłam błądząc między nagrobkami, ale nie mogłam go znaleźć, co okazało się być dziwne, bo cmentarz w przeciwieństwie do większości w Londynie był nad wyraz mały. Było tam być może 30 grobów, a ja nie mogłam znaleźć tego jednego, śmieszne.- Gdzie on jest?<br />
- Nie ma go tam - tym razem usłyszałam zdesperowany głos Zayn'a, a na jego słowa przystanęłam zdezorientowana, słyszałam też zdziwione głosy chłopaków.- Tak właściwie to Harry w ogóle nie ma grobu.<br />
- Jak to nie ma?!- Krzyknęłam wściekła.- Skremowaliście go?!<br />
- Po prostu się schowaj, do jasnej cholery - warknął mulat.- I nie wrzeszcz tak, bo cię znajdą.<br />
- Ale co z tym grobem?- Zdziwiona wodziłam wzrokiem po okolicy.<br />
- Zaraz cię zabiją, dziewczyno - warknął.- A ty zamiast się schować masz zamiar dyskutować na temat martwej i raczej w tej chwili niepotrzebnej osoby?<br />
Tymi słowami sprawnie zamknął mi buzię, więc przyznając mu rację schowałam się za jednym z najbliższych drzew i próbując opanować oddech zarejestrowałam odgłosy kroków, przez co odruchowo wstrzymałam powietrze. Modliłam się jedynie o bezbolesną śmierć, ponieważ chłopcy nie dojechaliby na czas. Nie mieli szans zdążyć. Nie mogąc się oprzeć, wychyliłam się zza drzewa i zobaczyłam jedynie jakąś zakapturzoną postać, która udała się w przeciwnym kierunku, więc odetchnęłam z ulgą.<br />
Po chwili ostre hamowanie dało się słyszeć w promieniu kilku ulic, a ja zobaczyłam jeszcze jak chłopcy pośpiesznie opuszczają wóz i pędzą w moją stronę. Chciałam dać im znać, że nic mi nie jest, ale nagle czyjaś ręka znalazła się przy mojej twarzy i automatycznie zmieniłam zdanie widząc wysokiego, wytatuowanego mężczyznę stojącego nade mną z nożem w ręku. Z mojego gardła wydostał się płacz, ale nie taki normalny, to był płacz błagania o życie, ale im bardziej się starałam, tym bardziej sprawiałam mężczyźnie frajdę z odbierania mi życia. Powoli wodził ostrzem po linii mojej szczęki, rozkoszując się widokiem spływającej z mojej twarzy krwi.<br />
To było straszne, czerwień nie trzymała się długo w jednym miejscu dlatego, że szybko zmywał ją potok łez, jaki z siebie wylewałam podczas błagania o litość, oszczędzenia mnie lub po prostu bólu, jaki nieznajomy mi wyrządzał. Zaskomlałam głośno, kiedy usłyszałam nawoływania chłopaków, którzy zdezorientowani błądzili po niewielkim cmentarzu, ale nie dlatego, że mnie zabolało, a żeby dać im bez słów miejsce mojego aktualnego położenia. Mężczyzna wściekł się widząc jak w mało inteligentny sposób nawołuję pomoc, więc zdesperowany przyłożył mi nóż do gardła, odbierając możliwość łapania powietrza, ale nie chciałam się wyrywać, bo wtedy przecięłabym sobie delikatną skórę i najprawdopodobniej wykrwawiłabym się. Pozostawało mi z przerażeniem przyglądać się skupionej na mojej męce twarzy. Widziałam niewielki smutek w jego oczach, ale nie był on na tyle wielki, by mógł zrezygnować z zabicia mnie.<br />
Kiedy czułam, że więcej nie wytrzymam bez powietrza i powoli zaczynałam tracić przytomność, była też możliwość, że po prostu umierałam, ktoś wpadł na mojego oprawcę i bez żadnej zwłoki przywrócił mi możliwość oddychania, a ja zdesperowana zaczęłam łapać każdy możliwy haust. Kiedy opanowałam oddech i podniosłam głowę, szybko zatrzymałam Niall'a na dystans, żebym mogła w spokoju przyswoić sobie infromacje.<br />
Ktoś chciał mnie zabić.<br />
Kurcze, niesamowite. Zawsze myślałam, a raczej miałam nadzieję, że umrę śmiercią naturalną, albo przynajmniej w skutek sił niezależnych ode mnie. Właściwie dalej mogłam mieć taką nadzieję, bo w końcu żyłam, tak? Prawda?<br />
Kiedy moje myślenie na temat kompletnie odbiegający od dziejących się zdarzeń dobiegło końca, zaczęłam nerwowo wycierać z twarzy krew, przez którą czułam się brudna. Ta ciecz sprawiała przyjemność temu mężczyźnie i dlatego jej nienawidziałam i nie chciałam być z nią w jakikolwiek sposób związana. Nie wiem dlaczego, ale podczas nerwowego wycierania twarzy rękawem zaczęłam płakać, a raczej skomleć, nie rozumiejąc jak tacy perfidni mordercy mogą jeszcze żyć na naszym świecie, a my musimy się nim z nimi dzielić. Blondyn widząc moje małe załamanie objął mnie i pogładził po plecach, chcąc dodać mi choć odrobinę otuchy, ale na nic się to zdało. Odepchnęłam go z całej siły, dając znać, że nie jestem w formie na tak czułe incydenty.<br />
W momencie, kiedy znokautowany przez mojego przyjaciela mężczyzna zaczął podnosić się z ziemi, Niall pociągnął mnie za sobą za rękę, wybiegając prosto na środek cmentarza. Chciał mnie chronić, więc raczej nie mogłam być za ten czyn zła, ale moje hormony buzowały, nawet nie wiedziałam dlaczego, i gdy tylko byliśmy bezpieczni zaczęłam szamotać się z blondynem chcąc by mnie puścił. W ten sposób ściągnęłam do nas resztę chłopaków, którzy zdesperowani szukali mnie lub moich zwłok gdzieś w krzakach lub chaszczach. Nie ukrywali swojej ulgi na widok mnie, choć nie zadowolił ich widok rany na linii mojej szczęki. Wszyscy czule objęli mnie, a ja zaczęłam płakać na wspomnienie ostrza sunącego po mojej skórze. Nie chciałam pozwolić już nikomu na zbliżenie do mojej osoby, nawet takie minimalne.<br />
Przerwało nam ciche chrząknięcie, i choć osoba nie wypowiedziała ani słowa, to ja doskonale wiedziałam kim była. Serena.<br />
Kiedy nieśmiało zerknęłam na jej twarz, moim pierwszym skojarzeniem były zwłoki. Dziewczyna stoczyła się. Niegdyś wysportowana, piękna i mądra, teraz nie różniła się niczym od anorektyczki. Jej skóra była wysuszona, cienie pod oczami dawały znać, że nie tyle nie chciała, co nie potrafiła normalnie zasnąć, a pozbawione połysku włosy wskazywały na to, że najprawdopodobniej ktoś wciągnął ją w narkotyki i narkomanię. Broń, którą ściskała w lewej dłoni prawie jej wypadała, dziewczyna była słaba, stała się wrakiem człowieka, a ja miałam gdzieś w swojej podświadomości wiedzę, że to moja wina, choć nie wiedziałam co takiego właśnie ja jej wyrządziłam.<br />
Blask księżyca odbijał się od twarzy każdego na cmentarzu, przyprawiając mnie o dreszcze, wiatr lekko powiewał moimi włosami, natomiast Ser atakował jej długimi, zniszczonymi blond kosmykami, jakby chciał odebrać jej w ten sposób zdolność widzenia.<br />
Przez chwilę miotała się z nimi, aż w końcu zażenowana związała je w luźnego kucyka, którym wiatr również bawił się w najlepsze. Wycelowała do mnie z broni, którą ledwo ściskała w ręku i dosłownie kilka sekund stała jak kołek, nie wiedząc co ma później zrobić. Poczułam jak ramię Niall'a oplata mnie w pasie i po chwili chłopak przyciągnął mnie do siebie, zakrywając mnie swoim ciałem.<br />
Chciałam się wyrywać, doskonale wiedziałam, że Serena nie zawaha się strzelić do niego, by mogła następnie zlikwidować moją osobę. Jeżeli miała kogoś zabić, tą osobą byłam ja i nikt inny.<br />
- Skarbie, przesuń się - jej słodki głos rozbrzmiał w moich bębenkach, a dźwięczność, jaka temu towarzyszyła rozkazała mi zakryć swoje uszy dłońmi, ponieważ nie tak zapamiętałam ten dźwięk.- Nie mam zamiaru zabić nikogo oprócz niej, choć to Mathew chciał załatwić tą sukę osobiście.<br />
- Oops - usłyszałam wkurzony głos blondyna.- Chyba dzisiaj ani ty, ani on nie dostaniecie tego, czego chcecie.<br />
Pomimo mroku wyraźnie zobaczyłam jak Ser wywraca oczami i po raz kolejny zerka na swojego towarzysza, niemo prosząc go o pomoc. Ten jedynie wzruszył ramionami, a ona pokazała swoim pistoletem, aby mój obrońca przesunął się i pozwolił jej robić swoje.<br />
Ani mu się śniło.<br />
Stał nadal, ale teraz obojętnie skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i obojętnym wzrokiem patrzył na białą gorączkę, która powoli opanowywała Serenę. Lekko szturchnęłam przyjaciela, prosząc go by się przesunął, ale on posłał mi jedynie piorunujące spojrzenie, więc zamilkłam i spuściłam głowę.<br />
- Przysięgam, że zabiję cię jak psa, jeżeli zaraz nie zejdziesz mi z drogi - fuknęła blondynka obejmując drugą dłonią rewolwer i wymierzyła już bardziej stanowczo w chłopaka. Poczułam jak zadygotał ze strachu, więc wtuliłam się w jego plecy, żeby go jakoś uspokoić. Nie było nawet mowy o tym, żeby odpuścił bronienia mnie, więc mogłam go jedynie wspierać. <br />
- Co się z tobą stało, skarbie?- Zapytał szczerząc swoje śnieżnobiałe, równe zęby.- Kiedyś byłaś mniej stanowcza, nie mówiłaś tyle, a jeśli nawet to odzywałaś się grzecznie. Byłaś uprzejma i w ogóle... Nie rozumiem co stało się z tamtą dziewczyną...<br />
Przez chwilę Serena patrzyła na niego, próbując opanować swoje emocje i hormony, które poczułam nawet ja na preteksjonalny ton blondyna. Zachował się jak dupek, co się oszukiwać.<br />
- Nic o mnie nie wiesz!- Wrzasnęła rozdygotana, o mały włos pistolet nie wypadł jej z rąk.- Wykorzystałeś mnie, ty podły debilu! Upiłeś i zaprowadziłeś do łóżka, zrobiłeś ze mnie pośmiewisko!<br />
- I to jest powód, dla którego Rose ma umierać?- Wtrącił Zayn, ale pożałował tego, kiedy dziewczyna zalana łzami wymierzyła tym razem w niego. Jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu, ale dzielnie ściskała narzędzie w dłoni. <br />
- Zamknij się!- Krzyknęła stanowczo, ale wtedy zniecierpliwiony towarzysz dziewczyny podszedł do niej i wyrwał z jej ręki pistolet. Bez namysłu wymierzył w Niall'a, a ten przełknął nerwowo ślinę, jednak stał nadal w miejscu. <br />
Nieznajomy wykrzywił twarz w niemiłym grymasie, zapewne przez niezadowolenie kolejnym trupem, którego nie mógł ominąć w żaden sposób. Próbując nie okazywać jak bardzo jest mu przykro, odbezpieczył broń, a ja uznałam, że nie mogę dłużej chować się jak tchórz za przyjacielem, więc w momencie strzału wyszłam zza blondyna, a ten ruszył za mną i dzięki temu poruszeniu oboje nas kula jedynie drasnęła.<br />
Oberwałam lekko w bok, ale krew i tak lała się strumieniami, bolało jak cholera, a ja miałam ochotę umrzeć. Złapałam się za bolące miejsce i osunęłam się na kolana, nie mogąc ustać już na równych nogach. Obraz przed moimi oczami zaczął wirować, ale oprzytomniałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że Niall dostał mocniej i leżał na ziemi, patrząc tępym wzrokiem w ciemne niebo, na którym właśnie przelatywał samolot.<br />
Powietrze przeszył mój wrzask rozpaczy, kiedy zobaczyłam jak powieki mojego najlepszego przyjaciela powoli opadają. Z trudem doczołgałam się do niego i zdeterminowana zaczęłam klepać jego policzki, płacząc przy tym równocześnie.<br />
- Niall - chlipałam ciężko - obiecywałeś - jęknęłam.- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz.<br />
- Nie zostawiam cię - wykrzytusił siląc się na uśmiech.<br />
- Nie żegnaj się - powiedziałam stanowczo.- Ty nigdzie nie idziesz. Zostajesz, masz zostać. Masz być przy mnie, Niall.<br />
Chłopak uśmiechnął się błogo i już prawie odleciał, ale w tym samym momencie Liam opadł przed nim na kolana i urwał kawałek swojej koszuli po czym opatrzył jego ranę na brzuchu i złapał go stanowczo za rękę, a Niall posłał mu zwycięzki uśmiech.<br />
- Stary, za wcześnie na robienie sobie wolnego - rzekł Li, po czym pomógł mu wstać, choć chłopak zrobił to z wielkim trudem.<br />
Sama chciałam się podnieść, ale kiedy tylko spróbowałam rana na moim boku dała się we znaki i opadłam ciężko na ziemię, po czym złapałam się za krawawiącą wciąż szramę. Moje ubranie było całe czerwone, ale nie to najbardziej mnie martwiło. Mężczyzna z powagą wypisaną na twarzy wciąż celował do mnie ze swojej broni, której odbezpieczeniem ściągnął na siebie moją uwagę. Spojrzałam na niego z bólem w oczach, mając nikłą nadzieję na to, że mój koniec będzie jak najmniej bolesny. Po przeciągnięciu się chwili, jęknęłam głośno.<br />
- Wystrzel już - wybłagałam, czując jak moje policzki stają się mokre. To wszystko powoli mnie przytłaczało, moje życie nie miało sensu.<br />
Najpierw byłam wyrzutkiem, później w końcu znalazłam przyjaciół, następnie stoczyłam się przez rozwód rodziców, spotkałam miłość swojego życia, ale ona mnie zostawiła, a potem musiałam uciekać przed psychopatą, który ubzdurał sobie, że trafił do więzienia tylko i wyłącznie przeze mnie, bo przecież to, że został, kim został, nie było jego własną decyzją.<br />
Oh, tak. Nastąpił moment, w którym przypominały mi się wszystkie najgorsze momenty mojego marnego życia i zaczynałam powoli robić z siebie ofiarę losu.<br />
Zapomniałam po prostu o plusach całej tej sytuacji. W końcu mogłam spotkać Harry'ego w niebie, czy piekle, było mi to obojętne. Po prostu miałam okazję być z nim, nie ważne gdzie.<br />
I nastąpił moment, na który czekałam.<br />
Wystrzał.<br />
Tyle, że to nie nieznajomy mężczyzna wystrzelił.<br />
To on dostał.<br />
To on upadł.<br />
I to nie moi przyjaciele krzyczeli.<br />
Tylko Serena.<br />
Krzyczała ze strachu.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b><br /></b>
<b>--------------------------------------------</b><br />
<b>Lolololololololol. Jestem taka podekscytowana ^^ uwielbiam historię Rose i nie wiem jak się z nią rozstanę, a tutaj zostaje mi kilkanaście rozdziałów i koniec całej trylogii :o </b><br />
<b>Boże, tak mi smutno, ale cieszę się też, że będę mogła uznać opowieść za skończoną i zająć się w pełni innymi moimi ff xD </b><br />
<b>zapraszam was na wattpada ;) na pewno gdzieś z boku jest do niego link xD </b><br />
<b>A tak btw to myślicie, że co się stało?</b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-49256361884096255812015-05-31T06:38:00.003-07:002015-05-31T06:38:26.723-07:00Rozdział 25Nie znaleźli jej. Wszystko do mnie wracało, wirowało jak kalejdoskop wspomnień. Pamiętałam każdą chwilę spędzoną w jej towarzystwie, wszystko. Nigdy nie była uczuciowa, ale kochała mnie, a ja kochałam ją. Moje serce pękało na kawałeczki, kiedy dowiedziałam się o tym, że chłopaki w naszym hotelowym pokoju rano zastali ciało postrzelonego mężczyzny. Kim tam nie było.<br />
Jednak wciąż chciałam wiedzieć kto jest wtyczką, dowiedzieć się od niej wszystkiego, a potem najpewniej ją zastrzelić lub udusić. Znaczy, nie chciałam tego zrobić, ale pewnie bym się nie powstrzymała, Mathew też bym pewnie zabiła po dowiedzeniu się informacji o jego miejscu przebywania. Oh, ale chciałam dopaść i jego i tę głupią wtyczkę.<br />
Źle mi się robiło, kiedy myślałam o tym, że mam spotkać się z mężczyzną, który nie był Harry'm ani nie przypominał go nawet w najmniejszym stopniu. Tęskniłam za nim i nawet nie wiedziałam dlaczego, przecież był idiotycznym dupkiem, przez którego miałam same problemy.<br />
Próba zabicia mnie, na przykład.<br />
Za co więc go kochałaś, Rose?<br />
Za to, że nie osądzał.<br />
Jak kompletna idiotka wyszykowałam się na kolację z Patrick'iem. Był miły, ale nie posiadał hamulców, przez co bałam się rzeczy, jakie będę zmuszona zrobić, by wpuścił mnie do archiwum. Ale on przynajmniej by mnie obronił gdyby mnie zaatakowano. Jeden plus. Szukałam ich więcej, ale po godzinie dałam sobie spokój doskonale wiedząc, że ten wieczór miał być po prostu okropny. Przynajmniej dla mnie. Patrick pewnie bawiłby się wybornie podczas obmacywania mnie do woli, widząc przy okazji jak próbuję opanować nerwy by nie strzelić mu prosto w pysk.<br />
Założyłam więc cholernie wysokie, czarne szpilki i czerwoną miniówkę, w której czułam się jak wieloryb, ale sprawdzając w lustrze musiałam stwierdzić, że wyglądałam seksownie. Patrick też tak uznał, kiedy mnie zobaczył. Biedny chłopak omal nie zadławił się winem, którego kosztował. Zasiadłam na miejscu naprzeciw niego i posłałam mu przyjemny uśmiech, który odwzajemnił.<br />
- Wyglądasz - wymamrotał mierząc mnie od stóp do głów.- Wow.<br />
Zaśmiałam się cicho i podziękowałam z wielkim uśmiechem na twarzy.<br />
- Ty też - skinęłam na jego garnitur, a on wygładził go opiekuńczo, po czym skinął na nasze karty menu, więc ciągle się uśmiechając złapałam ją w dłonie i zaczęłam oglądać dania.<br />
Być może wieczór nie zapowiadał się być aż tak zły.<br />
- Zdecydowałaś już?- Zapytał nagle, a ja pokręciłam głową dziwiąc się jak można jeść frytki z lodami. Serio coś takiego było na karcie.<br />
- Chyba wypiję tylko wodę - powiedziałam odkładając ostrożnie menu i posłałam tylko miłe spojrzenie w stronę mojego towarzysza.<br />
- Jesteś pewna?- Spytał, a ja skinęłam głową.- Dziwnie będzie, jeśli ja będę jadł, a ty będziesz patrzeć - westchnął pocierając dłonią o kark.<br />
Zachciało mi się strzelić sobie mentalnego policzka.<br />
Jak ja mogłam nie wziąć tego pod uwagę?!<br />
- Ekhem - odkaszlnęłam cichutko znów patrząc na kartę.- W takim razie może wezmę danie dnia.<br />
Wymieniliśmy się słodkimi uśmiechami i już po chwili zajadaliśmy się naszymi zamówieniami. W moim przypadku było to spaghetti, a Patrick zamówił coś tak dziwnego, że nie jestem w stanie tego nazwać.<br />
- Miłe miejsce - powiedziałam rozglądając się po gustownym wnętrzu restauracji.- Często tutaj jadasz?<br />
- Uwielbiam magię, którą tutaj czuję - powiedział wzruszając ramionami.- Pewnie mnie nie zrozumiesz.<br />
Zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu by spojrzał w moją stronę, co uczynił.<br />
- Doskonale wiem o co ci chodzi - powiedziałam uśmiechając się pięknie, a on rozpromienił się i z dumą zaczął opowiadać mi o swoim życiu, swojej rodzinie i dzieciństwie. Słuchałam go z zapartym tchem, jego życie było fascynujące.<br />
- Mój brat, Bob - mówił - chodził na harcerstwo. Chciał zdobyć kiedyś odznakę za rozłożenie namiotu, ale był w tym strasznie kiepski - śmiał się jakby to stało się dziś.- Po południu jednego dnia wyszedł z domu by poćwiczyć, nie wychodziło mu, więc i wieczorem ćwiczył tę zdolność w lesie, zajęło mu to całą noc, daję słowo. Przerażona matka obdzwoniła wszystkich znajomych, szpitale i kostnice, ale nigdzie go nie było. Zadzwoniła też na pogotowie, policję, straż pożarną, a oni wszyscy szukali go z zapartym tchem. Nie wrócił do domu przez cały dzień.<br />
- Co się z nim stało?<br />
- Kiedy w końcu rozłożył ten namiot, zdał sobie sprawę z tego, że nie dojdzie ze zmęczenia do domu - zaśmiał się donośnie.- Swoją drogą udało mu się go rozłożyć dopiero nad ranem. Położył się w nim spać i przespał cały boży dzień.<br />
Śmiałam się razem z Patrick'iem. Uwielbiałam lekkość z jaką opowiadał o swojej rodzinie, znajomych, o sobie i swoim życiu. Był miłym i zapewne dobrym człowiekiem, czułam się podle z myślą, że go wykorzystuję.<br />
- Moja sąsiadka wpadła kiedyś na pomysł smażenia ziemniaków na sianie za stodołą - zaśmiał się znów.- Podpaliła małą kupkę i zjadła 2 ziemniaki, a wtedy zaczęło wiać i ogień zajął budynek, stodoła była co prawda stara, ale dymu i ognia było od cholery - chłopak był serio zabawny i uczuciowy, nie byłam w stanie się śmiać wiedząc, że robię źle będąc z nim w tym miejscu.- Cały budynek poszedł z dymem, a dziewczynka przez cały dzień bała się wrócić do domu. Kiedy w końcu wieczorem pojawiła się pod drzwiami, matka rozpłakała się na jej widok. Była przekonana, że dziecko również się spaliło. Nawet nie była na nią zła.<br />
Wymuszałam śmiech przez resztę naszego spotkania. Czasem by nie musieć oglądać jego zadowolonej i tak szczęśliwej z mojego powodu twarzy, popijałam swoją wodę i czułam ulgę, że przynajmniej przez sekundę nie czuję wyrzutów sumienia. Oszukiwałam wspaniałego człowieka.<br />
- A ty?- Zapytał nagle.- Nie masz nic do powiedzenia? Jakaś zabawna historia? Nic?<br />
Zastanowiłam się chwilę i zaczęłam mówić:<br />
- W podstawówce moi przyjaciele postanowili się zemścić na mnie za to, że nie pozwoliłam im się nauczyć na sprawdzian. Tak naprawdę to sami przyszli do mnie i przez dzień i noc oglądaliśmy filmy, ale jakoś wyleciało im to z głowy. Oczywiście sprawdzian oblali. Zgodnie uznali, że to moja wina i puścili w szkole plotkę o tym, że zaraziłam się od kogoś zabójczą chorobą <i>głupotus pospolitus </i>i mogę przekazać ją podczas całowania się z jakimś chłopakiem - Patrick śmiał się z mojej opowieści, co zadowoliło mnie wystarczająco, by uznać, że wybrałam dobry temat do rozmowy.- Przez dobre dwa lata nie mogłam znaleźć sobie przez to chłopaka! Wtedy było to dla mnie wielką tragedią życiową. Oczywiście Niall i Kim - ledwo udało mi się nie wykrzywić podczas wypowiedzenia imienia najlepszej przyjaciółki - dalej uważają, że był to świetny dowcip.<br />
- Masz wspaniałych przyjaciół - zaśmiał się chłopak przeczesując palcami swoją czuprynę.<br />
- Tak - skinęłam głową z uśmiechem.- Są fantastyczni.<br />
Zanim się obejrzałam, chłopak ujął moją małą dłoń w swoją dużą i gładził moją delikatną skórę swoim kciukiem. Ten gest nie wydał mi się niemiły czy nachalny, więc uśmiechnęłam się miło do niego dając mu pozwolenie na splecenie naszych palców. Zrobił to bez chwili zwłoki.<br />
- Muszę już iść - jęknął spoglądając na zegar, a ja oszołomiona zdałam sobie sprawę z tego, że siedzieliśmy tam już ponad 4 godziny.- Mam nocną zmianę w archiwum i muszę pilnować dokumentów.<br />
To zdanie sprawiło, że byłam zadowolona ze spotkania jak cholera. Chłopak pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia, wcześniej płacąc za nasze jedzenie. Zdziwiło mnie, że pod restauracją stała taksówka.<br />
- Ten pan zawiezie cię do domu - skinął głową na pojazd, a ja wykrzywiłam twarz w niemiłym grymasie.<br />
- Nie możesz zabrać mnie ze sobą?- Zapytałam cicho, a on spojrzał na mnie zdziwiony.<br />
- Archiwum jest ściśle tajne, nie można zabierać ze sobą nikogo. Z resztą ledwo się znamy.<br />
Przystanęłam na chwilę rozmyślając nad tym co powinnam w takiej sytuacji uczynić. Nie miałam czasu na związek z nim, a inaczej pewnie by się nie zgodził. Wszystko do okoła się waliło, musiałam dostać się do archiwum i do wtyczki najszybciej jak tylko potrafiłam.<br />
W końcu stanęłam na palcach i wpiłam się w wargi policjanta, a on zachłannie oddał pocałunek. Całował się nieziemsko, sukinsyn. Delikatnie przerwałam pieszczotę pozostawiając go w ogłupieniu.<br />
- Proszę?- Zapytałam całując linię jego szczęki.<br />
Jak w transie podszedł do taksówki i kazał kierowcy odjechać.<br />
<br />
<br />
<br />
~*~<br />
<br />
<br />
- Mogę się porozglądać?- Zapytałam niepewnie wodząc wzrokiem po wielkiej sali zapełnionej dokumentami. Tysiące teczek prawie wylewały się z półek, a ja uznałam, że żadna informacja nie umknie mi w tej chwili.<br />
Patrick skinął niemrawo głową i usiadł na krześle po czym wyjął swój telefon i zaczął coś tam sprawdzać. Nie przejęłam się tym i zadowolona brodziłam między pułkami w poszukiwaniu akt Mathew Kaddenly. Po około godzinie znalazłam upragnioną teczuszkę. Znajdowały się w niej papiery przestępstw popełnionych przez owego obywatela, data rozprawy w sądzie, i w końcu pośród innych kartek znalazłam listę odwiedzających go w więzieniu podczas pięciomiesięcznej odsiadki. Długa nie była, właściwie odwiedziła go jedna osoba.<br />
Kiedy przeczytałam imię i nazwisko serce podeszło mi do gardła, a w oczach zaczęły zbierać się łzy.<br />
<i>Niemożliwe. </i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<b><i><br /></i>
<i><br /></i>
-------------------------------------------------</b><br />
<b>Lel, spadam. Nie mam czasu się rozpisywać. </b><br />
<b>Pa. </b><br />
<b>xD </b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-73178144699029457322015-05-30T03:44:00.003-07:002015-05-30T03:44:43.227-07:00Rozdział 24<h2>
Kim's P.O.V.</h2>
<div>
Nienawidziłam go. To co mi zrobił było okrutne i samolubne. Najpierw mnie w sobie rozkochał, a potem porzucił jak nic nie znaczącą szmatę. Nie wiem ile czasu to coś rozwijało się między nami, ale zdecydowanie zaszło zbyt daleko zarówno dla mnie jak i dla niego. Nie mógł pozwolić sobie na nowe uczucie akurat w momencie załamiania związku z inną kobietą. Natrafiłam na wąską szczelinę w miłości tych dwojga i gdy jej dotknęłam, ona rozhyliła się pozwalając mi tym na wtargnięcie do środka pomieszczenia i zrobienia w nim bałaganu. Szkoda mi było najbardziej Eleanor, bo ona była niczego nie świadoma. Co prawda chciałam by odeszła od Louis'a i by on stał się bezpodstawnie i całkowicie mój, ale szanowałam to, co łączyło ich przed pojawieniem się naszego romansu. Nie mniej jednak prawie publiczne upokorzenie mnie i starganie moich uczuć zabolało za bardzo niż jak się spodziewałam. W ogóle nie spodziewałam się, że zachowa się tak, jak się zachował. Chciałam usłyszeć od niego 'kocham tylko ciebie, a ona nic już dla mnie nie znaczy', idiotka ze mnie, zachowałam się jak idiotyczna, zaślepiona i zakochana nastolatka. Byłam nią jeszcze, ale do moich urodzin pozostał tylko miesiąc. </div>
<div>
Płakałam. Nad wszystkim, nad swoim losem, nad tą idiotyczną miłością, tą felerną przygodą, jaką zaserwowała nam Rossie, nad niebezpieczeństwem, nad życiem. Ale cieszyłam się też, że mnie jako jedną z niewielu spotkało to wspaniałe uczucie zwane przyjaźnią i miłością, niewielu miało okazję być przez kogokolwiek kochanym czy lubianym, a ja byłam. Od dzieciństwa miałam dwójkę wspaniałych przyjaciół, trochę później zyskałam brata, o którego wcześniej nie miałam nawet odwagi prosić. Moje życie było jak gwiazdka z nieba. Miałam kochającą rodzinę, przyjaciół, mogłam studiować gdzie tylko zapragnęłam, ale nie chciałam bo byłam zbyt leniwa. Trochę też onieśmielało mnie ile mogę mieć, ale nie chcę czy też nie umiem skorzystać z darów jakie dosłownie mam do wyboru. Z tego wszystkiego wybrałam właśnie Louis'a i on okazał się być jednym z tych błędnych wyborów, bo zostawił mnie dla innej o której mówił, że nic dla niego nie znaczy. Pozwalał mi zakochiwać się w nim podczas gdy sam doskonale wiedział, że nie będzie w stanie odwzajemnić mojego uczucia. Nie miałam mu tego za złe, właściwie to sama nie wiem dlaczego. Kochałam go, to było pewne, ale równie dobrze mogłam go nienawidzić, a nie robiłam tego. Stałam się obojętna na uczucia we mnie. Siedziały i eksplodowały, a ja je tylko trzymałam na wodzy. Wiedziałam, ze po pewnym czasie puszczę linę i nie wytrzymam, ale póki mogłam starałam się być dobra dla osób z zewnątrz. Nie byłam zła na nikogo. Kiedyś może i bym była, ale wiedziałam dobrze, że chcieli dla mnie jak najlepiej i ta myśl koiła wszystko co czułam. Byłam jedynie rozżalona. Strasznie rozżalona i rozsypana. Nie wiem czego oczekiwałam, ale tego nie otrzymałam. I to bolało. </div>
<div>
I nagle pośród tego bólu ujrzałam światełko w tunelu, które kazało mi się zabawić. Zacząć tańczyć aż do bólu, stracić cnotę dla kaprysu, poznać przez złamane serce kogoś, kto mógłby okazać się później kimś znacznie ważniejszym od Louis'a. Może ta sytuacja miałaby też swoje dobre strony. Zakochałabym się w kimś innym, a potem mogłabym podziękować Lou za tą intrygującą przygodę i wręczyć mu zaproszenia na mój ślub. Tego chciałam, pokazać mu, że pomimo bólu, jaki mi wyżądził dalej potrafiłam czuć się dobrze, a nawet perfekcyjnie. Chciałam tez udowodnić coś, nie wiem dokąłdnie co, sobie. </div>
<div>
I tak zrobiłam. Tańczyłam, śmiałam się, piłam do upadłego, do bólu. Poznawałam mnóstwo osób, w których towarzystwie czułam się dobrze, na prawdę dobrze. Czułam się tak, jak chciałam się czuć, a nawet lepiej. Starałam się być jak najbardziej dzika, szalona, tajemnicza. Starałam się zaintrygować swoimi ruchami, swoim ciałem, sobą kogoś, nie ważne kogo. Przyciągnęłam tej nocy dużo dłoni, chyba nawet zbyt dużo. Bawiłam się świetnie, a nawet wybornie. O takiej zabawie niektórzy gwiazdorzy mogliby tylko pomarzyć, marzenia to siła, jak się mówi.<br />
Po kilku godzinach dobrej zabawy, już nocą postanowiłam zabrać ze sobą jednego z milszych chłopaków, który bez operania się przystał na moją propozycję 'pokazania mu swojego miłego hotelu'. W akompaniamencie śmiechów i przespeiszonego bicia serca zarówno mojego, jak i mojego towarzysza dotarliśmy pod drzwi pokoju i kradnąc mu całusa lub dwa otowrzyłam drzwi zapraszajc go do środka jako pierwszego.<br />
Zanim się obejrzałam, osoba schowana za drzwiami wymierzyła mu celny strzał pomiędzy oczy i chwilę później dusiła mnie przy ścianie aż do momentu, w ktorym straciłam przytomność.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>-----------------------------------------------------</b><br />
<b>Poprawki są dokonane ^^</b><br />
<b>Co wy na rozdziały codziennie? Tak do końca? </b><br />
<b>Kocham was <3 </b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-21975569534991774892015-05-29T06:40:00.002-07:002015-05-29T06:40:56.442-07:00Rozdział 23Po dokładnym sprawdzeniu, czy nie rozmazałam sobie tuszu tym nagłym nieopanowaniem nerwów postanowiłam wejść do domu by w końcu zrobić to śniadanie. Tak, jak myślałam, wszyscy spali, no nie wszyscy. Kim i Louis, jak słyszałam, byli w salonie i dyskotuwali zaciekle na jakiś temat. Chcąc poprosić ich o pomoc, podeszłam do drzwi, ale konwersacja zbyt mnie zaciekawiła, żebym im tak po prostu przerwała. Stanęłam więc obciążona reklamówkami i wsłuchiwałam się w rozmowę.<br />
- Ile jeszcze?- Zapytała zdenerwowana Kim, a ja przełknęłam ślinę na myśl, że mogła mnie nienawidzić za to, co się działo.<br />
- Kim, nie wiem, przepraszam.<br />
- Nie mogę już dłużej udawać, Lou - jęknęła.- To ważne, nie będę w stanie się powstrzymywać jeszcze nawet dzień, rozumiesz? Nigdy nie byłam dobra w utrzymywaniu sekretów.<br />
Miałam ochotę znów się rozpłakać, ale postanowiłam być twarda, w momencie kiedy miałam już odchodzić, znów zaczęli mówić. I nieźle mnie tym przytrzymali.<br />
- Kocham cię, Louis - Kim nabrała powietrza w płuca, jakby czekając na jego reakcję.<br />
- Kim - westchnął tylko, co za cham!- Co z Eleanor? Dobrze wiesz, że ona...<br />
- Louis - dziewczyna upomniała go stanowczo, by zwrócił uwagę na jej wcześniejsze wyznanie.<br />
Kim z Louis'em?! Jakoś ciężko mi było w to uwierzyć, przecież ona miała być z kimś kto by ją pokochał i zostawił dla niej tą drugą. Zbyt dobrze znałam Louis'a i wiedziałam, że nie zerwałby z Eleanor. Kim znów miała doznać załamania z powodu faceta, którego kochała.<br />
- Ja też cię kocham, Kim - powiedział cicho.- Ale to nic nie zmienia. Z Ele łączy mnie coś innego, takiego nietypowego, to coś co rzadko się zdaża, nie jestem w stanie tego zostawić.<br />
- A... A te piękne chwile?- Zapytała.- Przecież zapewniałeś mnie wcześniej, że mnie kochasz i ją zostawisz, że zrobisz wszystko, żebyśmy byli razem - mówiła zdruzgotana.<br />
- A co miałem powiedzieć?- Oburzył się.- Że cały nasz romans pójdzie na marne, bo nie jestem w stanie rzucić dziewczyny? Z resztą, stan w jakim to mówiłem sam stwierdzał, że nie mogłem powiedzieć niczego innego.<br />
- Ah tak?- Fuknęła.- Czyli, że chcesz ją zostawić czy nie?<br />
- Jasne, że chcę, kochanie - westchnął, a ja w szparce zobaczyłam jak łapie ją za dłoń.- Ale ona jest też ważna, spędziłem z nią dobre 3 lata i chcę pokazać jej, że coś dla mnie znaczyła przez ten czas zanim poznałem ciebie i tak na prawdę dowiedziałem się czym jest miłość.<br />
<i>Oh, kochany, pogłębiasz się. </i><br />
Z westchnnieniem odeszłam od drzwi nie chcąc słuchać więcej tej intymnej rozmowy. Ruszyłam do kuchni i tam zabralam się za robienie bułek na śniadanie. Po jakichś 15 minutach dołączył się do mnie Niall, który właściwie zamiast robić kanapki to zjadał te, które ja zrobiłam. No dobra, zjadł tylko dwie, ale i tak coś tam zeżarł.<br />
- Musimy dzisiaj jechać do Londynu - powiedziałam.- Rodzice Brian'a nie zgodzili się na tak długi urlop i powiedzieli, że albo wrócę dzisiaj, albo mogę pożegnać się z tą pracą.<br />
Chłopak westchnął ciężko.<br />
- A jeśli nas znajdzie?<br />
- Nie mam wyjścia, Niall. Potrzebuję pieniędzy, dobrze o tym wiesz, a zawód niani na wyrywki jednorazowo daje tylko 10 funtów za godzinę, to za mało.<br />
Właściwie to kłamanie co do mojej pracy w której dostałam okropnie długie wolne sprawiało mi nie tyle trudność co po prostu żal do siebie, że znów okłamuję najlepszego przyjaciela.<br />
Dlaczego stawałam tak cholernie często przed wyborami od których zależało życie nie tylko moje, ale innych? Niektórzy ludzie, którymi ja nie jestem, poradziliby sobie dużo lepiej ode mnie, wzieliby pod uwagę bezpieczeństwo innych, nie angażowaliby własnych uczuć czy też urojeń pokazujących się na ulicy. Matko święta, dlaczego byłam taka popierdolona?<br />
Najgorsze co mogłam zrobić to znów kłamać, ale doskonale wiedziałam jak wszyscy spojrzeliby na mnie po tym jak powiedziałabym im o tym, że chcę wykorzystać policjanta tylko po to, by dostać się do archiwum i dowiedzieć się kto jest wtyczką Mathew. Znalazłam się pomiędzy młotem, a kowadłem, w kompletnej kropce, strasznie zagubiona i zmieszana.<br />
Bo już nie wiedziałam co mam myśleć, bałam się o swoją psychikę, bałam się o przyszłość moich przyjaciół, bałam się o Kim, bo przez Louis'a znów miała cierpieć. Bałam się kurwa o wszystkich i wszystko.<br />
I najgorszym lękiem było zapomnienie. Harry'ego. Obawiałam się, że zapomnę jego piękne dołeczki, wspaniale układające się włosy, niesamowite zielone oczy, jego perfekcyjność. Jego całego, on był idealny, a ja bałam się, że go zapomnę.<br />
Chciałam poczuć czyjąś obecność, ale Niall nie był już tym samym Niall'em, nie kochał mnie już tak kompletnie bezwarunkowo. On był, ale ... oh, nie da się tego określić. Był innym Niall'em, nie było w tym nic złego, ale tęskniłam za jego poprzednim wcieleniem, tym beztroskim blondynem zarażającym uśmiechem każdego, na kogo by spojrzał. Jego aura się zmieniła, choć nadal był radosny, to już nie w ten sam sposób.<br />
Po prostu chciałam cofnąć czas, do kiedy on był sobą, ja byłam tą samą osobą, Mathew siedział w więzieniu, a wszyscy byli zdania, że można mi ufać.<br />
Kim nie miałaby romansu z Louis'em, ja nadal byłabym załamana, ale przeszłoby mi dzięki wiernym przyjaciołom, bo oni by mi pomagali i wspieraliby mnie na każdym kroku pilnując jak małe dziecko. To dziwne, ale właśnie tego od nich oczekiwałam, tego pragęłam i tego potrzebowałam. Chciałam by pokazali mi, że nic się nie zmieniło, że moja skóra może się pomarszczyć, a oni i tak będą zawsze gdzieś w pobliżu uważnie obserwując czy potrzebuję ich w tej chwili jak w każdej innej.<br />
Kochałam ich wszystkich i dobrze wiedziałam, że wróciłoby to do normy po czasie zamknięcia Mathew, czy nawet i uśmiercenia go by więcej nie zakłucał naszej jebanej rutyny.<br />
Nie mogłam, po prostu wszystko zaczęło mnie przytłaczać, potrzebowałam pomocy, bliskości. Przysunęłam się więc do Niall'a i objęłam go w pasie lekko pociągając nosem.<br />
- Nawet nie wiesz, czy cię kochał - szepnął, myśląc, że trapi mnie sprawa Harry'ego.<br />
- Wiem, że ja go kochałam - odparłam chowając swoją twarz w jego bluzkę.<br />
Chłopak pocałował mnie w czubek głowy, a na moich ustach zagościł wielki grymas wyrażający ból. Tak bardzo obwiniałam się za to, że go okłamałam.<br />
- Nie zostawiaj mnie - poprosiłam cicho.<br />
- Nigdy - powiedział szybko, a ja uśmeichnęłam się blado.- Już ci to obiecywałem.<br />
- Ale prawie nie dotrzymałeś obietnicy.<br />
- Tym razem dotrzymam - ucałował moją głowę i objął mnie jeszcze szczelniej.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Ostatnie pudło podałam Zayn'owi, by ten zaniósł je do samochodu. Mieliśmy zjeść obiad i jechać do Londynu. Czułam, że Mathew był blisko, że czaił się zawsze za rogiem. Wiedziałam, że nas wytropił. Przecież byliśmy tam już tydzień, najwyższa pora na to, by nas znalazł.<br />
Nagle, po tym jak mulat opuścił mieszkanie, Kim czająca się przedtem w ciszy przy stole wstała niemal wywracając krzesło. Zaczęła mierzyć Lou morderczym spojrzeniem, a ten tylko mruknął 'no pięknie' pod nosem i nieco zjechał w dół krzesła chcąc zasłonić się stołem.<br />
- Ja już dłużej nie mogę - stęknęła brunetka, a ja już doskonale wiedziałam co się święci.- Louis, kocham cię i nie będę tego ukrywać.<br />
Jak na zawołanie życie przy stole się zatrzymało, a wszyscy zgromadzeni patrzyli równie zdziwieni to na Kim, to na Louis'a. Widząc minę Niall'a wywnioskowałam szybko, że nie był pewny czy ma brać to na serio czy może znajduje się na planie <i>Mamy cię!</i>. Liam raczej groźnie obserwował Lou, który umierał za sprawą wypieków na twarzy. Widać było, że daddy Liam doskonale wiedział iż Lou ten romans potraktował jako zabawę i kompletnie nie przewidział takiego obrotu sprawy jakim było zakochanie się.<br />
- Nigdy nikogo tak nie kochałam - powiedziała obserwując go dokładnie.- Louis, daj mi szansę, sam mówiłeś, że zostawisz Ele.<br />
- Kim, usiądź - poprosił cicho Liam wyczuwając, że jego siostra jedynie się zbłaźni.<br />
- Ale - dziewczyna wodziła zdezorientowanym wzrokiem po wszystkich obecnych i w końcu zatrzymała się na mnie.<br />
<br />
<br />
<i>- Kochasz go i chcesz dla niego jak najlepiej - powiedziałam zajmując miejsce obok niej.</i><br />
<i>- Chyba tak...</i><br />
<i>- Więc pozwól mu samemu zadecydować o swoich uczuciach i życiu. Jeśli wybierze ciebie to dobrze, ale równie dobrze może się okazać, że ciebie po prostu nie kocha i wybierze tą drugą. Wybór chyba należy do niego.</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
- Wybór chyba należy do niego - szepnęłam przepraszająco. Było mi przykro, bo ją zawiodłam, ale taka była prawda. Louis mógł kochać Eleanor i ona nie mogła zmuszać go do wyboru kogoś, kogo miłością nie darzył.<br />
- Ale - dziewczyna nadal zdezorientowana wodziła wzrokiem po małym pokoiku szukając sprzymierzeńców, ale na jej nieszczęście wszyscy poparli Louis'a.<br />
- Usiądź - poprosił spokojnie Liam.- Kim!- Krzyknął wściekły, gdy ona nie słuchała.<br />
W końcu spojrzała na niego z zaszklonymi oczami i wybiegła od stołu do swojego pokoju. Ja w tym czasie znów zaczęłam powoli jeść, a reszta poszła w moje ślady. Lekko podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami od jej pokoju, ale dalej zajmowałam się konsumpcją. Około dwóch minut później dziewczyna wyszła ze swojego pokoju w dyskotekowej kreacji i wyszła z naszego miejsca pobytu z głośnym trzaśnięciem. Niall z miejsca obok mnie wstał z chęcią pogoni za nią, ale odłożyłam sztućce i zatrzymałam go, gdy wstał.<br />
- Daj jej trochę swobody - szepnęłam.- Musi odetchnąć.<br />
Blondyn niechętnie zajął poprzednie miejsce i znów zaczął jeść. Wtedy w pomieszczeniu znów rozległ się odgłos trzaskania drzwiami i po chwili zobaczyłam Zayn'a z Brook u boku.<br />
- Cześć - westchnął Lou.- Chcesz może obiad?- Zagadnął moją siostrę, ale ona pokręciła szybko głową i zobaczyłam wtedy, że na twarzy ma niewielkie wypieki.<br />
- Coś się stało?- Zapytałam.<br />
- Osioł - sapnęła.- Nie ma go w domu. Całe mieszkanie jest we krwi, meble są porozwalane, jego nigdzie nie ma, nikt nie wiedział gdzie może być. Rozpłynął się w powietrzu.<br />
Wciągnęłam gwałtownie powietrze.<br />
- Znalazł nas - powiedziałam otwierając oczy.- Brook, jedziesz z nami do Londynu, tobie też może coś zrobić. Niall, Liam, wy idźcie za Kim, Bóg jeden wie co jej może zrobić jeśli ją dopadnie.<br />
Oboje zerwali się z miejsc, kóre zajmowali.<br />
- Nie - Lou pokręcił głową również wstając.- Poszła przeze mnie i ja po nią pójdę.<br />
- Pójdę z tobą, to moja siostra - Liam zaoferował swoją pomoc.- Z nami dwoma nie zadrze, poradzimy sobie. Wy jedźcie teraz, w tej chwili. Kiedy ją znajdziemy dojedziemy do was.<br />
Skinęłam głową i wstałam od stołu po czym podeszłam do Niall'a z nadzieją, że doda mi otuchy. Złapał moją drobną dłoń w swoją, a ja uśmiechnęłam się ciesząc się z tego, że między nami wszystko zaczynało się poprawiać.<br />
- Ale chłopaki - uprzedziłam.- Macie dzień. Po tym czasie wszyscy doskonale wiemy, że jej nie znajdziecie. Nie narażajcie się. Wszyscy się o nią martwimy, ale łatwiej sobie poradzimy jeśli wciąż będziecie żywi.<br />
Oboje skinęli głowami i opuścili próg naszego dotychczasowego schronienia.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>----------------------------------------------------------------</b><br />
<b>Skończyłam tą część! Yaay! </b><br />
<b>Jest 26 rozdziałów i epilog! Przy czym 26 jest tak kurewsko długi, że nie wierzę! xD </b><br />
<b>Kocham was, wiecie? <3</b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-19559357213855429062015-05-28T09:25:00.000-07:002015-05-28T09:25:12.225-07:00Rozdział 22Mój telefon rozdzwonił się wcześnie rano, ale nie zdziwiło mnie to za bardzo. W ostatnim czasie ludzie czerpali przyjemność z wybudzania mnie akurat w najmniej odpowiednim momencie. Mozolnie podniosłam słuchawkę i przyciągnęłam ją do ucha, ale ona nadal natarczywie grała piosenkę Ellie Goulding. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego iż nie nacisnęłam zielonej słuchawki, co zrobiłam bez zbędnej przerwy.<br />
- Halo?- Zapytałam zaspana przecierając ręką powieki, które same opadały bez siły.<br />
- Obudziłem?- Usłyszałam rozbawiony męski głos po drugiej stronie słuchawki. Nie potrafiłam go rozpoznać pomimo, że kojarzyłam skądś tą osobę.- Nie sądziłem, że jesteś aż takim śpiochem.<br />
- Kto mówi?- Zapytałam bez zbędnych dopowiedzeń. Byłam zmęczona, a w takim stanie nie za bardzo przemyślam, co mogę palnąć, toteż właśnie w taki sposób słowa opuściły moje usta.<br />
- Um, no tak, mogłem się najpierw przedstawić - odchrząknął.- Tutaj Patrick. Poznałaś mnie podczas...<br />
- Wiem kim jesteś - przerwałam mu w połowie zdania.- Nie dzwoniłeś 2 tygodnie po poproszeniu mnie o numer, więc uznałam, że nie chciałeś się spotkać.<br />
- Oh, wybacz. Miałem mnóstwo pracy przy aktach odwiedzających więźniów. Byłem cholernie zarobiony i czasem brakowało mi czasu, żeby się podrapać, a co dopiero zadzwonić do pięknej kobiety - mruknął do słuchawki, a moje policzki mimowolnie zaróżowiły się na jego miły komplement.<br />
Dodatkowa informacja, że mężczyzna miał dostęp do archiwum sprawiła iż miałam ochotę skakać w miejscu ze szczęścia. Może, gdybym pozwoliła mu na nieco więcej niż normalnie, na przykład pocałowałabym go w taki sposób, że nawet jego wrogowie poczuliby przyjemność, to pozwoliłby mi pójść ze sobą do pracy, a ja poszperałbym nieco w papierach Mathew.<br />
- Ile ty masz lat?- Wypaliłam z uśmiechem na ustach.<br />
- Ja?- Oburzył się.- A ty?<br />
- Mam 19 - westchnęłam.- Błagam, nie mów, że jesteś 10 lat starszy.<br />
- Oh, nie, no co ty - zaśmiał się.- Połowę mniej. Słuchaj, dzwonię, żeby zapytać cię, czy masz może jutro wolny wieczór.<br />
- To zależy - mruknęłam zamyślając się nad tym w jaki sposób miałabym znów dostać się do Londynu.<br />
- Od czego?<br />
- Od tego o co chcesz zapytać - powiedziałam śmiejąc się cichutko.<br />
- No tak - westchnął.- Chciałem zaprosić cię na kolację. Mam już rezerwację, więc lepiej, żebyś się zgodziła.<br />
Prychnęłam odciągając słuchawkę od ucha.<br />
<i>Przyjemniaczek. </i><br />
Przewróciłam oczami znów przyciągając komórkę. Ciekawe w jaki sposób ja miałabym wytrzymać w jego towarzystwie przez cały wieczór?<br />
- Jutro?- Upewniłam się tylko.<br />
- No tak.<br />
- Mam jutro wolny wieczór - zaśmiałam się wymuszenie i usłyszałam jego chichot po drugiej stronie.<br />
- Więc jesteśmy umówieni?<br />
- Tak, jesteśmy umówieni - mruknęłam niezadowolona, a potem usłyszałam tylko koniec połączenia.<br />
Westchnęłam przeciągle i wstałam z łóżka czując jak bardzo głodna byłam.<br />
<br />
<br />
<i>'Obudziłam się, Harry'ego nie było obok mnie. Szybko usiadłam, złapałam z szafki naszyjnik i zawiesiłam go na swojej szyi. Wzięłam w rękę zawieszkę i trochę się uspokoiłam, nie wiem w jaki sposób, ale uspokajała mnie wiedza, że zawieszka jest na swoim miejscu. Przetarłam oczy i rozciągnęłam się, potem wstałam i zaczęłam wołać Harry'ego.</i><br />
<i>- W kuchni!- krzyknął, podążyłam za jego głosem i weszłam do niewielkiego pomieszczenia. Chłopak stał na środku i coś robił, pachniało pięknie.</i><br />
<i>- Co to?- Zapytałam siadając na krześle obok stolika.</i><br />
<i>- Omlety, jadłaś kiedyś?- Zapytał uśmiechając się do mnie.</i><br />
<i>Miałam obsesję na punkcie jego dołeczków, były zbyt piękne, tak jak jego oczy.</i><br />
<i>- Nie - pokiwałam głową śmiejąc się.</i><br />
<i>- No to zaraz zjesz.'</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Jak na złość w lodówce nie było niczego poza marchewkami Louis'a, których chłopak, na domiar złego, strzegł jak oka w głowie, więc nie miałam wyjścia i najnormalniej postanowiłam udać się na miasto by zjeść tam śniadanie i na spokojnie przemyśleć w jaki sposób przekażę reszcie wiadomość o powrocie do Londynu.<br />
<i>Hej, mam randkę, musimy wracać. </i><br />
Dobre.<br />
Tak, tak, to ich na pewno przekona.<br />
Ehh...<br />
Nie ma co się oszukiwać, przyznać musiałam, że nie pojechaliby ze mną bez wyznania prawdy. Ale prawdy nie mogłam im powiedzieć. Gdyby się dowiedzieli, że oszukiwałam ich przez pół roku, to ich przyjaźń miałabym z głowy.<br />
Niall i tak był na mnie cięty, więc starałam się jak najmniej podpadać podczas wspólnego spędzania czasu. Co by zrobił, gdybym nagle powiedziała mu całą prawdę dotyczącą Harry'ego, jego pracy i mojej roli w zamknięciu reszty tych zbirów?<br />
Powiedziałby, że się na mnie zawiódł, to na pewno. Możliwe, że byłyby jeszcze jakieś krzyki i obelgi w moim kierunku, ale blondyn nie był na tyle wredny by podkopywać moją wiarę w siebie i swoje możliwości, a to tak by się właśnie zapewne skończyło.<br />
Starając się wyrzucić te myśli z głowy, weszłam do sklepu i zakupiłam 10 bułek, by zrobić wszystkim niespodziankowe śniadanie. Haha, oczywiście były to bułki jedynie dla Niall'a, resztę, czyli pszenne kupiłam dwa razy więcej, bo wszyscy moi przyjaciele jeść lubili, nie wspominając o mnie.<br />
Dokupiłam jeszcze pasztet, sałatę, szynkę i inne produkty potrzebne do wspólnego śniadania, a następnie udałam się do kasy, gdzie zapłaciłam wysoką cenę.<br />
Miałam dość płacenia na ten dzień.<br />
Z jękiem po wydanych pieniądzach wyszłam ze sklepu i zaczęłam przeciskać się przez tłum przechodniów by dojść do swojego hotelu na drugiej stronie ulicy. Kilka razy potrąciłam jakieś przypadkowe osoby, ale nie przejmowałam się takimi drobiazgami jak przepraszanie, nie miałam na to ani czasu, ani ochoty. Mój żołądek wołał o pożywienie, musiałam mu ulec.<br />
Aż do czasu, kiedy wpadł na mnie wysoki mężczyzna, a ja upadłam na ziemię, zbijając sobie tym mocno tyłek. Zanim się obejrzałam duża dłoń pociągnęła mnie ku górze, a ja zauważyłam, że był to ten sam facet, którego widziałam w Mc, znowu miał na głowie głęboki kaptur, a jego zielone oczy świdrowały moją twarz bardzo uważnie. Nerwowo przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jego włosy przypominały mi loki Harry'ego, a oczy sprawiały, że wariowałam i walczyłam z sobą samą, by siłą nie zedrzeć mu tego worka z głowy i nie przekonać się o tym, że miłość mojego życia leżała głęboko pod ziemią.<br />
- Przepraszam - jego silny głos rozległ się w mojej głowie. Typowa dla Harry'ego chrypka, jaką ten ktoś posiadał sprawiła iż byłam niemal pewna tego, że był to ten cholerny loczek. Kompletnie oniemiała otworzyłam szeroko oczy i nie wiedzieć czemu, ale nie byłam w stanie podnieść głowy i spojrzeć na Harry'ego. Bo to był na pewno on, no chyba, że miałam omamy. Wierzyłam w to, że miłość mojego życia, która powinna przewracać się w grobie, stała w tamtej chwili przede mną i mieszała w moim umyśle, który i tak był poplątany.<br />
Czy łatwiejsze byłoby gdybym spojrzała na niego i przekonała się, że przez równe pół roku on był gdzieś, a ja przeżywałam najgorszy czas w moim życiu? Czy ułatwiłaby mi życie informacja o tym, że postanowił wrócić dopiero kiedy seryjny morderca zapragnął mojej głowy? Czy aby na pewno chciałam by wrócił po tym wszystkim, co przeszłam? Na Boga, już zaczynałam sobie radzić!<br />
Miłość. Czułam miłość. Nie ważne co by zrobił, nie potrafiłam przestać go kochać, nie ważne czy wróciłby po jednym dniu, szczęściu miesiącach czy też 50 latach. Miłość do jego osoby nie potrafiła wygasnąć ani się osłabić. Nie po tym jak piękne chwile przeżyłam w jego towarzystwie. Nie po tym jak wyznałam mu wszystkie swoje smutki, a już na pewno nie po tym jak dowiedziałam się o jego piosenkach z dedykacją dla mnie. Więc nawet jeśli bym chciała zrezygnować - to nie potrafiłam.<br />
Chcąc, nie chcąc, coś mnie do niego ciągnęło.<br />
<br />
<i>- Chcę umrzeć - wymamrotałam cicho. Słysząc to Harry się przysunął i mnie przytulił.</i><br />
<i>- Czasami nie trzeba ginąć by umrzeć - wyszeptał w moje ucho.</i><br />
<i>Podniosłam głowę nie rozumiejąc o co mu chodzi.</i><br />
<i>- Osoby wyjątkowe takie jak ty nie potrzebują prawdziwej śmierci by umrzeć. Czasem wystarczy ją sobie wyobrazić i wszystkie złe emocje znikają, umierają tam w środku.</i><br />
<i><br /></i>
- Ładny naszyjnik - Harry(?) dotknął mojego wisiorka, a mnie przeszedł dreszcz.<br />
<br />
<i>- Co to?- Zapytał wskazując naszyjnik leżący na szafce nocnej.</i><br />
<i>- Nic ważnego - ucięłam krótko.- Tylko naszyjnik.</i><br />
<i>Podszedł bliżej i wziął go do ręki.</i><br />
<i>- Złoto?- Zapytał unosząc brew, spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi.</i><br />
<i>- Tak - powiedziałam cicho.</i><br />
<i>- Skąd go masz?</i><br />
<i>Co go tak ciekawiło?</i><br />
<i>- Ukradłam tydzień temu, a co? Należał do twojej mamy?- Zapytałam sarkastycznie, wkurzał mnie powoli, jakbym nie mogła mieć złotego naszyjnika.... To chore.</i><br />
<i>- Lepiej powiedz prawdę.</i><br />
<i>- Dostałam go na komunię, okej? Od babci - westchnęłam.</i><br />
<i>- Super - uśmiechnął się po czym wślizgnął się pod kołdrę obok mnie.- Kiedyś ją poznam.</i><br />
<i>- Podoba ci się?- zapytałam patrząc z zamyśleniem na jego 'dziwny' uśmiech.</i><br />
<i>- Jest śliczny.</i><br />
<i><br /></i>
- Podoba ci się?- Zapytałam ze wciąż spuszczoną głową. Byłam pewna, że pamiętał. I faktycznie, poczułam, że przestał się uśmiechać, a zaraz potem zabrał rękę chowając ją do kieszeni bluzy.<br />
- Upadły pani zakupy - zauważył, a ja strzeliłam sobie mentalnego policzka i natychmiast rzuciłam się na ratunek moim cierpiącym bułkom.<br />
Kiedy gotowa do kontrowersacji z nieznajomym znajomym podniosłam się z brudnej ziemi, jego już tam nie było. Szukałam go gorączkowo ze świadomością iż jeśli go nie znajdę, to przepadło. Wiedziałam, że możliwość przebywania tak blisko z kimś kto mi przypominał Harry'ego, niekoniecznie nim będąc, byłaby dla mnie jednocześnie wielkim końcem z dodatkowym przytupem oraz chwilowym rajem.<br />
Kurde, kochałam go, tak cholernie go kochałam.<br />
Już kompletnie zdezorientowana i w kropce, zaczepiłam przypadkową kobietę, która stała obok mnie na przejściu od dłuższego czasu.<br />
- Przepraszam - westchnęłam czując, że łzy napływają mi do oczu.- Czy nie widziała pani może w którym kierunku odszedł mężczyzna, który mnie popchnął?<br />
- Ktoś panią popchnął?- Zapytała zaskoczona, a ja poczułam, że faktycznie musiałam zwariować. Czyli Harry był tylko moim wymysłem, jego tam nie było, ani jego, ani tajemniczego nieznajomego, który by mi go przypominał. Pusto. Było pusto.<br />
- Nie - powiedziałam czując jak łzy płyną wąską strużką po moim delikatnym policzku.- Nie, nikogo tutaj nie było.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>-----------------------------------------------</b><br />
<b>Nie wiem czemu, ale uwielbiam ten rozdział ^^</b><br />
<b>Ma w sobie... to coś xD </b><br />
<b>Powracam do was! Sama w to nie wierzę! (Znaczy ukradłam laptopa i mogę dodać, a tak konkretnie to wracam jutro xD) </b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-85527364445533756832015-05-24T10:21:00.001-07:002015-05-24T10:21:31.705-07:00Rozdział 21<h2>
Carl's P.O.V </h2>
<div>
Brook wyszła z domu jeszcze zanim się obudziłem i była na tyle wielkoduszna, by zostawić mi liścik z uwagą o to, bym nie zrobił bałaganu, bo dopiero co posprzątała i z dodatkową informacją, że śniadanie mam na stole w kuchni. </div>
<div>
Zadowolony ruszyłem w tamtą stronę i kompletnie szczęśliwy stwierdziłem, że czekały na mnie naleśniki z syropem klonowym. Zajadałem się nimi jak gdybym był wygłodzony, były smaczne, cóż poradzę. Umyłem naczynia i postanowiłem pójść do galerii w celu kupienia czegoś dla mojej współlokatorki, ponieważ Brooklyn miała mieć niedługo 21 urodziny. Niezbyt znałem się na tych popierzonych babskich umysłach i kompletnie nie wiedząc co by jej kupić zdecydowałem się na wibrator. </div>
<div>
<i>Będzie zadowolona. </i></div>
<div>
Galeria znajdowała się blisko naszego domu, ale pomiędzy budynkami była niewielka ślepa uliczka, na której zazwyczaj nikogo nie było, a ja niestety tą właśnie drogą musiałem podążyć do domu. </div>
<div>
- I need a hero - zanuciłem słysząc jak z jednego z okien wydostają się dźwięki tej właśnie piosenki.- I'm pulling up for a hero for the morning light...</div>
<div>
Zaciekawiło mnie, kto taki mógłby słuchać tak... starej piosenki w tych czasach, ale mimo to uznałem, że melodia jest w porządku i z uśmiechem na ustach podśpiewywałem jej słowa. </div>
<div>
Po wyjściu z alejki wszedłem do budynku w którym mieszkałem i otworzyłem drzwi mieszkania mojego i najlepszej przyjaciółki. To, co tam zastałem było przerażające, wszędzie syf, kanapa była kompletnie rozwalona, gdzieniegdzie ślady krwi, świerzej krwi. Wystraszyłem się. <span style="background-color: red;"></span></div>
<div>
- Brook?- Zapytałem cicho, mając nadzieję, że to tylko głupi żart.- Brook, to serio nie jest śmieszne! Brooklyn! </div>
<div>
Momentalnie rzuciłem na ziemię torbę i wbiegłem do wnętrza mieszkania w poszukiwaniu przyjaciółki, kurcze, od dawna chciałem by była kimś więcej, ale bałem się jej to wyznać. Być może było na to za późno. Szukałem w kuchni, salonie, moim pokoju, aż w końcu zsapany i wystraszony stanąłem przed drzwiami jej pokoju. Framuga była wysmarowana krwią co sprawiło, że moje serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. </div>
<div>
Niepewnie nacisnąłem na klamkę i stanąłem w progu pomieszczenia. Pod ścianą leżała kobieta, miała niewielką ranę na nodze, prawdopodobnie po przecięciu nożem, skądś ją znałem, ale nie była to bliska mi osoba. Z rany lała się krew, więc to stąd świerza krew w całym mieszkaniu. Podszedłem bliżej otumaniony chęcią pomocy, bo klatka piersiowa tej kobiety podnosiła się i opadała powoli, jakby oddychanie sprawiało jej trudności. Kiedy uklęknąłem przed nią, przerażony stwierdziłem, że była to pani Frannie Baker, matka Brooklyn oraz Rose. Delikatnie szturchnąłem nią, a ona błyskawicznie otworzyła oczy, ale uspokoiła się widząc mnie przed sobą. </div>
<div>
- Przyszedłeś po mnie - wyszeptała.- Prawda? Szukałeś mnie i uwolniłeś...</div>
<div>
Kiwnąłem głową by dodać jej otuchy, ale gdy rozejrzała się po pomieszczeniu, wydało mi się, że odzyskała pamięć z tego, co zaszło tam podczas mojej nieobecności. </div>
<div>
- Nie - szepnęła, a z jej oczu polały się łzy.- Nie wiedziałeś o mnie, nie chciałeś mnie uratować. A teraz już za późno dla nas obojga. On tu jest, Carl - mówiła jak opętana.- Skrywa się w cieniu bojąc się akceptacji. To on potrzebuje pomocy, trzeba mu pomóc. </div>
<div>
- O czym pani mówi?- Zapytałem nie rozumiejąc. </div>
<div>
- O nim - kiwnęła głową na nieoświetlony kawałek pokoju Brook, w kącie coś się poruszyło. </div>
<div>
Z ciemności wyłoniła się sylwetka mężczyzny w kapturze, który sprawiał, że nie było widać jego twarzy. Zagubione, ciemne włosy wystawały spod szarej bluzy, przez co nieznajomy zyskiwał złowrogą aurę. </div>
<div>
Rzucił się na mnie z liną w ręce i zaczął dusić, puścił mnie dopiero gdy odlatywałem, a do ucha wyszeptał mi:</div>
<div>
- Oficjalnie zostałeś porwany. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>----------------------------------------------------------------------</b><br />
<b>zapowiadam, że nie będzie mnie przez długi czas, ponieważ zbliża się wystawianie ocen i przez to szlabany za moje zawalenie nauki :* </b><br />
<b>no i plus do tego, że mam szlaban na internet do piątku, cudem się dokopałam do laptopa xD </b><br />
<b>Kocham was <3 </b><br />
<b>P.S. się porobiło, nie?</b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-7826927432265676582015-05-08T14:05:00.001-07:002015-05-08T14:05:49.299-07:00Rozdział 20Niall oczywiście wpuścił nas do pokoju, ale wydawałam się być nie na miejscu. Kompletnie się nie odzywałam, moje myśli krążyły wokół chłopaka z baru.<br />
Chyba świrowałam.<br />
Czy jeśli wydawało mi się, że faktycznie widziałam Harry'ego po tak długim czasie to zwariowałam?<br />
Jasne, że tak do cholery!<br />
Przecież on był martwy, nieżywy! Nie mógł tak po prostu mi się ukazać w magiczny sposób w McDonalds'ie! To niedorzeczne!<br />
Ale oczy, jego oczy, jak mogłam ich nie poznać? Wpatrywałam się w nie tyle czasu, jego tęczówki były tym, bez czego nie dawałam rady funkcjonować. Być może byłam tak zdesperowana, że uroiłam sobie tego chłopaka. Szczerze byłam w stanie do zrobienia dużo gorszych rzeczy, więc zwidy były dość łagodne jak na moje możliwości, gdyby się tak głębiej zastanowić. Byłam zamyślona, podczas gdy Kim i Niall prowadzili dyskusję na mój temat. Sama nie wiem, ale ona chyba nie wiedziała o tym, że Niall widział moje blizny.<br />
Być może broniła mnie nie wiedząc w czym zawiniłam i, że obraza Niall'a była akurat trafna, bo nie miał prawa po tak druzgocącym dowiedzeniu się prawdy nie być złym.<br />
Miał prawo mnie nienawidzić i ja o tym doskonale wiedziałam.<br />
- Jeśli ona chce się ze mną pogodzić to niech sama ze mną rozmawia Kim - westchnął blondyn masując się po skroniach.- Nie udawaj tak... pomocniczej.<br />
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale tak się składa, że gdyby nie ja to nigdy byście się nie poznali, więc mam obowiązek was ze sobą godzić za każdym razem, kiedy będziecie skłóceni. A tak poza tym to Rossie obawia się, że mógłbyś wydrapać jej oczy, więc jestem tu też ochroniarzem.<br />
Opadły mu wtedy ręce, ale ja nawet nie wtrącałam się w rozmowę. Próbowałam pomyśleć nad tym, w jaki sposób mogłabym dopaść chłopaka z Mc i sprawdzić, czy on faktycznie był moim Harry'm, nawet jeśli oznaczałoby to konfrontację z samą sobą.<br />
Dwójka moich najlepszych przyjaciół zawzięcie kłóciła się na mój temat od czasu do czasu próbując wciągnąć mnie w tę burzę słów, ale ja siedziałam w miejscu kompletnie sparaliżowana strachem przed poznaniem prawdy.<br />
Widziałam, jak umierał, więc musiał być martwy.<br />
Nie mógł żyć, nie chciałam sprawdzać już kim był chłopak z knajpy, bo to tylko pogrążyłoby mnie w mojej obsesji. Nie potrzebowałam załamania nerwowego kiedy seryjny morderca miał ochotę by wybić wszystkich, których znałam.<br />
- Ona już kompletnie zwariowała, rozumiesz?!- Wykrzyczał Niall.- Czy nie widzisz, że minęło już cholerne pół roku od śmierci tego jej całego lowelasa, a ona jest... taka?!- Wskazał na mnie, a mi oczy zaszkliły się na jego słowa.<br />
Czy na prawdę musiał mnie ranić?<br />
Wiedziałam, że się zmieniłam, ale on był tym, na którego zawsze mogłam liczyć, który zawsze był przy mnie i mnie wspierał na dobre i na złe.<br />
Jak się okazało, tylko na dobre.<br />
Co prawda, nie mówiłam im o tym, co stało się w tym opuszczonym budynku, bo obawiałam się ich reakcji. Powiedziałam, że na ulicy jakiś gangster zastrzelił Harry'ego, a ja zaczaiłam się i zadzwoniłam na policję, a oni go zamknęli i koniec.<br />
Dość.<br />
Po tym, co przeżyłam mogłam być w takim stanie, miałam do tego pełne prawo.<br />
Wstałam więc powoli z miejsca i zmierzyłam się z rozżalonym spojrzeniem Niall'a. On miał za złe nam obojgu za tą niemiłą konfrontację.<br />
- Przepraszam Niall - jęknęłam wzruszając ramionami.- Przepraszam, że nie jestem już tą osobą, którą chcesz, żebym była. Przepraszam, że jestem słaba. Przepraszam, że mnie boli. Przepraszam, że mam uczucia. Przepraszam, że cię zraniłam, nigdy tego nie chciałam, wierz mi. Przepraszam, że je widziałeś. Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam. Przepraszam, że nie dałam ci szansy być przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Za co mam cię jeszcze przeprosić? Za to, że na moich oczach umarł chłopak, którego kochałam ponad wszystko? Za to, że mam depresję? Czego ty chcesz? Jestem zmęczona, ugania się za mną seryjny morderca, przeze mnie umarły już trzy osoby, narażam wasze bezpieczeństwo, a nie chcę tego, tracę nad wszystkim kontrolę, mam zwidy, nie mogę spać, a ty jeszcze będziesz strzelać fochy, bo zobaczyłeś na moim ramieniu rany? Serio, Niall? Myślisz, że miłą sprawą byłoby mówienie tobie o tym, że mój kochany Rick, którego na prawdę kochałam, mnie zgwałcił na imprezie? Wiesz w jaki sposób mnie rozdziewiczył? Wiesz, że bolało, że miałam się za nic, że płakałam, że błagałam o to, by przestał? Więc - przełknęłam ślinę, czując, że nie wytrzymam.- Więc za co mam cię jeszcze przeprosić? Co mam zrobić, żebyś znów mi zaufał i był moim kochanym blondynkiem, którym byłeś od ponad 12 lat? Zrobię wszystko, Niall, bylebyś znów mnie wspierał.<br />
Patrzył na mnie w milczeniu. Nie mógł zrobić niczego co zabolałoby mnie bardziej.<br />
Na wspomnienia tej felernej nocy, ostatniej nocy z Rick'iem w moich oczach zbierały się łzy, które potem potoczyły się po moim policzku, ale stałam tam. Wytrwałam w jednej pozycji, trzymając się za ramiona i próbując sprawić, żeby podczas płaczu nie poruszały się jak galaretka.<br />
- Jezu, Niall, kocham cię, czego ty jeszcze chcesz?- Załkałam.<br />
- Żebyś mnie przytuliła - powiedział podchodząc do mnie i obejmując mnie tak mocno, jak tylko potrafił. Schowałam się w nim szybko otulona zapachem jego perfum. Takim przyjemnym. Jejciu, jak ja potrzebowałam takiej miłości, jaką on mnie darzył.<br />
Już wszystko straciło sens. Zagubiłam się w zawirowaniach mojego chorego życia. Z jednej strony mała przepaść pomiędzy mną i Niall'em, bo wiedziałam, że on nadal był zły, z drugiej seryjny morderca pragnący mojej głowy w swojej lodówce, z trzeciej niebezpieczeństwo, jakie załatwiłam wszystkim przyjaciołom, i w końcu z czwartej, tajemniczy chłopak, który złudnie przypominał mi o Harry'm. Oh, jeszcze piąta strona - kompletne zagubienie życiowe co do straty miłości, tej jednej prawdziwej miłości.<br />
Czy na pewno tak właśnie miało wyglądać moje życie?<br />
Czy na pewno to ja miałam mieć taki straszny mętlik w głowie?<br />
Może gdzieś w opatrzności pomylili moje karty z kartami jakiejś chorej umysłowo osoby?<br />
Zbyt dużo dzieje się w moim życiu, zdecydowanie zbyt dużo.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>-----------------------------------------------------------------</b><br />
<b>OMG </b><br />
<b>miałam dzisiaj nie dodawać, ale nie mogłam się powstrzymać ;-;</b><br />
<b>;-; nie idzie mi pisanie 25 rozdziału ;-; </b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-28200551477560558292015-05-07T07:14:00.002-07:002015-05-07T07:18:17.805-07:00Rozdział 19- Ktoś musi iść po zakupy - oznajmiła Kim.- I tym razem jest kolej twoja i Niall'a.<br />
Jęknęłam widząc chłopaka mijającego się w drzwiach kuchni z Lou zajadającym się marchewką.<br />
- Trzy dni temu mieliśmy ostrą wymianę zdań i obawiam się, że to skończy się śmiercią któregoś z nas.<br />
Kim zaśmiała się promiennie i klasnęła uradowana w dłonie.<br />
- I właśnie dlatego postanowiłam iść z tobą, Louis'a jako parę zakupową oddałam naburmuszonemu blondynkowi.<br />
Posłałam jej dziękujące spojrzenie.<br />
- Jezu, Kim jesteś wspaniała - powiedziałam zamykając ją w szczelnym uścisku.<br />
- Tak, wiem, ale chodźmy już. Najpierw ruszamy do Mc bo mam ochotę pożreć z 5 cheesburgerów!<br />
Prychnęłam widząc jak dziewczyna wygłodniale oblizuje wargi.<br />
- Nie zjesz tyle - oznajmiłam.- No chyba, że chcesz później nie zmieścić się w drzwiach.<br />
- Dzięki, Rose - jęknęła.- Jak zawsze rozładujesz atmosferę.<br />
Dziewczyna pociągnęła mnie za rękaw i już chwilę potem byłyśmy w drodze do Mc, gdzie Kim obiecała postawić mi lunch.<br />
- Jak tam twój książę na białym koniu?- Zagadnęłam kiedy skręcałyśmy na zamierzonej ulicy.<br />
- Raczej w czarnym volvo - poprawiła mnie puszczając mi oczko.- I chyba dobrze skoro ostatnio mnie pocałował.<br />
- Pocałował cię?- Zrobiłam wielkie oczy.- On nie ma dziewczyny?<br />
- Ma - wzruszyła obojętnie ramionami.- Ale najwyraźniej nie za bardzo mu odpowiada jeśli uznał mnie za panią swego serca, prawda?<br />
- Mam przeczucie, że ta cała sprawa nie za dobrze się skończy - westchnęłam wchodząc do McDonald's.- Wiesz, bądź co bądź, ale on jest zajęty. Chyba nie chcesz, żeby to skończyło się tak jak z Rick'iem?<br />
- Nie mów mi teraz o Rick'u - zaczęła machać kurczowo rękami.- Od pół roku staram się go wyrzucić z pamięci, nie pomagasz.<br />
- Dzięki - prychnęłam.<br />
Rozejrzałam się po 'restauracji' i ze zdziwieniem stwierdziłam, że większość miejsc była wolna więc ruszyłam do byle jakiego stolika i siadając na jednym z dwóch miejsc zabrałam od Kim torebkę i cierpliwie wysłuchałam, że moja przyjaciółka idzie złożyć zamówienie, a ja mam na nią poczekać.<br />
Kiedy się oddaliła z nudów oparłam się rękoma o stolik po czym znudzonym spojrzeniem poczęłam jeździć po sali.<br />
Nudny koleś z laptopem...<br />
Para nastolatek w wieku około 14 lat...<br />
Jakiś starszy pan z gazetą...<br />
Kim składająca zamówienie...<br />
Jakaś zakochana para...<br />
I w końcu jakiś zakapturzony chłopak w mniej więcej moim wieku. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zaintrygował mnie więc wgapiłam się w niego nie widząc dokładnie rysów twarzy. Spod kaptura wystawały pojedyncze, brązowe kosmyki włosów, a, że kaptur był bardzo głęboki, wytężając dokładnie wzrok spostrzegłam parę zielonych oczu, które wpatrywały się we mnie z równie wielkim zainteresowaniem. Miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.<br />
Brązowe włosy, zielone oczy... Osioł?<br />
Nie, on chyba nie miał takiej bluzy.<br />
To wszystko, ta postawa, to spojrzenie... było bardzo znajome.<br />
Jego oczy przewiercały się przeze mnie i miałam wrażenie, że wie o mnie więcej niż ja sama. Dziwne uczucie, serio. Nawet nie rozmawiać z osobą przy której ma się takie wrażenie.<br />
Poprawiłam się na niewygodnym siedzeniu i wyjęłam dłonie podpierające moją głowę po czym już bardziej zaniepokojona zmierzyłam się z brunetem.<br />
<i>Skąd ja cię znam? </i><br />
Jego wzrok się nie zmienił, wciąż wydawał się być zaniepokojony, ale wydawało mi się, że jego twarz zaczęła wyrażać jakieś emocje. Złe emocje. Pożądliwe? Być może. Pociągałam go? Kto wie?<br />
<i>Richard? </i><br />
Skądś musiałam go znać do jasnej cholery! Zieleń jego oczu była tak cholernie znajoma, że traciłam zmysły.<br />
<i>Mathew? </i><br />
Już zdecydowanie przerażona oparłam się o fotel i bez słowa podziękowałam Kim, która wręczyła mi moje zamówienie, a sama zajęła miejsce na przeciwko wpychając w siebie swoje cheesburger'y. Starałam się jak tylko potrafiłam byleby tylko nie wyglądać na tak przestraszoną jaka byłam, wychodziło mi. Kim opowiadała mi o swoim ideale, a ja od czasu do czasu, kompletnie zamyślona, kiwałam głową i śmiałam się wraz z nią. Udawanie zaintrygowanej jej zachowaniem mi wychodziło, ale szczerze zainteresowana byłam tajemniczym chłopakiem.<br />
Czy on też miał wrażenie, że mnie zna?<br />
Dziwna sytuacja.<br />
Jeszcze dziwniejsze było to, że gdy spojrzałam ponownie na miejsce, jakie zajmował, nie było go tam. Zniknął.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Widziałam człowieka, </i><br />
<i>Który na mnie czekał, </i><br />
<i>Siedział w milczeniu, </i><br />
<i>I czasem spoglądał na menu, </i><br />
<i>Czarował mnie wzrokiem, </i><br />
<i>Zupełnie niczym urokiem, </i><br />
<i>Był intrygujący, </i><br />
<i>Strasznie uzależniający, </i><br />
<i>Zieleń oczu jego, </i><br />
<i>Przyspieszała bicie serca mego, </i><br />
<i>Jego postawa była dziwna, </i><br />
<i>Albo po prostu inna, </i><br />
<i>Czytał ze mnie jak w otwartej księgi, </i><br />
<i>Być może poznał moje męki, </i><br />
<i>I skądś go znam, </i><br />
<i>Ale chyba tworzę niepotrzebny spam</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- To jak? - Zapytała Kim, gdy byłyśmy już po odniesieniu zakupów.- Idziemy gdzieś? We dwie? Kupimy ci jakąś fajną sukienkę i może w końcu się rozluźnisz, co? Od kilku godzin chodzisz z miną jakbyś zobaczyła co najmniej diabła. </div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
- Śmieszy cię to?- Bąknął cicho Zayn, który przechodził obok.- Czasami mam wrażenie, że to ty jesteś najbardziej nienormalna z nas wszystkich. </div>
<div style="text-align: left;">
Kim zaczęła wachlować się ręką, robić przy tym zabawne miny i przy tym patrzyła w śmieszny sposób na Zayn'a. Prychnęłam rozbawiona. </div>
<div style="text-align: left;">
- Dzięki, Zaynie - westchnęła udając zadowoloną.- Uzyskałam ziszczenie się mojego największego marzenia. </div>
<div style="text-align: left;">
Chłopak tylko fuknął wkurzony i odszedł nie robiąc awantur. Moja przyjaciółka pomachała mu zadowolona na pożegnanie i z westchnieniem odwróciła się w moją stronę. </div>
<div style="text-align: left;">
- To może kino?</div>
<div style="text-align: left;">
- Jeśli znowu wybierzesz jakiś film o zombie to słowo, że porzygam ci się na buty - ostrzegłam rozpromieniona.</div>
<div style="text-align: left;">
- W takim razie nie idziemy do kina - jęknęła myśląc dalej.- Wiem!- Krzyknęła.- Pogodzimy cię z Niall'em! </div>
<div style="text-align: left;">
Słysząc jej słowa moje źrenice się rozszerzyły, serce zaczęło bić tak szybko, że nie szło zliczyć ilości uderzeń na minutę, a ja cała pobladłam zdesperowana. Jeśli Kim wpadła na jakiś pomysł - było już po tobie bo ona i tak musiała zrobić to, co miała w zamiarze. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie - powtarzałam gdy ona ciągnęła mnie w stronę jego pokoju z miną <i>to ci nic nie da. </i></div>
<div style="text-align: left;">
- Przestań histeryzować, człowieku - jęknęła zakładając ręce na biodra.- Będę tam, okay? Z resztą Niall cię przecież nie zabije, tak samo ja. </div>
<div style="text-align: left;">
- T-To raczej osobista sprawa - zająknęłam się.- L-Lepiej żebym zrobiła to, gdy będę chciała. </div>
<div style="text-align: left;">
- Przestań - machnęła na mnie ręką z uśmiechem.- On cię kocha od dobrych kilku lat w pokręcony sposób i nie mógłby się na ciebie długo gniewać. </div>
<div style="text-align: left;">
- Na Rose, którą faktycznie kocha nie mógłby, ale problem w tym, że ja nie jestem już tą samą osobą, Kim - westchnęłam nie mając nadziei na zrozumienie z jej strony.- Zmieniłam się. Jestem inna. On... On nie kocha tej Rose, kocha tą, która umarła wraz z Harry'm, rozumiesz? </div>
<div style="text-align: left;">
- Słuchaj - Kim wydawała się być już podenerwowana - zmieniłaś się, to fakt, ale nadal jesteś jego kochaną Rossie dla której wskoczyłby w ogień, rozumiesz? Kiedy przefarbowałaś włosy na czarno, też się zmieniłaś. I co? Przestał cię kochać? Nie. Nie ważne jak bardzo się zmienisz, zawsze będziesz tą samą Rose dla nas wszystkich. A teraz przestań dramatyzować.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo byl wściekły, kiedy przyszłam tu ostatnim razem - westchnęłam wystraszona patrząc na drzwi.- Miałam wrażenie, że wydrapie mi oczy. </div>
<div style="text-align: left;">
- Przy mnie się nie odważy - pocieszyła mnie i podeszła do drzwi po czym najnormalniej w świecie zapukała. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i> Byłam załamana, stałam tam jak kołek czekając aż otworzy drzwi. W końcu jego wielka sylwetka pojawiła się w drzwiach. Szybko wytarłam łzy z policzka.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- Co ty tu robisz?- Zapytał zdezorientowany.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- Mówiłeś -wydukałam.-Że jeśli będę chciała pogadać to mogę przyjść...</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Nawet na niego nie patrzyłam, strasznie interesowała mnie podłoga. Byłam taka żałosna, nie zdziwiłabym się gdyby zatrzasnął przede mną drzwi.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- Mówiłem -westchnął.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- To jakiś problem?- Jego ton trochę mnie zaniepokoił.- Właściwie to już mi przeszło i mogę iść gdzie indziej...</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Starałam się być przekonująca, ale kiedy skończyłam mówić przeszła mną kolejna fala płaczu, ryknęłam wylewając z siebie kolejne łzy. To naprawdę było żałosne.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Harry pokazał mi rząd białych zębów w figlarnym uśmieszku. Tak bardzo go wtedy nienawidziłam, ale był jedyną osobą która mogła mnie wysłuchać. Która CHCIAŁA mnie wysłuchać.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Cofnął się trochę i otworzył szerzej drzwi.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- Wejdź.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Zaraz... Brązowe włosy i zielone oczy? </i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><b><br /></b></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><b><br /></b></i></span></div>
</div>
<div style="text-align: start;">
<div style="text-align: left;">
<b>------------------------------------------------------------</b><br />
<b>No nieźle xD </b><br />
<b>Kocham was <3 </b></div>
</div>
</div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-45731054116882554612015-05-06T06:15:00.001-07:002015-05-06T06:15:17.654-07:00Rozdział 18Przez dobre kilka dni atmosfera między mną, a Niall'em była napięta i nie chcieliśmy ze sobą rozmawiać. Straciłam najmniejszą nadzieję na to, że moja osoba go obchodzi.<br />
<i>Najpierw Liam, a teraz on. </i><br />
Całe szczęście nikt oprócz mnie i Kim nie miał pojęcia o tym, co się stało, a nawet można powiedzieć, że zauważyli mały spór między nami, ale najprawdopodobniej spłynęło to po nich. Czasem miałam ochotę rzucić się na chłopaka z pięściami za spojrzenie jakim mnie obrzucał. Patrzył na mnie z wyższością, jakbym była gorsza przez moje rany. Chciałam go zabić, serio, zastanawiałam się już w jaki sposób.<br />
Siedzieliśmy wszyscy w kuchni i robiliśmy sobie, każdy z osobna, śniadanie. Ja stałam przy chlebach i grzebałam w bochenku by wyjąć dwie kromki i wtedy podszedł do mnie blondyn. On także wyjął sobie kromkę, ale gdy jego dłoń zetknęła się z moją ręką odsunął ją jakby kopnął go prąd. Nie powiem, to zabolało.<br />
- Jeśli księżniczka okazuje się nie być chodzącym ideałem, to nie jest już nic warta, prawda?- Zapytałam szeptem rzucając chłopakowi niemiłe spojrzenie, które gdyby mogło zabijać, to całe pomieszczenie byłoby martwe.<br />
Spojrzał na mnie z bólem i już otworzył usta by coś powiedzieć, ale obojętna już całkowicie odsunęłam się robiąc miejsce Liam'owi, który próbował dopchać się do chleba. Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka i odwróciłam się po czym ruszyłam do salonu gdzie zaczęłam zajadać się moim śniadaniem. Po chwili wszyscy inni dołączyli do mnie i zaczęli rozmawiać na swoje pokręcone tematy.<br />
Brooklyn ostatni raz była u nas 4 dni wcześniej, czyli w dzień, kiedy między mną, a Niall'em pękła pewna granica. Wiedziałam, że swoim smutkiem go raniłam, ale niesprawiedliwością dla niego było kaleczenie się, czułam, że nie skrzywdziłam na prawdę siebie, ale wszystkich, którym na mnie i moim życiu zależało. Wtedy na prawdę przegięłam. On próbował mi pomóc i starał się jak tylko mógł, a potem ni stąd ni z owąd zobaczył na moim ramieniu osiem głębokich ran, które zdążyły się zabliźnić. Zawaliłam, serio. Jednak izolowanie się ode mnie to jedna z najgorszych rzeczy jakie tylko mógł zrobić. Byliśmy w poważnym niebezpieczeństwie, a on bawił się w fochy.<br />
Chciałam krzyczeć, narzekać na niego, ale gdy tylko wściekła podążałam w jego stronę głos wyparowywał ze mnie i czułam jedynie skruchę i żal w stosunku do niego jak i do siebie.<br />
Nikt nie próbował nawet wciągać mnie w dyskusję, każdy przyzwyczaił się do tego, że odpływałam niewiadomo gdzie i niewiadomo na ile. Czasem nurtował mnie temat Mathew, czasem użalałam się nad sobą, innym razem rozmyślałam nad Harry'm, a jeszcze częściej zadawałam sobie podstawowe pytanie - <i>dlaczego Niall się tak zachowuje? </i><br />
Odpływałam na zróżnicowany czas, głównie było to około 15 minut, ale czasem zdarzało się, że siedziałam i rozmyślałam 3 godziny lub więcej. W ciągu tych 4 dni czułam coś złego, wiedziałam, że Mathew jest blisko, bałam się. Przez to spałam w ten czas może jakieś 5 godzin. Głównie w moim pokoju siedziałam na łóżku pogrążona w myślach, wpatrywałam się w ściany lub wspominałam Harry'ego. On nie umarł, nadal żył, we mnie, w moich wspomnieniach, był tam. Kiedy udawało mi się zasnąć, byłam z nim. Był bardzo rzeczywisty jak na urojenie, które nie miało prawa być prawdziwe. Zabrał mnie na piknik...<br />
<br />
<br />
<i>- Dokąd mnie prowadzisz?- Zaśmiałam się chcąc ściągnąć z oczu jego czarny krawat.- Harry, daj spokój, przecież i tak zobaczę. </i><br />
<i>- Ale to będzie niespodzianka - szepnął mi do ucha, a moje ciało przeszły dreszcze. </i><br />
<i>Jejku, nasze palce były splecione ze sobą i miałam wrażenie, że chłopak już nigdy nie zechce puścić mojej dłoni. Nie wiem dlaczego, ale trzymanie go przy sobie sprawiało, że drżałam i byłam cała rozpromieniona. Nie przeszkadzało mi nic, ciepło, chłód. Przy nim zawsze było idealnie. On zawsze był idealny...</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Miałam dość. Miałam serdecznie dość od zadręczania się wszystkim dookoła. Wzięłam na siebie winę za Harry'ego, Lily, pana Clark'a i na domiar złego jeszcze za zachowanie Niall'a. Powolnie wstałam z kanapy i zamknęłam się w swoim niewielkim i zarazem skromnym pokoiku wyjmując z szafki książeczkę z piosenkami Harry'ego.<br />
Usiadłam na łóżku w wygodnej pozycji i otworzyłam dziennik.<br />
<i>Czas na Night Changes. </i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<br />
<div style="font-style: italic; text-align: center;">
Wiesz... tak jakoś ta piosenka pasuje mi do ciebie, Rose :)</div>
<h2 style="font-style: italic; text-align: center;">
Night Changes - Dla Rose 20.10.2014</h2>
<div style="font-style: italic;">
Moving too fast / ruszając się zbyt szybko</div>
<div style="font-style: italic;">
Moon is lighting up her skin / księżyc oświetla jej skórę</div>
<div style="font-style: italic;">
She's falling, doesn't even know it yet / ona zakochuje się, nawet jeszcze o tym nie wiedząc </div>
<div style="font-style: italic;">
Having no regrets is all that she really want / niczego nie żałować - wszystko czego ona pragnie </div>
<div style="font-style: italic;">
<br /></div>
<div style="font-style: italic;">
We're only getting older baby / my się tylko starzejemy kochanie </div>
<div style="font-style: italic;">
And I've been thinking about it lately / i myślałem o tym ostatnio </div>
<div style="font-style: italic;">
Does it ever drive you crazy / czy to kiedykolwiek wpędzało cię w szaleństwo</div>
<div style="font-style: italic;">
Just how fast the night changes? / tak szybko jak zmienia się noc? </div>
<div style="font-style: italic;">
Everything that you've ever dreamed of / wszystko o czym kiedykolwiek marzyłaś</div>
<div style="font-style: italic;">
Disappearing when you wake up / znika kiedy się budzisz</div>
<div style="font-style: italic;">
But there's nothing to be afraid of / ale nie ma się czego bać</div>
<div style="font-style: italic;">
Even when the nigh changes / nawet jeśli noc się zmienia</div>
<div style="font-style: italic;">
It will never change me and you / nigdy nie zmieni mnie i ciebie</div>
<div style="font-style: italic;">
<strike>Because I love you baby / bo cię kocham kochanie </strike></div>
<div style="font-style: italic;">
<strike><br /></strike></div>
<div style="font-style: italic;">
<strike><br /></strike></div>
<div>
Skreślona linijka sprawiła, że dostałam palpitacji serca. Kochał mnie? Nie, nie możliwe. Skreślił to, nie mógł mnie kochać skoro skreślił tą linijkę. </div>
<div>
W kompletnym szoku postanowiłam wykorzystać moment i pójść do Niall'a. Nie chciałam znów żegnać się z kimś, kogo kochałam. Nie kiedy ten ktoś tego nie wiedział. Nie wolno się kłócić, kłótnie to nic dobrego. Szczególnie kiedy jest się w mojej sytuacji, kiedy można umrzeć w dosłownie każdym momencie. Nie, postanowiłam nie stracić najlepszego przyjaciela. Nie byłam gotowa na takie poświęcenie.<br />
Zapukałam do drzwi jego pokoju, a ten niechętnie wychylił się w małej szparce, ale miałam wrażenie, że kiedy zobaczył osobę stojącą naprzeciw nabrał głęboko powietrza i szczerze powstrzymywał się od zamknięcia mi drzwi przed nosem.<br />
Patrzył na mnie chwilę tym swoim wywyższającym spojrzeniem, a mi krew zaczęła buzować w żyłach sprawiając, że chcąc czy nie, zaczerwieniłam się i wyglądałam jak jeden wielki burak.<br />
- Twoje policzki płoną - zauważył.<br />
- Jesteś spostrzegawczy - dogryzłam mu sprawiając, że zamknął usta by znowu nie wypuścić jakiejś wkurzającej riposty.- Nie przyszłam tu, by rozmawiać z tobą o kolorze mojej twarzy - dopowiedziałam.- Od czterech dni się do mnie nie odzywasz, a jedynie próbujesz zabić mnie wzrokiem.<br />
- Wejdź - rozkazał uchylając drzwi, a ja posłałam mu udawane podziękowanie i zrobiłam to o co niezbyt grzecznie mnie poprosił.- Wiesz, że czuję się jak kompletny kretyn? Starałem się jak tylko mogłem, a ty? A ty postanowiłaś sobie zrobić krzywdę. Straciłem wiarę w to, że z tobą mogłoby być lepiej.<br />
- Niall, ja nie chciałam, żeby było ci przykro - westchnęłam masując swoje skronie.- To stało się kiedy usłyszałam rozmowę Brook i Sam'a 6 lat temu. Zabolało, starałam się z tym uporać, ale po tygodniu było tylko gorzej więc postanowiłam to zrobić. I wiesz co? Przeszło mi.<br />
Chłopak patrzył na mnie wyprany z uczuć, chyba nie za bardzo przejął się tym, co mu powiedziałam, albo po prostu uważał to za kompletnie głupią wymówkę. Ciężko było mi rozszyfrować to z jego twarzy.<br />
- Kiedy ja miałem zły dzień zamiast się ciąć chodziłem do ciebie i wszystko ci opowiadałem, pamiętasz?<br />
Niechętnie skinęłam głową uciekając natarczywie wzrokiem byleby tylko nie spotkać na drodze Niall'a, który był zawiedziony, po prostu zawiedziony.<br />
- A ty mnie przytulałaś i wszystko było dobrze - powiedział z nutką złości.- Ale kiedy ty miałaś problemy złapałaś za żyletkę, do cholery!<br />
- Niall, ja - chciałam mu wszystko wyjaśnić, chciałam wyrzucić z siebie frustrację, jaka ciążyła na mojej biednej duszy.- Tego było tak wiele! Liczne zdrady ojca, rozwód, śmierć Rozalie, jak miałam ci to wszystko powiedzieć akurat kiedy ty byłeś szczęśliwy?! Nie chciałam cię zadręczać swoimi problemami, potem jeszcze to, co...<br />
- Dość!- Przerwał mi kiedy miałam mówić o występku Rick'a.- Wyjdź! Mam dość! Ukrywałaś przede mną tyle rzeczy! Ja ciebie nigdy nie okłamałem, nigdy niczego przed tobą nie zataiłem, a ty miałaś same tajemnice! Nie chcę cię więcej widzieć! Wyjdź!<br />
Przez chwilę patrzyłam na niego niedowierzając, czułam jak moje policzki płoną od powstrzymywania łez, którymi zapełniały się szybko moje oczy. Zagryzając jedynie policzki od środka pokiwałam niemrawo głową i pociągnęłam nosem.<br />
- D-dobrze - zająknęłam się opuszczając pomieszczenie, odwróciłam się przed drzwiami gdzie widziałam tylko jak Niall trzasnął nimi wściekły i chwilę potem usłyszałam brzęk tłuczonego szkła.<br />
<i>To pewnie ten ładny wazonik. </i><br />
Złapałam się za ramiona, które trzęsły się od tej nieprzyjemnej wymiany zdań i znów odwróciłam się by iść jak najdalej tylko potrafiłam, czyli do mojego pokoju, bo nogi miałam jak z gumy, ledwo się na nich trzymałam. Kiedy przechodziłam obok kuchni zobaczyłam jak Liam stoi osłupiały z kanapką w dłoni i patrzy na mnie niedowierzając.<br />
Otuliłam się rękami jeszcze mocniej, aż do bólu i posłałam mu obolałe spojrzenie. On darzył mnie identycznym.<br />
- Przepraszam - jęknęłam upadając na kolana i zaraz potem cicho zaszlochałam, a chłopak w przeciągu 2 sekund znalazł się przy mnie.- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam - wpadłam w istny trans i powtarzałam to jedno słowo nie mogąc wypowiedzieć nic innego czy choćby zamilknąć.<br />
Liam złapał za moje ramię akurat w miejscu gdzie znajdowały się rany, a ja syknęłam z bólu czując niewyobrażalny ból cielesny, jak i duchowy. Ciągle jednak powtarzałam jedno słowo.<br />
- Rose, czy to prawda? Czy ty faktycznie złapałaś za żyletkę?- Zapytał cicho, a ja obdarzyłam go spojrzeniem pełnym bólu ciągle powtarzając słowo transu.<br />
<i>Oh, czyli słyszał. </i><br />
Złapałam za rękawek swojej koszulki i podciągnęłam go pokazując moją skórę po czym zaszlochałam 'przepraszam'. Liam przerażony złapał się za głowę i rozkazał mi przestać przepraszać, ale ja nie potrafiłam i tylko znów naciągnęłam materiał na rany po czym łapiąc się za ramiona zaczęłam się kiwać na podłodze kompletnie nie wiedząc co zrobić. Chłopak w końcu złapał mnie w zgięciu kolanowym i ramieniem oplótł moje plecy podnosząc mnie z ziemi i zaniósł mnie do mojego pokoju w międzyczasie uspokajając mnie i w końcu zamknęłam usta tylko wtulając się w szyję chłopaka. Po krótkiej chwili poczułam pod sobą moje wygodne łóżko więc otworzyłam powieki widząc nad sobą zatroskanego Liam'a.<br />
- Dziękuję - szepnęłam.- To nie wina Niall'a, on nic nie zrobił - zaczęłam tłumaczyć.- Nie bądź na niego zły, to nie on zawinił, tym razem wina jest całkowicie po mojej stronie, nie bądź na niego zły, proszę. To na prawdę nie jego wina, on chciał dobrze.<br />
- Rose - uspokoił mnie.- Ja wszystko słyszałem i mam własne zdanie.<br />
- Nie mów innym - westchnęłam.- Nie muszą wiedzieć.<br />
- Chcesz mieć ze wszystkimi innymi taką sytuację jak z Niall'em?<br />
To pytanie skutecznie skłoniło mnie do przemyślenia czy faktycznie chciałam utrzymywać wszystkich innych w niewiedzy, bo potem i tak by to wypłynęło.<br />
- Po prostu nic im nie mów - nakazałam czując jak łza spływa bokiem mojej głowy.<br />
Skinął niechętnie głową, a potem przyjrzał się moim oczom i westchnął zażenowany.<br />
- Kiedy ostatni raz spałaś?<br />
- Wczoraj - odparłam.- Chyba godzinę, może półtorej, nie jestem pewna.<br />
- Spróbuj się zdrzemnąć.<br />
- Nie mogę - rzekłam cicho, a Liam posłał mi nierozumiejące zdziwienie.- Za bardzo się boję, by zasnąć.<br />
Chłopak podrapał się po karku.<br />
- To może ja stanę na straży twojego snu, co? Zawołam Kim, ona też nie mogła spać, obie sobie pośpicie, a ja was będę pilnował oglądając telewizję przed pokojem, co ty na to?<br />
Z uśmiechem skinęłam głową i położyłam się czekając na przyjaciółkę, która chwilę potem przytuliła się do mnie i wyszeptała do ucha:<br />
- Miłych snów.<br />
Odpowiedziałam jej tym samym i udałam się w ramiona Morfeusza.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>---------------------------------------------------------</b><br />
<b>Smutas. </b><br />
<b>Znowu. </b><br />
<b>xD </b><br />
<b>Kocham was <3</b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-91344827878293902402015-05-05T08:53:00.003-07:002015-05-05T08:53:52.655-07:00Rozdział 17- Popatrzcie kogo znalazłem na ganku!- Krzyknął Zayn wbiegając do pokoju, gdzie ja i cała reszta graliśmy w karty.- Możemy ich przygarnąć? Prooszę.<br />
- Kto tam jest?- Westchnął zirytowany Liam.- Jakoś za bardzo nie mam ochoty przygarniać twoich dziwek, Zayn.<br />
Usłyszałam jak coś w przedpokoju wywraca się, a potem coś innego upada.<br />
- Osioł! Ale z ciebie osioł!- Wrzasnęła Brook zganiając Carl'a wchodzącego do pokoju.- A ciebie, Liam powinnam zlać za określenie jakiego użyłeś - moja siostra pogroziła chłopakowi palcem wskazującym.- Nie jestem dziwką, a już na pewno nie dziwką Zayn'a.<br />
Osioł kichnął, a Brooklyn przewróciła oczami.<br />
- Mówiłam ci, żebyś wziął leki, rozchorujesz się jeszcze bardziej - powiedziała oskarżycielko machając mu przed nosem rękoma.- Czy na prawdę tylko ja w naszym domu mam mózg?<br />
- Wybacz, ale kiedy miałem już je szykować to wyciągnęłaś mnie za szmaty krzycząc 'chodźmy zjarać się powietrzem z paczką Rossie'- osioł jęknął zakrywając sobie nos by znów nie kichnąć.<br />
- Wcale nie!- Krzyknęła Brook robiąc 'wielie oczy'.- A przy okazji jak to możliwe, że przeziębiłeś się w taką pogodę? Z tobą jest coś nie tak, wiedziałam!<br />
- Dzięki - westchnął.- Mam magiczne moce tak w ogóle.<br />
Brook udała, że się śmieje, a ja kątem oka spostrzegłam jak Kim uśmiecha się na ich przekomażankę słowną. A może nie uśmiechała się z ich powodu? Wszystko jedno.<br />
Szturchnęłam lekko Louis'a dając mu znać, że teraz jego kolej, a on nagle przebudzony wyrzucił jedną ze swoich kart. Wszyscy w tym samym czasie znów zajęli się grą, a Brook z Carl'em usiedli w naszym kółeczku oglądając to, co robimy.<br />
- Serio?- Jęknęła Brook kiedy Kim wyciągała kolejną kartę.- Nie macie nic innego do roboty? Czasami zastanawiam się czy my - wskazała na mnie - mamy na pewno tego samego ojca, albo matkę.<br />
- Ja też - burknęłam.- Szczególnie kiedy mówisz, że nie rozumiesz na czym polega gra w wojnę - wystawiłam jej język, a ona fuknęła krzyżując ręce na piersi.<br />
- Serio?- Zaśmiał się Niall.- Nie znałem cię od tej strony, Lyn.<br />
- Oh, poważnie?- Burknęła wywracając oczami.- A od jakiej niby strony mnie znasz, blondi?- Niall zaczął poruszać zabawnie brwiami, a Brook udała, że ją cofa.- Dobra, chyba nie chcę wiedzieć.<br />
- Ej, ej - wtrącił się Lou.- Czy wy ze sobą...? No wiecie...?<br />
Moja siostra zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami w geście 'nie wiemy'.<br />
- Boże - jęknęła Kim.- Louis pyta czy ze sobą spaliście.<br />
Niall, który w tamtym momencie pił swoją colę, zachłysnął się i gdyby nie moja interwencja to pewnie by się udusił. Wszyscy dziwnie patrzyli na Kim, która tylko obojętnie wzruszyła ramionami i znów wgapiła się w swoje karty.<br />
- Czasami odrobina bezpośredności wam wszystkim dobrze zrobi - jęknęła.- Odpowiecie mi?<br />
- Niall to cnotka niewydymka, Kimuś - Brook wywróciła oczami wstając.- Więc nie, nie spaliśmy ze sobą, chce ktoś soku? Idę do kuchni.<br />
- Ja poproszę - Zayn pokazał jej rząd białych zębów, a ona udała, że się uśmiecha na co miałam ochotę parsknąć śmiechem.<br />
Kiedy brunetka zniknęła za drzwiami, Louis szturchnął Niall'a i zaczął znacząco poruszać brwiami, a ja zaśmiałam się.<br />
- Więc czekasz z tym do ślubu?- Zapytał, a ja zaczęłam się śmiać na co oczy wszystkich w pokoju przeniosły się na mnie.<br />
- Loui, zabawny jesteś. Sama bym w to uwierzyła gdyby nie fakt, że Niall w liceum przeleciał moją koleżankę Serenę, więc prawiczkiem raczej nie jest - westchnęłam upijając swojego picia, które stało przede mną jak przed wszystkimi.<br />
Kiedy popatrzyłam na Niall'a zobaczyłam, że chłopak się rumieni i o mój boże, to było urocze.<br />
- Niall - mruknęłam, ale nie usłyszał.- Niall.<br />
Spojrzał na mnie i jeszcze bardziej się zarumienił, a ja miałam ochotę... wylizać mu twarz. Okay, po prostu wyglądał słodko, a takie rzeczy są smaczne.<br />
- Co?<br />
- Twoje policzki są koloru cegły - westchnęłam głośniej na co wszyscy, łącznie z Brooklyn, która wchodziła do pokoju niosąc trzy szklanki z sokiem, na niego spojrzeli i zaczęli się głupio uśmiechać. Wtedy był już bordowy.<br />
Szturchnęłam go w ramię i uśmiechnęłam się tak szczerze jak tylko potrafiłam. Nachyliłam się do niego i wyszeptałam na ucho:<br />
- To słodkie, będziesz miał na to branie.<br />
Odsunęłam się od niego i znów zajęłam się grą.<br />
- Co ci powiedziała?- Zapytał Louis, a blondyn tylko wzruszył ramionami.<br />
- Zaproponowała mi seks wieczorem. Uważa, że moje rumieńce są podniecające - chłopak mrugnął do mnie, a na moje policzki wkradł się róż.<br />
- Kłamca - mruknęłam z uśmiechem i po chwili usłyszałam jak wszyscy robią wielkie 'uuuuuu'.- Oh, zabiję cię kiedyś, Niall.<br />
- Najpierw mnie przelecisz - zaśmiał się szturchając mnie w ramię, a ja parsknęłam śmiechem.<br />
- Tak - przyznałam.- To będzie w tej kolejności: Ty mnie zabijesz, potem przelecisz, ja zmartwychwstanę, bo przecież jestem kolejnym Jezusem, i cię zabiję.<br />
Blondyn pokręcił głową rozbawiony.<br />
- A potem dołączysz do mnie w niebie?<br />
- Prędzej w piekle - wytknęłam mu język, a on rzucił się na mnie łaskocząc i po chwili widziałam jak wszyscy inni dołączyli do tych kompletnych głupot. Kim zaczęła łaskotać Niall'a, Louis Kim, Zayn Louis'a, osioł Zayn'a, a Brook osła. Liam tylko siedział i patrzył rozbawiony na to, co robiliśmy.<br />
I po co komu prawdziwa rodzina?<br />
<br />
<br />
<br />
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Przyszłam bo poprosili mnie o to przyjaciele - zaczęłam mówić, w tym czasie Harry zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Po chwili prawie leżałam na ławce, a on na mnie. Słyszałam tylko stłumiony dźwięk muzyki i nasze oddechy. To brzmi pewnie romantycznie, ale dla mnie było okropne. Czułam się taka mała i bezsilna.Wyślizgnęłam się z jego 'uścisku' bokiem i ruszyłam w stronę domu, ale chwilę potem poczułam jak łapie mnie w talii i ciągnie do siebie. Byłam zbyt słaba, żeby się opierać. Normalnie o tej godzinie śpię... Chwilę potem przywarł mnie do muru i przytrzymał tak bym nie mogła się ruszyć.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Daj mi spokój, jestem zmęczona... Nie chce mi się z tobą bawić w przepychanki - powiedziałam spokojnie. Nie próbowałam nawet się wyrywać, bo wiem, że wtedy by mnie nie wypuścił. Zostało mi tylko udawanie, że nie obchodzi mnie to co robi... Obchodziło mnie, bardzo.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Jestem za duży na zabawy - powiedział z chytrym uśmieszkiem.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Cieszę się, możesz mnie puścić?-Powiedziałam, poprawił się co nie było miłe.- To boli!- krzyknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili mnie puścił. Od razu złapałam się za masaż nadgarstków które poczerwieniały od uścisku.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>Harry przejął się chyba nieco tym co zobaczył.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Przepraszam - powiedział oglądając moje ręce. Byłam na niego zła. Wiedział to.</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: inherit;"><i>- Za każdym razem kiedy mnie spotykasz musisz mi coś zrobić?!- Krzyknęłam.- A takie trzymanie twoim zdaniem jest zabawne?! Śmieszy cię to?! Widzisz co mi zrobiłeś?- pokazałam mu ręce, strasznie mnie wtedy bolały.- A noga? Na nodze będę mieć do końca życia bliznę... przez ciebie.</i></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span>
<i>Przyłożyłam znów żyletkę do swojego ramienia. Wolno przejechałam nią po skórze i patrzyłam spokojnie jak krew płynie po mojej ręce. po moich policzkach wciąż płynęły łzy, ale ja czułam tylko ulgę, obraz zaczynał się rozmazywać, a ja cięłam skórę, kreska za kreską. Moje ramie było całe czerwone, kiedy chciałam naciąć czwartą krechę żyletka wyleciała mi z rąk, a ja nie miałam już siły jej podnieść. Napiłam się znów i wtedy butelka upadła na ziemię. Obraz rozmazywał się coraz bardziej i nagle usłyszałam jak Harry otwiera drzwi kabiny.</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Kiedy Niall łaskotał mnie, a ja byłam kompletnie szczęśliwa, oczywiście coś musiało pójść nie tak i rękaw mojej bluzki na krótki rękaw podwinął się ukazując przy tym siedem okropnych blizn. Przez chwilę Niall nie zwrócił na to uwagi, ale gdy spostrzegł moje zmieszanie również spojrzał na moją rękę i był tak zdziwiony, że coś w mojej klatce piersiowej zabolało od oglądania go takiego. Szybko nawinęłam rękawek i poszłam do swojego pokoju zostawiając przyjaciół, którzy nawet się nie przejęli moim wyjściem.<br />
Usiadłam na łóżku i zaczęłam gładzić blizny ręką chcąc by zniknęły. Nie chciałam ich. Przypominały mi o moich słabościach, a ja w tej sytuacji nie mogłam mieć ani jednej. Z nimi wszystkimi wiązała się pewna historia, każdą zrobiłam sobie z ważnego powodu. Rozwód rodziców, zdrada ojca, śmierć żony mojego brata i w końcu załamanie nerwowe spowodowane zerwaniem z byłym chłopakiem, a raczej gwałtem jakiego na mnie dokonał. Spośród osób żywych tylko trzy wiedziały o tym, co mi zrobił. Ja, Kim i Rick. Powiedziałam to jeszcze Harry'emu, ale on był martwy więc raczej nie kwalifikował się. To on uratował mnie przed wykrwawieniem się tego dennego wieczoru.<br />
Boże, jak ja go kochałam.<br />
Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia i zdziwiona odskoczyłam widząc przed sobą moją przyjaciółkę. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak weszła do pokoju. Spojrzała na mnie niepewnie i znów się przysunęła dotykając moich blizn, a ja schowałam twarz w rękach chcąc się schować.<br />
- Kim, proszę - westchnęłam patrząc jak całuje moje blizny, każdą z osobna.- Przestań.<br />
- Mogłaś mi powiedzieć - jęknęła, a w jej oczach błysnęły łzy.- Jezu, Rose, siedem. Siedem razy nie było mnie przy tobie kiedy mnie potrzebowałaś.<br />
- To było dawno - skłamałam.- Zaczęło się 6 lat temu, Kim, to nie twoja wina. Miałaś swoje problemy, byłaś zakochana, a ja nie chciałam psuć ci tego, co miałaś.<br />
- Przypomnij mi proszę w kim byłam zakochana - poprosiła przytulając mnie, a ja pociągnęłam brzydko nosem.<br />
- W Rick'u.<br />
- Właśnie, z tego co wiem, to on cię zgwałcił, więc miłość to była raczej niemrawa - pokręciła głową łapiąc moją twarz w swoje delikatne i małe dłonie.- Rose, na mnie możesz zawsze liczyć, kocham cię, rozumiesz? Nigdy cię nie zostawię, przenigdy, nie po tym, co przeszłaś. Ufasz mi, prawda?<br />
Skinęłam głową starając się znów nie płakać.<br />
- Właśnie, więc musisz mi uwierzyć, że chodźby nie wiem co to zawsze będę przy tobie i zawsze ci pomogę, kochanie. Zawsze. Nie ważne, czy będziesz potrzebować podpaski czy ktoś będzie trzymał cię na muszce. Ja postaram się być, okay? Oczywiście - prychnęła - nie jestem Jezusem, ale postaram się dotrzymać obietnicy.<br />
Przytuliłam ją i siedziałyśmy tak przytulone przez dość długi czas pamiętając, żeby nie rozpłakać się jak na typowe 'twardzielki' nie przystoi. Życie rani tak bardzo, że nawet wiedząc, że jest się bezpiecznym w objęciach osoby, którą się kocha można bać się świata, który cię otacza. Że nie jest się do końca pewnym tego co właściwie należy zrobić w danej sytuacji, bo takowa przydarza się pierwszy raz w życiu.<br />
<i>Czasem będąc biezpiecznym masz ochotę zrobić coś niebezpiecznego.</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>Stałam na krańcu góry. Byliśmy na wycieczce w klasie 2 gimnazjum, Kim zniknęła ganiając za chłopakami z 3 klasy, a ja czułam wielką przyjemność wyobrażając sobie, że skaczę z przepaści na jakiej stoję. </i><br />
<i>Wtedy nie byłoby niczego oprócz mnie, śmierci i ciemności, a co za tym idzie, błogości jaką ta ciemność niosła za sobą. Wyobrażałam sobie, że w końcu jestem uwolniona od wszystkich ludzkich rzeczy, od czegokolwiek co człowieczeństwo robiło. Od bólu, cierpienia, strachu, radości, przyjaźni, miłości, a przede wszystkim życia. To byłby koniec niosący za sobą nowy początek. Coś, czego pragnęłam ponad wszystko od chwili w której dowiedziałam się o niesprawiedliwości jaką mój ojciec od dość długiego czasu wyrządzał mojej mamie. O tym właśnie mówiłam. Każdy człowiek popełnia błędy, bo błędy są ludzkie. Ale błędy sprawiały, że moja zraniona dusza pchała się w przepaść potocznie zwaną 'czarną dziurą'. Ta właśnie dusza chciała w końcu zaznać ukojenia, tak jak zaznało to ciało gdy wspaniała, srebrna żyletka pociągnęła czerwoną kreskę na moim ramieniu. Widok mojego bólu sprawiał mi przyjemność, moje cierpienie było jak ukojenie, bo szczerze wierzyłam, że to co działo się dookoła mnie działo się głównie z mojej winy, że to ja zrobiłam coś źle i musiałam za to zapłacić. Ale dlaczego miałabym płacić czyimś dobrem lub bezpieczeństwem? </i><br />
<i>Otwierając z radości usta wyciągnęłam przed siebie nogę i wyjrzałam na świat poza górą. Nauczycielka wspominała, że nie ma najmniejszej szansy na to, by ktokolwiek, kto spadnie przeżył i cieszyło mnie to zapewnienie. Ciepły wiatr bawił się moimi włosami zganiając je z ramion by żyły swoim życiem póki tylko mogą, bo mało czasu im zostało. Rozłożyłam ręce czując w każdej kończynie życie, które tak błagało bym przestała. Zamknęłam oczy lekko przechylając się do przodu z zamiarem skoczenia w przepaść. </i><br />
<i>- Rose, co tam robisz? - Usłyszałam rozbawiony głos Kim, który zmusił mnie do cofnięcia się i obejrzenia na nią, podążała w moim kierunku uważnie lustrując to, co robiłam.- Chodź, Sarrel rozdziela już pokoje. </i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>- Nie mów chłopakom - wyszeptałam.- Nie chcę ich współczucia, będą się zadręczać, a Niall jak znam życie będzie mieć mnie dość.<br />
- To on mnie tutaj przysłał - przyznała ścierając i tak suchy policzek i spoglądając na mnie z tępym uśmiechem.- Mam wrażenie, że między wami nie ma zwykłej przyjaźni.<br />
- Ja go kocham, on kocha mnie - wzruszyłam ramionami.- Z tego co wiem, oczywiście. Ale chyba żadne z nas nie byłoby w stanie do typowej miłości między chłopakiem, a dziewczyną. Właściwie nawet nie umiem tego nazwać.<br />
- Jesteś pewna, że on nie byłby w stanie pokochać cię w ten sposób?- Zapytała marszcząc brwi.- Myślę, że obojgu z was przydałaby się odrobina bliskości płci przeciwnej, jeśli wiesz o czym mówię.<br />
Zaśmiałam się z odrobiną odrazy i zrobiłam głupią minę.<br />
- Chcesz, żebym pieprzyła się z własnym 'bratem'? Z resztą... Co ty wiesz o takich sprawach?<br />
- Dużo - oburzyła się zakładając ręce na biodra.- Czytam książki. 50 twarzy Grey'a i jesteś ekspertem, nie wiem czy wiesz.<br />
- Nie powiesz im? Nie chcę, żeby czuli się przy mnie niepewnie - poprosiłam nakładając znów rękaw na ramię.<br />
Brunetka zlustrowała mnie wzrokiem i po chwili uśmiechnęła się w ramach pocieszenia.<br />
- Jasne, że nie powiem, głuptasie.<br />
Jakby na sygnał do pokoju wpadło całe towarzystwo z zewnątrz i nie przejmując się nami zaczęli rozważać o swoich sprawach, których pewnie nie dokończyli wcześniej.<br />
- Czy ja wyglądam na wyrocznię?- Zaśmiała się Brook prowadząc osła za ramię przez co do mojej głowy doszła pewna myśl - <i>Osioł taki zdominowany.</i>- Skąd niby mam wiedzieć takie rzeczy?<br />
Zayn tylko fuknął pod nosem i udał, że się obraża.<br />
- Ja tam swoje wiem - westchnął.- Kiedyś będę superman'em i dowiesz się o tym kiedy uratuję twój tłusty tyłek przed gwałcicielem w opresji dla którego będziesz jedyną dostępną gazelą na horyzoncie.<br />
Brooklyn fuknęła na mulata i założyła ręce na biodra patrząc z wyrzutem na osła.<br />
- A ty co?- Warknęła.- Stanąłbyś w obronie uciskanej niewiasty, ośle!<br />
Wzruszył ramionami i usiadł między mną, a Kim szczerząc się przy tym najgłupiej jak tylko potrafił. Miałam wrażenie, że moja siostra dostanie białej gorączki będąc obleganą od strony Zayn'a, osła i na domiar złego Louis'a, który włączył się do konwersacji.<br />
- A ja uważam, że skoro Zayn myśli, że kiedyś będzie superman'em to zostanie żulem. Oczywiście wcześniej rozważając wszystkie za i przeciw. Za: Zayn tak twierdzi. Przeciw: Brook jest innego zdania, ja swoje wiem, nie masz nadprzyrodzonych mocy i wiernego poddanego, nie miałbyś kogo ratować, Perrie by cię chyba zatłukła suchą bułką no i cios ostateczny to fakt, że po prostu jesteś mulatem i jakby nie masz niczego innego jak skończyć na ulicy żebrząc o marnego funta - Lou wzruszył ramionami wyczerpując już wszystkie argumenty dotyczące poruszonego tematu.<br />
- Czasami mam ochotę cię udusić - powiedział obojętnie Zayn gestykulując rękoma.- Ale potem uświadamiam sobie, że sam nie skończyłbym lepiej gdybym spotkał Eleanor.<br />
Cicho zaśmiałam się widząc, że żadne nie ma już czego dodać w tym temacie i kątem oka dostrzegłam jak Kim robi to samo co ja.<br />
- A ja myślę, że w ogóle nie trzeba było zaczynać tematu 'zostanę superbohaterem' - wtrącił Liam, który zajmował miejsce stojące pod ścianą i zachowywał się jak cicha myszka.<br />
- Daddy Liam!- Krzyknął Zayn rzucając się na przyjaciela i całując go w policzek.- Już się bałem, że straciłeś głos, tatuśku!<br />
- Przezabawne - jęknął odsuwając od siebie mulata po czym żwawo zaczął ścierać z siebie ślady jego całusów.- Takie rzeczy to być może za 70 lat - powiedział dokładnie akcentując 'być może'.<br />
W tamtym momencie blond czupryna zabłysnęła mi przed oczyma, kiedy Niall wszedł niechętnie do pomieszczenia i rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie ustawił się przy ścianie obok Liam'a. Mierzył mnie martwym wzrokiem przez chwilę, kiedy reszta się jeszcze przekomarzała, ale jakoś nie potrafiłam rozpoznać dokładnie słów. Wszystko zatrzymało się w jednym momencie, a ja widząc, że chłopak żywił do mnie czystą niechęć spuściłam wzrok, ale dalej czułam, że on intensywnie się we mnie wpatrywał.<br />
Gdy znów odważyłam się na niego popatrzeć, on rozmawiał o czymś z Liam'em i chyba udawał, że go nie interesowałam. Nie wiem dlaczego sprawiło mi to ból, istne cierpienie w klatce piersiowej.<br />
Czułam jak Kim zaczęła masować moje ramie dając mi wsparcie i właściwie to podniosła mnie nieco na duchu. Dźwięki docierały do mnie powoli, a gdy w końcu całkowicie powrócił mi słuch usłyszałam jak ktoś wymawia kilkakrotnie moje imię.<br />
- Rose!- Krzyknęła Brook.- Jezu, ogłuchłaś?<br />
- Nie - wyszeptałam niemrawo kręcąc głową.<br />
- To dobrze - westchnęła przewracając oczami.- Już zaczynałam się martwić. Pytałam czy widzisz mnie w przyszłym wyborze na miss? Ten dureń - wskazała na Liam'a, który wyszczerzył rząd białych zębów- twierdzi, że nie mam szans.<br />
Kiedy otworzyłam buzię by coś powiedzieć znów poczułam palące spojrzenie Niall'a, więc nabrałam nagłej ochoty oddalenia się od nich. Wstałam powoli i wzruszyłam ramionami do siostry.<br />
- Chyba ma rację biorąc pod uwagę twój celulit - rzekłam ruszając w stronę drzwi. Nie chciałam dłużej przebywać w jednym pokoju ze złym na mnie najlepszym przyjacielem. Cały pokój pękał ze śmiechu po mojej odpowiedzi, a Lyn tylko skrzyżowała ręce na piersiach.<br />
- Już nie mam celulitu - oburzyła się.- Ostatnio widziałaś mnie w krótkich spodenkach 3 lata temu, więc skąd możesz wiedzieć, że dalej go mam?<br />
- Wybacz - burknęłam wychodząc.- Zmieniłam zdanie.<br />
- Ej, a ty dokąd?- Krzyknęła za mną Kim zrywając się z miejsca.<br />
- Głowa mnie boli, idę się położyć - skłamałam.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>-------------------------------------------------------</b><br />
<b>Ojojoj! To się porobiło! </b><br />
<b>Wpadłam na genialny pomysł, żebym dodawała rozdziały codziennie aż do tych, których jeszcze nie napisałam ;P i tak zostały mi 2 rozdziały i epilog, więc nie zejdzie mi z nimi długo :D </b><br />
<b>Kocham was <3 </b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-54160895867995974522015-05-04T12:48:00.002-07:002015-05-04T12:48:42.777-07:00Rozdział 16<h2>
Mrs. Baker P.O.V. (mama Rose) </h2>
<div>
- Zabierz Joe do żłobka, ja idę do pracy dopiero za godzinę, a jestem zmęczona więc jeszcze się zdrzemnę - powiedziałam całując swojego partnera. William zniknął w przedpokoju i po chwili słyszałam jak mały płacze więc niechętnie zwlekłam się i ruszyłam tam by przebrać kilkumiesięczne dziecko. Joe jak zwykle na mój widok rozpromienił się i gdy ledwie go dotknęłam zaczął się słodko śmiać, a ja posłałam mu typowy matczyny uśmiech. </div>
<div>
- Jak w kancelarii?- Zapytałam William'a kompletnie bez sensu.- Wiesz... Ostatnio jakoś czuję się odepchnięta. </div>
<div>
Mężczyzna objął mnie od tyłu w talii i wtulił się we mnie, a ja błogo, jak zawsze, odpłynęłam z uśmiechem na ustach. </div>
<div>
- Nie odepchnąłbym kobiety mojego życia z którą mam najwspanialsze dziecko świata - wymruczał mi do ucha, a ja poczułam motylki w brzuchu.- Mam na ciebie ochotę, kochanie. </div>
<div>
- Poród mnie wykończył - jęknęłam.- Obiecałam, że zrobimy to kiedy skończę krzyczeć przy sikaniu. </div>
<div>
William zrobił skwaszoną minę, ale pokiwał głową i zabrał ode mnie Joe po czym pocałował mnie czule i ruszył do korytarza gdzie szybko ubrał buty i jeszcze raz mnie pocałował po czym opuścił nasz dom. Stanęłam w drzwiach cała w motylkach i pomachałam mu zadowolona przy czym puściłam do niego jeszcze jednego całusa, a on udał, że go łapie. </div>
<div>
- Kocham cię - krzyknął, a ja odkrzyknęłam mu to samo. </div>
<div>
Miłość to najlepsze co mogło mnie kiedykolwiek spotkać. Chciałam wychować w miłości moje dziecko pilnując przy tym by nigdy nie dowiedziało się o tym, że ma inne rodzeństwo. Joe zdecydowanie był lepszy od pozostałej trójki moich dzieci, które okazały się niewdzięczne wobec mnie. </div>
<div>
Ruszyłam do kuchni wciąż w piżamie i zrobiłam sobie na śniadanie tosta po czym jedząc go niechętnie odebrałam telefon od swojego byłego męża. </div>
<div>
- Tak? Nie mam zbyt wiele czasu, Dominic - westchnęłam opychając się jedzeniem.- Właściwie to nawet nie wiem po co odebrałam. </div>
<div>
- Frannie jak zawsze w szampańskim nastroju - burknął.- Dzwonię do ciebie w sprawie naszego dziecka. Martwię się o Rose, wiesz, że była na cmentarzu? </div>
<div>
- Nie ingeruję w jej życie od kiedy postanowiła się na mnie wyprzeć. </div>
<div>
- Bo nie zaakceptowałaś jej ukochanego. </div>
<div>
- Nadal trzymam się swojego - rzuciłam odkaładając talerz do zlewu.- Ale skoro już odebrałam to mów dalej. </div>
<div>
- Nie ma jej w domu. </div>
<div>
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc gdzie mogła pojechać. </div>
<div>
- A Niall? </div>
<div>
- Gdyby Niall tam był to powiedziałby mi o tym gdzie się podziewa moja córka, nie uważasz?</div>
<div>
Wypuściłam z siebie powietrze. </div>
<div>
- To jak myślisz, gdzie jest? </div>
<div>
- Do ciebie też bym nie dzwonił gdybym się chociażby domyślał - zaśmiał się sucho.- Masz jakieś pomysły? </div>
<div>
- Nie - rzuciłam idąc na górę by się ubrać.- Włączę na głośnik, poczekaj. </div>
<div>
Zaczęłam ubierać się w swoją garsonkę słuchając przy tym preteksjonalnych wkładów byłego męża. </div>
<div>
- Wątpię, żeby ciągnęło ją do kobiet, Dominic - zaśmiałam się.- Za Niall'a też raczej nie powinna zachcieć nagle wychodzić, więc na ślub nie uciekli. Może pojechała odwiedzić Serenę? Przecież utrzymują ze sobą wciąż kontakt. Albo postanowiła pojechać na małe wakacje z Kim? Opcji jest wiele. </div>
<div>
- A może NY i Brook?- Zaproponował na co tylko pokręciłam głową. </div>
<div>
- Nigdy nie miały ze sobą dobrych kontaktów, więc byłaby ostatnią osobą do której by się udała w nagłej potrzebie. </div>
<div>
- Dobrze, ale gdzieś musiała pojechać do cholery - westchnął, a ja kompletnie znużona tą rozmową zarejestrowałam pukanie do drzwi. </div>
<div>
- Dominic, kończę. Zadzwoń później - powiedziałam przerywając połączenie. </div>
<div>
Poprawiłam swoją opinającą spódnicę i ruszyłam po stromych schodach na dół gdzie do drzwi zaczął się ktoś po prostu dobijać. </div>
<div>
- Spokojnie - zaśmiałam się.- Już idę. </div>
<div>
Z wielkim bananem na twarzy otworzyłam drzwi i zobaczyłam przystojnego mężczyznę w wieku około 30 lat. </div>
<div>
- Dzień dobry - powiedział uprzejmie.- Mam bardzo ważną wiadomość dotyczącą pani córki, Rose. Mogę wejść? Takich informacji nie przekazuje się w progu. </div>
<div>
- Oh, dobrze - powiedziałam miło i otworzyłam szerzej drzwi wpuszczając swojego gościa.- Więc, chce pan może kawy? A jak panu na imię? </div>
<div>
- Tak, poproszę. Mathew, jestem Mathew. </div>
<div>
Posłałam mu jeden z najmilszych uśmiechów i odwróciłam się do niego idąc w stronę kuchni, ale ten złapał mnie od tyłu i zakrył moje usta dłonią, a ja przerażona zaczęłam się wyrywać. </div>
<div>
- A więc ważna informacja - powiedział cicho do ucha.- Twoja córka, Rose, jest bardzo wredną suką i wsadziła mnie do więzienia, ale ja mam ochotę się zemścić. </div>
<div>
Wierzgałam i walczyłam ze łzami w oczach. </div>
<div>
- Oh, uspokój się, nie chcę cię zabić, ale słowo daję, że stracisz pięknego paluszka jeśli się zaraz nie uspokoisz. </div>
<div>
Przestałam. </div>
<div>
- Pięknie - mężczyzna przyłożył mi jakiś wacik do nosa, a ja zaczęłam odpływać.- Więc, Frannie Baker, oficjalnie zostałaś porwana. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b>-----------------------------------------------------</b><br />
<b>LOOOOL </b><br />
<b>nie wierze, że to napisałam xD kolejny krótki jak cholera, ale to właśnie dlatego go dodałam tak szybko. Nie myślcie sobie. Zostało mi do napisania tylko 25, 26 i epilog *jara się* a potem prawdopodobnie zrobię sobie przerwę i startujemy z ostatnią częścią! </b></div>
♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5999206365748334801.post-28577366438650269732015-05-03T06:01:00.004-07:002015-05-03T06:02:36.592-07:00Rozdział 15<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Nie złość się na mnie kiedy to przeczytasz, </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>nie mogłem znaleźć odpowiedniego rymu, </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>ale sądzę, że mimo to piosenka wyszła </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>dobrze z tym co tam wstawiłem :) </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lubię cię, Rose </i></div>
<h2 style="text-align: center;">
Little things - Dla Rose 16.10.2014</h2>
<i><br /></i>
<i>I know you're never loved the sound of your voice on tape / Wiem, że nigdy nie lubiłaś brzmienia swojego głosu na kasecie</i><br />
<i>You never want to know how much you weigh / Nigdy nie chciałaś wiedzieć, ile ważysz</i><br />
<i>You still have to squeeze into your jeans / Nadal musisz wciskać się w swoje dżinsy</i><br />
<i>But your perfect to me / Ale dla mnie jesteś idealna</i><br />
<i><br /></i>
<i> I won't let this little things / Nie pozwolę, by te małe rzeczy </i><br />
<i>Slip out of my mouth / Wymknęły mi się z ust</i><br />
<i>But if it's true / Ale jeśli to prawda </i><br />
<i>It's you / To ty </i><br />
<i>It's you / To ty</i><br />
<i>They add up to / Z nimi tworzysz całość</i><br />
<i>I'm in love with you / Jestem zakochany w tobie </i><br />
<i>And all this little things / I tych małych rzeczach</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Jestem zakochany w tobie?!<br />
Że co?<br />
Dziennik wypadł mi z rąk, a ja miałam ochotę ponownie zapaść się pod ziemią. Strasznie mi go brakowało, zabrakło go w momencie kiedy miałam ochotę chociażby strzelić mu w ryj za to, że z racji iż nie znalazł odpowiedniego rymu napisał, że jest we mnie zakochany.<br />
To bolało.<br />
Obawiając się tego co mógłby napisać w reszcie piosenek postanowiłam ich nie czytać obawiając się, że przyprawią mnie one o palpitacje serca.<br />
Kim weszła do mojego pokoju w momencie kiedy zamknęłam szafkę chowając dziennik Styles'a. Wytarłam swój policzek myśląc, że jest on mokry, ale nieco zaskoczyłam się stwierdzając, że byłam w błędzie. Kompletnie suchy.<br />
- Muszę z tobą pogadać - oznajmiła siadając na moim łóżku.- Jestem bardzo bezpośrednia, ale gówno mnie to obchodzi, tak się składa. Mam problemy i może cię to zdziwi, ale serio mam to głęboko w dupie, dziewczyno.<br />
- Jakie problemy?- Zapytałam siadając obok niej.<br />
Potarła się ręką o ramię i westchnęła ciężko.<br />
- Moja koleżanka zakochała się w kimś, kto ma dziewczynę - powiedziała ciężko, a ja zmarszczyłam czoło.- Dobra, ja zakochałam się w kimś, kto ma dziewczynę. I tak się składa, że chyba ją kocha. Jestem rozdarta, bo ja też go cholernie kocham. Kocham go tak mocno - powiedziała rozkładając ręce jak małe dziecko, które usiłuje pokazać jak bardzo mu na kimś zależy.- Nawet nie pytaj kto to - rzekła grożąc mi palcem.- Jeśli spróbujesz, to wierz mi, że postanowię zabić cię w trybie natychmiastowym, zrozumiano? A teraz powiedz mi co mam zrobić z tym fantem.<br />
- Kim, czy ja ci wyglądam na wyrocznię?<br />
- Nie, wyglądasz jak moja przyjaciółka, więc radziłabym ci się zachować tak samo jak ona, bo tak się składa, że kiedy ty mnie potrzebowałaś to ja zawsze byłam - powiedziała wypuszczając ze świstem powietrze, a ja zadrżałam.- No pomijając to, kiedy nie wspomniałaś mi o tym, że się zakochałaś. Wtedy nic nie wiedziałam, ale poza tym byłam i ty też masz teraz być, wspierać mnie tu i teraz, a tak poza tym to sprawić, żeby mój książę na białym koniu się zjawił i zabrał mnie huj wie gdzie, byleby daleko od tego całego zamieszania - mówiąc to żwawo gestykulowała rękoma, a ja miałam ochotę wybuchnąć i nie przestawać się śmiać.<br />
- I, że ja mam niby sprawić, żeby jakiś kolos na koniu cię porwał, tak? - Zaśmiałam się na co ona uderzyła mnie poduszką.<br />
- Mówiąc książę na białym koniu miałam na myśli tego chłopaka!- Jęknęła opadając na łóżko.- Życie ssie, przechodzę tutaj najgorsze chwile w życiu, a ty sobie ze mnie w najlepsze żartujesz.<br />
- Kochasz go i chcesz dla niego jak najlepiej - powiedziałam zajmując miejsce obok niej.<br />
- Chyba tak...<br />
- Więc pozwól mu samemu zadecydować o swoich uczuciach i życiu. Jeśli wybierze ciebie to dobrze, ale równie dobrze może się okazać, że ciebie po prostu nie kocha i wybierze tą drugą. Wybór chyba należy do niego.<br />
Brunetka odwróciła głowę w moją stronę i posłała mi piękny uśmiech, który odwzajemniłam. Wtuliła się we mnie i słyszałam jak szybko bije jej serce.<br />
- Kocham cię, Rose - wyszeptała.- Ale on będzie miał wybór, a jak wybierze ją to będziesz razem ze mną płakać przy oglądaniu filmów romantycznych i mówić jaki on nie jest i, że obie go nienawidzimy, tak?<br />
- Jasne, że tak - zaśmiałam się.<br />
Wstała i popatrzyła na mnie, a po chwili wyciągnęła do mnie dłoń.<br />
- Przysięgasz na mały palec?<br />
Złączyłam nasze paluszki i posłałam jej całusa.<br />
- Na mały palec.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<b>----------------------------------------------------------</b><br />
<b>Rozdział serio krótki, ale pozbierałam się podczas majówki i już nawet wiem ile będzie tutaj rozdziałów! A więc będzie ich 26 + epilog, a ja aktualnie pisać będę 24 :D </b><br />
<b>Kocham was <3 </b>♥тяαмρкσωα кѕιężиι¢zкα♥http://www.blogger.com/profile/18289406609493032272noreply@blogger.com0